Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

poniedziałek, 14 sierpnia 2017

NDH - Rozdział 45


Harry wrzucił ostatnie jedzenie do torby i zarzucił pasek na ramię. Nie chciał wywoływać u skrzatów podejrzeń, zamawiając za dużo albo takie jedzenie, które najpewniej było czymś innym, niż przekąską w dormitorium, ale wciąż miał dość dużo, żeby – gdy powróci do swojej diety z ery Dursleyów – starczyło na całkiem długo. Zdawał sobie sprawę, że będzie musiał ukryć się w Lesie, aż początkowe poszukiwania nie ucichną, a potem wymyślić, w jaki sposób dostać się do miasta. Miał nadzieję, że nie zajmie to więcej niż tydzień czy dwa.
Przełknął ciężko, gdy przypomniał sobie kilka historii, które starsze dzieciaki opowiadały o Lesie, ale potem uspokoiły go wspomnienia Łapy. Czyż jego ojciec chrzestny i reszta nie bawili się w Lesie podczas każdej pełni? Jak to mogło być niebezpieczne? I wszyscy wiedzieli, że nie ma takich rzeczy, jak pająki wielkości auta. Bliźniacy po prostu zmyślali, żeby przestraszyć Rona. Harry przypomniał sobie program przyrodniczy, który oglądał w telewizji; mówili w nim, że dzikie zwierzęta bardziej boją się ciebie, niż ty ich, więc jeśli nie da się im powodów do ataku, jak próba pogłaskania ich albo coś równie głupiego, po prostu zostawią cię w spokoju. W taki sposób Harry poradziłby sobie z stworzeniami z Lasu: zostawiłby je w spokoju, a one zostawiłyby jego.
Harry pospieszył wzdłuż korytarza. Zapewne nie zostało wiele czasu do zakończenia zajęć, więc musiał odejść, kiedy korytarze są wciąż puste.
Właśnie dotarł do głównych drzwi i otworzył je, kiedy zatrzasnęły się z donośnym hukiem. Harry podskoczył z zaskoczenia i przerażenia, ale zanim spróbował otworzyć je ponownie, usłyszał swoje imię.
- HARRY JAMESIE POTTERZE! – krzyknął wściekle Snape, pojawiając się od strony schodów.
Harry zerwał się do ucieczki, ale na szybkie zaklęcie Snape’a, niebieska wiązka magii owinęła się wokół niego i pociągnęła go w stronę jego ojca. Został opuszczony, niezbyt delikatnie, na nogi, a potem dwie dłonie twardo opadły na jego ramiona.
- Co ty wyrabiasz? – zapytał Snape.
Harry przełknął, pochylając głowę. Co miał powiedzieć? Jeśli powie swojemu tacie i mężczyzna mu uwierzy, będzie walczył z dyrektorem i przynajmniej straci pracę. Może dyrektor zrobi nawet coś gorszego, jak zesłanie jego taty do Izkibibble’a! Ale co jeśli nie uwierzy i pomyśli, że naprawdę jest brudnym, kłamliwym oszustem? Wtedy może nie przeszkodzić planom dyrektora w wysłaniu Harry’ego z powrotem do Dursleyów, a to miałoby jeszcze gorszy skutek. Harry nie sądził, że byłby w stanie przeżyć, gdyby zobaczył, że na oblicze jego ojca wpływa pogarda i potępienie.
- M-muszę iść – wypaplał, starając się uwolnić.
- Och, nie sądzę, młody człowieku. – Rozległ się dzwonek i Snape rozejrzał się, szybko pociągając Harry’ego do pobliskiej nieużywanej klasy. – Poproszę całą historię, panie Potter, i niech się pan pospieszy.
Harry wciąż stał milcząco i cierpliwość Snape’a wyparowała.
- Widzę, że chcesz zagrać w szarady. Niech będzie. Zobaczmy, co tu mamy. – Ściągnął czapkę Harry’ego i uwolnił go najpierw od torby, a potem od płaszcza. – No więc. Mamy tutaj niegrzecznego dzieciaka, ubranego w najcieplejsze ciuchy z… - szybko zerkną na tornister – zasobem jedzenia. Czy ty… planowałeś uciec? – zagruchał sarkastycznie.
Harry przełknął i zdołał skinąć lekko głową.
- A gdzie dokładnie planowałeś iść, zidiociały dzieciaku?
- Z-zamierzałem ukryć się w Zakazanym Lesie – przyznał Harry, a jego głos był zaledwie szeptem.
- CO?
Cofnął się na czyste oburzenie w głosie mężczyzny i wbrew siebie skulił się ze strachu.
Snape zmusił się, by się uspokoić. Od chwili, gdy przeczytał notkę Weasleya i zdał sobie sprawę z tego, że Harry planuje opuścić Hogwart, był rozszalały ze strachu, że nie znajdzie chłopaka na czas. Złapanie go dosłownie na progu zamku było wystarczająco złe, ale potem zdał sobie sprawę, że głupek planował spokojnie przespacerować się po Zakazanym Lesie, jakby ten nie był wypełniony głodnymi jedzącymi ludzi mrocznymi kreaturami… Jego palce świerzbiły, by wbić w chłopca odrobinę rozsądku, ale zamiast tego wziął kilka głębokich wdechów.
- A dlaczego – w końcu wystarczająco się opanował, by zapytać – uważałeś to za konieczne?
Oczy Harry’ego wypełniły się łzami. Nie mógł powiedzieć swojemu ojcu! Nie mógł!
- Harry. Odpowiedz mi NATYCHMIASTOWO. – Ton Snape’a nie pozostawiał miejsca na odmowę i, krztusząc się łzami, Harry posłuchał.
- Zostanę wydalony, a nie chcę wracać do Dursleyów, więc u-ukryję się w Lesie, a-a potem ucieknę do Londynu – zaszlochał Harry.
Snape zamrugał gwałtownie. W tym zdaniu było zbyt wiele, by to zrozumieć. Wydalony? Powrócić do mugoli? Uciec? Do Lasu? Londynu?
Co, w imię Merlina, się działo? Ostatnio widział chłopca na śniadaniu i wszystko było w porządku!
- Zacznij od początku – rozkazał stanowczo.
Harry usiłował kontrolować łzy. Co z nim było nie tak? Musiał pokazać więcej odwagi! Jak zamierzał przeżyć na ulicy, jeśli jest taką beksą?
- P-profesor Umbridge – zaczął, a Snape przełknął przekleństwo. Różowa Ropucha! Powinien był wiedzieć.
- Co jest z profesor Umbridge? – zapytał, zmuszając swój głos do spokojnego tonu. – To ona włożyła ci do głowy pomysł o wydaleniu?
Harry skinął żałośnie głową.
- Powiedziała, że oszukiwałem i profesor Dumbledore na pewno mnie wyrzuci.
Snape zamknął oczy. Udusi tą kobietę jej własnymi wnętrznościami.
- Dlaczego powiedziała, że oszukiwałeś? – zapytał, otwierając oczy i skupiając swoje intensywne spojrzenie na Harrym.
- B-bo jej notatki na test były w mojej torbie. Ale ja ich nie zabrałem! Przysięgam! – zaprotestował Harry oszalałym tonem. – Nie zrobiłbym tego! Nawet Ron myśli, że to był żart, ale ja tego nie zrobiłem! Nawet nie wiedziałem, że ma być dzisiaj test! I nie wiedziałem, gdzie trzyma swoje papiery. I nie…
Snape w ciszy skinął na chłopca. Przez wiele lat przesłuchiwał wielu uczniów i rozpoznawał szczerość, kiedy ją usłyszał. Nie żeby Harry był pierwszym dzieciakiem, robiącym głupie błędy, ale nigdy nie zaryzykowałby takiej kary, ani nie obchodziły go oceny, żeby chcieć oszukiwać. Był początek semestru, więc Harry nie był w niebezpieczeństwie nie zdania, a podczas gdy Snape wymagał od dzieciaka starania się ze wszystkich sił, Harry wiedział dobrze, że nie będzie ukarany za słabe oceny. Więc jaką miałby mieć motywację, by oszukiwać? Nie, bardziej prawdopodobne było to, że ktoś inny próbował zrobić Harry’emu psotę… i mu się udało.
Nie żeby to załatwiało sprawę.
- W porządku – przerwał błagania chłopca, by mu uwierzył. – Ale cokolwiek profesor Umbridge mogła powiedzieć, dlaczego chciałeś uciec? Z pewnością nie brałeś za pewnik tego, co powiedziała ta ro… osoba?
Harry pociągnął nosem. Przynajmniej jego tata – jeszcze – nie opuścił go z niesmakiem.
- Ty mi powiedziałeś, że profesor Dumbledore zajmuje się tymi, co oszukują – przypomniał Snape’owi. – A profesor Umbridge powiedziała, że to jest zbyt poważne na punkty lub szlaban, więc ponieważ uczniowie nie mogą już być bici, dyrektor mnie wyrzuci.
- I pomyślałeś, że opuszczenie Hogwartu jest tak niepokojące, że natychmiast postanowiłeś opuścić Hogwart? – warknął Snape.
- N-nie. Ale jeśli nie mógłbym już tu mieszkać to zrozumiałem, że profesor Dumbledore odeśle mnie z powrotem do Dursleyów – głos Harry’ego zadrżał na to nazwisko – i wolałem żyć w Zakazanym Lesie, niż z nimi.
- Zidiociały dzieciak – skarcił go Snape, ściągając z Harry’ego sweter Weasleyów. Twarz chłopca była zarumieniona i w takim tempie skończy z udarem cieplnym. Wszystkie te warstwy odzieży były zbyt ciepłe, by nosić je w zamku. – Nawet gdybyś został wydalony – co jest tak prawdopodobne, jak to, że nauczę się baletu i będę tańczył Jezioro Łabędzie w białej tutu – dodał chłodno, zdoławszy tym wydobyć zaskoczony chichot z Harry’ego, - dlaczego, do licha, zakładałeś, że wrócisz do Dursleyów? Czyż nie mieszkasz ze mną?
Harry popatrzył na niego.
- Ale ty mieszkasz tutaj. A gdybym musiał opuścić Hogwart, dyrektor nie pozwoliłby mi tu zostać. A nie chciałem, żebyś przeze mnie stracił pracę albo żeby dyrektor się na ciebie zezłościł.
- Głupi dzieciaku – warknął Snape, wskazując na krzesło i zapadając się w nie. Wszystko to się stało, ponieważ Harry nie chciał sprawiać mu kłopotu? – Uważasz, że Albus Dumbledore zły na mnie jest najgorszą rzeczą, jaka kiedykolwiek wydarzyła się w moim życiu? Po pierwsze, nawet gdybyś został wydalony, po prostu zamieszkałbyś ze mną tutaj, podczas gdy zorganizowałbym ci prywatne nauczanie. Gdyby dyrektor sprzeciwiał się – kontynuował, unosząc rękę, by powstrzymać protest Harry’ego, – to przenieślibyśmy się do jednego z domów należących do mojej rodziny.
Harry popatrzył na niego.
- Znaczy, że masz dom? Własny?
- Kilka – odpowiedział Snape. – Głupi dzieciak.
Harry zamrugał.
- To oznacza, że byłbyś skłonny odejść? Ale… ale co z twoją pracą?
- Jestem Mistrzem Eliksirów, niedorzeczny bachorze. Naprawdę wyobrażasz sobie, że potrzebuję tej pracy? Że nie mogę utrzymać siebie – i ciebie – dzięki mojej zadowalającej pracy z eliksirami?
Harry oniemiał.
- N-naprawdę?
Snape użył palca, by zamknąć opuszczoną szczękę chłopca.
- Tak. I jeśli z jakiegoś powodu miałbym problem – którego mieć nie będę – będziesz mógł czasowo zostać z Weasleyami albo swoim ojcem chrzestnym albo… Czy rozumiesz, jak bezsensowne było twoje zachowanie, głupi, głupi dzieciaku?
Harry przełknął.
- A-ale nie chcę, żeby ktoś przeze mnie wpadł w kłopoty u dyrektora.
Snape zmarszczył brwi. Musiał przyznać samemu sobie, że w przeszłości wykorzystał Albusa, jako straszydło, wykorzystując oczywistą ostrożność Harry’ego co do poprzednich zachowań mężczyzny, by pomóc w pobudzeniu dobrego zachowania, a teraz ten podstęp drastycznie przyniósł odwrotny skutek. Jednym było, żeby Harry nie podążał ślepo za dyrektorem. Czym innym było to, że bał się czarodzieja bardziej niż Voldemorta.
Chociaż trzeba przyznać, że Dumbledore – nieświadomie czy nie – krzywdził Harry’ego przynajmniej tak bardzo, jak Czarny Pan. Voldemort zamordował rodziców Harry’ego i bezskutecznie próbował zabić również chłopca. Ale to Albus Dumbledore rzucił Harry’ego w obelżywe łapy Dursleyów, uniemożliwiał wszystkie próby sprawdzenia stanu chłopca przez dekadę i (w najlepszym razie) nie zrobił nic, kiedy jego ojciec chrzestny został niesłusznie uwięziony. Być może obawa Harry’ego nie była tak naciągana. Mimo to, nie można było pozwolić, by to dalej trwało.
- Potter, dyrektor… robił błędy, ale nie jest złym ani nieczułym człowiekiem – powiedział powoli. – Bardzo cię kocha, z tego, co wiem, nawet jeśli dokonał katastrofalnych decyzji w odniesieniu do twojego dobrobytu. Nie musisz się go bać.
Harry nie wyglądał na przekonanego, ale panika powoli znikała z jego twarzy. Podszedł bliżej taty.
- Jesteś pewny, że nie odeśle mnie? – zapytał nerwowo.
- Do Dursleyów? – dociekał Snape. Zdołał nie uśmiechnąć się ironicznie, gdy pomyślał o drżących wrakach człowieka, zamieszkujących obecnie Privet Drive. Niemal chciałby zobaczyć ich reakcję, gdyby Harry nagle powrócił. Pewnie zaczęliby wrzeszczeć i ukryliby się pod łóżkiem. W ostatnich czasach robili to dość często. – Nie. W żadnym wypadku nie wrócisz na Privet Drive. To już dłużej nie jest nawet odległa możliwość. Zanim to nastąpi, będziesz mieszkał z Longbottomami albo Grangerami, a jak już wskazałem, jest długa lista osób, które zabrałyby cię, gdyby to było konieczne. Ale w żadnym wypadku, nie wrócisz pod opiekę Dursleyów.
- Ani ciotki Marge? – naciskał Harry.
- Żadnego z Dursleyów – poprawił się Snape. – Daję ci moje słowo.
Harry zadrżał, kiedy ogromny ciężar strachu i napięcia opuścił jego ciało. Tata obiecał, a tata nie kłamie. Czasami mówił Harry’emu, że chciałby, żeby pewne rzeczy nie były prawdą, jak to, że Volauvent zabił jego rodziców, ale nigdy, przenigdy nie okłamał Harry’ego. Pierwszy raz, od czasu tych okropnych zajęć OPCM-u, Harry zaczął czuć się bezpieczny.
Więc oczywiście wybuchnął płaczem.
Kilka minut później, zdołał odzyskać kontrolę. Siedział na kolanach taty i – ponownie – pokrył szaty taty smarkami i łzami, ale tata wydawał się tego nie zauważać. Harry starał się usprzątnąć cały bałagan i do jego dłoni została wciśnięta chusteczka.
- Mam ci pomóc się wysmarkać? – zapytał tata, nieco złośliwie.
Harry wydmuchał głośno nos. Nie mógł winić taty. Miał niemal 12 lat, na litość Merlina! A spójrzcie na niego, ryczał jak niemowlak.
- Przepraszam – wymamrotał.
Snape westchnął, patrząc na nędznego dzieciaka na jego kolanach. Musiał powstrzymać ten swój ostry język, mimo że jego szaty były dosłownie obsmarowane obrzydliwymi płynami ustrojowymi. To nie była wina Harry’ego – został sterroryzowany przez tą Różową Ropuszą Sukę z Piekła Rodem.
- W porządku, panie Potter. Miałeś okropny dzień. Marcus Flint zacząłby ryczeć na twoim miejscu.
Harry musiał zachichotać z wyobrażenia wielkiego, tęgiego Flinta, beczącego na kolanach profesora Snape’a. Był tak wysoki jak profesor, więc jego tata praktycznie zniknąłby pod muskularnym uczniem.
Snape z satysfakcją zauważył wilgotny uśmiech. Ha. Wciąż daję radę.
- Czujesz się lepiej?
Harry wziął głęboki oddech i skinął głową.
- Nie zostanę odesłany do Dursleyów – powiedział stanowczo, choć jego oczy szybko odszukały wzrok Snape’a, by się upewnić.
- To prawda. Już nigdy nie musisz się o to martwić.
Harry skinął głową ze zrozumieniem, a Snape poczuł, że jego ciało jeszcze mocniej się odpręża. Minął moment ciszy, a potem:
- Tato?
- Tak?
- Byłem dzisiaj trochę głupi, prawda?
- Tak. Może wyliczysz dla mnie przykłady?
Harry spojrzał na niego nieśmiało.
- Cóż, uwierzyłem Umszma… eee, znaczy profesor Umbridge… I próbowałem uciec… I – uch – chciałem ukryć się w Zakazanym Lesie.
- I? – zapytał Snape.
Harry namyślił się.
- Eee… Okłamałem skrzaty, żeby dostać jedzenie?
Snape skrzywił się.
- Nie, głupi dzieciaku. Twoim największym dzisiejszym błędem jest to, że miałeś kłopoty i nie przyszedłeś do mnie. Myślałeś, że ty musisz bronić mnie, podczas gdy to rodzice mają chronić dzieci, a nie na odwrót. Zapomniałeś o tych wszystkich dorosłych, którzy cię kochają i którzy będą cię bronić i o ciebie dbać. Chciałeś zająć się wszystkim sam, co jest zarówno niepotrzebne, jak i nierozważne. W wieku jedenastu lat nie masz niezbędnych środków, by dobrze się sobą zaopiekować. Czy nie poprosiłeś mnie, żebym to ja przejął tę rolę? Jak mam cię chronić, jeśli nie mówisz mi, kiedy coś jest nie tak, głupi dzieciaku?
Och. Harry skręcił się na tą deklarację. To było zarówno okropne i wspaniałe jednocześnie. Okropne, ponieważ to czyniło z Harry’ego jakiegoś rodzaju przygłupa. Wspaniałe, ponieważ nigdy, przenigdy, w całym swoim życiu nie czuł się tak bezpiecznie, jak teraz.
- Przepraszam – powiedział, tuląc się mocniej do swojego taty i starając się powstrzymać szeroki uśmiech czystej radości rozprzestrzeniający się po jego twarzy.
Minęło kilka chwil ciszy i Harry pomyślał trochę więcej o tym, co powiedział tata.
- Tato? – powiedział, raczej niezobowiązująco.
- Tak? – westchnął Snape. Wszystkie te emocje przyprawią go o migrenę. Czy dzieciak jeszcze nie wrócił do siebie?
- Czy zamierzasz… Eee, to jest, czy ja… - Sfrustrowany własną nieścisłością, Harry poddał się. – Dostanę klapsa, prawda? – zapytał dosadnie.
- Tak? – powtórzył Snape, zanim zdołał się powstrzymać. Tak naprawdę to na tej Różowej Ropusze miał ochotę wyładować gniew, ale kiedy przypomniał sobie, jak Harry beztrosko uznał, że będzie obozował w Zakazanym Lesie, poczuł, że ciśnienie jego krwi wzrasta. Być może kilka ostrych klapsów na tyłku bachora nie było takim złym pomysłem. Z drugiej strony, Ropucha już niemal śmiertelnie przeraziła Harry’ego, a to pewnie była wystarczająca kara dla tak wrażliwego dzieciaka.
Zawarczał do siebie. Ta wiedźma za to zapłaci
Harry poruszył się niespokojnie na kolanach taty. Nie posłuchał zasady, że nie wolno chodzić do Zakazanego Lasu – albo był gotowy jej nie słuchać, w każdym razie. A uciekanie w taki sposób, kiedy nawet nie wiedzieli, gdzie Voldemold jest, mogłoby być całkiem niebezpieczne… Teraz Harry zdał sobie sprawę z tego, że ogólnie cały jego plan był dość głupi i przypomniał sobie, że tata mówił, że głupota zawsze będzie karana. Westchnął. Zdecydowanie zasłużył sobie na klapsa, niezależnie od tego, co dostanie za rzekome oszustwo.
Zerknął na tatę. Yup, wyglądał dość srogo. Z rezygnacją, Harry ześlizgnął się z ud taty, po czym przechylił się przez jego kolana. Nie żeby jego tata kiedykolwiek przedtem bił go w takiej pozycji, generalnie tylko odwracał go i dawał lekkiego klapsa, ale Harry wiedział, że naprawdę zasłużył na lanie. Troll, przypominajka i nawet piłka nożna u Weasleyów były swego rodzaju wypadkami, ale tym razem, celowo postanowił złamać zasady. Tym razem, zasłużył na każdy klaps, choć podejrzewał, że tata nie będzie w stanie zbić go mocno. Mężczyzna naprawdę nie znosił go bić i Harry czuł się źle z tym, że był na tyle głupi, by zarobić klapsa, zmuszając tatę do zrobienia tego.
Mimo to, jeśli zamierzali zmierzyć się z dyrektorem, ważne było, żeby pokazać, że jego tata nie pozwolił mu uciec od nieposłuszeństwa i może jego obolały tyłek przekona dyrektora, że Harry został już odpowiednio ukarany za oszukiwanie.
- Jestem gotowy – powiedział zachęcająco. – Trzy klapsy, tak? Za głupotę, narażanie życia i nieposłuszeństwo.
Snape był sparaliżowany szokiem, kiedy bachora nagle przełożył się przez jego kolana. W imię Merlina, co on miał zrobić teraz? Trzy klapsy? Skąd mu się to wzięło? Czy nie obiecał chłopcu maksymalnie dwóch?
Z drugiej strony, Harry nie potrafił określić swoich oczekiwań lepiej, a książki mówiły, żeby podążać za tropem dziecka. Snape spiorunował wzrokiem czekające siedzenie. Dlaczego to zawsze on musiał okropną, surową osobą siejącą postrach?
Oczywiście, stawianie Albusa w takim świetle w pierwszej kolejności wpędziło go w kłopoty, a wyczekujące spojrzenie Harry’ego mówiło mu, że naprawdę nie bał się kary Snape’a… Zacisnął zęby i uniósł rękę. Pomyśl o dzieciaku wędrującym po Zakazanym Lesie. Pomyśl o Harrym samym na ulicach Londynu. Pomyśl o Harrym zamarzającym na śmierć w zaspie.
To było to. Wściekłoś na dzieciaka, który wywołał u niego takie przerażenie, pojawiła się z powrotem i zdołał zadać mu porządnego klapsa w tyłek.
- Auch! – powiedział bachor uprzejmie.
Drugi klaps, równie mocny, opadł raźnie w to samo miejsce, a reakcja Harry’ego, choć jeszcze nie w lidze Weasleyów, mimo wszystko wskazywała, że całkowicie porzucił regułę „siedź nieruchom i nie krzycz”, którą nałożył na niego wuj.
Snape zawahał się, niepewny, czy dać trzeciego klapsa, ale Harry nie wykazał żadnych oznak wstawania, choć nieco się kręcił. Snape czekał chwilę, po czym dołożył kolejnego ostrego klapsa na drgający tyłek.
- Au! – Harry powitał ostatnie uderzenie z okrzykiem, a jego ręce natychmiast sięgnęły, by objąć obity tyłek.
Harry skrzywił się, kiedy jego dłonie delikatnie starały się ugłaskać wzburzony tyłek. Jego obłuda nie była jedynie na pokaz; tym razem tata nie poklepał go. Podczas gdy żaden z klapsów nie był tak mocny, jak ten, który dostał po locie w Wielkiej Sali, ta kara była zwyczajnym laniem. Tym razem tata zarządził trzy ostre klapsy i choć nie były w żadnym stopniu bliskie wujowi Vernonowi – ani nawet, jak podejrzewał, cioci Molly – jego zadek piekł.
Nadąsał się, pocierając lekko, ale potem pojawiła się w jego głowie zachęcająca myśl. Jeśli dyrektor chciał dowodu, że jego tata poprawnie go ukarał, będzie go miał. Harry był całkiem pewny, że jego tyłek zdobią trzy różowe odciski dłoni.
Snape dał chłopcu chwilę, zanim podniósł go na nogi. Rzucił niespokojne spojrzenie na twarz Harry’ego, ale oczy chłopca były suche.
- Były mocne! – poinformował go bachor, ale mężczyzna nie był w stanie wykryć ani wyrzutu ani rozpaczy w jego tonie. Jeśli już, bachor brzmiał na lekko zadowolonego i tak, jakby mu ulżyło.
- To masz sobie przypomnieć następnym razem, gdy rozważysz tak głupi wyczyn – zdołał warknąć Snape, choć musnął palcami fiolkę z eliksirem uzdrawiającym w kieszeni, obserwując, jak Harry niezręcznie przenosił ciężar ciała z nogi na nogę, krzywiąc się lekko.
- Dobrze – obiecał Harry. Urwał na moment, po czym: ­– Możemy iść teraz do gabinetu dyrektra?
Jego ojciec (dla odmiany) wykorzystał nieco siły, kiedy bił jego tyłek, ale Harry miał teraz – dzięki uwadze jego taty, jaką przykładał do jego diety – satysfakcjonująco więcej tłuszczyku na tej części jego anatomii, niż w momencie, gdy przyjechał do Hogwartu. W rezultacie, efekty uderzeń pewnie znikną za jakieś kilka minut, a Harry chciał udać się do dyrektora, kiedy dowód jego kary wciąż był widoczny, tylko na wypadek, gdyby profesor Umbridge lepiej rozumiała charakter dyrektora niż jego tata.
Jego tata był tak miły, że pewnie myślał o ludziach jak najlepiej, ale Harry nie był tak pewny. Mimo to, jeśli pokaże swój zaczerwieniony (no dobra, w każdym razie lekko zaróżowiony) tyłek, może dyrektor nie zdecyduje, że należy nałożyć na niego inne, ostrzejsze kary za oszukiwanie. Harry naprawdę nie chciał, by jego tata wpadł w kłopoty, a wiedział, że Snape będzie przeciwny temu, by dyrektor poddał Harry’ego bardziej surowej karze.
- Może powinniśmy poczekać – powiedział Snape, marszcząc brwi. – Chyba musisz odpocząć po swojej… chłoście. – Nie chciał, żeby Harry czuł się przytłoczony. Zwyczajnie emocjonalnie wybuchnął w reakcji na poranne przerażenie, a zaraz po tym został solidnie zlany. Dzieciak z pewnością powinien mieć kilka godzin, by się poskładać, zanim zajmą się oskarżeniem o oszustwo.
- Nie, proszę, tato! Naprawdę chcę już to mieć za sobą – błagał Harry i ostatecznie Snape zgodził się.
Poprowadził do gabinetu dyrektora. Dumbledore musiał ich oczekiwać, gdyż Snape nie zdążył zrobić nic, oprócz spiorunowania wzrokiem gargulca, zanim ten odskoczył na bok. Zaczął wchodzić na schody, gdy zdał sobie sprawę z tego, że Harry zostaje za nim w tyle z przerażoną miną na twarzy. Wziął stanowczo chłopca za ramię. Przyszli tu, by to zakończyć i właśnie to zrobią.
Weszli do biura i zobaczyli Dumbledore’a i Umbridge.
- Dyrektorze – powiedział formalnie Snape, ledwo kiwając w stronę Umbridge. Tak bardzo, jak chciałby właśnie tu i teraz ukręcić jej łeb, podejrzewał, że Albus by interweniował.
To dobrze. Później poradzi sobie z Różową Ropuchą. Teraz musiał skupić się na przekonaniu Harry’ego o łagodnej naturze dyrektora.
- Ach, Severusie. I Harry! Tu jesteś, mój chłopcze. Rozumiem, że na porannych zajęciach coś się wydarzyło.
Harry ociągał się z odpowiedzią. Wiedział, że tata powiedział, że nie ma się co martwić, ale wciąż czuł, że jego żołądek skręca się z lęku. Umbridge stała, uśmiechając się do niego złośliwie, jakby wraz z dyrektorem już zgodzili się na wydalenie. Profesor Dumbledore siedział za biurkiem, a na ustach miał lekki uśmiech, który zawsze nosił. Wyglądał jak życzliwy, stary dziadek, ale Harry nie był głupi. Ten mężczyzna wysłał go do Dursleyów i zostawił go, jak niechcianą paczkę na dziesięć długich lat. Ten mężczyzna patrzył, jak zabierają Syriusza bez zwyczajnego procesu. Przełknął ciężko.
- Tak, proszę pana – wyszeptał.
Nieświadomie jego dłoń podążyła do wciąż mrowiącego tyłka i lekko go potarła. Oczy Umbridge podążyły za jego ruchem, a jej usta uniosły się w pełnym satysfakcji uśmiechu. Spojrzała na Dumbledore’a raczej lekceważąco.
- Cóż, jakakolwiek może być pana opinia, dyrektorze, najwidoczniej są w tej szkole nauczyciele, którzy rozumują tak, jak ja. – Uśmiechnęła się promiennie do Snape’a, po czym zwróciła się do Harry’ego z paskudnym uśmieszkiem. – Panie Potter, widzę, że został pan właściwie ukarany za swoje czyny. Może porządną chłostą?
Harry nie miał pojęcia, o czym mówiła, ale nie miał zamiaru kłócić się z członkiem kardy tuż przed dyrektorem. Spuścił głowę i wymamrotał coś, co Umbridge radośnie wzięła za zgodę.
- Jestem taka szczęśliwa, że wśród kadry znajduje się ktoś myślący podobnie, profesorze Snape – mizdrzyła się, kierując w stronę drzwi. – Mam nadzieję, że dzięki nam będą egzekwowane właściwe poziomy zachowań.
Snape zdołał nie rzucić na nią niewybaczalnego, kiedy zatrzepotała rzęsami i wyszła z pomieszczenia. Odwrócił się do Harry’ego, który wpatrywał się w podłogę i pocierał tyłek, podczas gdy Albus obserwował go ze smutkiem.
- Mimo że jestem pewny, że w rzeczywistości nie użyłeś trzciny – powiedział Albus do Mistrza Eliksirów, głosem ciężkim od rozczarowania, – jestem zawiedziony, że uznałeś za konieczne ukaranie Harry’ego w taki sposób. Prawdą jest, że oszustwo jest okropnym przestępstwem, ale młodzi chłopcy zwykle robią głupie rzeczy.
Serce Harry’ego przyspieszyło. Czy dyrektor właśnie powiedział, że był zdenerwowany, że jego tata nie użył na nim trzciny? Przybliżył się do Snape’a, tylko na wypadek, gdyby dyrektor zdecydował przekląć go tak, jak według Remusa, robią to niektórzy rodzice w Czarodziejskim Świecie.
Snape zauważył ruch Harry’ego i westchnął. Oczywiście jego wcześniejsze słowa nie wystarczyły, by zapewnić bachora.
- Dyrektorze, Potter nie został ukarany za oszukiwaniem, ponieważ mimo tego, co ta s… - w ostatnim momencie przypomniał sobie o obecności chłopca, - … wiedźma mogła powiedzieć, nie oszukiwał.
Harry przysunął się jeszcze bliżej. Oooch, nadchodzi. Dyrektorowi nie spodoba się wytknięcie błędu. Zerknął w górę. Yup. Dyrektor marszczył brwi.
- Ale jeśli to prawda, Severusie, to dlaczego Harry zdaje się czuć… niekomfortowo?
- Nie został ukarany za błędne oskarżenie o oszukiwanie, dyrektorze, ale dostał klapsa za celowe zamierzenie ryzykowania życia poprzez nieposłuszny i głupi plan ucieczki, najpierw do Zakazanego Lasu, a potem do Londynu, gdzie żyłby na ulicy.
Harry zarumienił się. Okej, to naprawdę brzmiało głupio, jeśli się to tak ujęło.
Albus kilka razy otwierał i zamykał usta, zanim zdołał zapytać:
- Żyć w… a potem iść… ale dlaczego? Dlaczego Harry chciałby zrobić coś takiego? – Nagle jego brwi zmarszczyły się przerażająco. – Bał się twojej reakcji, Severusie?
Snape wziął głęboki oddech. To nie będzie przyjemne: Albus będzie zdruzgotany.
- Nie, dyrektorze. Bał się twojej reakcji. Profesor Umbridge zapewniła go, że wydalisz go, bazując na tych głupich zarzutach i obawiał się, że skoro raz już to zrobiłeś, wróci do Dursleyów. Wolał zmierzyć się z akromantulami i pederastami* niż wrócić do tamtego domu.
I teraz Snape zobaczył to, czego sobie nigdy nie wyobrażał. Wielki, mądry i wszystkowiedzący Albus Dumbledore był kompletnie zszokowany.
- Harry bał się mnie? – zapytał, z niedowierzaniem wskazując dłonią na własną pierś.
W odpowiedzi, Severus zerknął na chłopca, który ni mniej, ni więcej ukrywał się za nim. Język ciała Harry’ego mówił całkiem głośno.
Wzrok Albusa popędził wściekle dookoła pokoju, od naczynia pełnego cytrynowych dropsów na półce z fascynującymi gadżetami do Fawkesa, obserwującego go ze smutkiem ze swojej żerdzi. Wyglądało to tak, jakby próbował zapewnić się, że on, Albus Dumbledore, uznany czarodziej i dobrze znany z zaślepienia staruch, nie może być uznany za strasznego i okrutnego tyrana. Czy uczniowie nie przychodzili do niego, by uniknąć kary i krzyków? Jak Harry Potter, dziecko, które najmocniej kochał i o które najbardziej się troszczył, mógł się go bać?
- Ale dlaczego miałby się mnie bać? – zdołał w końcu zmusić głos do działania. – Powiedziałeś mu coś, co… - Dumbledore urwał i zarumienił się. – Wybacz mi. To było nie na miejscu.
Snape pochylił głowę, w milczeniu przyjmując przeprosiny.
- Dyrektorze, chłopiec nie jest osłem. Jest świadomy tego, że byłeś odpowiedzialny za jego miejsce zamieszkania po śmieci jego rodziców, a to nie daje mu zaufania do twoich osądów. Usłyszenie, że Wizengamot, pod twoim kierownictwem, odmówił zaangażowania, kiedy jego ojciec chrzestny został niesłusznie oskarżony o masowe morderstwo, zniszczyło jakiekolwiek zaufanie do twojej wspaniałomyślności. – Położył dłoń na ramieniu chłopca i delikatnie pociągnął go do przodu. – Profesor Umbridge podbudowała ten strach, obiecując mu, że zostanie wydalony za oszustwo. Jak rozsądnie założył, oznaczałoby to, że wróci do swojego domu przed Hogwartem – domu, który ty dla niego wybrałeś i zostawiłeś go tam na wszystkie te lata.
Najpierw Harry oparł się popchnięciu taty, ale Snape nie przyjął odmowy, więc niechętnie opuścił swoje schronienie i stanął przed dyrektorem. Trzymał oczy wlepione w ziemię, w sposób, w jaki zawsze wolał wuj Vernon, choć nie zdawał sobie sprawy, że pochyla głowę i kuli ramiona, jkaby oczekiwał ciosu. Jednak pozycja nie została nie zauważona przez dwójkę mężczyzn, a Albus poczuł, że jego serce rozpada się z bólu. Gdyby potrzebował kolejnych dowodów, że całkowicie i okropnie pobłądził tego feralnego dnia w Dolinie Godryka, to był właśnie on.
- Harry. – Pomimo jego wysiłków, jego głos złamał się.
Harry zaskoczony uniósł wzrok i poczuł kompletne oszołomienie przez to, co zobaczył. Dyrektor płakał! Wielkie łzy spływały po jego policzkach, a jego oczy były smutniejsze, niż Harry kiedykolwiek widział. Cały jego wyraz twarzy wyrażał zupełną rozpacz i poczucie winy.
Harry nieświadomie wyprostował się i podszedł bliżej, sparaliżowany tym widokiem. Nigdy wcześniej nie widział, by dorosły płakał – a z pewnością nie nad nim. Jednak dyrektor nie próbował ukryć łez. Po prostu siedział i pozwalał łzom spływać.
- Profesorze? – zapytał ze zdumieniem, robiąc kolejny krok w stronę biurka. – Wszystko w porządku?
Głos Albusa złamał się, kiedy odpowiadał:
- Nie, Harry. Dopiero teraz zrozumiałem, jak poważnie moje głupie decyzje cię zraniły. Jest mi tak strasznie, strasznie przykro.
Harry poruszył się nieco niespokojnie. Nie chciał wywołać u nikogo takiego smutku.
- Nic mi nie jest – powiedział, okrążając biurko i niepewnie poklepał ramię starszego czarodzieja. – Już nic mi nie jest.
Dumbledore zamknął oczy z bólem.
- Okazałeś mi życzliwość, na jaką nie zasługuję, Harry. Przez tyle lat sprawiłem ci tyle bólu – a wszystko przez moją arogancję, bo byłem przekonany że wiem wszystko lepiej niż inni. Byłem tak pewny, że mam rację, że nawet nie kłopotałem się, by to sprawdzić. Zdecydowałem, co będzie dla ciebie najlepsze i nie pozwoliłem nikomu powiedzieć, że jest inaczej. – Otworzył oczy i skierował błagalne spojrzenie na Harry’ego. – Nie oczekuję, że mi wybaczysz, drogie dziecko, teraz ani kiedykolwiek, ale czy mógłbyś spróbować uwierzyć mi, kiedy powiem, że prawdziwie myślałem, że robię dobrze? Że daję ci najlepszy, najszczęśliwszy dom, jaki możesz mieć?
Nie dało się przegapić nagiej udręki na twarzy mężczyzny, podobnie jak jego szczerości. Harry przełknął ciężko gulę w gardle i skinął głową.
- Harry, twoi rodzice tak mocno cię kochali… ja tak mocno cię kochałem. Chciałem, żebyś pozostał tym samym radosnym dzieckiem, jakie znałem. Myślałem, że nie będzie lepszego miejsca, niż dom twojej rodziny. Byłeś takim pięknym, przyjaznym dzieckiem – nigdy nie wyobrażałem sobie, że ktoś inny może nie kochać cię tak mocno, jak ja… Byłem takim głupcem, Harry. Starym głupcem. Widziałem tylko to, co chciałem zobaczyć. – Albus w końcu urwał i zaszlochał, ukrywając twarz w dłoniach.
- Profesorze, proszę nie płakać – błagał Harry, klepiąc Dumbledore’a po plecach. – Proszę nie płakać! Naprawdę nic mi nie jest! – Posłał szaleńcze spojrzenie w stronę ojca i Snape – desperacko pragnąc, by mógł być gdziekolwiek indziej, nawet w wannie Umbridge – przyszedł z pomocą.
- Albusie, proszę, spróbuj się kontrolować – powiedział niezgrabnie, stając przy drugim ramieniu czarodzieja i naśladując pocieszające poklepywania Harry’ego. – Martwisz Pottera. – Poszperał w szatach, mając desperacką nadzieję, że oprócz eliksiru uzdrawiającego, ma też w kieszeni wywar uspokajający.
Wezwał skrzata i zamówił herbatę, po czym dodał wielkie krople eliksiru uspakajającego do filiżanki, po czym podał ją Albusowi. Po tym, dyrektor zdołał się opanować i uśmiechnął się słabo do wciąż zmartwionego Harry’ego, który pozostał przy jego boku.
- Dziękuję, moi chłopcy. Naprawdę nie zasługuję na wasze współczucie – powiedział cicho. – Tak strasznie was obu zawiodłem.
- No, cóż, moglibyśmy zacząć od początku – powiedział Harry, nie znosząc patrzeć na kogoś tak piekielnie nieszczęśliwego, jak widocznie był dyrektor. – Znaczy, nie zrobi pan tego ponownie, prawda?
Snape stłumił parsknięcie – Typowy Gryfon! – podczas gdy Albus uśmiechnął się do chłopa.
- Nie, mój chłopcze. Sądzę raczej, że profesor Snape przekląłby mnie na kawałki, gdybym choćby pomyślał o czymś takim.
- Więc nie odeśle mnie pan z powrotem do Dursleyów? – zapytał Harry, dla pewności. – Nigdy?
Dumbledore uśmiechnął się i potrząsnął głową.
- Nigdy, Harry. Nigdy więcej ich nie zobaczysz, chyba że sam uznasz, że chcesz. Daję ci Słowo Czarodzieja, że nigdy nie odeślę cię tam z powrotem.
Harry odprężył się i odetchnął ze świstem.
- Dobrze!
- Pamiętasz, że twój profesor kazał mi przysiąc to samo pierwszego wieczora, gdy cię przyprowadził?
Harry zamrugał.
- Naprawdę? Znaczy, tego wieczora, kiedy miałem z nim szlaban?
Albus skinął głową, ignorując krzywą minę Snape’a.
- Tak. Po tym, jak dowiedział się, jak traktowali cię krewni i przyprowadził cię do mnie, powiedział do mnie: „Zapewniam cię, że bez względu na osłony związane z magią krwi czy cokolwiek innego, on już do tego domu nie wróci.” Nigdy by nie pozwolił, byś wrócił do Dursleyów. Ani przeze mnie, ani przez kogoś innego.
Harry spojrzał na tatę. Nie przypominał sobie tego, ale po prawdzie, większość tego wieczora to jedna wielka plama. Tak bardzo go bolało, nawet przed uderzeniem w głowę, że naprawdę nie przykładał wiele uwagi. Wow! Okazało się, że nawet zanim zgodził się być opiekunem Harry’ego, profesor Snape już się nim opiekował.
- Naprawdę nie chcę wam przerywać tego mdlącego wspominania Starych Dobrych Czasów – powiedział posępnie Snape – ale wciąż musimy zająć się oskarżeniami pani Umbridge.
- Och, tak – Albus wydawał się zamyślony. – Harry, czy wiesz, jak notatki twojej nauczycielki skończyły w twojej torbie?
Harry potrząsnął gwałtownie głową.
- To nie byłem ja!
- Nie o to dyrektor pytał – skarcił go Snape. – Nikt nie wątpi w twoją prawdomówność, głupi chłopcze, tylko próbujemy rozwiązać tajemnicę tego, jak zwój się tam znalazł. Jeśli ty tego nie zrobiłeś, to kto miał do tego dostęp?
- Och. – Harry ponownie odprężył się i zamyślił. – Nie wiem, tato. Znaczy, szliśmy razem. Chyba ktoś mógłby wsunąć zwój do mojej torby, zanim dotarliśmy do klasy, ale skąd ten ktoś miałby te notatki? I nie rozumiem, jak można byłoby to zrobić, po czym, jak weszliśmy do klasy. Moja torba był zaraz koło mojego biurka. Widziałbym, gdyby ktoś sięgał do niej, albo lewitował zwój.
- A jednak w jakiś sposób się tam znalazł. – Snape mocniej zmarszczył brwi. To brzmiało mniej jak dziecinny żart a bardziej jak poważne zagrożenie dla Harry’ego.
Albus delikatnie poklepał chłopca po ramieniu.
- Nie martw się, Harry. Odkryjemy prawdę. W międzyczasie, staraj się nie pozwolić na to, by profesor Umbridge cię zdenerwowała. Mimo wszystko, ktokolwiek oszukał ciebie, oszukał też i ją, ale podejrzewam, że jest mniej skłonna przyznać się do błędu.
Harry skrzywił się gniewnie, wybitnie przypominając Snape’a.
- Znaczy, że wciąż będzie chodzić i rozpowiadać, że jestem oszustem?
Dumbledore wstchnął.
- Porozmawiam z nią i powiem jej, że satysfakcjonująco wyjaśniliśmy całą sprawę, ale podejrzewam, że nie będzie przekonana. Mimo wszystko, Harry, nie zna cię osobiści, a musisz przyznać, że dowody są raczej obciążające.
- No tak – zgodził się niechętnie Harry. – Ale nie zostanę ukarany, prawda? – dodał z niepokojem, kiedy to do niego dotarło.
- Nie – zapewnił go stanowczo dyrektor. – Poinformuję profesor Umbridge, że sprawa jest zamknięta.
- Okej. – Harry rozumiał, że to najlepsze, co może zrobić. – Umszmata bez wątpienia będzie komentować to w klasie, zadzierając nosa, ale nie będzie mogła nic z tym zrobić. Przynajmniej dowiedział się, że nie musi obawiać się dyrektora i teraz wiedział, żeby iść do swojego taty, kiedy wpadnie w kłopoty – nie ważne jakiego rodzaju.
- Chciałbyś cytrynowego dropsa, Harry? – zaproponował Dumbledore. Snape przewrócił oczami; najwidoczniej dyrektor już czuł się lepiej.
- Nie ma pan czekolady? – zapytał z nadzieją Harry’ego, po czym pisnął, kiedy jego tata klepnął go lekko w tyłek.
- Maniery, panie Potter! – skarcił go Snape.
Albus roześmiał się.
- No, już, Severusie, to dobrze, że Harry wyraża swoje preferencje. Tylko dlatego, że ja lubię cytrynowe dropsy nie oznacz, że wszyscy inni je lubią. – Snape prychnął, kiedy Albus przeszukał szuflady biurka. – Gdzież to jest to pudełko żab…? Ach, mam cię.
Harry radośnie przyjął czekoladową żabę, unikając świdrującego spojrzenia ojca.
- Dzisiaj żadnego deseru – nakazał surowo Snape.
Harry skinął głową.
- Dobrze. Dzisiaj jest rabarbarowe ciasto z kruszonką – wyjaśnił dyrektorowi, marszcząc nos.
Albus mrugnął do niego w odpowiedzi.
- Och, mój drogi. Naprawdę nie zależy mi na rabarbarze. Może powinniśmy poszukać czegoś jeszcze w moim biurku?
Snape patrzył wilkiem, jak dwóch słodyczowych kochasiów radośnie przeszukuje ukryte zapasy Albusa. Potrafił rozpoznać kłopoty, kiedy na nie patrzył.
CDN…


* pederastia - oznacza specyficzną formę homoseksualizmu męskiego, polegającą na związkach erotycznych lub kontaktach seksualnych mężczyzn lub, z młodzieńcami lub chłopcami, zazwyczaj opartych na różnicy wieku, występującą w kulturze starożytnej Grecji (wikipedia)


Tak, jak obiecałam, NDH będzie w poniedziałki ;) W środę miniaturka :D
Ach, i błagam, teraz już nie pytajcie "kiedy next", ponieważ jeśli cokolwiek się zmieni, postaram się was o tym poinformować ^^

5 komentarzy:

  1. OCH OCH OCH UFF ZDĄŻYŁ JUŻ MYŚLAŁAM ŻE SEVERUS BĘDZIE WYRYWA HARRY'EGO Z OBJĘĆ Akromantuli UFF CAŁY ROZDZIAŁ JEST TAKI EMOCJONALNY I DYNAMICZNY A A ZAKOŃCZENIE TAKIE SŁODKIE MA NADZIEJE ŻE HARRY TERAZ ZROZUMIE ZE TAKA NAPRAWDĘ GO KOCHA I MU ZALEŻY NA NIM. LUBIE TO OPOWIADANIA ZA TO ŻE NIE JEST CUKIERKOWE DO BÓLI JEST W SAM RAZ JEST I CUKIER I AKCJA I GROZA I HUMOR I ŁZY TO JEST JEGO ATUT A TOBIE AUTORKO PADA DO NÓG ZA TŁUMACZENIE I DZIĘKUJ ŻE MOŻEMY POZNAĆ DALSZE LOSY BOHATERÓW.
    JUŻ MNIE ZŻERA CIEKAWOŚĆ JAK SEVERUS ZAŁATWI RÓŻOWĄ ROPUCHĘ.
    ŻYCZĘ CZASY NA TŁUMACZENIE WENY I ZDROWIA POZDRAWIAM GOSIA

    PS. CIEKAWE CO BY BYŁO GDYBY HARRY NAPISAŁ LIST DO OJCA CHRZESTNEGO I SIĘ POŻALIŁ NA TEGO RÓŻOWEGO PŁAZA TO MOGŁO BY MIEĆ CIEKAWY EFEKT ALBO GDYBY BRACIA W&W SIĘ PRZYŁĄCZYLI DO WENDETY OKEJ JUŻ PRZESTAJE SORRY.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja pierdziu!! Zdążył!!! Ufff... Uch... Jak ja się cieszę!!
    A tą rószoffą włazidupę mam szczerą ochotę ukatrupić... Ale ona dostanie od nich w końcu za swoje!!! Ja to po prostu wiem! Bo tak m u s i być...
    Omo... Dumbledore płaczący... Łoł...
    Heh, żadnego deseru... Ja tam lubię rabarbar :D
    W każdym razie... Życzę WENY, CZASU i CHĘCI zarówno do dalszego tłumaczenia, jak i pisania ;) Pozdrawiam!
    ~Daga ^.^'

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, uwielbiam, gdy Severus jest taki - opiekuńczy ale po męsku, nie jak ciapa albo kobieta, tylko tak jak trzeba. Idealnie, uwielbiam go takiego. Harry zaczyna pokazywać pazurki i to też mi się podoba, bo choć nie lubię go jako rozpuszczonego dzieciaka, to nie lubiłam też, gdy dawał sobą pomiatać. Mam nadzieję, że Sev zgotuje Umbitch piekło! <3 I ciekawa jestem co się teraz dzieje u Dursleyów :D Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam to opowiadanie i swietnie sie czyta;) najchetniej nic bym innego nie robila tylko czytala;p fajnie tlumaczysz i nie moge sie doczekac kolejnych czesci;) magda

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    o tak Severus zdążył zatrzymać Harrego w ostatnim momencie, no ale mogłby poprosić węża z lasu o pomoc, jest przecież weżoustny... jaka czułość, Harry bardzo martwił się o tate, że coś może mu grozić... cieszę sie że dyrektor w końcu zrozumiał obawy Harrego, ciekawe jak Severus potraktuje różową ropuchę...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń