Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

poniedziałek, 3 sierpnia 2020

PDJ - Rozdział 1 – Złe przeczucie

Polowanie Dwóch Jastrzębi


Gdzieś w pobliżu Little Hangleton:

Z wielką ulgą Freedom w końcu zleciał spiralą w dół, by wylądować na małym skrawku lasu w pobliżu małej, sennej wioski znanej jako Little Hangleton. On, Hedwiga i Warrior lecieli przez co najmniej sześć godzin, a teraz zmierzchało, jego skrzydła i ramiona okropnie bolały od walki z nagłymi poprzecznymi prądami i podmuchami wiatru, jak również lecenia na tyle wysoko, żeby ludzie nie zauważyli tego niezwykłego widoku myszołowa rdzawosternego na brytyjskim niebie, jak również gołębiarza w towarzystwie sowy śnieżnej.

Chociaż cała trójka nie leciała razem wspólnie, ale przelatywali czasem nad, czasem pod sobą, przynajmniej piętnaście stóp od siebie na wypadek, gdyby ktoś spojrzał w górę i nie pomyślał, że to dziwne zobaczyć dwa latające jastrzębie.

Ale teraz słońce zachodziło, pojawiały się pierwsze gwiazdy zmierzchu, a księżyc powoli wznosił się ponad wierzchołkami drzew. Zmęczony Freedom, za którym podążał nieco mniej zmęczony Warrior, wylądował w małym, zacienionym gąszczu, graniczącym z małym strumykiem. Oba jastrzębie szybko zmieniły się w ludzkie postacie, gdy tylko upewnili się, że nikogo nie ma w pobliżu.

Harry opadł na ziemię, tłumiąc jęk, bo nawet w swojej pierwotnej postaci, jego ręce i ramiona pulsowały. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło, ale jednocześnie nigdy wcześniej nie leciał tak daleko i tak szybko przez tak długi czas, więc może to zmęczenie było normalne. Obserwował, jak Severus sprawdza krawędzie zalesionego obszaru i rzuca kilka zaklęć iluzji, żeby każdy mugol, który zapuściłby się zbyt blisko ich obozowiska, zostałby zachęcony do odwrócenia wzroku albo odejścia.

Po wykonaniu tych czynności, przeciągnął się i spojrzał na swojego podopiecznego.

- Masz wystarczająco dużo magii, by wzniecić ogień, Harry?

- Tak. Tylko… daj mi chwilę – powiedział Harry, wyciągając różdżkę. Zaczął oczyszczać kawałek gołej ziemi, doskonale wiedząc, że ogień nawet w tak małym lasku może być niebezpieczny, jeśli nie jest odpowiednio opanowany. Przywołał kilka kawałków suchego drewna z okolicy i kilka małych kamieni, które ułożył w pierścień wokół drewna. Potem wskazał w nie różdżką i wyszeptał:

- Incendio!

Jasna iskra wystrzeliła z jego różdżki i po minucie języki płomieni żarłocznie lizały drewno, a po dwóch minutach wesoło trzaskało spore ognisko.

- No. Nieźle jak na pierwszy raz, prawda? – zapytał Harry swojego opiekuna.

- Nieźle. Widzę, że czytałeś ten mugolski przewodnik przetrwania, który ci dałem – powiedział Severus z aprobatą. – Myślę, że teraz przyda się nieco herbaty i może zupy. Dziś wieczorem ja ugotuję obiad, jutro możesz ty to zrobić. Na razie może rozłożysz pościel?

Harry skinął głową i poszedł wyjąć z każdego z ich plecaków grube wyściełane posłania, które zostały zmniejszone, aby łatwo zmieściły się w ich plecaku. Śpiwory były zrobione przez czarodziei, co oznaczało, że miały na sobie zaklęcia zapewniające komfort i chłód, odstraszające robaki i szkodniki oraz mogły być oczyszczone prostym zaklęciem Chłoszczyść. Harry najpierw ułożył swój, a potem Severusa, ustawiając je nieco bliżej ognia, jakieś pięć stóp od siebie.

Severus w międzyczasie przywołał z plecaka mały kociołek oraz czajnik i był zajęty robieniem herbaty i zupy ze spacjalnie przygotowanych mieszanek suchych zup, które przygotowała dla nich Twixie. Wszystko, co musiał zrobić, to wymieszać z wodą i podgrzać, a będzie smakować tak, jakby było świeżo zrobione. Mieli też małe bułeczki, zabezpieczone zaklęciem konserwującym, które również sprawi, że będą smakować dobrze po usunięcia zaklęcia.

Oba jastrzębie wcześniej w ciągu dnia polowały, ucztując na wiewiórce w przypadku Warriora i dużej muszy, jeśli chodzi Freedoma, niemniej jednak latanie pochłaniało dużo energii i przy zmroku dwójka animagów znów była głodna. Severus zamieszał zupę długą drewnianą łyżką, podczas gdy Harry mył twarz i ręce w małym strumyku.

Hedwiga przysiadła na chwilę na jego ramieniu i zahukała cicho:

- Pójdę zapolować, Harry. Ale nie obawiaj się, wrócę, żeby pilnować cię podczas snu. Żaden szpiegujący mugol albo skradający się mroczny czarodziej nie zakłócą twojego odpoczynku, przysięgam jako sowa pocztowa.

Pogłaskał pierś sowy śnieżnej i uśmiechnął się do niej.

- Dobrze, Hedwigo. Powodzenia i dzięki!

Hedwiga z uczuciem skubnęła jego włosy, po czym wystartowała i cicho poszybowała między drzewami, szukając nieostrożnej myszy, ryjówki lub oposa.

- Gdzie poleciała Hedwiga? – nadeszło pytanie Snape’a z zapadającego zmroku.

- Zapolować, ale mówi, że wróci i będzie stać na straży, gdy będziemy spać – odpowiedział Harry, strząsając kurz i podchodząc bliżej Severusa. Pociągnął nosem z uznaniem. – Hej, to pachnie świetnie. Nie wiedziałem, że umiesz gotować, Sev.

- To nie gotowanie, to magia skrzatów domowych – prychnął drugi. – Twixie dała mi te paczki zup i kanapek, żebyśmy nie musieli robić nic poza zagotowaniem wody.

- Potrafisz zrobić coś więcej niż zagotować wodę? – podrażnił Mistrza Eliksirów jego praktykant.

Snape rzucił mu zirytowane, obrażone spojrzenie.

- Oczywiście, że potrafię, nie jestem imbecylem, wiesz? Dorastałem po mugolsku i wiem, jak gotować oraz robić inne obowiązki bez magii, tak samo jak ty. Mimo to ulgą jest to, że nie muszę przygotowywać posiłku po całym dniu lecenia.

Harry ziewnął, czując się nagle wyczerpany. Potarł oczy, po czym usiadł ze skrzyżowanymi nogami na ziemi, czekając, aż zupa się zagotuje.

Podejrzewał, że las był dość spokojny, gdy wsłuchiwał się w cichy śpiew świerszczy, szelest jakiegoś małego zwierzęcia w zaroślach i bzyczenia nocnych owadów. Ale będąc tak blisko cmentarza w Little Hangleton sprawiało, ze czuł się nieco nieswojo i dreszcz przebiegał mu po kręgosłupie.

Noc była ciemna, głęboka, otaczały go zakapturzone postacie w groteskowych białych, żelaznych maskach, pragnących zobaczyć odrodzenie potwora znanego jako Lord Voldemort, śmiali się, gdy Glizdogon wiązał go do nagrobka…

- Harry! Twoja kolacja. – Miska z bułką na boku została wepchnięta praktycznie pod jego nos, więc zamrugał i wziął ją z wyciągniętej dłoni Snape’a. – Huh? Och, musiałem odpłynąć. Wybacz. – Wciąż czuł ukłucie strachu, ale pikantny zapach wołowiny, marchewki i cebuli sprawiło, że jego żołądek zaczął burczeć, a obawa ustąpiła większej potrzebie napełnienia brzucha.

Severus usiadł naprzeciwko swojego praktykanta, jedząc powoli własną porcję i obserwując młodego animaga spod półprzymkniętych powiek. Harry wydawał się nie wykazywać żadnych innych skutków ubocznych dłużącego się lotu poza ogólnym wyczerpaniem, ale tego można się było spodziewać. Sam Snape czuł się zmęczony i znużony, a jego śpiwór wyglądał w tym momencie jak prawdziwe szczęście. Podejrzewam, że po kilku godzinach snu Potter będzie gotowy, żeby lecieć dalej, podcas gdy ja niewątpliwie będę potrzebował całonocnego odpoczynku, zanim poczuję się gotów do polecenia do Dworu Riddle’ów. Ach, mieć znów piętnaście lat z tą całą nieskończoną energią.

Kontynuował jedzenie, mówiąc cicho:

- Ufam, że pamiętasz zasady, gdy dotrzemy do Dworu Riddle’ów, panie Potter, czy może muszę je omówić?

- Nie, pamiętam. Niczego nie dotykaj, chyba że ty pozwolisz, nigdzie bez ciebie nie idź, bądź cicho, postaraj się niczego nie przewrócić, bo nie chcemy, żeby mugole nas zauważyli – wyrecytował Harry znudzonym tonem.

- A przede wszystkim nie używaj magii bez mojej wyraźnej zgody – przypominał surowo Severus. – W domu mogą być jeszcze rzeczy – czarno magiczne rzeczy – które mogą tylko czekać, aż obudzi je jaki nieostrożny czarodziej. Voldemort mógł tam nie mieszkać długo, ale możesz być pewny, że mógł wykorzystać ten dom do ukrycia różnych przeklętych przedmiotów… poza horkruksami, które mają zbić nas z tropu. Więc żadnej magii, chyba że powiem inaczej.

- W porządku, Sev. Nie jestem małym dzieckiem, którego musisz pilnować w każdej minucie – powiedział Harry, nieco zły.

Mistrz Eliksirów rzucił mu ostre spojrzenie.

- Młody człowieku, miałeś w przeszłości tendencję do rzucania się z motyką na słońce bez używania głowy, więc pomyślałam, że warto ci przypomnieć. – Spojrzał na niemal pustą miskę Harry’ego. – Chcesz kolejną porcję?

- Tak, proszę. Ostatnio jestem zawsze głodny. – Podał Severusowi miskę, by dostać dokładkę.

- To bez wątpienia przyspieszony wzrost – zamyślił się profesor. – I tak objawia się to u ciebie za późno. – Oddał uczniowi miskę.

- Myślisz? Ponieważ bałem się, że całe życie będę kurduplem – powiedział Harry, a jego oczy zabłyszczały.

- Twój wzrost był pewnie zahamowany przez to, ze twoi krewni cię głodzili – domyślił się Snape, chwilę później kończąc własną zupę. On również wziął drugą porcję, nie chcąc, żeby się zmarnowało. – Ale teraz to już nie jest problemem, więc twoje ciało zaczęło normalnie reagować, a to oznacza, że zaczniesz rosnąć. Może nie będziesz wielości twojego przyjaciela Weasleya z powodu niedożywienia, ale nie będziesz też mały.

- Czy to dlatego przez ostatni miesiąc zmuszałeś mnie do picia tych okropnych eliksirów odżywczych? – zapytał Harry, dmuchając w łyżkę zupy. Zmarszczył nos na przypomnienie tego smaku. Eliksir smakował jak rozwodniony błotny szlam.

- Tak. Eliksir odżywczy został zaprojektowany, by zastąpić niezbędne aminokwasy, witaminy i minerały, których twojemu organizmowi brakowało – powiedział profesor. – Przyspiesza również metabolizm, więc teraz czujesz głód, bo twoje ciało może przestać gromadzić składniki odżywcze i normalnie je przetwarzać.

- Och. To chyba dobrze. Ale ten eliksir był całkowicie ohydny, Sev – wykrzywił się Harry. – Mogłeś chociaż sprawić, żeby smakował dobrze, na przykład owocowo.

Severus spojrzał na niego z obrzydzeniem i przewrócił oczami.

- Merlinie, ocal mnie przed tępymi praktykantami. Panie Potter, ile razy ci mówiłem, że zmiana składu wyciągu zmieni cały roztwór, jeśli doda się nie reaktywną substancję? A w przypadku soku owocowego… to by całkowicie zrujnowało eliksir, ponieważ cukier hamuje wchłanianie niektórych niezbędnych składników odżywczych. Dlatego nie byłoby możliwie zmanipulować miksturą tylko dlatego, że chcesz, żeby lepiej smakował, zrozumiano?

Harry zarumienił się.

- Dobra. Jestem zmęczony, zapomniałem. – Szybko dokończył miskę zupy, a potem zabrał miski, łyżki i kociołek do strumienia, opłukał je i umył przy pomocy magii, a następnie zmniejszył je. Severus wziął je i włożył do plecaka.

- Masz. Wypij to. Pomoże ci z bólem mięśni. – Podał chłopcu herbatę rozkurczającą mięśnie.

Harry wziął ją z rozszerzonymi oczami.

- Skąd wiedziałeś, że tego potrzebuję?

- To miałoby sens, Potter, skoro leciałeś dzisiaj sześć godzin. Wypij szybko, najsilniej działa, gdy jest gorąca.

Harry posłuchał. Herbata smakowała goździkami i była całkiem dobra. Kończąc kubek, odłożył go, po czym zapytał:

- Nie myślisz, że ktoś będzie w Dworze Riddle’ów, prawda?

Snape potrząsnął głową.

- Nie. To mało prawdopodobne, ale jeśli spotkamy jakiegoś czarnoksiężnika, pozwolisz mi się z nim skonfrontować. Ty, pod żadnym pozorem, masz się nie ujawniać czy próbować walczyć z mrocznym czarodziejem na własną rękę.

- Wiem. Obiecałem, pamiętasz? A ty masz nie umrzeć, chroniąc mnie, Severusie.

- To oczywiste. Martw się o siebie, Potter. Ja będę troszczyć się o siebie – westchnął Severus. – Proponuję, żebyśmy poszli spać, bo to był długi dzień dla nas obojga.

Machnął różdżką i Harry zorientował się, że ma na sobie znajomą piżamę i puszyste, czerwono-złote skarpetki.

Praktykant ziewnął ponownie, czuł się przyjemnie senny i nie trzeba mu było dwa razy powtarzać, żeby odszukał swoje posłanie i szybko w nim zasnął, choć dopiero wtedy, gdy zobaczył znajomy biały cień, spływający na pobliską gałąź z widokiem na obóz.

- Branoc, Hedwigo – wymamrotał, po czym jego oczy zamknęły się.

Severus pozostał obudzony trochę dłużej, po czym transmutował szatę w piżamę i poszukał własnego śpiwora, ufając własnym osłonom oraz czujnemu oku Hedwigi, żeby utrzymywała z daleka wszystko, co mogłoby im zaszkodzić.

Harry stał przed odzianą w czarną szatę postacią Voldemorta, trzęsąc się lekko, gdy nekromanta szydził z niego, jego czerwone oczy błyszczały jak ogień piekielny i wycelował różdżkę w jego serce.

- Myślisz, że mnie pokonałeś, chłopcze! Ale nic nie wiesz! Wrócę i tym razem upewnię się, że zostaniesz zniszczony. Nie ma ode mnie ucieczki, Potter! Gdziekolwiek pójdziesz, jakikolwiek kształt przyjmiesz, znajdę cię, przyjdę do ciebie i cię zabiję. Przysięgam to na moją nieśmiertelną duszę!

Potem Voldemort odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się szaleńczo, chichotem kogoś pewnego siebie, kto wie, że ma przewagę.

- Dawno temu zniszczyłem twoją nieśmiertelną duszę! – odkrzyknął Harry.

- Tak? Nie sądzę! Jestem silniejszy niż kiedyś, a kiedy udam się w podróż z powrotem zza zasłony, ty i twoi przyjaciele upadniecie przede mną. A kiedy twoi żałośni przyjaciele upadną martwi u mych stóp, będę świętować!

Harry poczuł, jak ściska się jego żołądek i grozi, że się zbuntuje na widok tego, jak czarnoksiężnik oblizał swoje usta. Ale zdołał wykrzyczeć:

- To się nigdy nie staje! Jesteś martwy i tak już pozostanie!

Obudził się z szalonym śmiechem Toma dzwoniącym mu w uszach, sapiąc, cały spocony, jakby przebiegł kilka kilometrów. Rozejrzał się i zobaczył, albo pomyślał, że zobaczył, jak coś porusza się w cieniu i wyciągnął różdżkę, krzycząc:

- Lumos!

Światło jasne jak dzień wystrzeliło z jego różdżki… żeby ujawnić… całkowicie nic.

Czując się jak idiota, Harry opuścił różdżkę, po czym niemal wyskoczył ze skóry, gdy poczuł dłoń zaciskającą się na jego ramieniu.

- Co ty robisz, do licha? Próbujesz pokazać naszą pozycję całej wiosce? – skarcił go zrzędliwie Severus.

Harry czuł, że rumieni się po czubki uszu.

- Uch… nie… Tylko… Myślałem, że coś zobaczyłem…

- Myślałeś, że coś zobaczyłeś? Cóż, to jest las, Potter, zwierzęta kręcą się tu po nocy – zaczął sarkastycznie Snape, zirytowany przerwaniem mu snu. – Ale gdyby było tu jakieś niebezpieczeństwo, ustawione przeze mnie osłony by mnie ostrzegły.

- Obudzi się z koszmaru, profesorze, i był cały zdenerwowany – wtrąciła Hedwiga ze swojej grzędy na sękatym dębie.

Harry popatrzył w ziemię. No świetnie! Hedwigo, dlaczego musiałaś mu powiedzieć? Teraz pomyśli, że jestem jakimś słabym dzieciakiem.

- To prawda, Harry? – ton Severusa nagle stracił swój sarkazm.

Chłopiec skinął głową, sztywniejąc. No i nadchodzi.

Ale Severus nie krzyczał, zamiast tego tylko powiedział:

- Chcesz mi powiedzieć, o czym był ten sen?

Harry przygryzł wargę i westchnął.

- Śniłem o Voldemorcie.

- I cmentarzu?

- Nie. Po tym. Powiedział, ze upadnie, ale powróci, żeby mnie zabić. A kiedy się obudziłem, czułem się… no nie wiem… cały podenerwowany, a wtedy myślałem, że coś zobaczyłem w cieniu… wybacz, że cię obudziłem, Sev.

Ale Severus nie zignorował jego snu, jak Harry się spodziewał. Zamiast tego powiedział:

- Zamknąłeś umysł przed zaśnięciem?

Harry zagapił się w pościel, bezczynnie bawiąc się jej brzegiem.

- N-Nie. Zapomniałem.

Tym razem Severus się skrzywił.

- Zapomniałeś? Powinienem uderzyć cię w czerep za to malutkie zapomnienie, głupie dziecko! Jak wiele razy mam ci powtarzać, żebyś automatycznie zamykał swój umysł przed snem, zwłaszcza na takiej misji?

- Dobra, czaję! Przepraszam! – warknął Harry, czując się jednocześnie zawstydzony i urażony. – Wybacz, jeśli nie jestem cholernie perfekcyjny.

- Tu nie chodzi o perfekcję, tylko o ochronę przed niechcianymi wpływami psychicznymi, Harry. Nawet jeśli ciało Czarnego Pana jest martwe, jego duch wciąż pozostaje w pół-życiu, czekając tylko na szansę do powrotu. I choć więź, którą z nim miałeś urwała się po jego śmierci, nie mogę temu całkowicie ufać.

- Więc myślisz, że wysłał mi sen?

- Możliwe – wykręcił się Severus. – Mało prawdopodobne, ale nie możesz pozwolić mu na żadne furtki, Harry.

- Dobrze, dobrze. – Nastolatek nagle zerwał się na nogi, jego wcześniejsze zmęczenie zostało zastąpione złym przeczuciem i niepokojem, które sprawiły, że zaatakował cienie. – Jesteś pewny, że niczego tutaj nie ma?

Severus westchnął z irytacją.

- Tak! Uwierz, że wiem, co robię, byłem szpiegiem dłużej niż żyjesz.

- I co za to chcesz, medal czy pomnik? – mruknął bezczelnie Harry.

Usta Severusa zacisnęły się, a jego obsydianowe oczy zabłysnęły.

- Uważaj na ten ton, młody człowieku, zanim…

- Przelecę się dookoła i sprawdzę, jeśli dzięki temu poczujesz się lepiej. W międzyczasie spróbujcie się nie pozabijać – zaoferowała Hedwiga z drzewa, rozpraszając kłótnię, po czym rozpostarła skrzydła i bezszelestnie odleciała.

- Wybacz Sev. Po prostu… mam napięte nerwy.

Severus prychnął, skinął krótko głową i odwrócił się, spoglądając przez drzewa w kierunku wioski.

Harry czekał w napięciu na powrót sowy, po czym odprężył się, gdy pięć minut później Hedwiga powrócił i powiedziała, że jest spokój.

- Nie ma tu żadnego niebezpieczeństwa, Harry.

Mimo to nie mógł pozbyć się dziwnego wrażenia, że coś czai się w pobliżu. Nerwy, to tylko nerwy. Popatrzył w księżyc, który był widoczny w połowie na niebie w kolorze indygo i próbował zapomnieć o śnie. Ale nie chciał go przestać prześladować i nie potrafił ponownie usnąć.

Severus obserwował przez kilka minut swojego podopiecznego, po czym powiedział nagle:

- Harry, zamknij oczy i weź cztery głębokie wdechy. Raz. Dwa. Trzy. Cztery.

Harry posłuchał, znajdując spokój i biorąc niezbędne wdechy, pozwalając swojemu mentorowi przeprowadzić go przez początkowe etapy oklumencji i medytacji. Wkrótce poczuł, że zaczyna się rozluźniać i po jakiś pięciu minutach kontrolowanego oddechu i relaksu, Harry zdołał zamknąć umysł i odprężyć na tyle, żeby wrócić do spania.

Severus czekał, aż z chłopakiem będzie dobrze i naprawdę zaśnie, po czym owinął się pościelą i wycofał we własny śpiwór, by nadrobić zaległości w śnie. Najważniejsze było to, żeby dobrze wypoczęli i mentalnie przygotowali się na przybycie do Dworu Riddle’ów, żeby mogli uniknąć pułapek Voldemorta i odkryć, czy w opuszczonej rezydencji znajduje się horkruks, jak zakładał Dumbledore.

Gdy Severus zaczął zapadać w szare królestwo snu, poświęcił myśl dyrektorowi i zastanawiał się, jak poszło spotkanie starego czarodzieja z Dursleyami. Miał nadzieję, że Albus dał tym żałosnym mugolom nauczkę, jako odpłatę za te wszystkie chwile, gdy przez lata maltretowali Harry’ego. Chwilę później jego czujne oczy zamknęły się i Snape zasnął, podczas gdy sowa śnieżna czuwała.

Ale noc była cicha i żadne sny czy złe uczucia nie zakłóciły więcej snu magicznych kompanów.

 


4 komentarze:

  1. Yay, w końcu kolejna część! Dziękuję za ciężką pracę! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Pierwsze koty za płoty... ahoj przygodo! Pozdrawiam i życzę dużo czasu na tłumaczenie. Dzięki:-))

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze że już jesteś. Wspaniały rozdziału dzięki pozdrawiam i życzę weny Agnieszka 😁😁😁

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    mam nadzieję że znajdą coś w dworze Riddlów, albo jakąś wskazówkę chociaż gdzie szukać... cieszę się że właśnie Severus troszczy się o Harrego ale i Hedwiga jak taką matką... 
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń