Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 9 sierpnia 2020

PDJ - Rozdział 2 – Niespokojne duchy i kara

Wcześnie rano dwójka czarodziei zostawiła śpiącą Hedwigę i wcześnie zwinęli obóz. Gdy tylko usunęli dowodu swojej obecności, zmienili się w jastrzębie i skierowali na zachód do wioski. Ostatnim razem, gdy Harry tu był, nie widział wioski, przybywszy świstoklikiem na cmentarz za dworem, gdzie został więźniem. Teraz, jako Freedom, miał dosłownie sokoli wzrok na senną wioskę.

Ogółem w wiosce mieszkało może czterystu mieszkańców. Była małym miejscem, gdzie wszyscy znali wszystkich, gdzie ich dziadkowie i pradziadkowie się urodzili, dorastali i umierali. Można było powiedzieć, że wioska była osobliwa z małymi domkami wyłożonymi na dachach kafelkami, wykonanymi z cegły lub czasami kamienia. Była w niej zwyczajna zieleń, gdzie ludzie mogli chodzić wśród drzew i krzewów oraz karmić kaczki w sztucznym stawie. Był supermarket, poczta, pub „Wisielec”, malutki pensjonat oraz księgarnia. Stacja benzynowa i garaże znajdowały się na obrzeżach właściwej wioski, jak za czasów koni i powozów, gdzie znajdowała się kuźnia. Niedaleko był lokalny posterunek policji, który szczycił się w sumie siedmioma policjantami i jednym sierżantem.

Na wzgórzu z widokiem na wioskę znajdował się niegdyś dumny Dwór Riddle’ów, położony na falującym trawniku, który w czasach swojej świetności musiał być wspaniały. Teraz był jednak zarośnięty i pełen chwastów. Klomby były porośnięte mleczami, a żywopłot zrósł. Sam dom był zniszczony, bluszcz i pnącza praktycznie zakrywały wspaniałą kamienną fasadę, niektóre okna były popękane i zabite deskami, a niektórych dachówek na łupkowym dachu brakowało. Kiedyś musiał to być wielki, stary dom w stylu staro gregoriańskim, ale teraz była to tylko opuszczona ruina.

Dumbledore powiedział Severusowi i Harry’emu, że Dwór Riddle’ów miał niesmaczną reputację z powodu potrójnego morderstwa, które miało miejsce ponad pięćdziesiąt lat wcześniej. Właściciel majątku Riddle’ów, jego żona i dorosły syn zostali znalezieni zamordowani w salonie przez pokojówkę. Najpierw został oskarżony o morderstwo ogrodnik, Frank Bryce, ale został oczyszczony z zarzutów, a zabójcy nigdy nie znaleziono według mugolskich dokumentów. Oczywiście Riddle’owie zostali zamordowani przez Voldemorta. Od tego czasu dom wielokrotnie przechodził z rąk do rąk i twierdzono, że jest nawiedzony i ma „złą aurę”. Dumbledore podejrzewał, że Voldemort ukrył tam horkruksa, ponieważ była to ważna posiadłość rodzinna, a Voldemort lubił udawać, że był prawowitym synem Riddle’ów, zamiast porzuconym draniem, który nigdy nie był uznawany przez swojego ojca.

Harry mógł nieco żałować Voldemorta, gdyby tylko czarodziej nie był nieuleczalnym socjopatą, ale wiedząc, co ten zrobił, każde możliwe do żywienia współczucie umarło po tym, jak Dumbledore powiedział mu, jak w wieku piętnastu lat Tom przybył do Little Hangleton i z zimną krwią zamordował swojego ojca i dziadków, a nawet skłonił młodego Franka Bryce’a to wzięcia winy na siebie. Pięćdziesiąt lat później, zabił również Franka, ponieważ ten przypadkiem usłyszał rozmowę między nim a Glizdogonem. I okazał wtedy tyle samo wyrzutów sumienia, co po rozpaćkaniu muchy.

Dwa jastrzębie wylądowały na dachu i po rozejrzeniu się w środku i po terenie, by upewnić się, że żadne ciekawskie oczy ich nie widzą, podlecieli za duży krzak hortensji na tyłach domu i ponownie przybrali ludzkie postacie. Tym razem Severus miał na sobie mugolski strój – ciemne spodnie i lekką ciemnozieloną koszulę oraz czarne trampki. Harry już rano założył mugolskie rzeczy, więc nie musiał zmieniać stroju.

Spojrzał na Severusa z ciekawością i zapytał:

- Jak to zrobiłeś?

- Co takiego?

- Kiedy rano się przebierałeś, miałeś na sobie zwykłe czarne szaty. Ale kiedy teraz się przemieniłeś, masz na sobie mugolskie ciuchy. Jak zmieniłeś ubrania w tym samym czasie?

- Po prostu pomyślałem, jak chciałbym wyglądać i gdy się przemieniłem, moje ciuchy stały się takie, jak widzisz.

- Och. Ciekawe, czy ja mógłbym tak zrobić? To brzmi świetnie – powiedział Harry z ekscytacją.

Severus uniósł dłoń.

- Harry, możemy potem poeksperymentować z twoją formą animagiczną. W tej chwili naszym głównym priorytetem jest znalezienie tego, co jest ukryte. – Mistrz Eliksirów zdecydował, że im mniej używają słowa „horkruks”, tym lepiej, na wypadek, gdyby ktoś magiczny podsłuchał ich rozmowy. Lepiej dmuchać na zimne.

- Prawda. Nie chciałem zbaczać z tematu. Jak wejdziemy?

- Tylnymi drzwiami – powiedział Severus. Podszedł do czegoś, co prawdopodobnie było kiedyś wejściem dla służby i wymamrotał zaklęcie wykrywające wszelkie szkodliwe zaklęcia na wejściu. Nic nie ujawniło, więc położył dłoń na klamce i przekręcił ją. – Zamknięte. – Skoncentrował się, niebieskie światło pokryło jego dłoń, a w następnej chwili rozległo się ostre klik i drzwi się otworzyły.

- Nie wiedziałem, że potrafisz magię bezróżdżkową!

Severus uśmiechnął się ironicznie.

- To mój kolejny dziwny talent. Przy wielu okazjach uratował mi życie. Chodź, Harry. Marnujemy czas.

Ostrożnie przeszedł przez próg Dworu Riddle’ów, a Harry podążył za nim.

Obaj czarodzieje rzucili zaklęcia oświetlające, by dojrzeć ponure wnętrze, pokryte grubą warstwą kurzu. Mysie odchody zaśmiecały podłogę, a wzdłuż ścian i w kurzu leżały martwe owady. W powietrzu unosił się zapach gnijącej, rozkładającej się materii, co sprawiło, że Harry kichnął i zmarszczył nos.

- Ugh! Co tu zdechło?  - wypalił, zanim zdążył pomyśleć.

Severus przewrócił oczami.

- To nie jest czas na żarty, Potter – zganił go. Harry dostrzegał, że kiedy był zły, Severus wracał do mówienia do Harry’ego po nazwisku.

- Nie próbowałem żartować. Po prostu… pachnie tu obrzydliwie i… źle wyszło to, co miałem na myśli – bąknął Harry, po czym zamilkł, orientując się, że bezpieczniej milczeć niż nadal robić z siebie głupka.

- Ucisz ten bełkot, Potter – nakazał jego opiekun, idąc lekko korytarzem przez kurz, poruszając się tak cicho i z wdziękiem, że kurz prawie się nie poruszał.

W przeciwieństwie do niego, Harry brzmiał jak stado buchorożców, stukając i wzbijając wielkie kłeby kurzu, chociaż starał się być cicho. Zapalił czubek różdżki i zastanawiał się, czy powinien wyjąć swój fałszoskop i zobaczyć, czy w rezydencji są jacyś mroczni czarodzieje. Właśnie sięgał do kieszeni swojej kurtki, gdy nagle usłyszał świst i zawodzenie.

Obaj zamarli, a każdy ich nerw zadrżał w atawistycznym strachu.

- Uch… Sev? Słyszałeś to?

- Tak – odpowiedział Severus ledwie szeptem.

- Co… myślisz, że co to było? Brzmiało jak…

- Wiatr – powiedział Snape o wiele zbyt szybko i lekceważąco. – To tylko wiatr wiejący przez szczeliny w oknach.

- Dla mnie to nie brzmiało jak wiatr – odparł niespokojnie Harry.

Severus nie odpowiedział.

- Ten pokój musi jakiegoś rodzaju kuchnią albo kwaterą dla służby. Mam nadzieję, że ten korytarz zaprowadzi nas do mieszkalnych części domu, takich jak salon i…

Nigdy nie dokończył zdania.

Cały dom wypełnił nieziemski wrzask i wycie, brzmiące jak tysiąc przeklętych dusz wrzeszczących w agonii. Uderzył w nich arktyczny wiatr, gdy tylko próbowali przejść z kuchni w korytarz prowadzący do salonu.

Harry poczuł się przemarznięty do szpiku kości i spojrzał na siebie, by sprawdzić, czy lód formuje się na  jego palcach, bo nagle stały się one śmiertelnie zimne. Praktycznie widział własny oddech w mroźnym powietrzu.

- Severus! – syknął, drżąc gwałtownie w swoim letnim stroju. – Co się dzieje? To jakaś klątwa obronna?

Severus potrząsnął głową.

- Nie. Nie wierzę, by Voldemort wprawił to w ruch. Moje zaklęcie by to wykryło. – Musiał prawie krzyczeć, by byś słyszanym ponad tym zgiełkiem. – Sądzę, że to zasługa poltergeista.

- Poltergeista? Takiego jak Irytek?

- Nieco bardziej mściwego – skrzywił się Severus i odgarnął włosy z oczu.

Wszedł do miejsca, które kiedyś było salonem i natychmiast uderzył w niego wicher, od którego zaszczękały mu zęby. Żyrandol u góry zagrzechotał gwałtownie, a wycie narastało. Severus skrzywił się, gdy jego wrażliwe błony bębenkowe zostały zaatakowane przez rozdzierający wnętrzności pisk. Wzdrygnął się i cofnął o krok, prawie wpadając na swojego podopiecznego, który przywarł do jego ramienia, trzymając okulary drugą dłonią.

- Sev, dlaczego mam wrażenie, że nie jesteśmy tu mile widziani?

- Bo nie jesteście, chłopczyku! – wrzasnął grobowy głos, powietrze zawirowało przed nimi w wietrze, po czym zmieniło się ono w wysokiego mężczyznę ubranego w garnitur i krawat, wyglądającego mniej więcej na sześćdziesiątkę ze szpakowatymi włosami i bródką. Jego koszula była poplamiona krwią, a jego oczy świeciły na zielono.

- Pan Riddle Senior, jak sądzę? – zapytał Severus.

- Zgadza się. Nazywam się Artur Thomas Riddle, który kiedyś był właścicielem tego dworu i terenów, na którym on stoi. Jak cholerny czarodziej śmie ponownie wkraczać do mego domu? Nigdy nie zaznam spokoju, nawet po śmierci?

Severus otworzył usta, by odpowiedzieć, ale nastąpiło ponowne zawirowanie wiatru i pyłu, a w powietrzu zmaterializowały się kolejne dwa duchy. Jeden był szczupłą kobietą ubraną w falbaniastą bluzkę, żakiet i spódnicę, jej włosy ścięte były na krótko, a wyraz twarzy był bardziej smutny niż gniewny. Wydawała się być w wieku podobnym do jej męża. Drugim duchem był wyższy mężczyzna, wyglądający na około trzydzieści pięć lat, miał czarne włosy, był przystojny, miał na sobie sportową marynarkę i granatowe spodnie, jego ramiona były skrzyżowane na piersi i piorunował wzrokiem dwójkę czarodziejów.

- Nie możecie odejść i nas zostawić w spokoju? – jęknęła kobieta. – Nie wycierpieliśmy wystarczająco? Przez sposób naszej śmierci jesteśmy tu uwięzieni, przywiązani do tego półżycia, póki nasza zemsta nie zostanie wypełniona.

- Zemsta? – wypalił Harry.

- Tak, zemsta! – warknął Tom Riddle Senior. – Na tym draniu, który przyszedł i zabił nas, gdy rozmawialiśmy o naszych podatkach, który twierdził, że jest moim synem i tej żałosnej wiedźmy Meropy Gaunt! Nazywał się Tom Marvolo Riddle.

- To nie było kłamstwo, to sama prawda – odparował Severus.

Oczy Toma rozbłysły przeklętym, dziwacznym światłem.

- Och, wiem, czarodzieju! Śmierć daje człowiekowi pewną… wnikliwość, że tak to powiem. Wiem, że chłopiec, który przyszedł tu tego dnia w lipcu, był moim bękartem, którego spłodziłem przez podstęp tej żałosnej wiedźmy, Meropy Gaunt! A potem powrócił, by zamordować mnie i moich rodziców za to, że nigdy go nie uznałem i żeby utrzymać w sekrecie to, że jest półkrwi! Mnie, który byłem zniewolony przez czary, który nawet nie wiedziałem, że ta suka jest w ciąży, gdy odchodziłem! Za ten grzech opuszczenia go, jak to ujął, zabił mnie własnoręcznie.

- Użył jakiegoś dziwnego zaklęcia – powiedziała matka Toma, nazywająca się Caroline. – Zielone światło wystrzeliło z jego różdżki i najpierw zabił mojego syna, a potem tuż przed moją twarzą mojego męża. A kiedy odwrócił się do mnie i powiedział, że to wszystko dlatego, że spłodziłam niegodziwego bandytę, który uwiódł jego matkę, ja również umrę. A potem zabił i mnie.

- A potem znalazł pistolet w moim biurku, strzelił do nas z niego, a potem zostawił tuż obok nas – kontynuował starszy Riddle. – To wszystko stało się tak nagle, wyraźnie chłopak był obłąkany.

- Och, to prawda, był obłąkany – zgodził się Severus. – Smuga szaleństwa biegnie w rodzinie Gauntów.

- Zła krew – pociągnęła na nosie Caroline.

- Nawet jeśli, nie należycie do tego miejsca, czarodzieje! – krzyknął Tom Senior. – Nikt z waszego rodzaju nie ma prawa postawić tu stopy po tym, co zrobił tamten. A teraz… WYNOCHA!

Zawył ostatnie słowo z tak wielką mocą, że sprawił, że Severus i Harry cofnęli się, a lodowaty wiatr powrócił. Zjadane przez mole zasłony zawirowały na wietrze, a kanapa i fotel uderzyły o przeciwległą ścianę.

- Czekaj! – krzyknął Harry. – Przybyliśmy tu, żeby znaleźć przedmiot, który pokona Voldemorta! Jest naszym wrogiem!

Severus zaintonował zaklęcie tarczy na wypadek, gdyby rzeczy zaczęły latać w powietrzu, ponieważ w rogach pomieszczenia leżały stosy gruzu.

- Żadnej więcej magii! – ryknął Artur, a uczucie depresji i gniewu nagle wzrosło w pokoju, uderzając w obu czarodziejów z siłą pociągu pospiesznego.

Harry sapnął, chwytając się za głowę.

- Zamknij umysł, Harry! – warknął Severus, gdy jego własne tarcze zadrżały na swoim miejscu.

- Żadnej więcej magii w moim domu… NIGDY! – zawodziła Caroline, a jej wrzask przybrał postać rozdzierające ucho tonu.

- Auuu! – wrzasnął Harry, trzymając się za głowę.

Wściekły Severus krzyknął:

- Przestań! To tylko dzieciak, nie masz powodu krzywdzić go w swojej cholernej zemście!

- Jesteście czarodziejami… jak on! To jest wystarczający powód! A teraz opuście to miejsce i nigdy nie wracajcie! – krzyknął Tom Senior.

- Idioci! Tak, jesteśmy czarodziejami, ale różnimy się od twojego nikczemnego syna jak noc od dnia. Walczymy przeciwko niemu, nie rozumiecie? Natychmiast zaprzestańcie swojego ataku. Nasza magia jest dla naszej własnej ochrony… Nie moglibyśmy was skrzywdzić, nawet jeśli byśmy chcieli… ponieważ już jesteście martwi!

Nagle wiatr i okropne wycie ustały.

- Mówisz, że jesteście tu, żeby go pokonać? – zapytał Artur Riddle.

- To kłamstwo, ojcze! Nie możecie ufać czarodziejom! – warknął jego syn.

Ale właściciel dworu uniósł władczo rękę, więc jego syn ustąpił.

- Odpowiedz!

- Właśnie tak – odezwał się nagle Harry. – Jesteśmy tu, żeby znaleźć przedmiot, który Voldemort mógł tu ukryć.

Tom prychnął, ale Harry kontynuował odważnie.

- Proszę posłuchać, naprawdę nam przykro, że zostaliście zabici. On zabił też moich rodziców  i prawie zabił mnie, gdy byłem dzieckiem. Użył na nich zaklęcia zabijającego, jak również na mnie.

- Więc dlaczego nie jesteś martwy? – zapytał gniewnie Tom.

Harry wzruszył ramionami.

- Zaklęcie, którego użył odbiło się rykoszetem, ponieważ moja matka nałożyła na mnie ochronę. Ale nie umarł na zawsze, ponieważ rozszczepił swoją duszę używając mrocznego zaklęcia.

- Rozszczepił duszę? – sapnęła Caroline. – Jakie to okropne!

- Tak, nie musi mi pani tego mówić. To dlatego tu jesteśmy, żeby znaleźć przedmiot, w który upchnął swoją duszę i go zniszczyć. Kiedy wszystkie kawałki zostaną zniszczone, on zazna ostatecznej śmierci.

- I zgnije w piekle, gdzie jest jego miejsce! – warknął Artur.

Harry i Severus skinęli głowami.

- Skąd mamy wiedzieć, że to nie jest sztuczka? – zapytał Tom podejrzliwie. – Przybył tu już raz i odmówił odejścia pomimo naszych prób. Skąd mamy wiedzieć, że nie wysłał was po ten przedmiot?

- Potraficie wyczuć nasze aury, prawda? – zapytał nagle Severus.

- Tak. Wszystkie duchy to potrafią – przyznał niechętnie starszy z Riddle’ów.

- Więc spójrzcie na nasze i zobaczycie, że nie mają ciemnych plam – zaproponował Severus. Po śmierci Voldemorta, Mroczny Znak przeszedł w stan uśpienia, więc nie bał się, że utrzymają się na nim plamy mroku.

Oczy Artura zwęziły się i Harry poczuł na sobie mrowienie. Chwilę później zniknęło.

- No i? – zapytał sucho Severus.

- Mówicie prawdę – przyznał starszy Riddle. – Nie są wypełnienie mrokiem tak, jak mój… wnuk i ten, który mu towarzyszył.

- Glizdogon! – skrzywił się Harry.

- Czu pamiętacie cokolwiek, co się wydarzyło po tym, jak zostaliście zabici? – zapytał Severus. – Zauważyliście coś niezwykłego?

Żaden z mężczyzn nic nie powiedział, ale odezwała się Caroline Riddle.

- Ja… widziałam coś tuż przed tym, jak… mnie zamordował. On… Voldemort… zrobił jakąś dziwną rzecz swoim… kijkiem… twierdził, że potrzebuje jakiejś energii z mojego martwego syna i męża… chyba zabrał ją od nich, żeby zrobić to, cokolwiek miał w planach… miał stary, złoty pierścień – zmarszczył brwi. – Tak trudno sobie przypomnieć… ale myślę, że włożył pierścień do pudełka i ukrył go.

- Pamiętasz, gdzie? – zapytał ostro Snape.

- Ja… to było tak dawno temu…

- Spróbuj sobie przypomnieć! To ważne!

Caroline zawahała się, a Severus walczył ze sobą, by nie krzyczeć. Zastanawiał się z irytacją, czy w prawdziwym życiu też była tak roztargniona.

Minęło pięć minut, ale wydawało się, że minęła wieczność.

- Jeśli nie umiesz sobie przypomnieć… nigdy nie dostaniecie swojej zemsty i nigdy nie spoczniecie w pokoju – wycedził Mistrz Eliksirów.

- Myśl, Caro! – popędził ją mąż.

Caroline westchnęła.

- Doprawdy, jedyne, czego pragnęłam to zapomnieć o tym okropnym dniu. A teraz chcecie, żebym przypomniała sobie coś, co zdarzyło się tuż po mojej śmierci! Ponieważ ukrył pudełko po tym, jak mnie zabił i jest to naprawdę niewyraźne.

- Spróbuj, matko!

Czekali jeszcze chwilę, aż Caroline powiedziała:

- Myślę… położył je za cegłą w kominku. Tylko nie umiem sobie przypomnieć, którego…

Harry jęknął.

- To jakiś początek – powiedział Severus. Podszedł do kominka i zaczął stukać różdżką w cegły. Po jakiś siedmiu minutach usłyszał dźwięk za szóstą cegłą w dziesiątym rzędzie od góry. – Ach! Chyba znalazłem sekretną kryjówkę.

- Gdzie? – zapytał Harry, podchodząc.

- Chyba tutaj. – Severus naciągnął swoje rękawice blokujące klątwy – były z czarnej skóry z nadrukowanymi czerwonymi pieczęciami. Następnie przycisnął cegłę, która wydawała się pusta, a ona wysunęła się, odsłaniając mały otwór. W środku było wąskie, drewniane pudełko z zamkiem na wierzchu.

- Znalazłeś, Sev! – wykrzyknął jego podopieczny i zapominając o możliwym niebezpieczeństwie, sięgnął, by dotknąć pudełka.

Severus uderzył jego dłoń.

- Auuu! Hej! Za co to? – krzyknął ze złością Harry, pocierając piekącą rękę.

- Idiota! Chcesz skończyć w ogniu czy zostać do końca życia bełkoczącym ślimakiem? – warknął Mistrz Eliksirów. – Nigdy nie dotykaj gołymi rękami przeklętych obiektów lub nawet takiego, który podejrzewasz, że może być przeklęty. Załóż rękawiczki.

- Och. Prawda – powiedział niezgrabnie Harry, czując się jak największy na świecie głupek, że o tym zapomniał. Szybko wyciągnął swoje rękawice. – Teraz mogę dotknąć pudełka?

- Tak, ale nie próbuj go otwierać – ostrzegł Severus.

Harry przesunął palcem po pudełku, które było zrobione z pięknego, ciemnego klonu z wyrzeźbionym na nim wężem. Wyglądało i wydawało się zupełnie zwyczajne.

- Wystarczy. Pozwól mi rzucić kilka zaklęć, które ujawnią, czy ma na sobie magię obronną. – Severus stuknął różdżką w pudełko i wymamrotał kilka zaklęć wykrywających.

Po chwili przerwał i spojrzał na swojego ucznia.

- W drewno nie wszczepiono żadnych klątw. Jednak zamek zawiera trującą substancję.

- Potrafisz ją zniwelować?

- Możliwe. – Severus skoncentrował się i nagle z pudełka wyskoczyła igła. – Ostrożnie, Harry. To pewnie najgorsza trucizna, jaką kiedykolwiek poznałem. Jad Nocnego Zmierzchu. Zabija w kilka sekund. I nie ma żadnego znanego antidotum, nawet bezoar nie działa. – Szybko zaintonował mocniejsze zaklęcie otwierające, ale ono syknęło i zniknęło.

- Huh? Co się stało?

- Pudełko jest chronione przed zaklęciami otwierającymi. To oznacza, że muszę otworzyć je w inny sposób.

- Jak?

- Przy pomocy tego. – Severus wyciągnął kilka małych, cienkich wytrychów.

- Wiesz, jak otwierać zamki?

- Nie jakoś dobrze, ale potrafię to zrobić. – Severus wziął pudełko i postawił je bliżej światła.

Duchy milczały, unosząc się w powietrzu i obserwując przebieg wydarzeń.

Severus odłożył pudełko na stolik i zaczął pracę, powoli wsuwając wytrych między zamek i zatrutą igłę. Harry stał zaabsorbowany, nie ośmielając się poruszyć, ledwie nawet oddychając, gdy jego mentor zręcznie poruszał smukłym wytrychem w zamku.

Snape’owi otworzenie zamka zajęło niemal dziesięć minut, gdyż jego zmysł dotyku był stłumiony przez rękawiczki. Rozległo się ciche kliknięcie. Cicho odsunął wytrych.

- Odsuń się – nakazał swojemu podopiecznemu.

- Tak jest – powiedział z szacunkiem Harry, tym razem słuchając opiekuna bez kłótni.

Snape czekał, aż Harry znajdzie się dobre cztery stopy od niego, po czym zaczął zdejmować wieczko pudełka.

Nagle pojawił się błysk fioletowego światła.

Severus zamknął oczy i odwrócił się.

Kiedy odwrócił się z powrotem, na zielonym aksamicie leżał wielki, złoty pierścień. Na nim osadzony był duży, czarny kamień, będący prawdopodobnie onyksem z wygrawerowanym na nim trójkątnym glifem zawierającym w środku okrąg podzielony na pół pojedynczą linią – herbem Peverellów.

Harry wypuścił wstrzymywany oddech.

- Udało ci się, Sev! – pochwalił, tłumiąc chęć krzyczenia jak fanatyk Quidditcha.

Severus skinął głową, w żaden sposób nie dotykając pierścienia.

- Pudełko jest otwarte. – Zaintonował szybkie zaklęcie i zobaczył, że pierścień nosi na sobie jakąś mroczną klątwę. – Harry, podaj mi z mojego plecaka kociołek ze srebra wyłożony żelazem. Ten pierścień nosi potężną klątwę i najlepiej, jeśli natychmiast go zniszczymy.

- Czyj to pierścień?

- Z tego, co wiem o historii Voldemorta, należał on do Marvolo Gaunta, jego dziadka ze strony matki i był w rodzinie Gauntów od wieków. Voldemort ukradł go swojemu wujowi Morfinowi, gdy wrobił go w morderstwo Marvola.

Wszyscy trzej Riddle’owie zawyli z wściekłości i zazgrzytali zębami.

- Zniszcz tą ohydną rzecz! – zawyła Caroline.

- Ta cała rodzina była przeklęta, wszyscy szaleni! – zaszydził Artur.

- Nawet nie wyglądali normalnie, bo wszyscy byli okropnie brzydcy z oczami skierowanymi w przeciwne strony. Mieszkali po przeciwległej stronie miasteczka w tej ruinie, która bardziej przypominała szałas i czasem wieczorem koło niej przejeżdżałem w drodze do domu z Wisielca – powiedział chłodno Tom Senior. – Ona zwykle była wieczorami na werandzie i zamiatała, obserwując mnie tymi złymi oczami… jak pająk czekający, aż wpadnę w jej sieć. Nic dobrego nie wyszło z tej rodziny!

- A co dobrego wyszło z waszej? – zadrwił Severus. – Gauntowie byli bezpośrednimi potomkami Salazara Slytherina, jednego z założycieli Hogwartu. – Mimo że byli przesiąknięci mrocznymi tradycjami i szaleństwem, z niewiadomego powodu Mistrz Eliksirów czuł się zmuszony do obrony ich.

- Bardziej prawdopodobne, że pochodzili od diabła – mruknął Artur.

Harry do tego czasu znalazł kociołek i przyniósł go wraz z walizką, w której Severus miał eliksir rozpraszający klątwy.

- Mam rozpalić ogień?

- Nie ma potrzeby. Nie warzymy, tylko używamy – powiedział Mistrz Eliksirów. Powiększył zestaw i wyjął pojedynczą fiolkę eliksiru rozpraszającego klątwy, otworzył ją i wlał do kociołka.

Potem razem przechylili pudełko zawierające pierścień do kociołka, a następnie wrzucili je tuż za błyskotką, tak na wszelki wypadek.

Eliksir wyrzucił z siebie bardzo kwaśny elektrycznie-niebieski dym, zasyczał i zabulgotał, pożerając przeklęty pierścień.

Harry i Severus skrzywili się i zakaszleli, gdy eliksir stał się czarny i wydzielił brzydki zapach, po czym po kilku minutach przestał bulgotać.

- Skończone – oznajmił Mistrz Eliksirów.

Duchy zgromadziły się wokół kociołka, w którym zniszczony został pierścień, niewrażliwe na zapachy, a potem wydali z siebie zbiorowy okrzyk, odwrócili się, skłonili dwójce czarodziei i powiedzieli:

- Jesteśmy częściowo wolni! Klątwa, która nas tu wiąże zelżała. Znajdźcie resztę przedmiotów i zniszczcie je, a będziemy mogli spocząć w pokoju.

Severus usunął zawartość kotła i zmniejszył wszystko.

- Postaramy się to zrobić najszybciej jak się da. Dziękujemy za waszą pomoc.

- Możemy poznać wasze imiona? – zapytała uprzejmie Caroline.

- Harry i Severus – odparł Harry.

- Dziękujemy wam za próbę uwolnienia nas i pozbycia się zagrożenia z tego świata – powiedziała oficjalnie pani Riddle. – Niech Bóg będzie z wami.

Potem wszyscy zniknęli, a temperatura w domu nagle wróciła do normy.

Harry spojrzał na swojego mentora.

- Jeden z głowy, Sev. Gdzie teraz?

- Do domu, o którym wspominał Tom Riddle Senior. Rezydencji Gauntów.

- Myślisz, że jest nawiedzony?

- Nie mogę tego wiedzieć, póki tam nie dotrzemy. Ale śpieszmy się. – Severus spojrzał za okno. – Jest prawie zachód słońca.

- Byliśmy tu tak długo? – krzyknął Harry. – Ale jakim cudem?

- Nie wiem. Pospiesz się, Potter. Czas leci.

Wyszli tą samą drogą, którą przybyli i gdy przekroczyli próg ruin, wzbili się w niebo w postaciach jastrzębi.

 

Szkoła Magii Hogwart

Gabinet dyrektora:

Dumbledore siedział przy swoim pięknym mahoniowym biurku z miską cytrynowych dropsów w dłoni, pozornie relaksując się po przeanalizowaniu wszystkich końcowych ocen semestralnych, a jego oczy były przymknięte za okularami. Przypadkowemu obserwatorowi mogłoby się wydawać, że wpatruje się kontemplacyjnie w swoje pasiaste tęczowe skarpety.

Właściwie zastanawiał się nad dwiema sprawami – pierwszą była nieuchronna wizyta z Dursleyami na King’s Cross. Zgłosił się na ochotnika do wypełnienia tego obowiązku, by odpokutować za wcześniejsze przeoczenie, czym pozwolił Harry’emu przez lata żyć jako zaniedbane, niekochane dziecko, zakładając, że wszystko było w porządku, aż Severus nie zwrócił uwagi na depresyjny stan chłopca i to, co go spowodowało. Byłem ślepym głupcem, a ten biedny chłopiec ucierpiał z tego powodu. Ale już koniec. Pewnego dnia muszę podziękować Severusowi za otworzenie mi oczu naprawdę, jakakolwiek bolesna by nie była.

Dyrektor włożył cytrynowego dropsa do ust i pozwolił jednemu kącikowi jego ust unieść się w górę, gdy pomyślał o mężczyźnie, którego uważał za kolejnego „zagubionego chłopca”, który również niemal poddał się ciemności i depresji. Ale Severus odkupił się upartą odmową bycia pionkiem kogokolwiek i swoją wieczną miłością do kobiety, która nigdy nie będzie miała miejsca.

Dumbledore wyhodował sobie Severusa na szpiega – Severus Sokole Oko, mój obserwator w ciemności – jak nazywał Mistrza Eliksirów w głowie, ale to Severus był mężczyzną, który połączył się z Harrym, gdy ten był zarówno jastrzębiem i dzieckiem, ratując chłopca przed głęboką rozpaczą, spełniając obietnicę, którą dawno złożył Lily.

Oczy Snape’a, spostrzegawcze jak oczy jego jastrzębiej formy, widziały, co Dumbledore, w całej jego mądrości, przeoczył i zadziałał odpowiednio, czyniąc się opiekunem i mentorem Harry’ego. Harry miał szczęście, że go miał. A Severus miał szczęście, że miał Harry’ego, ponieważ obaj desperacko się potrzebowali, nawet jeśli żaden nie przyznałby tego głośno, pomyślał starszy czarodziej, i choć ta więź nie była czymś, za co mógł przypisać sobie zasługę, był zwyczajnie szczęśliwy, że to się wydarzyło i ta historia nigdy się nie powtórzy.

Zastanawiał się, czy sprawy potoczyłyby się inaczej, gdyby był bardziej świadom, kiedy Tom Riddle był uczniem, czy mógłby zapobiec powstaniu Lorda Voldemorta? Gdybym wiele lat temu postąpił zgodnie ze swoimi podejrzeniami, czy stałby się wtedy żądnym władzy potworem? Czy mógłby zostać zwrócony od ciemności? Severus myślał, że nie. Wierzy, że Tom urodził się z szalonym wnętrzem, pozbawiony skruchy i sumienia, co mugole nazywają socjopatią. Że nic, co próbowałem zrobić, nie miałoby znaczenia, bo od początku taka była jego natura.

Dumbledore nie chciał w to wierzyć, jego jedną z największych wad było to, że widział świat i ludzi tak, jakich chciałby, żeby byli, a nie takimi, jacy byli naprawdę. Miał tendencję do samozadowolenia i optymistycznego patrzenia na sprawy, póki nie był zmuszony do zrobienia tego inaczej. Ale teraz patrząc wstecz…

Nawet jako dziecko, Tom był nienormalny, wypaczony w sposób, w jaki odnosił się do innych ludzi. Report opiekunki z sierocińca był niepokojący, ujawniał, że nawet w wieku jedenastu lat, Tom nie dogadywał się z innymi dziećmi, że personel i rówieśnicy bali się go, a on sam był samotnikiem i wolał przebywać w odosobnieniu. Albus początkowo myślał, że to z powodu przypadkowej magii Toma, że inne dzieci go unikały, ale dopiero gdy zobaczył chłopca, zdał sobie sprawę, że był to człowiek zimny, przebiegły, był złodziejem, kłamcą lubiącym zbierać trofea i już wtedy używał magii do krzywdzenia ludzi i zwierząt.

Pomimo tych wszystkich dowodów, Dumbledore był gotów dać sierocie kredyt zaufania, marząc, by chłopiec nie tylko spełnił swój czarodziejski potencjał, ale też chciał prowadzić ten genialny umysł na ścieżkę światła i chwały.

Ale wszystkie jego plany poszły na marne, gdy Tom odmówił bycia prowadzonym, buntując się przeciwko naukom Dumbleodore’a i ostatecznie ulegając pokusie ciemności, nigdy nie zyskując odkupienia.

- Socjopatę można rozpoznać po sposobie, w jaki unika innych ludzi, jak zwierzęta szczególnie się go boją i nienawidzą – powiedział mu raz Severus. – Gdyby Voldemort był kotem lub psem, zostałby zabity przy urodzeniu za bycie taką abominacją, a tym samym oszczędzono by światu wiele cierpień.

Dumbledore musiał dojść do wniosku, że Severus miał rację – Hagrid nigdy nie ufał ani nie lubił Riddle’a, nawet jako uczeń, a półolbrzym lubił prawie każdego. A Tom trzymał się z dala od wszystkich, nawet członków własnego Domu, póki nie skończył szkoły i nie rozpoczął kampanii przejęcia władzy nad światem. Dopiero wtedy zaczął wykorzystywać swój spory talent do manipulacji, by zebrać zwolenników i zaoferować im moc, jeśli tylko zaakceptują jego nową doktrynę – że magia jest potęgą, potęga powinna rządzić, a ci, którzy sprzeciwiają się Lordowi Voldemortowi, powinni zginąć.

Dyrektor westchnął i potarł oczy. Mógł mieć tylko nadzieję, że Severus i Harry znajdą wszystkie horkruksy i zniszczą je, zanim Voldemort znajdzie nowe ciało do zamieszkania. A każde, że może pewnego dnia mu wybaczą wtrącanie się i pozwolą mu to naprawić. A propos naprawy, Albusie, musisz dotrzeć na King’s Cross zanim Dursleyowie zaczną się zbytnio martwić nieobecnością swojego siostrzeńca, przypomniał sobie.

 

Stacja King’s Cross:

Stary czarodziej, wyglądający teraz jak mugolski wyrzutek z lat siedemdziesiątych w fioletowo-szarej kurtce w prążki, dopasowanych spodniach i lawendowej koszuli, uwieńczonej fioletowym goździkiem w klapie, lawendowych butach i fezem na głowie, stał we wnęce, obserwując ludzi przechodzących tam i z powrotem, próbując zlokalizować krewnych Harry’ego. W końcu zobaczył mężczyznę, kobietę i chłopaka pasujących do opisu, który podał mu Harry.

Stali przed pasażem handlowym, mężczyzna był wielki i nosił wąsy przypominające te od morsa, a kobieta była żylasta z ściągniętą, podobną do suszonej śliwki, twarzą. Chłopiec, Dudley, był pulchny i przypominał dyrektorowi chomika, który zbyt mocno wypchał swoje worki policzkowe.

Vernon piorunował wszystko groźnie i głośno mamrotał:

- Gdzie jest ten chłopak? Myśli, że nie mamy nic lepszego do roboty niż czekanie na niego całe cholerne popołudnie? Ma tupet!

- Nie rozumiem, Vern. Pociąg nigdy się nie spóźnia, zawsze jest na czas. Gdy moja siostra była w szkole, nie było z tym problemu.

- Może pociąg się rozbił, mamo – wtrącił Dudley, a jego zachowanie sugerowało, że nie przejąłby się taką ewentualnością. – Może Harry jest uwięziony pod oponą i złamał nogę! To byłoby super!

Ku szokowi Albusa, żaden z jego rodziców nie zadał sobie trudu, by upomnieć chłopca za mówienie tak okropnych rzeczy o ich siostrzeńcu.

Zamiast tego Vernon warknął:

- Nie obchodzi mnie, co się stało, jeśli nie będzie go tu za dziesięć minut, może zamieszkać w pociągu i żyć w tej zdziwaczałej szkole.

Właśnie wtedy Dumbledore wyszedł z wnęki i podszedł swobodnie do trio.

- Witajcie! Czekacie przypadkiem na Harry’ego Pottera?

Vernon zamrugał w kierunku starszego mężczyzny i warknął:

- Nawet jeśli to co? Jesteś z tej jego szkoły?

- Dokładnie. Jestem dyrektor Dumbledore i przybyłem spróbować wyjaśnić kilka rzeczy.

Dumbledore wyciągnął rękę, ale Vernon tylko spojrzał na nią i nie uścisnął.

Petunia sapnęła i zbladła.

Vernon był dość niecierpliwy.

- Więc skąd to opóźnienie? Chłopiec został wydalony, pociąg się rozbił…

- Nie, nie. Dzięki Merlinowi! Jeśli znajdziemy jakiś cichy zakątek, wszystko wam wyjaśnię.

- No dobrze – zgodził się Vernon. Potem szturchnął starszego czarodzieja w pierś swoim grubym palcem wskazującym. – Ale żadnych zabawnych sztuczek albo wezwę policję!

Zanim Albus mógł odpowiedzieć, Dudley się wtrącił.

- Mamo, mogę iść się zabawić w salonie gier, bo nie chcę rozmawiać o głupim Harrym. Mogę iść?

- Oczywiście, słodziaku. Masz pieniążki – zagruchała Petunia i sięgnęła do portmonetki.

Dudley chwycił ją i poczłapał do jasno oświetlonej sali gier tak szybko, jak to możliwe, sapiąc i prychając. Dumbledore zmarszczył brwi, stwierdzając, że brak zainteresowania Dudleya jego kuzynem jakoś mu nie odpowiada.

Dursleyowie podążyli za Dumbledorem do małej wnęki między budkami telefonicznymi, a Dumbledore rzucił zaklęcie prywatności, żeby mogli swobodnie rozmawiać. Odchrząknął.

- Przybyłem powiedzieć, że wasz siostrzeniec, Harry, nie będzie już dłużej z wami mieszkał.

- Och? A jak to się stało? – zapytał Vernon, nie będąc w stanie utrzymać satysfakcji z własnego głosu.

- Zauważyliśmy, że Harry nie jest szczęśliwy w domu i nie był właściwie traktowany, więc jeden z moich nauczycieli, profesor Severus Snape, zaoferował zostać opiekunem Harry’ego. Harry rozważył to i podpisał papiery, a tym samym prawo do opieki zostało przekazane Severusowi Snape’owi.

- Snape? – powtórzyła Petunia, wyglądając na jeszcze bardziej zszokowaną. – Ten sam Snape,  którym moja siostra się bawiła, gdy byłyśmy małe? Ten sam Snape, z którym chodziła do szkoły? Ten Snape?

- Ach tak. Lily i Severus byli za młodu przyjaciółmi. Nie byłem świadom, że również go znałaś, Petunio.

- Humph! To on sprowadził moją siostrę na manowce, panie Dumbledof.

- Dumbledore – poprawił Albus. – Co masz na myśli… sprowadził ją na manowce?

- To, co powiedziałam! Gdyby nie on, moja siostra nigdy nie dowiedziałaby się o magii, czarodziejach i o tym wszystkim, co ma wspólnego z waszym popapranym światem i prowadziłaby normalne życie, jak powinna.

Dumbledore uniósł brew.

- Nie rozumiesz. Lily urodziła się z magią, nie mogła z niej zrezygnować tak samo, jak ptak nie rezygnuje z latania.

- Mylisz się, starcze! Była normalna zanim poznała tego podłego Snape’a! – wrzasnęła ze złością Petunia. – Gdy tylko się z nim zaprzyjaźniła, zmieniła się. Stała się takim samym dziwadłem i spójrzcie, do czego ją to doprowadziło. Zabił ją jakiś psychol i przez to mnie zostawiła do wychowywania tego bachora przez ostatnie czternaście lat. A jest on tak samo dziwaczny jak jego rodzice! Jeśli Snape chce tak bardzo tego chłopca, dlaczego nie zabrał go od samego początku, zamiast zostawiać go nam?

- Wtedy nie było to możliwe, Petunio – powiedział surowo Dumbledore. – Nie obwiniaj za to Severusa. Sądziłem, że najlepsze są więzy krwi i wychowasz Harry’ego jak własne dziecko, jako ostatnia krewna jego matki. Nie miałem pojęcia, że nienawidzisz magii, skoro kiedyś napisałaś go mnie z zapytaniem, czy mogłabyś chodzić do szkoły z Lily, więc naturalnie zakładałem…

- To było dawno temu, starcze! – przerwała mu Petunia, piorunując go tak, jakby chciała zabić. – Chciałam być ze swoją siostrą, a nie stać się jedną z was! Co twoja cenna magia kiedykolwiek dla mnie zrobiła? Magia ukradła mi siostrę, zmieniła ją w dziwadło, a potem ją zabiła. Dlaczego miałabym chcieć mieć z nią cokolwiek wspólnego? A potem magia obarczyła mnie jej bachorem, który przysporzył mi jeszcze więcej kłopotów. To przez niego mój biedny Dudziaczek niemal umarł tamtej nocy w lipcu!

- Mylisz się. Nie Harry jest winien tego, że dementorzy zaatakowali twojego syna – bronił się cicho Dumbledore. Nie miał pojęcia, jak głęboka jest niechęć Petunii do magii. Gdybym wiedział, posłuchałbym Minervy… Ale niestety, teraz jest za późno na żale… - I pamiętaj, Petunio, gdyby nie Harry, wasz syn by umarł. Harry uratował jego życie, mogę dodać, ryzykując własne.

- Prawda. – Usta Petunii jeszcze mocniej się zacisnęły, gdy to przyznała. – Ale Dudley nigdy nie znalazłby się w takiej sytuacji, gdyby nie wasza dziwaczna magia! Magia rujnuje moją rodzinę i cieszę się, że już dłużej nie muszę znosić jej albo tego chłopaka!

- Petunia ma rację. Chłopiec przyniósł nam jedynie bóle głowy i wrzody na żołądku. Jest tylko kłopotem, zawsze był – dodał złośliwie Vernon. – Kosztował mnie awans w pracy, sprawił, że sąsiedzi o nas plotkują, nic nie idzie dobrze, odkąd podrzuciliście go na nasz próg.

Usta Dumbledore’a zacisnęły się.

- Nie sądzę, panie Dursley, by sprawiedliwym było obwiniać za wszystkie swoje problemy małego chłopca.

- Nie? Więc jesteś głupszy, niż wyglądasz – zadrwił Vernon.

Teraz to Dumbledore zaczynał się złościć z powodu zarozumiałości tej kupy smalcu i ślepego uprzedzenia wobec chłopca, który nie zrobił nic poza urodzeniem się z niezwykłym darem.

- Przykro mi, że takie macie odczucia, ale sądziłem, że współczucie dla bezbronnego dziecka pozwoli wam wyjść poza wasze obawy i potraktować Harry’ego z miłością i dobrocią. Teraz widzę, że się myliłem. – Jego oczy błysnęły jak błyskawica. – Jesteście najbardziej uprzedzeni ze wszystkich mugoli, jakich poznałem i to żałosne z waszej strony, że spojrzeliście tak na niewinne dziecko, które zwyczajnie potrzebowało miłości, obrony oraz rodziny, jak każdy inny.

- Więc powinieneś znaleźć mu inną rodzinę! – wypluł Vernon. – Kogoś chętnego do znoszenia takiego dziwadła.

- Ach tak? – Albus walczył z własnym temperamentem. – To pan jest, z braku lepszego określenia, nikczemnym budyniem, ignorantem, który nigdy nie powinien wychowywać tak wrażliwego dziecka, jak Harry. Gdybym miał czas, oskarżyłbym was o zaniedbanie i okrucieństwo względem nieletniego.

- Jak śmiesz nam grozić, ty nadęty stary zrzędo? – krzyknął Vernon, czerwieniąc się. – Chciałbym zobaczyć, jak próbujesz!

- To nie była groźba. To była obietnica. Uważam, że cała wasza postawa jest naganna, a ponieważ to ja byłem osobą, która zostawiła Harry’ego u was, ja muszę wziąć za to odpowiedzialność i to naprawić.

Wyprostował się do pełnej wysokości, nie będąc już dłużej zgrzybiałym staruszkiem w fioletowym garniturze w prążki, ale imponującym czarodziejem z legend, którego magia trzeszczała wokół niego w koronie czerwono-złotego światła.

Dursleyowie zadrżenie i cofnęli się, przytulając do siebie jak przerażone dzieci, ale tym razem Albus nie ustąpił. Wskazał w nich różdżką i powiedział:

- Za wasze złe traktowanie Harry’ego Pottera, niniejszym skazuję was na okres zadumy w snach na kolejne czternaście lat. Każdej nocy będziecie się w snach stawać Harrym i będziecie czuć, jak to jest być waszym siostrzeńcem, dorastać w waszym domu, być traktowanym jak niechciany ciężar, samotny, przygnębiony, niekochany. W ten sposób nauczycie się na swoich błędach. Ponadto nie będziecie w stanie mówić nic poza pochwałami w kierunku Harry’ego, by zrekompensować oszczerstwa i kłamstwa, które powiedzieliście ludziom na temat jego skłonności do przestępstw.

Potem zanucił po łacinie, rzucając na nich zarówno zaklęcie odbijające i zaklęcie miodowego języka. Oczy Dursleyów zwęziły się na minutę, po czym dyrektor przyłożył czubek różdżki do ich skroni i usunął ich pamięć. Gdy kilka minut później wrócił Dudley, rzucił na niego tą samą lawinę zaklęć, co na jego rodziców.

Mrugając jak sowa, cała trójka spojrzała na Dumbledore’a.

- Proszę wybaczyć, ale musimy wracać do domu – wymamrotał Vernon.

- Dokładnie, kolego! Idźcie więc. Na razie! – Dumbledore pomachał do nich, aż nie zniknęli z jego pola widzenia. Miał nadzieję, że zrobił dobrze, dostaną nauczkę i poczują wyrzuty sumienia z powodu tego, co zrobili.

Dumbledore deportował się w mgnieniu oka, czując się nieco mniej winny niż dzisiaj rano. Załatwienie spraw z Dursleyami złagodziło część poczucia winy, które czuł z powodu bycia tak ślepym. Pojawił się z powrotem w swoim biurze i natychmiast usunął zaklęcie kamuflujące.

Stłumił chichot, kiedy przypomniał sobie przerażony wyraz na otyłej twarzy Vernona. Severus miał rację. Od czasu do czasu autentyczna zemsta naprawdę była przyjemna.

Potem dyrektor usiadł za swoim biurkiem, położył na nim nogi i zaczął jeść garść cytrynowych dropsów, a jego niebieskie oczy błyszczały z diabelskiego rozbawienia.

 

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    fantastycznie, Dumbledore był genialny, przekonał się jak był Harry traktowany, ale tak pomyślałam że dostawali pieniądze na utrzymywanie Harrego więc teraz to powinni je oddać... ocho nawiedzony dom, ale w końcu pozbyli się jednego harkruksa...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Monika

    OdpowiedzUsuń