Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 23 stycznia 2022

PoO - Rozdział 3 – Magiczne wesele

Harry szybko zrozumiał, dlaczego wszyscy tak upierali się, żeby wrócił do Hogwartu. W jego liście do Hogwartu była srebrna odznaka, którą Harry widział wiele lat temu u Percy’ego Weasleya. Litery „PN” wygrawerowane na plakietce były nie do pomylenia. Profesor McGonagall wybrała go na tegorocznego Prefekta Naczelnego. Powiedzenie, że Harry był w szoku, było niedopowiedzeniem. Jak miał poradzić sobie ze wszystkimi obowiązkami związanymi z byciem Prefektem Naczelnym mając to wszystko do zrobienia?

Oczywiście to było zanim Syriusz, Remus i profesor McGonagall wszystko wyjaśnili.

Profesor McGonagall wyznaczyła Harry’ego na Prefekta Naczelnego, ponieważ jej zdaniem był naturalnym przywódcą. Uczniowie go słuchali, a personel mu ufał, że nie nadużyje swojej pozycji. Dostanie prywatne kwatery w wieży Gryffindoru, z drzwiami prowadzącymi do kwater Syriusza i Remusa, z których będzie mógł skorzystać w razie potrzeby. Hermiona otrzymała odznakę Prefekt Naczelnej i już zgodziła się pomóc, gdyby Harry jej potrzebował.

Jeśli chodzi o zajęcia Harry’ego, wszyscy byli zgodni, że opieka nad magicznymi stworzeniami była przedmiotem, bez którego Harry mógł się obejść, by mieć więcej czasu. Miał kontynuować resztę swoich zajęć, a nauczyciele co miesiąc mieli mu dawać listę zadań, by pomóc mu być na bieżąco. Nauczyciele również byli zgodni, że prawdopodobnie byłoby dla Harry’ego korzystnie rozpocząć lekcje wcześniej, tak na wszelki wypadek.

Harry próbował zaprotestować, ponieważ wcześniejsze rozpoczęcie lekcji zabierze mu więcej czasu na badania, ale nikt go nie słuchał. Wszyscy wierzyli, że będzie to większa pomoc niż przeszkoda i zaczęli opracowywać harmonogram, który uszczęśliwi wszystkich. Od ósmej rano do południa, Harry, Ron i Hermiona mieli mieć lekcje z profesorem Flitwickiem, profesor McGonagall i profesor Sprout. Po szybkim obiedzie mieli spędzić trzy godziny w bibliotece z Syriuszem, Remusem i Tonks, a potem odbywały się lekcje z profesorem Slughornem i Kingsleyem Shackleboltem (który na ten rok otrzymał stanowisko nauczyciela obrony przed czarną magią). Po kolacji wracali do Kwater Huncwotów, by uzyskać sprawozdania z dnia i na dodatkowe poszukiwania.

Był to napięty harmonogram, ale z pewnością trzymał umysł Harry’ego z dala od wszystkiego poza pracą szkolną i historią Hogwartu. Był tak wyczerpany, że akceptował sen z otwartymi ramionami, tylko po to, by być obudzonym przez Remusa i cykl zaczynał się od nowa. To właśnie w te noce zaczęły się dziwne sny. Zawsze były takie same. Harry szedł przez korytarze Hogwartu z uczuciem, że coś ciągnie go do przodu. Zbliżał się coraz bardziej do celu… a potem budził się. Jego pierwszą myślą było to, że Voldemort znów miesza mu w głowie, ale brak bólu przekreślał tą możliwość. Od roku nie czuł nic od Voldemorta i raczej polubił ten brak bólu.

Oczywiście to nie powstrzymało go od powiedzenia o tym Syriuszowi i Remusowi, tak na wszelki wypadek.

Zgodnie z oczekiwaniami, Syriusz i Remus podejrzewali najgorsze i wspomnieli o dzienniku, by Harry zapisywał swoje sny. Niestety nie było wiele do pisania. Harry nie mógł nawet rozróżnić, którym szedł korytarzem, więc mógł iść w kierunku wielu miejsc. Nic, co Harry próbował, nie powstrzymywało snów, w tym eliksir bezsennego snu. Niezależnie od strachu reszty, Harry był zmuszony pozwolić snom rozgrywać się w nadziei, że prędzej czy później dotrze do celu.

W miarę upływu dni, zbliżał się coraz bardziej ślub Billa i Fleur. Ron musiał wrócić do domu, by pomóc w ostatnich przygotowaniach, Harry’emu dopasowano szaty, podjęto dodatkowe środki bezpieczeństwa dla Harry’ego, a ochrona Harry’ego została wyposażona w zaczarowane słuchawki, by wszyscy byli ze sobą w ciągłym kontakcie. Harry wciąż nosił swoje naszyjniki dziedzictwa, które były zaczarowane tak, by służyły jako świstoklik do Dworu Blacków, a jego pierścień z feniksem od Dumbledore’a miał zabrać go do Hogwartu, jeśli zajdzie taka potrzeba. Do tego odzież ochronna, którą miał pod szatą i Harry miał wystarczającą ochronę, by odeprzeć wszystko poza zaklęciami niewybaczalnymi.

Poranek ślubu naszedł szybko i nim Harry się zorientował, był ubrany, uzbrojony i czekał w pokoju wspólnym Kwater Huncwotów z Syriuszem, Remusem i Kingsleyem na Tonks i Hermionę. Podróżowali świstoklikiem, by uniknąć prasy i fanów, którzy rzekomo koczowali za osłonami przez ostatnie kilka dni w nadziei, że rzucą okiem na chłopca, który przeżył. Harry mógł tylko wzdrygnąć się na myśl o byciu obleganym przez hormonalnych nastolatków. Dlatego wolał żyć w odosobnieniu.

Drzwi do „pokoju rozmów” (a przynajmniej tak to nazywał Syriusz) w końcu otworzyły się zaledwie kilka minut przed zaplanowaną aktywacją świstoklika. Hermiona miała na sobie jasnoróżowe szaty, a jej włosy były upięte w kok z włożonymi w nie różowymi kwiatami. Tonks była ubrana w proste, jasnoniebieskie szaty, które wyraźnie były zaprojektowane dla kogoś, ko musiał być gotowy do działania w każdej chwili. Włosy Tonks były długie, blond, ściągnięte z tyłu spinką z niebieskimi kwiatami. Z pewnością był to dla niej nowy wygląd, ale Harry rozumiał powód tego. Nikt jej nie rozpozna i dlatego nie będą podejrzewać, że jest aurorem, przydzielonym do ochrony Harry’ego Pottera.

Zegar wybił dziesiątą i wszyscy natychmiast poczuli znajome pociągnięcie za pępkiem. Harry szybko zamknął oczy i czekał, przygotowując się na nieuniknione uderzenie. W chwili, gdy poczuł, jak jego stopy uderzają o twardą podłogę, Harry celowo rozluźnił kolana i zaakceptował wstrząs, który przez nie przebiegł, przytrzymując się Hermiony, by zapobiec utracie równowagi, co prawdopodobnie nie było najmądrzejszym ruchem, ponieważ natychmiast został zbombardowany emocjami wszystkich w pokoju. Ręce chwyciły go za ramiona i przytrzymały w miejscu, jednak Harry szybko wszystko odepchnął.

Kiedy nadchodzące uczucia przygasły do możliwego do opanowania poziomu, Harry otworzył oczy i natychmiast wraz z Hermioną został wciągnięty w gwałtowny uścisk przez panią Weasley.

- Dzięki Merlinowi, jesteście! – wykrzyknęła radośnie pani Weasley, po czym odsunęła się

 i spojrzała na nich. – Wyglądasz tak przystojnie, Harry, a ty pięknie, Hermiono. Teraz muszę tylko martwić się o własne dzieci. Hermiono, Ginny czeka na ciebie w swoim pokoju. Jest dzisiaj niesamowicie skrępowana. Mogłabyś coś zrobić, żeby ją uspokoić?

- Oczywiście, pani Weasley – powiedziała Hermiona z uśmiechem. – Mam wrażenie, że wiem, na czym polega problem.

Kiedy Hermiona wchodziła po schodach, pani Weasley skupiła uwagę na Harrym.

- Wszyscy chłopcy idą do pokoju Billa i Charliego – powiedziała. – Wiem, że Ron nie mógł się doczekać spotkania z tobą, więc może pójdziesz na górę?

Harry uprzejmie skinął głową, ignorując silne fale zdenerwowania i frustracji, spływające z pani Weasley, gdy wchodził po schodach. Tylko martwi się o ślub. Gdyby to było coś więcej, powiedziałaby coś. Przynajmniej Hary miał nadzieję, że pani Weasley by coś powiedziała. Ze wszystkich znanych mu dorosłych, Harry wiedział, że pani Weasley była najbardziej wytrwała w traktowaniu Harry’ego jak dziecko. Syriusz poprawił się nieco w ciągu ostatnich kilku tygodni, ale wciąż miał chwile, gdy chciał chronić Harry’ego przed okropnościami świata. Na szczęście Remus zawsze przy nim był, by przypomnieć, że Harry nie jest już małym chłopcem.

Pokój Billa i Charlie był pierwszym po prawej. Nawet za zamkniętymi drzwiami słychać było głosy i śmiechy. Harry ostrożnie zapukał do drzwi i czekał, aż cisza wypełni korytarz. Gałka przekręciła się i drzwi otworzyły się, ukazując znajomego rudzielca w okularach w rogowej oprawie i czarnych szatach, wpatrującego się w niego z beznamiętnym wyrazem twarzy.

- Harry – powiedział Percy Weasley, uprzejmie kiwając głową.

- Percy – powiedział ostrożnie Harry. Co powiedzieć komuś, z kim nie rozmawiał od lat i z kim nigdy nie był w najlepszych stosunkach? Percy zawsze zbyt wierzył w zasady, podczas gdy Harry zawsze podążał za głosem serca. To dlatego Percy’emu tak łatwo było „oddzielić się” od rodziny, która wspierała Harry’ego Pottera i Albusa Dumbledore’a. Percy dopiero niedawno był w stanie „pogodzić się” ze swoją rodziną i starał się unikać Harry’ego. To sprawiło, że Harry zaczął się zastanawiać, co właściwie Percy czuje w jego kierunku.

- Cieszę się, że dotarłeś – kontynuował Percy swoim normalnym, „profesorskim” tonem, odsuwając się na bok, by Harry mógł wejść do pokoju. – Mama martwiła się, że coś może się wydarzyć w drodze.

- Ale przybyliśmy świstoklikiem – zaprotestował Harry, wchodząc do pokoju i rozglądając się dookoła. Bill i Charlie stali przy oknie po drugiej stronie pokoju, Fred i George odpoczywali na łóżkach, a Ron właśnie przestał chodzić w tę i z powrotem. Gdy wszyscy byli w tym samym pomieszczeniu, łatwo było zauważyć podobieństwa. Charlie przypominał bliźniaków wyglądem i typem ciała. Bill, Percy i Ron byli do siebie podobni względem budowy ciała, ale dało się zobaczyć pewne różnice w ich wyglądzie.

- Cóż, nic nie jest całkowicie niezawodne – powiedział Bill, poprawiając mankiety rękawów. – Możliwe jest ingerowanie we wszystko, gdy w grę wchodzi magia. Trudniej jest ingerować w teleportację i świstokliki, ze względu na ich złożoność…

-  Nie dzisiaj, Bill - przerwał Charlie z szerokim uśmiechem. - Mama i Fleur chyba nie doceniłyby, gdybyś spóźnił się na własny ślub, bo chciałeś udzielić Harry’emu dwugodzinnego wykładu na temat, który da się wyjaśnić w pięć minut. - Charlie odwrócił się do Harry’ego z rozbawionym uśmiechem na twarzy. - Da się to zrobić, ale jest to bardzo trudne. Tylko niezwykle potężni czarodzieje i czarownice tego próbowali. Ponieważ wszyscy w czarodziejskim świecie wiedzą, że będziesz tu dzisiaj, mama martwiła się, że Sam Wiesz Kto czegoś spróbuje. Wyraźnie to się nie stało, więc możemy się teraz odprężyć. 

- Och - rzucił nieswojo Harry. Czasami naprawdę nienawidził, gdy trzymano go pod kloszem. Od lat podróżował świstoklikami i nikt nigdy nie wspomniał o możliwym niebezpieczeństwie. - Przepraszam. N-Nie chciałem…

- Nie masz za co przepraszać, Harry - powiedział Fred, po czym spiorunował Charliego wzrokiem. - Nic takiego nie stało się od dłuższego czasu. Mama jest po prostu mamą. Wszystkim się martwi.

Charlie stłumił śmiech, podchodząc do Harry’ego i kładąc dłoń na jego ramieniu.

- Nie chciałem cię martwić, Harry - powiedział szczerze. - Czasem zapominam, że nie dorastałeś słuchając różnych historii, tak jak my. Sądzę, że stało się to może dwa razy w czarodziejskiej historii, ale to wystarczy, by mama wierzyła, że może przydarzyć się każdemu z nas. 

- Mama się martwi, Harry - dodał Bill z szerokim uśmiechem. - Nauczyliśmy się akceptować, że nigdy się nie zmieni, bez względu na to, jak starzy jesteśmy.

- Trochę mi szkoda Ginny - rzucił prosto George. - Mama jest zdeterminowana, by chronić ją od wszystkiego, ale Ginny chce pomóc z wojną tak bardzo, jak my chcemy.

- Nie sądzę, by tak naprawdę Ginny chciała pomóc wojnie - stwierdził Percy, rzucając Harry’emu wszystkowiedzące spojrzenie, zaraz powtórzone przez resztę braci Weasley.

- Co? - zapytał obronnie Harry. - Dołączyła do GD z własnej woli i nauczyła się dokładnie tego samego, co inni. Jeśli chcecie kogoś winić to wińcie Rona i Hermionę. Ich pomysłem było rozpoczęcie tej grupy.

Przez ułamek sekundy nikt nie powiedział ani słowa. Po prostu patrzyli na Harry’ego, jakby wyrosła mu druga głowa, po czym zaczęli się śmiać. Dobra, najwyraźniej nie o to im chodziło. Harry zmusił swój mózg do szukania innych możliwości i potrafił wymyślić tylko jedną opcję. Ginny nie chciała pomóc z wojną. Chciała pomóc jemu, z powodu ich przyjaźni. Harry nagle poczuł wielką winę. Nigdy nie myślał o włączeniu jej w to, ponieważ nie wiedziała o jego umiejętnościach albo o tym, czego szukali.

- Doszedłeś do tego, prawda? - zapytał Charlie, figlarnie uderzając go w ramię.

Harry skinął głową.

- Byłem takim okropnym przyjacielem - powiedział cicho.

Śmiech natychmiast ustał.

- Przyjacielem? - zapytał Fred.

Harry spojrzał na niego z uniesioną brwią. Pokój wypełniły fale niepewności, sprawiając, że Harry poczuł się trochę niespokojnie. Ponownie poczuł się, jakby byli na dwóch zupełnie różnych końcach.

- Tak, przyjacielem - powiedział sucho. - Tak nazywasz kogoś, kogo dobrze znasz i nie masz nic przeciwko spędzania z nim czasu; chyba że wolelibyście, żebym nazywał się jej bratem.

- Nie! - zaprotestował Ron. - Przyjaciel to dobre określenie. Dla nas to pasuje, prawda?

Weasleyowie skinęli głowami i rozmowa natychmiast przeniosła się na przyjemniejsze tematy, póki nie przyszedł pan Weasley, by ogłosić, że prawie nadszedł czas na rozpoczęcie ceremonii. Harry ruszył za Weasleyami na dół, gdzie czekali na niego Syriusz, Remus, Kingsley i Tonks. Wyszli dużą grupą z domu, potem ozdobioną ścieżką na małe wzgórze. Słońce świeciło jasno, a łagodne powiewy wystarczały, by ciepły, letni dzień miał komfortową temperaturę, niczym idealny dzień na ślub. 

Tuż za wzgórzem ustawiono rzędy białych krzeseł naprzeciwko prostego, ale eleganckiego ołtarza. Z białych filarów umieszczonych w każdym rogu zwisały kwiaty wraz z pasmami kwiecistej girlandy, które były zawieszone wzdłuż zewnętrznych grup krzeseł. Ponad gadaniną siedzących dało się słyszeć cichą, kojącą muzykę. Charlie podążył za Billem do ołtarza, podczas gdy reszta braci Weasley podążyła za panem Weasleyem do pierwszego rzędu krzeseł po lewej stronie dwóch części.

Harry natychmiast poczuł, jak dłoń Kingsleya spoczywa na jego ramieniu i podążył za swoimi opiekunami do drugiego rzędu. Powietrze wypełniły szepty, gdy mijał zajęte miejsca, sprawiając, że Harry poczuł się niesamowicie skrępowany.

- Mamo! To Harry Potter!

- Nie wierzę, że naprawdę przyszedł!

- Wilfred, gdzie twój aparat?

- Widziałeś bliznę? Wciąż tam jest!

- Wygląda dokładnie jak jego ojciec, za wyjątkiem oczu.

- Można pomyśleć, że będą mieć coś innego do roboty niż gapienie się i szeptanie – mruknął Syriusz, gdy on i Remus usiedli za Fredem i Georgem.

- Myślałem, że to właśnie powinni robić ludzie na weselu – powiedział niewinnie George, gdy Harry usiadł za Percym. – Wszyscy komentujemy, jak brzydkie są suknie druhen, jak bardzo jesteśmy znudzeni i zakładamy się, jak naszym zdaniem długo potrwa ten ślub.

- Zapomniałeś się założyć, ile będą mieli dzieci, drogi bracie – dodał poważnie Fred, podczas gdy Kingsley i Tonks rzucili ostatnie spojrzenie wokół, po czym usiedli za panem Weasleyem i pustym krzesłem, które wkrótce miała zająć pani Weasley.

George klepnął się dłonią w czoło.

- Och, jak głupio z mojej strony – powiedział z udawanym przerażeniem. – To najważniejsza kategoria ze wszystkich, ponieważ mówimy o naszych przyszłych bratankach i bratanicach, których będziemy uczyć w zakresie psot i chaosu.

- Przypomnij mi, że jeśli kiedykolwiek się ożenię i będę miał dzieci, by trzymać je z daleka od was – powiedział sucho Percy.

- Dokładnie – dodał Ron.

- Wystarczy, chłopcy – ostrzegł pan Weasley. – Wasza matka jest już wystarczająco wykończona. Nie musimy dodawać tego… prawda?

- Przepraszamy, tato – powiedzieli chórem Fred i George, chociaż ikt nie mógł się domyślić, czy rzeczywiście szczerze przepraszają.

Harry milczał, a jego umysł zaczął krążyć wokół góry książek, czekających na niego w Hogwarcie. Rozpoczęła się dyskusja na temat poszukiwań miejsc, które miały jakieś znaczenie do Voldemorta. Główna debata dotyczyła tego, kto powinien podróżować do tych miejsc. Harry uważał, że ważne jest, by on szedł, ale byłby w stanie to zrobić tylko z co najmniej czterema towarzyszącymi mu osobami. Dwór Blacków był chroniony, by Voldemort go nie znalazł. Nie będą mieli tyle szczęścia z resztą horkruksów… tak jak nie mieli szczęścia w jaskini.

Muzyka zmieniła się nieznacznie i Harry zauważył, że jego opiekunowie wstają i przesuwają się o jedno miejsce, by Hermiona mogła usiąść koło niego. Rzuciła mu uspokajający uśmiech, kiwając głową w stronę pana Weasleya, na co Harry uniósł wzrok i zobaczył, że zmartwiona pani Weasley stada obok męża. Wszyscy odwrócili się na swoich krzesłach i zobaczyli Ginny, idącą między krzesłami w kierunku ołtarza. Jej rude włosy były ściągnięte do tyłu, pozostawiając luźne kosmki, które łapał wiatr. Jej jasnozłota suknia wydawała się błyszczeć w słońcu wraz z kolorowym bukietem kwiatów w jej dłoniach.

Za Ginny do ołtarza podążała młoda dziewczyna z długimi, srebrzystymi blond włosami, ściągniętymi do tyłu w fantazyjnym stylu, ubrana w taką samą jasnozłotą sukienkę. Nie mogła mieć więcej niż jedenaście lat, ale w jej oczach była dojrzałość, rzadko widywana u kogoś tak młodego. Gabrielle Delacour była niezwykle podobna do swojej siostry za wyjątkiem jej oczu. Nawet po tym, co niedawno się wydarzyło, Fleur wciąż była w stanie zachować tę odrobinę naiwności, zwłaszcza gdy mówiła o swojej przyszłości z Billem. Być może Gabrielle towarzyszył zwykły przedślubny strach „stracę siostrę”. Harry wiedział tylko, że Gabrielle nie była tak uszczęśliwiona, jak wierzyła w to Fleur.

Gdy Gabrielle dotarła do ołtarza, muzyka ponownie się zmieniła w znaną melodię, nie ważne, czy ktoś był już kiedyś na jakimkolwiek weselu, czy nie. Wszyscy jak jeden mąż wstali i odwrócili się, by spojrzeć na zbliżającą się pannę młodą. Można było ją określić tylko jednym słowem – była piękna. Jej elegancka biała suknia zdawała się wokół niej tańczyć, bawiąc się delikatną bryzą. Jej srebrzyste blond włosy zaczesane były do tyłu w stylu, jakiego Harry nigdy wcześniej nie widział. Miała prostą, ale elegancką tiarę, która zdawała się łapać słońce bez względu na to, jak Fleur się poruszała. Ja jej twarzy pozostawał szeroki uśmiech, a oczy skupiły się wyłącznie na Billu. W chwili, gdy ich oczy się spotkały, stało się jasne, że wpadli w swój własny mały świat.

I Harry niestety też z nimi wpadł. Gdy Fleur przechodziła obok, Harry nagle został zbombardowany przez fale zapału, szczęścia i pożądania. Zakołysał się na nogach i natychmiast poczuł, że ktoś go chwyta, a jego oczy powoli zamknęły się. Emocje były tak kuszące, tak odurzające, że Harry chciał trzymać się ich z całej siły. Niestety tak nie mogło być. Emocje powoli opadły, gdy Fleur dotarła do ołtarza i wszyscy zostali poinstruowani, by usiedli.

- Wróciłeś do normalności, Harry? – wyszeptała z zaciekawieniem Hermiona, chwytając jego dłoń i ściskając ją uspokajająco.

Harry skinął głową, wypuszczając drżący oddech.

- Jeśli to można nazwać normalnością – powiedział cicho. – Z pewnością nie byłem na to gotowy.

Hermiona uśmiechnęła się szeroko.

- Przynajmniej możesz szczerze powiedzieć, że rozumiesz, co teraz czuje Fleur – uznała.

Harry wzdrygnął się lekko. Wyczucie, jak Fleur pragnie Billa nie znajdowało się na rzeczy, które Harry chciał zrobić… nie chciał tego nigdy w życiu. Bill była dla niego jak starszy brat, co oznaczało, że Harry właśnie dowiedział się o swojej przyszłej „szwagierce” więcej niż którykolwiek brat powinien. To było jak poczucie tego, co niektóre kobiety czują do Syriusza lub Remusa. To po prostu fuj. Harry ponownie wzdrygnął się i zmusił do skupienia na ceremonii.

Przedstawiciel Ministerstwa zaczął mówić głębokim głosem, który wyraźnie dotarł do ostatniego rzędu siedzeń. Pani Weasley już wycierała oczy chusteczką i pochylała się w kierunku pana Weasleya, który obejmował ją ramieniem. Wzrok Harry’ego przesunął się na Ginny i był zaskoczony, że dziewczyna patrzyła na niego. Uniósł brew i otrzymał w zamian nieśmiały uśmiech. Kiedy przeniósł swoją uwagą na Billa i Fleur, Harry nagle poczuł mdłości. Jak mógł to przegapić? To, jak zachowywali się bracia Weasley, to, co mówili, dyskrecja Hermiony i nerwowość Ginny.

Podobał się Ginny Weasley. Kolejna z jego przyjaciółek się w nim durzyła. To naprawdę ostatnia rzecz, jakiej w tej chwili potrzebuję. Harry wiedział, że powinien podejrzewać coś takiego wcześniej, ale po prostu był tak zajęty. Widział wszystkie oznaki w chwili, gdy Ginny i Dean zaczęli mieć problemy. Po prostu nie chciał tego dostrzec, ponieważ nie chciał zajmować się dodatkowym problemem. Już dość. Będę musiał złamać jej serce… ale nie dzisiaj.

Harry przez resztę ceremonii koncentrował się tylko na Billu i Fleur, chociaż jego umysł wściekle pracował nad sposobem powiedzenia Ginny, że nie czuje do niej tego samego , bez powodowania sceny. Zaskakujące było to, jak w zasadzie bracia Weasley podsycali uczucia Ginny, zamiast być opiekuńczymi starszymi braćmi, których Harry znał. Cała sytuacja sprawiła, że Harry zaczął się zastanawiać, czy chłopcy nie próbują popchnąć Ginny w jego kierunku, ponieważ tak dobrze go znali.

Ceremonia zakończyła się pocałunkiem Billa i Fleur. Wybuchł aplauz wraz z gwizdami Freda i George’a. Bill i Fleur uśmiechnęli się zawstydzeni, odwracając się w stronę tłumu. Wylewały się z nich fale ekscytacji i ulgi, ale nie tak intensywne jak wcześniej, gdy przechodzili obok Harry’ego. Najwyraźniej był to przypadek, który przyniósł mu ulgę. Naprawdę nie sądził, by był w stanie poradzić sobie z emocjami wszystkich na tym poziomie, zwłaszcza na przyjęciu.

Ręka chwyciła go za ramię, powodując, że Harry odwrócił się szybko i spojrzał na Tonks, która rozglądała się w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak niebezpieczeństwa. Nigdzie w zasięgu wzroku nie było Kingsleya.

- Co jest? – zapytał cicho Harry.

- Nasze odznaki aurorów wzywają nas do powrotu do Ministerstwa – powiedziała Tonks, spoglądając na Syriusza i Remusa. – Kingsley to sprawdza, bo jeśli będziemy potrzebni, musisz wrócić do Hogwartu.

Pierwsze rzędy były puste, więc drugi rząd mógł iść za nimi. Tonks natychmiast wzięła Harry’ego pod ramię i poprowadziła go obok rzędów krzeseł w stronę Kingsleya, który rozmawiał z innym aurorem.

Kingsley skinął sztywno głową aurorowi i odwrócił się do Tonks.

- Ministerstwo zostało zaatakowane – powiedział. – Śmierciożercy próbowali dostać się do Departamentu Tajemnic, ale im się nie udało. Wszyscy dostępni aurorzy zostali wezwani, by pomóc w sprzątaniu i przesłuchaniu.

- Ktoś kogo znamy? – zapytał Syriusz.

Kingsley potrząsnął głową.

- Nikt ważny – powiedział, po czym skinął na Harry’ego, by szedł w kierunku Nory. – Powinniśmy się ruszać. Jak dotąd nikt nie był w stanie potwierdzić ani zaprzeczyć twojej obecności, Harry. Nie dajmy im powodu, by to się zmieniło.

Podróż do Nory była cicha. Hermiona pozostała u boku Harry’ego, od czasu do czasu rzucając mu zaniepokojone spojrzenia. Opuszczały ją fale niepokoju, które najprawdopodobniej nie miały nic wspólnego z tym, czego właśnie się dowiedziała. To nie będzie komfortowe przyjęcie. Wiem to.

Pod baldachimem obok domu ustawiono stoły i krzesła. Każdy stół udekorowany był kwiatami i było na nim jedzenia dla wszystkich gości. Harry nie był zaskoczony, gdy poczuł na ramieniu dłoń, kierującą go w stronę Nory. Stłumił irytację, strząsając rękę i wchodząc do Nory w szybszym tempie. Rozumiał potrzebę ochrony, ale to stawało się śmieszne. Miał siedemnaście lat. Nie potrzebował, by ktoś trzymał go za rączkę.

- Harry! – wykrzyknął z ulgą Ron, gdy Harry wszedł do kuchni i został praktycznie otoczony przez rudzielców. – Co się stało?

- Nic – powiedział Harry, przechodząc przez kuchnię do salonu i opadł na krzesło przy kominku. Ukrył twarz w dłoniach w myślach zaczynając liczyć do dziesięciu. Jeśli chcesz być traktowany jak dorosły, musisz zachowywać się jak dorosły. Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Działo się tak wiele rzeczy, z którymi nie musiał się teraz zajmować. Sytuacja z Ginny zakończy się łzami, a próba przeciwstawienia Kingsleyowi skończy się krzykami.

- Harry? – zapytała Hermiona, klękając przed nim. – Harry, co się stało?

Harry powoli uniósł głowę i spojrzał na nią. Nerwowo przygryzała dolną wargę. Spływały z niej fale niepokoju i strachu. W niektóre dni Harry nienawidził bycia empatą. To po prostu sprawiało, że tak trudno mu było być złym na innych.

- Powinnaś mi była powiedzieć – powiedział przez zaciśnięte zęby.

Oczy Hermiony rozszerzyły się.

- Och – powiedziała cicho. – Domyśliłeś się. – Oczy Harry’ego zwęziły się. – Przepraszam, Harry – powiedziała natychmiast Hermiona. – Wiedziałam, przez co przechodziłeś z Cho i pomyślałam, że najlepiej tego uniknąć, póki nie będziesz gotowy… jeśli w ogóle chcesz wchodzić z nią w taką relację. Jestem po twojej stronie, Harry. Obiecuję. Razem z Ronem po prostu przystaliśmy na to, żeby nikt niczego nie podejrzewał.

Gniew Harry’ego zniknął i został zastąpiony poczuciem winy. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że ktoś mógł podejrzewać, że coś jest nie w porządku tylko dlatego, że wolał pozostać singlem. Myślał, że ludzie (zwłaszcza Weasleyowie) zrozumieją, że są rzeczy ważniejsze niż migdalenie się.

- Przepraszam – powiedział szczerze.

Hermiona uśmiechnęła się.

- W porządku, Harry – powiedziała, chwytając jego dłonie i trzymając je. – Rozumiemy, że teraz przez wiele przechodzisz. Co jeszcze cię niepokoi?

Harry westchnął z frustracją.

- Chodzi po prostu o sposób, w jaki traktują mnie Kingsley i Tonks – powiedział, spoglądając na swoją dwójkę ochroniarzy, którzy rozmawiali z Syriuszem, Remusem i panem Weasley. – Wydaje mi się, że nie rozumieją, że potrafię się o siebie zatroszczyć.

- Rozumieją, Harry – powiedziała ze współczuciem Hermiona. – Po prostu wykonują swoją robotę. Chociaż tego nienawidzisz, jesteś celebry tą z mnóstwem wrogów. Czy wiesz, ile osób czeka poza osłonami tylko po to, żeby cię zobaczyć? Do rzucenia zaklęcia lub wypalenia z broni wystarczy tylko moment. Jeden moment, kiedy możemy cię stracić. Shacklebolt i Tonks robią co w ich mocy, by się upewnić, że tak się nie stanie.

- Może byłoby lepiej, gdybym wrócił do Hogwartu – powiedział Harry, przeczesując włosy dłonią. – Wszystko po prostu zepsuję…

- To nie prawda, Harry – upierała się Hermiona. – Jest jak jest. Bez względu na to, jak bardzo próbujesz temu zaprzeczyć, jesteś atrakcyjną, troskliwą i honorową osobą, która po prostu ma w zwyczaju walczyć z mrocznym lordem i jego sługami.

Harry skrzywił się. To było prawdopodobnie coś, czego nigdy nie zrozumie. Zawsze był chudym dzieciakiem ze słabym wzrokiem. Usłyszenie, że wszyscy nazywają go „atrakcyjnym” i „słodkim” wydawało się niewłaściwe.

- To brzmi, jakby wszystkie moje spotkania z Voldemortem były przypadkowe, Hermiono – powiedział zmęczonym głosem.

Hermiona wstała z uśmiechem pełnym zrozumienia.

- Pewnego dnia obudzisz się i zobaczysz to, co my wszyscy widzimy codziennie, Harry – stwierdziła. – Nie ma znaczenia to, co robisz. To fakt, że jesteś gotów wszystko zaryzykować, ponieważ jest to właściwa rzecz. Wszyscy kochają twoje wielkie serce, Harry. Wszystko inne to tylko dodatkowy bonus.

Harry przewrócił z irytacją oczami. Były takie dni, kiedy Hermiona naprawdę potrzebowała badania głowy.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz