Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

wtorek, 15 marca 2022

ZS - Rozdział 16 - Umbridge kontra Freedom

Po rozmowie Hagrida ze Snapem, Freedom musiał nieco zmienić swoje myślenie. Jak dotąd zawsze zakładał, bazując na wspomnieniach Lupina i Syriusza, że ich żarty w czasie szkoły były praktycznie nieszkodliwymi żarcikami, jak w przypadku bliźniaków Weasley. Nigdy nie pomyślał, by jego tata, o którym Syriusz mówił, że był porządnym mężczyzną, mógł być szkolnym tyranem, rzucającym klątwy na dzieciaki i atakującym Severusa tylko dlatego, że istniał i był Ślizgonem. Skrzywił się, przypominając sobie, w jaki sposób Snape mówił Hagridowi o tym, jak James go upokorzył, zawieszając go do góry nogami, by ludzie mogli zobaczyć jego bieliznę i kazał mu jeść mydło, a to tylko dlatego, że nie mieli nic lepszego do roboty po egzaminach.

Zawsze myślał, że jego ojciec był ideałem, gwiazdą Quidditcha, Prefektem, popularnym i przystojnym chłopakiem, i był dumny, gdy wszyscy patrzyli na niego i mówili, że jest lustrzanym odbiciem Jamesa. Ale teraz to wyobrażenie zostało zbrukane, aureola zniknęła, ukazując bardzo ludzkiego, bardzo rozpieszczonego bachora, a potem młodego czarodzieja. Przypomniał sobie, jak Lupin mu raz mówił, że James urodził się, gdy jego rodzice byli już w podeszłym wieku, więc uwielbiali go i dawali wszystko, cokolwiek chciał, ponieważ byli całkiem bogaci. Jak Dudley. Ciotka Petunia i wuj Vernon uważali, że słońce wschodzi i zachodzi dla niego, i nawet gdy widzieli, że źle się zachowuje, zawsze znajdowali jakąś wymówkę. Na przykład, że to ja zacząłem albo że ma zły dzień, albo że jest wrażliwym biedactwem. Ha! Dudley był tylko wrażliwy na punkcie jedzenia i tego, czy ma więcej gier wideo oraz zabawek od wszystkich innych. Chyba tak rodzice mojego taty musieli go traktować, ponieważ zachowywał się dokładnie jak Dudley w szkole – wprowadzał królewski terror.
Freedom nigdy nie myślał wiele o tym, czy zachowanie Dudley’a jest złe czy dobre, póki nie poszedł do szkoły i usłyszał, jak inne dzieciaki mówią o swoim rodzeństwie i rodzicach, zwłaszcza Ron i kilku innych Gryfonów. Część jego wiedziała, że złe jest to, jak krewni go traktują, ale tak już było, więc po prostu musiał to znieść. Ale dopiero w szkole zdał sobie sprawę, jak niesprawiedliwie traktowali go Dursleyowie.
Zawsze się wściekał, gdy Snape mówił mu, że jest rozpuszczonym, aroganckim chłopakiem, dokładnie jak jego ojciec, sądząc, że Mistrz Eliksirów po prostu mówi okrutne rzeczy o jego ojcu, którego nie mógł pamiętać. Dopiero teraz widział, że Snape mówił prawdę. James nie był ikoną, którą Syriusz i Lupin go uczynili. Był rozpieszczonym łobuzem, zawsze szukającym kłopotów, a przez to jego syn był zawstydzony, że zachowywał się w taki sposób. Zawsze myślał, że jego tata był lepszym człowiekiem.
A Syriusz nie był wiele lepszy, jeśli się o tym pomyśli. Któregoś dnia, gdy wróci do swojego prawdziwego kształtu, przepyta swojego ojca chrzestnego  na temat tych „wspaniałych” szkolnych lat i zobaczy, co Syriusz teraz powie o incydencie z Wrzeszczącej Chaty, skoro słyszał tą historię od strony Snape’a. Wcześniej nie zwracał na nią wiele uwagi, ponieważ próbował uratować życie Syriusza, ale teraz miał lepszy obraz tego, co się stało i chciałby wiedzieć, czy Syriusz kiedykolwiek poczuł się winny tego, że niemal zabił kolegę z kasy, bez względu na to, czy był to jego rywal ze Slytherinu, czy nie.
Obaj byli w szkole zepsutymi idiotami. Zastanawiam się, co się stało, że się zmienili? Może moja mama rzucała na nich klątwy, póki nie zaczęli błagać o litość? Z łatwością mógł sobie wyobrazić swoją ognistą matką w takiej roli.
Jednak wiedział, że ona też nie była idealna. Tego wieczora, gdy Severus przyszedł pod portret, nie pozwoliła mu mówić i była tak wściekła, że zerwała ich przyjaźń. To mi przypominało o tym, jak zachowywaliśmy się z Ronem podczas naszego trzeciego i czwartego roku, jak zawsze się kłóciliśmy, nie rozmawialiśmy ze sobą, naprawdę tego nienawidziłem, ale byłem zbyt uparty, by zagrzebać topór wojenny wcześniej. Ale w końcu wybaczyłbym Ronowi, ponieważ jest moim najlepszym przyjacielem, nawet jeśli czasami zachowuje się jak głupiec. Mama powinna wybaczyć Severusowi to, że zachowuje się jak dupek, bo przecież praktycznie byli parą.
Potem inna myśl przyszła mu do głowy. Ale gdyby została, Severus mógłby… MÓGŁBY ją wtedy poślubić. A wtedy ja nigdy bym się nie urodził. Szybko porzucił tą linię myślenia, ponieważ było to dla niego zbyt naciągane. Jak Snape powiedział Hagridowi, co się stało, to się nie odstanie. Przynajmniej Lily w końcu uświadomiła sobie swój błąd i wybaczyła Severusowi, zanim zginęła. Freedom wiedział, że jej wybaczenie znaczyło wszystko dla samotnego czarodzieja, który prawdziwie kochał swoją najlepszą przyjaciółkę.
To był kolejny szok dla młodego animaga. Nigdy by nie pomyślał, że jego tłustowłosy nauczyciel eliksirów jest w stanie kochać kogokolwiek, a tym bardziej z takim oddaniem, nawet po jej śmierci. To coś mówiło o lojalności Severusa, że potrafił kochać tak głęboko. I wiedział, że mylił się, sądząc, że Snape jest zimnym człowiekiem bez serca. Jego matka nigdy by nie zaprzyjaźniła się z taką osobą, a nikt z powierzchownymi uczuciami nie utrzymywałby tak żywych wspomnień o martwej kobiecie. Nikt też nie wróciłby z mrocznej ścieżki z powodu miłości, wracając do światła. Płytkie osoby nie dbają o nic poza swoją własną gratyfikacją. Huh? Gratyfikacją? Skąd ja wziąłem to słowo? Musiałem zbyt długo trzymać się ze Snapem, skoro zaczynam używać takiego słownictwa jak profesor.
Już niemal mógł zobaczyć, jak Ron mdleje, gdyby usłyszał, jak Harry mówi. Jastrząb zadrżał od cichego śmiechu na ramieniu Snape’a. Zamiast być znanym jako Harry-Potter-chłopiec-który-przeżył, będzie Harrym-Potterem-chłopcem-z-najlepszym-słownictwem-w-Hogwarcie. Prychnął na własny wymysł. Musiał być wyczerpany, skoro tego rodzaju myśli przychodziły mu do głowy.
Wykończony wszystkimi nowymi rewelacjami, Freedom wcisnął głowę pod skrzydło i wkrótce szybko zasnął. Nie obudził się, nawet gdy Severus położył go łagodnie na oparciu kanapy.
Spał głęboko aż do świtu, gdy obudził się wygłodniały i pożarł całego królika, którego Hagrid dał Severusowi dla niego dzień wcześniej.
Mistrz Eliksirów uniósł brew, patrząc na swojego chowańca.
- Zachowujesz się tak, jakbym cię głodził.
Huh? Och, cóż, byłem chyba po prostu głodny, odpowiedział Freedom, czyszcząc szpony. Masz zajęcia, prawda?
- Tak. Będę w klasie cały dzień. Co ty będziesz robił?
Latał, spał, polował. Tak jak zwykle.
Severus spojrzał na jastrzębia surowo.
- Nie pakuj się w kłopoty, rozumiesz?
Kłopoty? Kto? Ja? – Jastrząb posłał mu prostoduszne spojrzenie.
Severus nie dał się oszukać.
- Nie urodziłem się wczoraj. Obiecaj nie atakować tej… kobiety. Ponieważ…
Ropuszą sukę, podpowiedział pomocnie Freedom.
Severus zacisnął mocno usta. Nie uśmiechnąłby się na te przezwisko, bez względu na to, czy zgadzał się z ty w stu procentach.
- …nie chcę musieć cię bronić przed Komitetem ds. Niebezpiecznych Magicznych Stworzeń, zrozumiano?
Jastrząb rzucił mu zirytowane spojrzenie. Malkontent. Zniszczyłeś całą zabawę.
- Freedom. Albo mi przyrzekniesz, że będziesz się zachowywał, albo zawiążę ci linki i zamknę tutaj na resztę dnia.
Jastrząb syknął. Nie ma mowy! Nie zrobiłbyś tego! To byłoby jak… okropne, Sev!
Sama myśl o tym, że nie mógłby latać, sprawiła, że był niespokojny.
- Więc lepiej się zachowuj, pisklaku. Nie chciałbym tego zrobić, ale zrobię, jeśli złamiesz słowo – ostrzegł Snape. „Merlinie, brzmię, jakbym rozmawiał z nastolatkiem, a nie zwierzęciem. Muszę wariować. Ale z drugiej strony jastrząb przypomina mi bardzo jakiegoś kłótliwego ucznia.” Potarł oczy ręką. „Typowe, prawdopodobnie jestem jedynym czarodziejem, który zaczął grać rodzica dla jastrzębia. Merlinie, dopomóż mi.”
Freedom posłał mu nadąsane spojrzenie. Dobra. Obiecuję. Nie musisz się irytować, Sev.
Usta profesora wykrzywiły się w lekkim uśmiechu.
- Irytować? Och, pisklaku, nie widziałeś jeszcze, jak byłem naprawdę zirytowany. I zaufaj mi, nigdy nie chcesz tego zrobić.
Freedom był tego pewny. Już wcześniej widział Snape’a nie w humorze i nie miał ochoty doświadczyć ponownie ostrej strony języka mężczyzny. Gdy tylko chciał, czarodziej był w stanie rozedrzeć duszę dzięki dwóm lub trzem dobrze wymierzonym komentarzom. Język Severusa był najsilniejszą bronią, czego Harry się nauczył, ku jego ubolewaniu.
Mistrz Eliksirów pogładził lekko jastrzębia, po czym otworzył drzwi do swoich kwater i podrzucił brązowego drapieżnika w powietrze.
- Leć wolno, mój przyjacielu. Zobaczymy się na obiedzie.
Jastrząb uniósł się przed nim, rzucił pożegnanie i odleciał. Severus obserwował go, póki nie zniknął z pola widzenia, po czym przeszedł do lochu numer dwa, z którego zwykle korzystał podczas zajęć eliksirów, by nadzorować niezależne prace uczniów na poziomie owutemów.
Freedom przeleciał z determinacją przez korytarze. Zamierzał dotrzymać obietnicy złożonej Severusowi, ale to nie oznaczało, że nie mógł sprawić, by życie Umbridge stało się nieprzyjemne w inny sposób. A właśnie teraz zdecydował, że wprowadzi pierwszą fazę tajemnej wojny w życie. Miał dość siedzenia i czekania, aż inni zaczną działać, a odkąd odkrył, jak dyrektor nim manipulował, czuł się jak pionek szachowy i był zdeterminowany udowodnić, że Dumbledore się mylił. Nie był niczyim pionkiem i właśnie teraz zamierzał to udowodnić.
Jego pierwszą sprawą byłoby zebranie informacji o tej kochającej róż czarownicy, jak to, co je, jaki jest jej harmonogram oraz jak wielu uczniów miało dość i brzydziło się jej polityki. W skrócie, zaburzał grać rolę szpiega, jak Severus. Wleciał do sali wejściowej, gdzie odkrył Filcha, który przybijał kolejną tablicę z nowym Dekretem. Pisało na niej:
Dekret Edukacyjny nr 24
W Szkole Nie Będą Dozwolone Żadne
Sporty Rekreacyjne, Kluby, Drużyny cz Dodatkowe Zajęcia Związane z Programem Nauczania
Z nakazu Wielkiego Inkwizytora
Freedom syknął z wściekłością, gdy zobaczył tablicę. Merlinie, ona jest szalona! Czy ona chce wykonać jakieś zamieszki, czy co? Dlaczego, do licha, miałaby zakazać dodatkowych zajęć i sportów? To nasza jedyna forma rozrywki! Co ona chce, żebyśmy robili przez cały dzień? Uczyli się, póki nie dostaniemy zeza?
Mógł sobie tylko wyobrazić, jak drużyny Quidditcha to przyjmą.
Filch spiorunował go wzrokiem, gdy zawisł niedaleko i zamachał młotkiem.
- Spadaj stąd, ty cymbale! Idź zapolować sobie na myszy!
Freedom wydał z siebie cichy, zirytowany skrzek, a woźny niemal spadł z drabiny, sądząc, że jastrząb zamierza go zaatakować.
Poniżej, pani Norris, jego chuderlawy kot o brązowo-czarno-żółtym futrze, warknął ostrzegawczo. Zostaw mojego człowieka w spokoju, jastrzębiu!
Ach, zamknij się, kotku! Nie zamierzałem go skrzywdzić. Nie denerwuj się tak! – odparował Freedom, szybując swobodnie w powietrzu z dala od pary.
Pani Norris położyła uszy i syknęła na niego. Któregoś dnia, ptaku, zobaczymy, kto jest szybszy, kocie pazury, czy jastrzębi dziób.
Jasne. Marz dalej. Futrzaku, zaszydził myszołów. Potem poleciał w dół korytarza, gdzie była klasa zaklęć.
Grupa Ślizgonów z szóstego roku i Puchonów właśnie wychodzili z klasy i kłócili się gorąco przyciszonym tonem na temat nowych przepisów.
- To naprawdę niesprawiedliwe, co ona nam robi! – jęknęła wysoka Ślizgonka.
- Myślę, że to może być nielegalne – wyszeptał Puchon. – Znaczy, czy ktokolwiek kiedykolwiek słyszał o zawieszaniu Quidditcha? Albo Garguklów, czy Klubu Astronomicznego?
- A co z Towarzystwem Zielarskim? – zaskomlała inna dziewczyna. Znaczy, co jest niebezpiecznego w uczeniu się o tym, jak prowadzić ogród albo o gatunkach magicznych roślin?
- Zamknęła nawet Klub Debat – odpowiedział gniewnie Ślizgon. – Nie ma prawa, które mówi, że nie możemy dyskutować. Nienawidzę jej – powiedział bardzo cicho, a inni skinęli głową.
- Jest do bani, ale co możemy z tym zrobić? – westchnęła ładna Puchonka z blond włosami. – Nawet dyrektor musi przed nią odpowiadać.
- Prawda, ale co z Radą Gubernatorów? Rządzą szkołą, a nie odpowiadają przed dyrektorem ani kimś innym, kto jest akurat u władzy. Wielki Inkwizytor odpowiada przed nimi – powiedział twardo ciemnowłosy Ślizgon. – Ministerstwo może wyznaczać na tą pozycję kogokolwiek chce, ale to nie oznacza, że powinni pozwalać jej nadużywać swojej władzy w taki sposób.
- Skąd to wiesz, Owens? – zapytała rudowłosa Puchonka z zielonymi oczami.
- Bo mój tata jest zarządcą prawnym. I on też jest członkiem Komisji. Napiszę do niego wieczorem i powiem, co się tutaj dzieje. To nie jest w porządku. Nie powinni nas tak traktować, płacimy sporo galeonów, by chodzić do tej szkoły i powinniśmy uzyskiwać najlepszą możliwą edukację. Nie nauczyłem się niczego na obronie, od kiedy zaczęła uczyć nas ta wiedźma, a w tym roku powinienem nauczyć się kilku naprawdę przydatnych klątw i przeciwzaklęć.
- Ale Owens, słyszałem, że ona ma kogoś, kto sprawdza pocztę – powiedział ze strachem kolejny Ślizgon. – Nic nie wyjdzie stąd bez jej potwierdzenia.
Owens prychnął.
- I ty w to wierzysz? Ingerowanie w pocztę jest wbrew prawu. Jeśli ona to robi, zajęłoby jej to cały czas, więc wątpię. A nawet jeśli, zrobię kilka kopii, tak na wszelki wypadek. W taki czy inny sposób, Rada dowie się o tych jej całych dekretach edukacyjnych. Jestem pewny, że nie uznają ich za wspaniałe.
- Mam tylko nadzieję, że to zadziała – powiedział krótkowłosy Puchon, po czym rozdzielili się, każdy ruszając na swoje własne zajęcia.
Freedom pomyślał, że to świetny pomysł – zaufać, by to Ślizgon coś wymyślił. Miał szczerą nadzieję, że to zadziała, a Rada mogła wywrzeć na Umbridge nieco presji. Ale z doświadczenia wiedział, że koła biurokracji toczą się wolno, więc postanowił przyspieszyć ten proces kilkoma własnymi pomysłami, zaprojektowanymi tak, by rozdrażnić piekielną wiedźmę. Jeśli to wszystko stanie się dla niej niewygodne, może po prostu zrezygnować.
W tym celu, odwrócił się, by zanurkować w okno, którym chlubił się gabinet dyrektora. Na szczęście było otwarte. Freedom wślizgnął się do środka. W tej chwili nie było w nim Umbridge. Fawkes powitał go radosnym trelem ze swojej żerdzi.
*Cześć, Freedom! Co cię tu sprowadza? Albusa na razie nie ma, tak samo jak tej grubej zgrzybiałej baby, dzięki gwiazdom! Gdybym musiał znosić kolejną chwilę, jak pożera wzrokiem te wszystkie talerze z kociakami… Chyba bym zwrócił obiad na jej różowe obcasy.*
Więc to zrób, Fawkes. Właściwie, nie chciałem się zobaczyć z nimi, tylko przyleciałem nieco utrudnić życie tej grubej ropusze, przyznał Freedom.
Zwykle łagodne oczy feniksa rozbłysły psotą. *Ach, nie powinienem pochwalać łamania zasad, Harry, ptaszyno, ale tym razem… bądź najgorszą wersją siebie, jastrzębiu! Będę czuwał.*
Dzięki, Fawkes! Nigdy nie zrobiłbym nic wbrew prawu, ale ona potrzebuje zobaczyć, gdzie jej miejsce. Rozejrzał się z niesmakiem po biurze. Od kiedy był tutaj kilka dni wcześniej, biuro radykalnie się zmieniło.
Chyba jedyną rzeczą, którą rozpoznawał, było biurko. Krzesła Dumbledore’a zostały zastąpione brokatowymi, różowymi jak pąki róż fotelami z podnóżkami, pomiędzy którymi stał mały stolik z koronkowymi serwetkami, a kilka portretów zostało przeniesionych, by zrobić miejsce kocim talerzom Umbridge. Wszystko wyglądało jak odrzucone produkty z jakiejś wiktoriańskiej herbaciarni, pomyślał szyderczo. Brakowało tylko herbaty, kanapek i służki w falbaniastym fartuchu i czapeczce.
Wylądował na biurku, przeglądając papiery z zainteresowaniem. Był na nim egzemplarz Proroka, którego nagłówki krzyczały: Umbridge Reformuje Upadającą Instytucję! A pod spodem widniało zdjęcie uśmiechającej się Umbridge, gdy stała na frontowych stopniach szkoły, machając różdżką i uśmiechając się do Knota.
Ale hojnie! To przez NIĄ Hogwart ma kłopoty!
Pod spodem, małym druczkiem był artykuł, który chwalił Knota za wybór, krytykując Dumbledore’a za sposób, w jaki poprzednio zarządzał szkołą. Mimo że wciąż był wściekły na starego czarodzieja, nawet Freedom musiał  przyznać, że Hogwart pod rządami Albusa był lepszy, co najmniej dziesięć razy, niż szkoła pod kontrolą Dolores Jane Umbridge. Nawet Dumbledore miał więcej rozsądku, by nie zakazywać sportu i rekreacji.
Hymm… co my tu mamy? Pismo do Ministra, zapewne raport za każdy kolejny tydzień? Szkoda, że będziesz musiała je napisać od nowa.
Freedom uniósł niedokończony list w szponach i wrzucił go do kominka, gdzie wesoło spłonął. Potem wrócił na biurko i zaczął palić albo drzeć każdy kawałek korespondencji, jaki mógł znaleźć na biurku. Przewrócił kałamarz, złamał pióro na pół i rozerwał poduszkę, która leżała na krześle Dumbledore’a.
No! To powinno ją trochę opóźnić, jeśli te pisma do czegoś prowadzą. Fawkes, może mógłbyś, uch, polecieć i rozejrzeć się po błoniach albo gdzieś, zanim ona wróci? Tak na wypadek, gdyby uznała obwinić ciebie.
Feniks rzucił spojrzenie na zabałaganione biurko i zanucił: *Kapitalny pomysł, Freedom! I jeśli naprawdę chcesz ją rozdrażnić, może porozmawiasz z naszymi kuzynkami, sowami? Będzie jej bardzo trudno wysłać pocztę albo jakąś dostać, jeśli jej listy tajemniczo… znikną albo zostaną opóźnione.*
Wspaniały pomysł! Dzięki, Fawkes! – zaskrzeczał Freedom.
Feniks zanucił cichą melodię zwycięstwa, po czym wyleciał przez okno, a jego długi ogon pozostawiał za sobą ogniste iskry.
Freedom wkrótce podążył za nim, kierując się do Sowiarni.
Ku jego radości, znalazł tam Hedwigę. Jego pupil zahukał zaskoczony, po czym zaczęła dokładnie badać swojego animaga, na przemian pieszcząc go i besztając. Dzięki wszystkim wiatrom, nic ci nie jest! Czy ty WIESZ, jak bardzo się martwiłam? Ty niemądry, głupi chłopcze! GDZIEŚ ty był?
Freedom próbował odsunąć się od sowy, ale Hedwiga nic sobie z tego robiła i ostro skubnęła go za kark. Auu! Hedwigo, uspokój się! Przepraszam, straciłem przytomność i złamałem skrzydła. Dużo czasu mi zajęło przypomnienie sobie, kim jestem.
Humph! I tak długo sobie przypominałeś, kim ja jestem i że mogę się martwić, panie? – Dziobnęła go ponownie.
Auu! Hedwigo, proszę! – Pochylił się i próbował zlecieć z parapetu, ale większa sowa śnieżna zasyczała i przycisnęła go do ściany, a nie chciał jej skrzywdzić, walcząc z nią.
Ze wszystkich nieodpowiedzialnych pomysłów, na jakie kiedykolwiek wpadłeś, Harry Jamesie Potterze, ten najbardziej pokazuje twój ptasi móżdżek! – karciła go dalej Hedwiga, po raz kolejny go dziobiąc, gdy znów próbował jej przerwać. Co cię opętało, by się zmieniać bez nauczyciela? Mogłeś zginąć!
Freedom mądrze zdecydował, że lepiej po prostu się zamknąć i pozwolić jej na tę tyradę, zanim skończy całkiem łysy, więc skulił się na parapecie, krzywiąc się na przeraźliwe skrzeczenie i oskarżycielskie spojrzenia innych sów. Nigdy nie sądził, że jego sowa tak bardzo się o niego troszczy – zawsze myślał, że ptaka to nie obchodzi, czasami mijały tygodnie, zanim go zobaczyła.
W końcu przestała syczeć, trąciła go lekko skrzydłem, po czym zanuciła: Cóż, lepiej później niż wcale. Co cię tu sprowadza, pisklaku?
Freedom z niepokojem wpatrywał się w Jeśli ci powiem, znowu się na mnie wściekniesz? – Zmierzwił swoje piórka, krzywiąc się.
To zależy.
Młody jastrząb przełknął ciężko. Potem powiedział: Co myślisz o nowej Wielkiej Inkwizytor?
Hedwiga i połowa innych sów, które obserwowały z rozbawieniem, jak śnieżna sowa go karci, wydały z siebie zdegustowane odgłosy.
To stary wredny babsztyl!
Kuzynka z trzeciej linii od dodo!
Nie ma dla nas szacunku i nazywa nas mobilnymi przewozicielami listów, które nie nadają się do niczego innego!
Mówi, że ptaku są głupie! – syknęła z wściekłością sóweczka kaktusowa.
Jest najgorszą rzeczą, jaka kiedykolwiek chodziła po tej szkole, zauważył ostro bardzo stary puszczyk wirginijski.
Zgadzam się, ucieszył się Freedom. Czy chcieliście pomóc mi sprawić, by się spakowała i odeszła?
W Sowiarni zapadła martwa cisza.
Potem wszystkie sowy zaczęły huczeć i syczeć, chcąc wiedzieć, co mogą zrobić, by pozbyć się Umbridge z ich szkoły.
Cóż, możecie przestać dostarczać jej pocztę na czas. Albo w ogóle. I jest naprawdę przerażona latającymi rzeczami… jak my… powiedział im radośnie Freedom.
Sowy słuchały uważnie jego planu. Potem bardzo stara sowa, matka Sowiarni, nazywana Serafina, zahukała: Pisklak ma rację. Możemy być posłańcami czarodziejów, ale służymy im z miłości i obowiązku, a nie dlatego, że jesteśmy do tego trenowane. Dolores Umbridge zapomniała o tym małym fakcie. Sądzę, że czas jej o tym przypomnieć. Co powiecie, huu?
Rozległ się chór pohukiwań i skrzeków.
Bardzo dobrze. Jesteśmy jednogłośni. Niech zacznie się rebelia!
Następnego ranka, Umbridge dostrzegła, że zaginął jej egzemplarz Proroka Codziennego. Buchała też wściekłością, gdy wróciła do biura i odkryła cały bałagan, choć wszystkie portrety przysięgły, że nie widziały, by ktoś wchodził lub by wychodził z pomieszczenia. Może zrobił to Irytek, zasugerował chytrze Fineas Black. Umbridge wściekła się, ale niewiele mogła zrobić, by ukarać poltergeista.
Wielka Inkwizytor rozejrzała się po stole nauczycielskim i zaobserwowała, że Minerva ma swój egzemplarz gazety, tak samo jak Flitwick, Sprout i Snape.
- Ekhem! Mogę pożyczyć gazetę, gdy skończysz, Minervo? Wydaje się, że mój egzemplarz się gdzieś… zawieruszył – mruknęła Umbridge z grymasem.
- Och? Jaka szkoda – wymruczała Minerva. Tak, dam ci, gdy skoczę, Dolores. – A potem spokojnie przystąpiła go jedzenia swojego śniadania, jednocześnie powoli przeglądając gazetę.
Severus rzucił jej wszystkowiedzące spojrzenie, po czym uśmiechnął się złośliwie za swoją kopią. Zanim Umbridge da rady przeczytać gazetę, jej śniadanie będzie już zimne.
I tak to szło przez całą resztę tygodnia. Umbridge wkrótce odkryła, że każdy jej wysłany list nie docierał do celu, a jeśli docierał, przybywał nieczytelny, potargany lub później niż się go spodziewano. To samo tyczyło się listów wysłanych do niej. Odkryła, że musi ręcznie doręczać notki profesorom, ponieważ w innym wypadku żaden z nich nie otrzymałby nowych zasad jej polityki.
To było strasznie denerwujące i irytujące, więc Umbridge w końcu wpadła do Sowiarni z kilkoma kopiami listu do Knota i nakazała połowie sów je dostarczyć.
- I lepiej, żeby dotarły na czas, słyszycie mnie? I winnym wypadku w zamku pojawi się kilka nowych gargulców! Rozumiecie?
Sowy zignorowały ją, odwracając się do niej plecami.
- Co jest? Mówię, chodźcie tu i zabierzcie to do Ministra!
Sowy wciąż nie zrobiły nic, pozostając na swoich żerdziach.
Umbridge stuknęła swoim szpiczastym butem o podłogę.
- Ruchy! No już! Bo jeśli nie! – Machnęła groźnie swoją różdżką.
Nagle wszystkie sowy odwróciły się i stanęła przed ponad trzydziestoma parami nieprzyjaznych, bursztynowych oczu. Syknęły i rozpostarły skrzydła.
Umbridge sapnęła i zaczęła się cofać.
- Przebrzydłe, głupie stworzenia! Trzymajcie się z dala!
Sowy zahukały, po czym rzuciły się na nią, uderzając mocno skrzydłami.
Umbridge wzięła nogi za pas, a jej krzyki przerażenia dało się słyszeć w lochach, gdzie Snape uczył trzeci rok, jak warzyć eliksir na rozstrój żołądka.
Severus uniósł brew.
- Sir? – zapytała trzecioroczna Krukonka. – Co to za hałas?
- Pewnie wiatr – odpowiedział Snape, po czym skinął na nią, by dalej dodawała do swojego roztworu zmiażdżoną lawendę, rozmyślając o tym, że wiedźma miała krzyk, który mógł rywalizować z banshee.
Jeśli to nie wystarczyło, Umbridge nauczyła się również, że niebezpiecznie jest chodzić na zewnątrz bez parasola. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, ptaki wydawały się uznać jej różowe szaty i czapeczkę za nieodparty cel. Nieuchronnie kończyła poplamiona ptasimi odchodami, dzięki uprzejmości kilku sów i jednego bystrego jastrzębia. A sowy nie miały nic przeciwko pikowaniu w jej stronę, gdy leciały, obserwując, jak kobieta pędzi w poszukiwaniu osłony.
- Cholerne, przeklęte ptaszyska! Wszystkie powinny być wypchane i upieczone w cieście! – zawyła do Filcha po jednym z katastrofalnych popołudni.
Filch tylko pokiwał głową – był jedyną osobą z kadry, która cieszyła się tym, że Umbridge jest u władzy, ponieważ mu obiecała, że pozwoli mu karać wszystkie zepsute bachory tak, jak na to zasłużyły.
Sowy również zmówiły się, by latać pod jej oknem w środku nocy, pohukując i skrzecząc całą noc, żeby Wielka Inkwizytor nie mogła zasnąć, aż wreszcie wpadła na to i rzuciła wokół okna zaklęcie wyciszające, ale to dopiero po trzech nieprzespanych nocach.
W efekcie jej braku snu, była zrzędliwa i nie w sosie, i czerpała wielką radość z odbierania punktów i dawania szlabanów na prawo i lewo za impertynencką podstawę (uczeń spojrzał na nią w zły sposób) i wkrótce nowa grupa uczniów miała obolałe, krwawiące dłonie i zgłaszało się do Hermiony po maść ze szczuroszczeta, a jeden młody pierwszoroczny Ślizgon odważył się nawet poprosić o nią Snape’a.
Okazało się to błogosławieństwem w nieszczęściu, ponieważ Severus zażądał wówczas wyjaśnień, dlaczego Jonathan Malrose jej chce.
- Czy ktoś pana przeklął, panie Malrose?
- Umm… nie, sir. Nie… naprawdę – zająkał się chłopiec, zwieszając głowę.
- Więc dlaczego potrzebuje pan szczuroszczeta, młody człowieku? – Severus zmarszczył brwi, zerkając na chłopca surowo. Jego bystre oczy natychmiast dostrzegły, jak chłopak trzyma swoją prawą dłoń za plecami. – Dlaczego stoisz z ręką za sobą, Malrose?
- Bez powodu, sir. – Malrose przygryzł wargę.
- Nie powinieneś mieć powodu, by mnie okłamywać, Jonathan. Pokarz mi swoją rękę.
Przełykając ciężko, chłopiec powoli wysunął dłoń zza pleców.
- Przepraszam, proszę pana! Nie dostałem szlabanu u profesor Umbridge celowo! – pociągnął nosem, wiedząc doskonale, jaki rozczarowany był Snape, gdy jeden z jego węży źle się zachowywał.
- O czym ty mówisz… do jasnej cholery, Malrose! – krzyknął Severus, chwytając drobną dłoń i przyglądając się jej uważnie. – Kto to zrobił? Kto?
Malrose pociągnął nosem. Łzy napłynęły mu do oczu.
- Profesor Umbridge, sir.
Oczy Severusa stały się czarne jak noc.
- Umbridge użyła na tobie krwawego pióra?
- Ja… kazała mi pisać takim czarnym piórem – powiedział mu Malrose. – Dwieście linijek, a kiedy skończyłem, moja ręka wyglądała tak, proszę pana! – Na grzbiecie jego dłoni wyryte były słowa: Nie będę bezczelny wobec swojego nauczyciela. – Umie pan to uleczyć, sir? Naprawdę okropnie szczypie, profesorze Snape.
- Nie wątpię. Proszę za mną, panie Malrose. – Severus poprowadził jedenastolatka do jego laboratorium, gdzie wezwał płytką misę, eliksir w zielonej fiolce oraz dzbanek wody. Wlał nieco wody do miseczki, dodał do niej fiolkę szczuroszczeta, zamieszał i powiedział:
- Włóż tu rękę, Malrose, i mocz przez dziesięć minut. Dzięki temu zniknie ból i opuchlizna. Cholerna, pieprzona sadystka!
Wyciągnął kawałek pergaminu i zaczął szybko na nim pisać.
Freedom, który cały czas siedział na jego ramieniu, zapytał: Co robisz, Sev?
- Dokumentuję ten incydent – powiedział cicho Snape. – Jeśli zdobędę ich wystarczająco dużo, mogę zgłosić to do Rady Gubernatorów i zażądać jej zwolnienia.
- Naprawdę, sir? – Malrose uniósł na niego wzrok z moczącej się ręki, a jego oczy zabłysły nadzieją.
- Tak. Nauczyciel nie ma prawa używać krwawego pióra na uczniach – powiedział mu Severus. – Ta magia została zabroniona wieki temu. – Wrócił ponuro do pisania.
Następnego dnia, jego skrzynkę pocztową zasypały listy od jego Domu i niektórych uczniów z innych Domów, w których narzekali na Umbridge i jej wstrętne pióro.
Snape starannie sporządził kopie i napisał list do Rady Gubernatorów, prosząc o przeprowadzenie dochodzenia. Został on posłany Serafiną.
Jakieś dwa dni później, Umbridge otrzymała pozew sądowy, ostrzegający ją, że środki takie, jak krwawe pióra są niedopuszczalnymi metodami karania i że będzie obserwowana. Ten list dotarł do niej w odpowiednim czasie, jako że Freedom poinformował sowy, co zawiera.
Fawkes doniósł mu później, że Umbridge zaczęła na głos przeklinać, po przeczytaniu tego. *Bardzo niegodne damy. Prawie doszło do tego, że się samospaliłem.*
Ale Umbridge nie została tak łatwo pokonana. Była tak zdeterminowana, by utrzymać swój żelazny uchwyt na administracji, że postanowiła użyć wszystkich niezbędnych środków. Rozwścieczona tym, co uznała za jawne oszczerstwo, starała się złagodzić frustrację poprzez bezlitosne egzaminowanie swoich pracowników.
Trelawney, która nigdy nie zaadaptowała się do roli nauczyciela, była pod uważną kontrolą – Umbridge wywoływała w niej nerwowość i ledwie potrafiła uczyć, gdy druga wiedźma siedziała w pokoju, pisząc na swojej podkładce, kaszląc w swoją chusteczkę i przepytując Sybillę swoim w połowie słodkim, a w połowie jadowitym tonem:
- Mogłabyś przewidzieć, co będę robić dziś wieczorem, Sybillo? Nie? Tylko jedna, maleńka przepowiednia? No dalej, jesteś Jasnowidzem, z pewnością możesz mi powiedzieć, co będę jadła na kolację?
Oszalała Sybilla wyrzuciła z siebie:
- Ja… nic! Nic dziś wieczorem nie będziesz jadła!
- Och? A to dlaczego?
- Um… ponieważ… - Jej ręce zakręciły się w jej chuście. – Będziesz czuła… niestrawność!
Umbridge obnażyła zęby w fałszywym uśmiechu w stronę drugiej czarownicy.
- Interesujące! Zobaczymy, czy to się sprawdzi. Jasnowidze powinni być w stanie przewidywać w niezawodny sposób.
- Oczywiście – powiedziała słabo Sybilla, pocąc się.
Tego wieczora, Umbridge jadła z wielkim apetytem, udowadniając, że przepowiednie Sybilli są fałszywe.
Następnego ranka, Umbridge tryumfalnie weszła po schodach do kwater w wieży Trelawney i oświadczyła, ze jest oszustką, nie nadaje się do nauczania i zwalnia ją.
- Jesteś niekompetentna, bezużyteczna i nie pozwolę, byś marnowała mój cenny czas i rujnowała reputację tej instytucji! – tryumfowała Umbridge, a jej małe oczka błyszczały. – A teraz pakuj swoje rzeczy i wynoś się!
- Proszę, madame! – zaszlochała Trelawney. – Hogwart to mój dom! Nie mam dokąd pójść! Proszę, daj mi jeszcze jedną szansę!
- Nie – powiedziała słodko Umbridge. – Masz pięć minut na odejście, Sybillo.
Severus jadł właśnie śniadanie w sali z Minervą, Albusem i resztą kadry, gdy Freedom wleciał do środka, skrzecząc z przerażenia. Severus! Chodź szybko! Umbridge właśnie zwolniła Trelawney i wyrzuca ją z zamku.
Severus wstał na równe nogi.
- Co za cholerna, pieprzona wiedźma!
- Severusie, co się stało? – zapytała zaniepokojona Minerva.
- Freedom właśnie mi powiedział, że Umbridge zwolniła Trelawney – odpowiedział Mistrz Eliksirów.
Minerva zbladła. Potem wypluła coś nieprzyjemnego w języku gealickim, nim praktycznie wybiegła z pomieszczenia.
Severus spojrzał na dyrektora, którego twarz wyglądała na poważną i ściągniętą.
- Co teraz, Albusie?
Dyrektor wstał, a na jego twarzy widniała rezygnacja i smutek.
- Niewiele mogę zrobić, poza tym, że nie pozwolę, by Dolores wyrzuciła Sybillę na ulicę. Wciąż jestem panem tego zamku.
Snape skinął głową i wyszedł za dyrektorem z sali.
Freedom przyznał niechętnie, że dobrze jest widzieć, jak choć raz Albus stawia na swoim, a Umbridge zostaje bełkocząca, podczas gdy Minerva i Severus odeskortowali Sybillę i jej rzeczy z powrotem do jej wieży.
Wszyscy uczniowie, którzy byli w Sali Wejściowej, byli świadkami, jak Umbridge popycha Sybillę w dół schodów, a potem zrzuca za nią jej kufer, a teraz mamrotali z wściekłością ukrywając się za rękami i rzucali za plecami wiedźmy mordercze spojrzenia. Trelawney mogła być żartem, a nie nauczycielem, ale nawet ona nie zasługiwała na tak bezduszne traktowanie.
Minęło około piętnaście minut, zanim Minerva i Severus zdołali uspokoić Sybillę – Severus przywołał filiżankę herbaty i domieszał do niej eliksir uspokajający.
- Proszę, Sybillo, wypij to. To cię uspokoi.
Zupełnie nieszczęśliwa, nauczycielka wróżbiarstwa pociągnęła nosem i wzięła filiżankę herbaty trzęsącą się dłonią.
- Dziękuję, Severusie. Ale co z moimi zajęciami? Moimi uczniami?
Minerva poklepała ją po ramieniu.
- Jestem pewna, że znajdziemy zastępstwo, Sybillo. A teraz, traktuj to jak… nieoczekiwane wakacje.
- Ona… ona powiedziała, że ja… że jestem niekompetentną porażką! – krzyknęła Sybilla, a łzy spłynęły w dół jej policzków.
- Humph! Ona nie powinna się wypowiadać na ten temat! – warknął Snape. – Zna tylko ministralne protokoły. Wypij to, Sybillo, i na brodę Merlina, nie płacz do tego.
- W-wybacz, Severusie! – Sybilla wzięła wielki łyk herbaty.
Minerva rzuciła mu surowe spojrzenie.
Severus westchnął. Nie był w tym dość dobry. Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i podał ją drżącej nauczycielce wróżbiarstwa.
- No już, Sybillo, to nie koniec świata. Tylko pomyśl, gdy będziesz sama, będziesz mogła użyć swojego Wewnętrznego Oka, by przewidzieć możliwą śmierć Dolores.
Trelawney sapnęła.
- Severusie! Nigdy bym… cóż, może mogłabym zrobić wyjątek… tylko tym razem… - Wzięła kolejny łyk herbaty i przetarła oczy chusteczką z herbem Slytherinu.
Dwójka profesorów uśmiechnęła się do siebie ironicznie. Byli pewni, że przez następne kilka dni Sybilla będzie całkiem zajęta swoją kryształową kulą i kartami.
Mistrz Eliksirów uśmiechnął się złośliwie.
- Minervo, pamiętasz imię tego centaura, który obserwuje gwiazdy i wykorzystuje astrologię?
Minerva pomyślała przez chwilę.
- Masz na myśli… Firenzo?
- Tak. Sądzisz, że miałby coś przeciwko przyjściu do zamku?
- Nie, nie ma nic przeciwko ludziom, jak niektórzy z jego klanu. Severusie, z pewnością nie myślisz… sugerujesz, żeby Firenzo uczył wróżbiarstwa?
- Dlaczego nie? Żaden z nas nie jest w stanie uczyć choć w połowie tak dobrze, o ile w ogóle.
- Ale… Dolores… ona nienawidzi półludzi!
- No i? – wycedził profesor, a jego oczy zalśniły jak oczy szelmowskiego dziecka. – To ona wyrzuciła naszego rezydującego jasnowidza. Dobrze jej posłuży, jeśli jej zastępstwo… nie będzie całkiem takie, jakie by chciała.
- Severusie Snape, jesteś nikczemnym człowiekiem! – powiedziała mu Minerva, marszcząc brwi. Potem uśmiechnęła się szeroko. – Mogłabym cię pocałować!
Snape wycofał się pospiesznie.
- Merlinie, kobieto, pohamuj się!
Minerva i Sybilla spojrzały na siebie i uśmiechnęły ironicznie. Potem Opiekunka Gryffindoru wstała i powiedziała:
- Poinformujmy Albusa o naszej sugestii. Jeśli zadziałamy szybko, Firenzo może już jutro być w zamku.
Dwójka zostawiła Sybillę, patrzącą sennie w swój pusty kubek, wyobrażającą sobie makabryczne losy Wielkiej Inkwizytor, a każda z wizji była gorsza od poprzedniej.
Centaur Firenzo faktycznie przyszedł zastąpić nauczycielkę wróżbiarstwa, ku wielkiemu przerażeniu Umbridge. Ale niewiele mogła z tym zrobić, ponieważ Dumbledore wciąż miał prawo wyznaczać personel, a ponieważ Firenzo był jedynym kandydatem, chętnym ubiegać się o stanowisko, został zaakceptowany. Umbridge unikała złotowłosego centaura jak tylko mogła, mówiąc głośno, że nie przepada za końmi i tego rodzaju ludem.
W międzyczasie Freedom kontynuował swoją kampanię przeciw Dolores. Nieoczekiwanie pomogli mu bliźniacy Weasley, którzy nienawidzili Umbridge na równi z Freedomem i starali się robić jej różnorakie żarty, zwykle obejmujące łajnobomby, wodę i fajerwerki. Szlabanu zdawały się nie mieś na nich żadnego wpływu, więc wiedźma przysięgła, że doprowadzi ich do porządku kilkoma okrutniejszymi wojskowymi karami, jak na przykład chłostą.
Ale Freedom podsłuchał ją, jak mamrocze o tym rozkazie i podążył za nią, gdy kierowała się do gabinetu Filcha. W chwili, gdy wyciągała pismo z kieszeni, Freedom zleciał i wyrwał je z jej ręki, po czym odleciał. Ha! Zabierz go sobie, żałosna suko!
Umbridge krzyknęła i chwyciła się za pierś. Potem potrząsnęła pięścią w stronę jastrzębia, który odleciał, zanim mogła wyciągnąć różdżkę.
- Potworne ptaszysko! Ooooch! Nienawidzę ich, nienawidzę, nienawidzę ich wszystkich!
Filch wyszedł ze swojego biura, pytając, czy coś jest nie tak. Dolores skrzywiła się i opowiedziała mu, jak ptak odleciał z jej obwieszczeniem.
- Teraz będę musiała spisać kolejne – powiedziała ponuro, jak nadąsana uczennica, której odmówiono słodyczy.
Freedom również zachęcił Irytka, by szalał po korytarzach, gdziekolwiek Umbridge pójdzie, żeby wydawał niegrzeczne odgłosy i wykrzykiwał śpiewne rymowanki w jej stronę. Freedom przypomniał sobie pewien film, który oglądał, gdy był młodszy i opowiedział o tym poltergeistowi, a przez kolejne trzy dni po tym, gdy tylko Umbridge wystawiła nogę poza swoje kwatery, Irytek śpiewał piosenkę przewodnią Złej Czarownicy z Zachodu i krzyczał:
- Oto nadchodzi – zła czarownica, bim-bam, zła czarownica, uciekajcie szybko, kryjcie się pod łóżka, bo przeklnie was na śmierć!
Melodia była tak chwytliwa, że uczniowie zaczęli nucić ją podczas zajęć i nawet Crabbe, który był niechętnym członkiem Brygady Inkwizycjnej, zaczął to nucić, póki Draco nie zagroził, że na dwa dni przeklnie jego usta, by się nie otwierały.
W tym czasie, Freedom odkrył, że Hermiona, Ron, Ginny, Neville i kilku innych z wszystkich czterech Domów zdołali spotkać się w Świńskim Łbie, gdzie Aberforth powiedział Hermionie, jak rzucić zaklęcie Proteusza na kilka knutów i sykli, żeby mogli wezwać ich na spotkanie w Pokoju Życzeń, gdzie miały się odbyć lekcje obrony.
Hermiona wyszukała w książkach z biblioteki kilka zaklęć obronnych i zaczęła próbować nauczyć ich innych.
- Harry zrobiłby to lepiej niż ja, jestem tego pewna – jęknęła do Rona jednego popołudnia. – Wiesz, że zawsze miał dryg do obrony.
-Dobrze sobie radzisz, Hermiono – powiedział Ron. – Przynajmniej uczymy się czegoś więcej niż na zajęciach.
- Ale czy to wystarczy? – zapytała zmartwiona czarownica. – Harry znał mnóstwo zaklęć, których ja nie znam, jak zaklęcie Patronusa. Och, chciałabym, żeby już wrócił, Ron!
Ponad nimi unosił się Freedom. Wybacz, Hermiono. Po prostu bądź jeszcze trochę cierpliwa.
- Tak, wiem. Zaczynam myśleć, że stało się coś naprawdę złego. A teraz nawet gazety o tym piszą.
Hermiona westchnęła.
- Sądzisz… sądzisz, że dobrym pomysłem nazwać się Gwardią Dumbledore’a?
- Pewnie, to dobra nazwa. Ginny jest w tym dobra. A Dumbledore jest wielkim czarodziejem.
Freedom wydał z siebie zdegustowany odgłos. Z pewnością to prawda, Ron. Wielkim i głupim. Gdybyś wiedział to, co ja, nigdy byś nie nazwał się po nim. Ale hej, to wasz wybór.
W gazetach było pełno wiadomości o wielkiej ucieczce z Azkabanu, że Bellatrix i Rudolf Lestrange, którzy torturowali rodziców Neville’a, są wolni, jak również ósemka innych. Pracownik Ministerstwa zmarł w dziwnych okolicznościach. Severus przeklinał jak najęty, gdy to czytał, a Freedom zaczął się obawiać, że czarodziej może ponownie zostać wezwany do Voldemorta, ale Znak milczał.
- Pozostali na razie wystarczą – powiedział szpieg swojemu chowańcowi. – On woli, żebym pozostał tutaj i donosił mu o wszystkich nietypowych rzeczach. Mam też zlokalizować Pottera, który cholernie dobrze imituje ukrywającego się lisa.
Mistrz Eliksirów nachmurzył się ponuro, bo pomimo wysiłków jego i Minervy, Potter wciąż pozostawał wśród zaginionych.
„Albo jastrzębia wśród gołębi”, pomyślał Freedom i poczuł ukłucie winy. „Muszę dokonać wyboru. Ale jak mogę wybrać, gdy w każdym wypadku, zranię nas obu? Czasami… Czasami żałuję, że zwyczajnie nie wyskoczyłem wtedy z tego okna. To by oszczędziło nam obu wiele żalu. Ach, cóż. Jakoś będę musiał sobie z tym poradzić.” Spojrzał niespokojnie na Severusa i zastanowił się, czy mężczyzna odnajdzie coś w swoim sercu i mu wybaczy oszustwo.
Umbridge kontynuowała sianie terroru, a Freedom nękał ją tak bardzo, jak to możliwe, ale wiedźma nie zamierzała przestać. Wysyłała swoją Brygadę Inkwizycyjną, pozwalając im patrolować korytarze w nocy i tym sposobem odkryli członkinię GD, Mariettę Edgecombe, Krukonkę, która dla Draco była bardzo atrakcyjna. Marietta, nieznana Draco i jego przyjaciołom, szła na spotkanie GD, choć coraz bardziej się przekonywała, że te spotkania nie przynoszą wiele dobrego, a ryzykuje poważnymi problemami.
Więc, gdy zauważyła Draco, krążącego po korytarzy, zdecydowała, że się zatrzyma i z nim porozmawia. Uważała, że blondyn jest nadzwyczaj przystojny, grzeczny i kulturalny.
Draco był świadom uczuć dziewczyny do niego – były jasne jak dzień nad jej twarzą i bawiło go to, że może sobie pozwolić na taką ładną dziewczynę, więc wycedził:
- Hej, Marietto. Gdzie się wybierasz o tej porze?
- Och, nigdzie – powiedziała Marietta, odrzucając kokieterie włosy. – Już po prostu nie potrafiłam się uczyć i potrzebowałam nieco powietrza. Co… co tutaj robisz, Draco?
Draco wzruszył ramionami.
- Nudzę się na śmierć. – Był podejrzliwy, bo dziewczyna wyraźnie dokądś szła i wydawała się na zdenerwowaną, gdy o tym wspomniał. Draco wiedział, że w szkole dzieje się coś dziwnego, coś, co dotyczyło Weasley, Granger, jak również kilku innych ludzi. Mógł wyczuć konspirację jak ogar. Zerknął na Mariettę przenikliwie, zauważając, że wciąż wykręcała palce na szacie i przygryzała wargę, gdy myślała, że nie patrzy.
Coś się dzieje i ona jest dokładnie pośrodku tego albo nie jestem Ślizgonem. Podszedł do niej bliżej i wyszeptał:
- Przyjemniej nudziłem się, póki nie przyszłaś, Marietto. No dalej, przejdźmy się tam. – Wziął ją pod ramię i poprowadził w dół korytarza.
- Och, ale Draco, ja…
- Coś nie tak? Zachowujesz się tak, jakbyś miała się na coś spóźnić.
- Nie, oczywiście, że nie! To tylko… nie ważne… - zarumieniła się.
Zanim się zorientowała, została fachowo uwiedziona i nakłoniona przez Draco, który obiecał jej randkę u pani Puddifoot za dwa dni, jeśli tylko powie mu, gdzie się wybierała.
- A-ale ja… już ci powiedziałam, Draco, nigdzie nie idę!
- Ach, nie okłamuj mnie, Marietto. Nie lubię dziewczyn, które kłamią. – Udał, że marszczy na nią brwi. Powiedz mi albo… może po prostu powinienem zamiast ciebie zabrać do Hogsmeade Pansy.
- Nie, proszę! Draco, nie! – błagała Marietta, bo wszystkie jej marzenia o zostaniu dziewczyną Draco mogły pójść z dymem. – Ja… Powiem… tylko obiecaj, że pójdziesz ze mną do Hogsmeade.
- W porządku – zgodził się szybko, po czym pochylił się i pocałował ją, chcąc ją tym zapewnić.
Marietta omal nie zemdlała.
- Powiem ci… Szłam na spotkanie…
- Jaki spotkanie?
- Spotkanie z obrony… - wybełkotała sennie dziewczyna.
Draco uśmiechnął się złośliwie. Aha! Wiedziałem!
- Kto inny miał być na tym spotkaniu?
- Czy to ma jakieś znaczenie? Draco, pocałujesz mnie ponownie?
Prychnął i uprzejmie ją pocałował.
- No, a teraz powiedz mi resztę…
I zrobiła to, zdradzając swoich przyjaciół w imię zadurzenia, które miało się szybko skończyć, ponieważ Draco nigdy nie zamierzał dotrzymać swojej obietnicy. Ale szkoda została wyrządzona.
Żmija! Brudna, spiskująca, wredna żmija! – krzyknął Freedom, który wracał z Sowiarni i słyszał Draco, więc podleciał zobaczyć, co też ten knuje, odkrywając, jak chłopak dowiaduje się o spotkaniach GD.
Zanurkował w stronę blondyna, a Draco krzyknął, wyciągając różdżkę i wyczarowując szybkie zaklęcie tarczy. Freedom uderzył w tarczę i odbił się, machając dziko skrzydłami, by uniknąć uderzenia w ścianę.
Marietta krzyknęła.
- Szalony ptak! Co ty robisz?
Głupia dziewczyno, co TY wyrabiasz?
- Cholerny jastrząb! Któregoś dnia cię zabiję! – warknął Draco. Wskazał w niego różdżką i wypowiedział zaklęcie żądlące, ale Freedom był zbyt szybki.
Zanim mógł zrobić coś jeszcze, w korytarzu dało się słyszeć odgłos uderzających o podłogę wysokich obcasów.
- Panie Malfoy, co się tu dzieje? Filch powiedział mi, że słyszał krzyki… - nadszedł do nich przesłodzony głos Umbridge.
Draco odwrócił się i uśmiechnął do ubranej w róż wiedźmy.
- Profesor Umbridge, Marietta i ja mamy pani coś do powiedzenia…
Freedom zaklął szpetnie, po czym odleciał, zdesperowany chcąc spróbować ostrzec przyjaciół, ale był tylko jeden problem – nie miał pojęcia, gdzie znajduje się Pokój Życzeń.

1 komentarz:

  1. Hejeczka,
    wspaniale, Freedom piekna akcja przeprowadzona... ta walka z Umbridge, ale może niech Severusa poinformuje, a Hedwiga super... teraz jak jest ptakiem to rozumie co mówi...
    niewiem jak to mogło się stać bo czytam według kolejności publikowania a tutaj nagle rozdział pod taką datą jest...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń