Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

wtorek, 14 sierpnia 2018

CP - Rozdział 5 - Atak na Hogwart Express



Harry obudził się, odkrywając, że kilka rzeczy nie jest tak, jak powinny. Zaczynając, wciąż był ubrany w ciuchy, które nosił wczoraj. Nie znosił spać w jeansach i zwykle starał się, bez względu na to, jaki był zmęczony, zmienić je na spodnie od piżamy. Po drugie, jego głowa spoczywała na czymś solidnym, ale nie twardym. Jego poduszka zwykle była miękka. Po trzecie, Harry nie potrafił sobie nawet przypomnieć, żeby szedł do łóżka. To się rzadko zdarzało. W końcu, Harry nie słyszał cichego pikania swojego serca, które powinno być magicznie monitorowane. To się nigdy nie zdarzało. Syriusz i Remus zawsze się upewniali, że zaklęcie działa.
Otwierając powoli oczy, Harry przechylił głowę i zobaczył nieco rozmazaną, ale uśpioną twarz swojego ojca chrzestnego. To nie był dobry znak. Syriusz był tak opiekuńczy tylko, gdy Harry miał epizod. Wracając do poprzedniego wieczora, Harry przypomniał sobie wczorajszą uroczystość i zobaczenie Stworka. Nagle przypomniał sobie bogina z szafy i co się stało, gdy z niej wyszedł. Harry szybko usiadł, gdy zrozumienie tego, co musiało się stać po tym, przeszło przez jego umysł. Stworem musiał pójść po pomoc, co oznaczało, że Syriusz, Remus i wszyscy w domu zobaczyli, że nie umiał nawet obronić się przed boginem.
Jak najciszej i najostrożniej, Harry wyślizgnął się z łóżka, żeby nie obudzić Syriusza. Naprawdę nie potrzebował teraz, by jego nadopiekuńczy ojciec chrzestny chciał porozmawiać o tym, co się stało, ale w głębi duszy Harry wiedział, że Syriusz, Remus i wszyscy pod tym dachem będą czuli się do tego zmuszeni, gdy tylko go zobaczą. Ostrożnie obchodząc łóżko, Harry instynktownie manewrował między wszystkim, aż do stolika nocnego i chwycił okulary. W chwili, gdy je założył, Harry zobaczył swoją różdżkę w kaburze i natychmiast chwycił ją i założył. Nie zamierzał pozwolić, by ponownie stało się to, co zeszłego wieczora. Nie mógł sobie na to pozwolić.
Ucieczka z pokoju była nieco trudniejsza. Jego drzwi czasem skrzypiały, gdy się je otwierało zbyt powoli, a światło z korytarza wystarczało, by obudzić każdego. Ostrożnie, Harry otworzył je częściowo i wyślizgnął się z pokoju, po czym zamknął je i westchnął z ulgą. Wiedział, że musi się ruszyć, ponieważ za kilka godzin będą wyjeżdżać na stację Kings Cross, a wciąż musiał dokończyć pakowanie.
Nadal było bardzo wcześnie, ale to nie powstrzymało Harry’ego przed zwykłym, rutynowym przygotowaniem śniadania dla wszystkich. Powoli zszedł po schodach, żeby nie ostrzec nikogo, że ktoś w tym domu nie śpi. Wślizgnął się do kuchni i dostrzegł, że ktoś jeszcze już nie śpi, siedząc przy stole z kubkiem herbaty w dłoniach i wyglądając, jakby był na nogach całą noc.
- Tonks? – zapytał z zakłopotaniem Harry. Tonks zawsze nienawidziła wstawać rano. Żartowali sobie, że to musi być coś w krwi Blacków, ponieważ Syriusz również nienawidził ranków. – Co ty tu robisz tak wcześnie rano?
Tonks nie powiedziała ani słowa. Zamiast tego, skoczyła na równe nogi, szybko podeszła do Harry’ego i pociągnęła go do uścisku. Jej włosy zmieniły się z powrotem na krótkie, sterczące i fioletowe, które zdawała się ostatnio uwielbiać.
- Co ty sobie myślałeś? – zapytała cicho. – Dlaczego nie miałeś swojej różdżki? Kogo obchodzi ministralne prawo o niepełnoletnich czarodziejach? Masz w ogóle pojęcie, jakie to było uczucie, gdy zobaczyliśmy cię na podłodze, a nad tobą unosił się dementor? Masz pojęcie, jak bardzo przeraziłeś Syriusza, Remusa i mnie?
Harry po prostu pozwolił Tonks się trzymać. Jak mógł być tak głupi? Nie myśląc, zanim wybiegł ze Stworkiem, Harry sprawił, że wszyscy się martwili. Wydawało się, że niczego nie nauczył się przez te lata. Wciąż wbiegał prosto w zagrożenie. Nie, już nie, przysiągł mentalnie Harry. Nie obchodzi mnie, co będzie trzeba zrobić. Nie zamierzam w tym roku robić kłopotów Syriuszowi i Remusowi. Ostatnio mieli ich przeze mnie za dużo.
Nie otrzymawszy odpowiedzi, Tonks odsunęła Harry’ego na długość ramion i spojrzała w jego szmaragdowe oczy, dostrzegając ból i żal. Westchnęła, pociągając Harry’ego do kolejnego uścisku.
- Przepraszam, dzieciaku – powiedziała łagodnie Tonks. – Wiem, że to nie było zamierzone. Stworek powiedział nam, co się stało. Próbowałeś mu pomóc, ale jak mogłeś pójść bez różdżki?
- Przepraszam – powiedział cicho Harry. – Po prostu mnie zaskoczył. Zanim mogłem wybiec z pokoju, to zwyczajnie było dla mnie zbyt wiele.
Tonks westchnęła i pocałowała Harry’ego w czubek głowy.
- Nie martw się tym – powiedziała, wypuszczając go z uścisku. – Po prostu nie rób tego ponownie. Jesteś dla mnie jak brataniec, którego nigdy nie miałam. – Tonks oparła się o stół i spojrzała na Harry’ego z uniesioną brwią. – Nie nosiłeś tego wczoraj?
Harry potrząsnął głową, odchodząc do lodówki, by przygotować śniadanie. Witaj z powrotem, Tonks. Ona zawsze zauważała, gdy czyjeś ubranie nie wyglądało dobrze. Syriusz stwierdził, że to „dziewczęca rzecz”.
- Syriusz wciąż spał – powiedział Harry, wzruszając ramionami. – Pomyślałem, że potrzebuje snu, ponieważ wiem, że ma tendencję nie spać przez większość nocy, gdy coś mi się przydarzy.
Tonks spojrzała na Harry’ego sceptycznie.
- Czyli innymi słowy, jak najdłużej chcesz uniknąć konfrontacji – wyjaśniła. Potem kolejny raz westchnęła, gdy Harry nie powiedział nic, by ją poprawić. – Masz pojęcie, jaki będzie oszalały, gdy się obudzi i odkryje, że zniknąłeś?
Harry wyciągnął jajka i bekon z lodówki, zanim odwrócił się do Tonks.
- To dlatego planuję przynieść mu śniadanie, zanim się obudzi – odpowiedział, po czym wyciągnął składniki na muffiny. – Syriusz zawsze jest spokojniejszy, gdy zje; a przynajmniej tak mówi Lunatyk. – Remus powiedział, że Syriusz jest jak przerośnięty nastolatek i czuł potrzebę jedzenia przynajmniej pięć razy dziennie. Syriusz twierdził, że tylko próbował nadrobić fatalne posiłki, które dostawał w Azkabanie, więc wszyscy po prostu mu na to pozwalali.
- Masz rację – powiedziała z namysłem Tonks. – Potrzebujesz pomocy?
Harry spojrzał na Tonks nerwowo. Przygotowywanie posiłków zawsze trwało dwa razy dłużej, gdy Tonks pomagała, bo ktoś musiał zwykle sprzątać po niej bałagan, a potem robić to, co ona miała. Problem był taki, że Harry nigdy by nie mógł jej tego powiedzieć.
- Możesz pilnować boczku, gdy ja będę robił muffiny i jajka – powiedział w końcu Harry. – Trzymaj go na małym ogniu.
Tonks radośnie pospieszyła do pieca. Zanim Harry zrobił muffiny i jajka, bekon był gotowy. Gdy Harry przekładał bekon na zaczarowany talerz, Tonks zaczęła robić tosty (oczywiście po instrukcjach od Harry’ego). Wkrótce śniadanie zostało przygotowane i Tonks usiadła z dumnym uśmiechem na twarzy. Zjedli w komfortowej ciszy, po czym Harry przygotował dwa talerze i opuścił kuchnię, a Tonks życzyła mu powodzenia.
Jak najostrożniej, Harry wszedł po schodach i w dół wciąż pustego korytarza. Skręcił za róg i stanął przed drzwiami Remusa i zobaczył, że są częściowo otwarte. Wdzięczny za ten mały dar, Harry otworzył je całkowicie plecami i jak najciszej wszedł do pokoju. Dostrzegł, że Remus śpi w łóżku, mając napięcie wypisane na twarzy. O czymkolwiek Remus śnił, z pewnością nie było to przyjemne.
Starając się być bardzo cicho, Harry ostrożnie położył talerz na stoliku nocnym. Rozległo się ciche dudnienie, gdy talerz dotknął blatu, ale to wystarczyło, by Remus obudził się i natychmiast usiadł prosto na łóżku, jakby był gotów do ataku. Rozluźnił się w chwili, gdy dostrzegł Harry’ego i przetarł ze zmęczeniem oczy. Harry natychmiast poczuł się winny. To przez niego jego opiekun był tak wykończony.
- Dzień dobry, szczeniaku – powiedział Remus, po czym zauważył talerz z jedzeniem. – Proszę, powiedz mi, że nie gotowałeś na dole całkiem sam.
Harry potrząsnął głową.
- Tonks tam była – powiedział. – Pomogła mi z bekonem i tostami. Właściwie była z tego całkiem dumna, więc mógłbyś jej coś powiedzieć, gdy ją zobaczysz. – Spojrzał na talerz, który wciąż trzymał, wiedząc, że jedzenie nie pozostanie ciepłe przez długi czas. – Muszę zabrać to Syriuszowi. Może weźmiesz swoje jedzenie do mojego pokoju, żebyście mogli na mnie nawrzeszczeć razem.
Remus odrzucił przykrycie i powoli wstał z łóżka. Nosił ciemnoniebieskie spodnie od piżamy i białą koszulkę, która zdawała się czynić go jeszcze bledszym, niż już był. Pełnia księżyca była kilka tygodni temu, ale cały ten stres wydawał się sprawiać, że Remus nie zdołał z niej tak naprawdę wyzdrowieć.
- Nie zamierzamy na ciebie wrzeszczeć – powiedział Remus, chwytając talerz i podążając za Harrym z pokoju. – Tylko obiecaj, że następnym razem powiesz komuś, że Stworek chce ci coś pokazać, w porządku?
Harry spojrzał na Remusa i uśmiechnął się. Jego opiekunowie zawsze starali się powstrzymać od krzyczenia na swojego podopiecznego, ponieważ to zwykle przypominało Harry’emu o jego życiu u Dursleyów. W pewien sposób, Harry wciąż próbował zapomnieć o swoim życiu z krewnymi, ale pewne rzeczy, jak strach, że będzie dziwakiem, został i pewnie pozostanie na zawsze.
- W porządku – powiedział Harry, gdy dochodzili do pokoju i weszli.
Syriusz wciąż spał w tej samej pozycji, w jakiej Harry go zostawił. Harry i Remus wyszczerzyli się do siebie. Wiedzieli, że mogliby się dobrze zabawić, ale też zdawali sobie sprawę, że dzisiaj nie był na to dzień.
- Dzień dobry, Łapo! – wykrzyknął Remus, opadając na łóżko, przez co Syriusz natychmiast obudził się.
- Luniek! – krzyknął Syriusz, siadając szybko. – Harry wciąż… - Urwał, gdy dostrzegł, że Harry stoi przy boku łóżka z talerzem jedzenia w rękach. Syriusz wziął pożywienie i położył na stoliku nocnym, po czym chwycił Harry’ego i pociągnął go na łóżko. Harry wylądował na plecach na miękkim posłaniu z cichym „ugh” tuż obok Syriusza, który natychmiast owinął ramiona wokół nastolatka.
- Zostań tu, Rogasiątko – powiedział Syriusz, po czym chwycił talerz drugą ręką i zaczął jeść. – Która godzina?
- Wczesna – odparł Remus. – Dzisiaj Harry i Tonks zrobili śniadanie. Najwyraźniej nie tylko my mieliśmy dzisiaj w nocy kłopoty ze snem.
Syriusz spojrzał na Harry’ego i napotkał wzrok nastolatka.
- W porządku? – zapytał, po czym uśmiechnął się z ulgą, gdy Harry skinął głową. – Dobrze. Musisz przestać mnie straszyć, bo inaczej osiwieję jak Luniek. – Remus poruszył się, by zaoponować. – Wiesz, że żartuję – powiedział Syriusz do przyjaciela, po czym skupił uwagę na Harry’ego. – Swoją drogą, jest coś ważnego, o czym musimy porozmawiać, zanim wyjedziemy na stację.
Harry spojrzał nerwowo na Remusa, zanim skupił się na ojcu chrzestnym. Tego typu rozmowy, nigdy nie były czymś dobrym. Te zwykle nadchodziły, gdy coś musiało zostać Harry’emu delikatnie przekazane.
- Co się stało? – zapytał cicho.
Syriusz odchrząknął i odłożył talerz.
- Cóż, Knot wciąż jest zdenerwowany tym, że Dumbledore twierdzi, że Voldemort powrócił – powiedział ostrożnie. – Knot sądzi, że Dumbledore próbuje wywołać problemy, a ponieważ nikt nie chciał objąć pozycję nauczyciela obrony, Knot zdecydował się zatrudnić kogoś za Dumbledore’a. Nazywa się Dolores Umbridge. Jest Podsekretarzem Ministra i z pewnością nie pała miłością do Dumbledore’a.
Harry spojrzał na Remusa ze zdezorientowaniem.
- A co z tobą, Lunatyku? – zapytał. – Wszystkim się bardzo podobało, gdy wróciłeś w zeszłym roku. Nikt nie dbał o wilka. Wiemy, że nigdy byś nas nie skrzywdził.
Remus uśmiechnął się na ten komentarz.
- Wiem, że wy o to nie dbacie, ale Minister tak – powiedział miękko. – Knot jest tak zdesperowany, by zachować się na pozycji Ministra, że myśl o kolejnej wojnie jest dla niego zbyt straszna. To gra sił, szczeniaku. Cokolwiek Umbridge zobaczy w Hogwarcie, najprawdopodobniej napisze o tym raport Kontowi. W tym też wszystko, co zdarzy się tobie. Wielu w Ministerstwie wierzy w artykuły Skeeter o tym, że Dumbledore wykorzystuje cię, by zebrać wsparcie.
- Ale to nie prawda – zaprotestował Harry. – To ja powiedziałem, że Voldemort powrócił…
- …Ale na razie wszyscy uważają, że to słowa Dumbledore’a – przerwał mu Syriusz spokojnym głosem, który wydawał się tak dziwny z ust animaga. – Jakkolwiek to może być trudne, Harry, musimy trzymać cię z daleka od Umbridge. Nie musisz się zgadzać z tym, co powie; po prostu nie wyrażaj na głos swoich własnych przekonań. My znamy prawdę. Tylko to się liczy.
Harry nie potrafił powstrzymać lekkiego zdenerwowania. Syriusz rzadko mówił w taki sposób. Działo się coś jeszcze. Harry mógł to wyczuć. Syriusz i Remus nigdy nie odciągali go na bok, by ostrzec go przed czymś, chyba że było to coś całkowicie ważnego.
- Czego mi nie mówicie? – zapytał ostrożnie Harry.
Remus i Syriusz wymienili spojrzenia przez sekundę i wyglądało na to, że prowadzą kolejną ze swoich milczących rozmów.
- Chcemy tylko, żebyś był przygotowany – powiedział w końcu Syriusz, skupiając ponownie uwagę na Harrym. – Umbridge jest fanatyczką Knota. Cokolwiek on jej powie, ona będzie w to wierzyć, ale to nie oznacza, że to prawda. Nie mamy wątpliwości, że będzie starała się sprawić, by ty i twoi koledzy z klasy uwierzyli raczej w wersję Ministra, a nie Dumbledore’a.
- Po prostu chcemy, żebyś był ostrożny, Harry – dodał Remus. – To twój pierwszy dzień w życiu publicznym, a wiemy, jak nie znosisz uwagi, więc zwyczajnie pomyśleliśmy, że udzielimy się kilka rad, by uniknąć tego, cokolwiek Umbridge może próbować. Ludzie mogą wierzyć w cokolwiek chcą. To ich prawo.
Harry zrozumiał, co jego opiekunowie mówili oraz czego nie mówili. Umbridge prawdopodobnie będzie starała się przekonać ludzi, że Voldemort nie powrócił, a Harry będzie jednym z nich. Przez artykuły, które obecnie pisała Rita Skeeter, wszyscy byli przekonani, że Harry był tylko kłamcą albo bezradnym chłopcem. Nie będą dbać o prawdę. Syriusz i Remus mieli rację. On znał prawdę, tak jak ci, na którym im zależało. Tylko to miało znaczenie. Nie pozwoli Dolores Umbridge być od niego lepszą.
^^^
Syriusz i Remus zorganizowali trzy taksówki, czekające na nich przy Grimmauld Place numer 2, trzy kwadranse przed odjazdem pociągu. Harry (z Hedwigą w klatce), Syriusz, Remus i Tonks weszli do pierwszego auta, Ron, Fred, George i Szalonooki Moody do drugiego, a Hermiona (z Krzywołapem), Ginny, pan i pani Weasley zajęli trzeci. Droga na stację Kings Cross była krótka. Syriusz i Remus pozostali przy boku Harry’ego, podczas gdy Tonks szła kilka kroków za nimi, popychając jeden z wózków bagażowych. Reszta grupy podążyła za nimi.
Syriusz i Harry pierwsi przeszli przez barierę, a Remus podążył za nimi. Wchodząc na peron dziewięć i trzy-czwarte, Harry musiał uśmiechnąć się na widok Hogwart Expressu. Nawet mimo ostrzeżeń Syriusza i Remusa na nadchodzący rok szkolny, było coś w tej wielkiej, szkarłatnej maszynie parowej. Harry mógł przypomnieć sobie, jak zobaczył ten pociąg pierwszy raz, cztery lata temu. Tak wiele zmieniło się od tego czasu.
Na peronie było wiele uczniów ze swoimi rodzinami, ale nie aż tylu, by nie szło przejść. Dorośli zorientowali się, że ze względu na Harry’ego, lepiej przybyć nieco wcześniej. Im mniej ludzi dookoła, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że coś się stanie. Tonks, pan Weasley i Szalonooki Moody zabrali wózki, by załadować je do pociągu, podczas gdy wszyscy inni otoczyli Harry’ego, Syriusza i Remusa.
- Wszyscy mają wszystko? – zapytała pani Weasley po raz dziesiąty i w odpowiedzi otrzymała zgodne skinięcia. – Macie się w tym roku zachowywać, zwłaszcza ty, Ronaldzie. – Ron przewrócił oczami z irytacją na ten komentarz. Słyszał tą przemowę niezliczoną ilość razy, odkąd otrzymał odznakę Prefekta. – Jesteś teraz Prefektem i musisz dawać przykład.
- Dobrze, mamo – powiedział Ron znudzonym głosem.
Pani Weasley spojrzała bezpośrednio na Freda i George’a, którzy uśmiechnęli się niewinnie.
- Wami nawet nie będę się przejmowała – powiedziała ze zmęczonym westchnięciem, ponieważ wiedziała, że i tak by jej nie posłuchali. – Tylko pamiętajcie, o czym rozmawialiśmy wczoraj wieczorem.
Fred i George wypieli piersi i zasalutowali pani Weasley, zdobywając tym samym chichoty od strony Rona i Ginny, podczas gdy pan Weasley, Tonks i Szalonooki Moody dołączyli do grupy.
- Nie martw się, mamo – powiedział Fred służbowym tonem. – Nie zawiedziemy cię.
- Nikt nie może powstrzymać Greda i Feorge’a Weasleyów, gdy dostaną misję – dodał George takim samym tonem.
Harry spojrzał na Syriusza i Remusa ze zdezorientowaniem, ale dostrzegł, że jego opiekunowie również nie mieli pojęcia, co się działo. Fred i George pożegnali się z rodzicami, po czym pobiegli do pociągu. Zauważając, że coraz więcej osób wchodzi na peron, Szalonooki burknął, że nastolatki powinny się pospieszyć. Ginny szybko pożegnała się, a zaraz za nią zrobili to Ron i Hermiona. Gdy tylko znaleźli się w pociągu, szóstka dorosłych skupiła się na Harrym. Wiedząc, co nadchodzi, Harry odłożył Hedwigę  i czekał na nieuniknione.
Pani Weasley pociągnęła go do mocnego uścisku.
- Dbaj o siebie, kochanieńki – szepnęła mu do ucha, zanim go puściła. Pan Weasley chwycił ramię Harry’ego i kazał mu się pilnować. Tonks przyciągnęła Harry’ego do uścisku, po czym zażądała, by Harry pisał do niej przynajmniej raz na tydzień. Gdy tylko go puściła, Szalonooki chwycił ramię chłopca w podobny sposób, co pan Weasley i przypomniał Harry’emu o „stałej czujności”.
Harry pożegnał się z nimi, zanim odwrócił się do opiekunów. Wydawało się mu trudno uwierzyć, że już minęły dwa miesiące. Święta wydawały się być dopiero za tak długi czas, a w tym roku planowano małą rodzinną uroczystość na Grimmauld Place.
- Dziękuję za wszystko – powiedział w końcu Harry. – N-naprawdę nie wiem, co bym zrobił, gdybyście… - Został wciągnięty w grupowy uścisk, zanim mógł zakończyć.
- Nie musisz nam dziękować, szczeniaku – powiedział szczerze Remus. – Uważaj na siebie i pamiętaj, co ci powiedzieliśmy.
Syriusz pochylił się nad Harrym.
- Używaj swojego lusterka, gdy tylko to możliwe – wyszeptał do ucha Harry’ego. – Nigdy nie wiadomo, kto może zerkać do twojej poczty. Gdybyś miał jakiekolwiek problemy z Umbridge albo Ministerstwem, natychmiast się z nami skontaktuj. Nie mają prawa przepytywać się bez jednego z nas, pamiętaj o tym, Rogasiątko.
- Będę  - powiedział Harry, robiąc krok w tył i uśmiechnął się do Syriusza i Remusa. Dlaczego tak trudno jest się pożegnać? Harry znał odpowiedź na to pytanie. Syriusz i Remus byli dla niego jak kotwica przez ostatnie dwa miesiące. Byli przy nim, gdy budził się z imieniem Cedrica na ustach. Byli przy nim, gdy w końcu zaczął mówić o tym, co się stało. Byli przy nim, by mu pomóc, gdy nadchodziły niewielkie wybuchy. A teraz z kolejnymi będzie musiał radzić sobie sam. To wydawało się straszne.
- Słuchaj Poppy, Harry – dodał Remus, – i pamiętaj, by brać swój eliksir, póki ona będzie uważać to za konieczne. – Harry i Syriusz przewrócili oczami na nadopiekuńczość wilkołaka. – Widziałem to – powiedział natychmiast. – Od was obojga.
Syriusz tylko potrząsnął głową na ten komentarz i dostrzegł, jak zatłoczony jest teraz peron.
- Lepiej, jak już pójdziesz, Rogasiątko – powiedział. – Wkrótce porozmawiamy i będziemy czekać, gdy tylko pociąg przyjedzie na przerwę świąteczną.
- Nie mogę się doczekać – powiedział Harry z uśmiechem, po czym ostatni raz uścisnął każdego z opiekunów, po czym chwycił klatkę z Hedwigą, pożegnał się i pobiegł do pociągu, odnaleźć przyjaciół.
Harry znalazł Rona, Hermionę i Ginny, którzy już siedzieli w przedziale w środku pociągu. Kładąc Hedwigę na podłodze, Harry zajął wolne przy oknie koło Rona. Hermiona i Giny rozmawiały cicho, chichocząc od czasu do czasu, jak miały zwyczaj robić przez ostatni miesiąc. Harry i Ron wymienili zdezorientowane spojrzenia i wzruszyli ramionami. Czasami dziewczyny były zwyczajnie tak dziwne.
Ron i Hermiona wyszli dziesięć minut przed jedenastą, by pójść do Wagonu Prefektów, obiecując, że wrócą jak najszybciej będą mogli. Według Harry’ego, wydawało się, że Ron i Hermiona wciąż uważają, że Harry jest smutny z powodu tego, że nie został Prefektem. Albo może martwią się, że zostawią mnie samego, bo Ginny nie wie o kondycji mojego serca. Tak czy inaczej, zdawało się, że nie wierzyli Harry’emu bez kogoś, kto nie wiedział o jego sekrecie. Musiał się zastanowić, czy Syriusz i Remus powiedzieli im czegoś, przez co mogli być tak nadopiekuńczy.
Ponieważ nie było nic do roboty, Harry wyciągnął jedną z książek, które kupił mu Syriusz i zaczął czytać. Rozległ się ostatni gwizdek i pociąg zaczął poruszać się z szarpnięciem. Siedząc w ciszy, nie minęło czasu, zanim drzwi otworzyły się, ukazując okrągłą twarz Gryfona z roku Harry’ego, o imieniu Neville Longbottom.
- Czy mogę się dosiąść? – zapytał nieśmiało. – Wszędzie indziej jest pełno.
Widząc Neville’a, Harry nagle przypomniał sobie coś, co Voldemort powiedział na cmentarzu. Jak byś się czuł, będąc równie szalony, co Longbottomowie? Kompletnie zapomniał o tym komentarzu. Co to oznaczało?
- Oczywiście, Neville – powiedział Harry z uśmiechem. – Więc, jak twoje wakacje?
Neville wzruszył ramionami, siadając obok Harry’ego z Teodorą w ręce i swoją szkolną torbą w drugiej.
- Były okej – powiedział, – ale nigdy nie uwierzysz, co dostałem na urodziny. – Położył torbę, sięgnął do środka i wyciągnął coś, co wyglądało jak kaktus, poza tym, że był szary i był pokryty wrzodami, zamiast kolców.
Harry przyjrzał się bliżej roślinie, która wydawała się pulsować, przypominając sobie coś z nadmiaru lektur, które przeczytał w wakacje.
- Mimbulus mimbletonia – powiedział bardziej do siebie, niż do kogoś w pomieszczeniu. To była bardzo rzadka roślina, która miała taki mechanizm obronny, który mógł powodować wielki bałagan.
Neville spojrzał na Harry’ego ze zdumieniem.
- S-skąd wiesz, co to takiego? – zapytał.
Harry wzruszył ramionami.
- Nudziłem się podczas wakacji, więc dość dużo czytałem – powiedział. – Syriusz i Remus nie wypuszczali mnie z łóżka przez dwa tygodnie, chyba że było to absolutnie konieczne. To odciągało mój umysł od innych rzeczy. – Nie chcąc się rozwodzić, Harry spojrzał z powrotem na roślinę. – Więc co zamierzasz z nią zrobić?
- Chcę zobaczyć, czy mogę ją rozmnożyć – powiedział dumnie Neville. – Będę musiał porozmawiać z profesor Sprout. Naprawdę nie umiem się doczekać, by jej to pokazać. – Wszyscy wiedzieli, że zielarstwo było ulubionym przedmiotem Neville’a. To były naprawdę jedyne zajęcia, podczas których nie był nieśmiały.
- Może mógłbyś zrobić jakiś projekt i zaprezentować go na zajęciach – zaproponował Harry. Jedynym powodem, dlaczego wiedział o roślinie było to, że Syriusz pozwolił mu przeczytać niektóre książki z rodowej biblioteki Blacków i niemal zapamiętywał teraz swoje podręczniki. Staję się taki okropny, jak Hermiona. – Tylko nie aktywuj tutaj jej mechanizmów obronnych… może gdy Malfoy będzie w pobliżu.
Neville spojrzał na Harry’ego z przerażeniem.
- N-nigdy bym tego nie zrobił! – wykrzyknął. – Malfoy by mnie zabił!
- Dlaczego? – zapytała z ciekawością Ginny. – Co by się stało?
- Z bąbli wypłynie ciecz – odpowiedział automatycznie Harry. Tak, naprawdę zmieniam się w Hermionę. – Aromat nie jest zbyt przyjemny. – Skupił się z powrotem na Neville’u. – Próbowałeś kiedykolwiek ją aktywować?
Neville potrząsnął głową.
- Jednak czytałem, że odorosok nie jest trujący, co jest dobre na wypadek, gdybym przypadkiem ją aktywował – powiedział, odkładając roślinę na podłodze, po czym spojrzał na Harry’ego. – Jak ty się miewasz, Harry? Naprawdę byłeś w łóżku przez dwa tygodnie, po tym, co się stało?
Harry skinął głową.
- Radzę sobie o wiele lepiej – przyznał. – Staram się nie myśleć o tym, co się stało. Przez jakiś czas, gdy tylko zamykałem oczy, widziałem jedynie zielone światło, ale Syriusz i Remus wiele mi pomogli. Dziś poczuję wielką ulgę, gdy tylko zasnę w dormitorium. Wszystkie zaklęcia i czary, które były nałożone na mój pokój, były nieco przytłaczające.
- Co masz na myśli, Harry? – zapytała Ginny z częściowo zaciekawionym, ale również zdezorientowanym spojrzeniem na twarzy. Harry’emu nie podobało się to spojrzenie. Hermiona miała to spojrzenie, gdy miała zamiar coś rozwikłać. Oczy Ginny rozszerzyły się, gdy moment później zrozumiała. – Chodzi ci o to, że rzeczywiście mogłeś poczuć zaklęcia i czary wokół swojego pokoju?
Harry spojrzał na Neville’a, po czym zerknął na Ginny.
- No, tak – powiedział niepewny, dlaczego zachowywała się w taki sposób. – Każdego wieczora czułem, jak się aktywują. Co w tym dziwnego? Było ich tak wiele, że niemożliwe było ich nie poczuć.
Ginny potarła oczy, zanim spojrzała na Neville’a, prosząc o pomoc. W odpowiedzi otrzymała tylko wzruszenie ramionami.
- Harry, tylko potężni czarodzieje i czarownice są w stanie rzeczywiście poczuć magię – powiedziała ostrożnie. – Nie wszyscy umieją to zrobić, ale nie jest to niespotykane. Czy coś takiego działo się wcześniej, przed wakacjami?
Myśląc o tym, Harry przypomniał sobie, jak w zeszłym roku czuł Niewybaczalne w klasie obrony, ale to było inne. Czuł, jaki byłby ich wpływ. Tak naprawdę nie czuł magii będącej za nimi… prawda?
- Raz, jak sądzę – powiedział w końcu, po czym wzruszył ramionami. – Kto wie? Może to tylko szczęśliwy traf. Jeśli to się ponownie wydarzy, opowiem o tym profesorowi Dumbledore’owi.
To wydawało się zadowolić Ginny, która skinęła głową, po czym wyciągnęła książkę z torby i zaczęła czytać. Harry powrócił do czytania swojej książki, podczas gdy Neville wyciągnął tom o zielarstwie. Cała trójka czytała w ciszy, póki nie rozproszył ich dźwięk otwieranych drzwi. Unosząc wzrok, Harry zobaczył Cho Chang – ładną dziewczynę o długich, czarnych włosach, która również była szukającą w drużynie Krukonów. Wiedział też, że w zeszłym roku była blisko z Cedrikiem Diggorym.
Cho spojrzała na Harry’ego z zaskoczeniem, zanim się pozbierała.
- Um… cześć – powiedziała z uśmiechem, by ukryć swoje skrępowanie. – Zastanawiałam się, czy moglibyśmy zamienić słówko, Harry?
Obawiając się, o czym chciała porozmawiać, Harry wstał i odłożył książkę na siedzenie, po czym wyszedł za Cho z przedziału. Drzwi zamknęły się, przez co stanęli sami na korytarzu, twarzą w twarz.
- Więc, o czym chciałaś porozmawiać? – zapytał Harry, starając się ukryć nerwowość. Nie mógł nic na nią poradzić. To była dziewczyna Cedrica. Jeśli jego śmierć była trudna dla Harry’ego, nie mógł sobie wyobrazić, przez co przechodziła Cho.
- Cóż… tylko się zastanawiałam, jak sobie radzisz – powiedziała Cho, wiercąc się nerwowo.
To było kłamstwo i oboje o tym wiedzieli. Harry westchnął, pocierając oczy pod okularami.
- Dobrze – powiedział automatycznie. – A może powiesz, o co naprawdę chciałaś mnie zapytać?
Cho spuściła wzrok, jakby podłoga nagle stała się całkowicie interesująca.
- M-miałam nadzieję, że mógłbyś odpowiedzieć na kilka moich pytań, ale jeśli nie chcesz…
Harry spojrzał przez cały korytarz w obie strony, zauważając że Parvati Patil i Lavender Brown stały jakieś dwadzieścia stóp od nich, obserwując i cicho chichocząc. Potrząsając lekko głową, skupił się z powrotem na Cho.
- Wiem, że masz pytania o to, co się stało, Cho – powiedział miękko, – ale to nie jest najlepsze miejsce do rozmowy. Gdy wrócimy do szkoły, może znajdziemy jakieś miejsce na rozmowę, żeby nikt nie mógł podsłuchać naszego każdego słowa.
Cho spojrzała na Harry’ego z zakłopotaniem i zobaczyła, że oczy Harry’ego przenoszą się za jej plecy. Jak najbardziej od niechcenia, Cho spojrzała w prawo i zobaczyła obserwujące ich dwie Gryfonki.
- Rozumiem – powiedziała z łagodnym uśmiechem, spoglądając z powrotem na Harry’ego. – Dzięki, że tak o mnie myślisz, Harry.
- Nie ma problemu – powiedział Harry ze skinięciem. – Do zobaczenia później.
Rozeszli się – Harry wrócił do przedziału, a Cho ruszyła do swojego. Wystarczyło jedno spojrzenie, a wiedział, że Ginny i Neville słyszeli wszystko, więc wrócił na swoje miejsce i wznowił czytanie. Tak, rozmawianie o Cedricu będzie trudne, ale Harry wiedział, że nie jest jedynym żałobnikiem. Widział, jak Syriusz i Remus jąkają się podczas opowieści o Jamesie i Lily Potterach, ignorując własny ból, by on mógł wiedzieć więcej o swoich rodzicach. Mógł zrobić to samo dla Cho. Może to pomoże mu być silnym, zamiast polegać na kimś innym.
Minęła ponad godzina, zanim Ron i Hermiona wrócili ze swojego spotkania. Przegapili wózek z jedzeniem, przez co Ron marudził na ten temat niemal kwadrans, podczas gdy Hermiona wymieniała nowych Prefektów z każdego domu. Ze Slytherinu byli to Draco Malfoy i Pansy Parkinson, z Hufflepuffu – Ernie Macmillan i Hannah Abbott, a z Ravenclawu – Anthony Goldstein i Padma Patil. Harry już widział problemy wynikające z Malfoya-Prefekta, ale również ze Slytherinu nie było wielkiego wyboru.
Gdy Hermiona skończyła wymieniać Prefektów, spojrzała na Harry’ego ze współczującym spojrzeniem na twarzy.
- Powinieneś wiedzieć, że wiele osób o ciebie pyta, Harry – powiedziała łagodnie Hermiona. – Um… wyszedłeś w ogóle z przedziału?
- Chwilkę rozmawiałem z Cho – odparł Harry z uniesioną brwią. Dlaczego to, czy wyszedł z przedziału, czy nie, miało jakieś znaczenie? – Dlaczego pytasz?
Hermiona odetchnęła głęboko, jakby przygotowywała się na coś.
- Cóż… um… Chyba niewielu spodziewało się, że będziesz wyglądać w taki sposób – powiedziała ostrożnie. Harry spojrzał na swoje ciało, po czym zerknął na Hermionę zdezorientowany. – Nie jest z tobą źle – dodała szybko. – Tylko oni tak jakby oczekiwali, że będziesz wyglądał jak pod koniec ostatniego semestru.
Harry wciąż był zdezorientowany. Nie zmienił się tak wiele, prawda? Jak miałby? Jedynym, na co pozwalano mu tego lata to teakwondo i tai chi. Tak, nabrał nieco mięśni, ale teraz było to zauważalne z powodu treningu , który odbył dwa lata wcześniej. Czy to jego wina, że nikt tego wcześniej nie zauważył? Czy oczekiwali, że wróci do tego samego słabego dzieciaka? Prawdopodobnie.
To właśnie wtedy drzwi przedziału otworzyły się ponownie, ujawniając ostatnią osobę, którą Harry chciał teraz widzieć. Draco Malfoy, otoczony przez swoich kumpli – Crabbe i Goyle’a, wyglądał dzisiaj na szczególnie zadowolonego. Harry musiał założyć, że to dlatego, że to Malfoy został Prefektem, a Harry nie. Jednak Malfoy wyglądał na równie zaskoczonego, co Cho, na widok Harry’ego. Wyglądało na to, że ten elegancki blondwłosy Ślizgon o szpiczastym podbródku również oczekiwał, że Harry będzie wyglądał tak, jak nieco ponad dwa miesiące temu.
- Możemy ci w czymś pomóc, Malfoy? – zapytał Harry, a jego oczy zwęziły się na widok trójki Ślizgonów w drzwiach.
- Wygląda na to, że plotki są prawdą – rzucił Malfoy, a okrutny uśmieszek pojawił się na jego twarzy. – Powiedz mi, Potter, sądzisz, że w końcu uda ci się kogoś znaleźć, wyglądając w taki sposób? Strzelam, że skoro Diggory już nie stoi ci na drodze…
Ron i Hermiona natychmiast wstali i skierowali różdżki na Malfoya.
- Wynoś się stąd, dupku – syknął Ron.
Wiedząc, że zaczynają się kłopoty, Harry wstał powoli i położył dłoń na ramieniu Rona. Syriusz i Remus ostrzegli go przed tym. Wiedział, że ludzie jak Malfoy będą wykorzystywać pamięć Cedrica, by go zdenerwować, a na to Harry nie mógł sobie pozwolić. Nic, co powie Malfoy, nigdy nie zmieni przekonań Harry’ego. Tylko to miało znaczenie.
- On nie jest tego wart, Ron – powiedział spokojnie Harry, po czym spojrzał na Malfoya. – Odejdź, proszę, Malfoy. Niegrzecznym jest przeszkadzać, a może twój ojciec był zbyt zajęty dogadzaniem swojemu mistrzowi, by nauczyć cię manier?
Malfoy sapnął ostro na ten komentarz, a jego oczy zwęziły się.
- Ostatnim razem miałeś szczęście, Potter – syknął. – Następnym razem, szczęście cię nie ocali.
Nie czekając na odwet, Malfoy wyszedł wraz z Crabbem i Goylem. Ron i Hermiona opuścili różdżki i odwrócili się do Harry’ego, który uniknął ich wzroku. Musiał przyznać, że Malfoy miał rację. Miał szczęście, że uciekł z cmentarza. Voldemort nie docenił jego wybuchów. Były nikłe szanse, że to się powtórzy.
Nagle pociąg zatrzymał się gwałtownie, powodując, że wszyscy stracili równowagę i upadli na podłogę. Dało się słyszeć huki i uderzenia spadających z półek bagaży. Harry’ego wypełniło dziwne uczucie déjà vu. Zrywając się na nogi, Harry machnął nadgarstkiem i poczuł w dłoni różdżkę. Ostrożnie przeszedł pomiędzy wszystkimi na podłodze i wyjrzał za okno. Nie widział z nic, ale to nie oznaczało, że na zewnątrz nic nie było.
Odwracając się do swoich przyjaciół, Harry poczuł, jak jego ciało wypełnia intensywne zimno. Jego oczy rozszerzyły się z szoku. Nie, nie mogą tu być. Nie znowu! Nie mówiąc ani słowa, Harry podbiegł do drzwi przedziału i otworzył je. Wystawił głowę na zewnątrz i rozejrzał się w obu kierunkach, nie zauważając nic, poza innymi uczniami, robiącymi to samo, co on. Harry od razu wiedział, że będzie musiał zająć się sytuacją. Nie wiedział, by ktokolwiek inny znał zaklęcie Patronusa, a nie miał czasu, by szukać. Mógł mieć tylko nadzieję, że jest dość silny, by to osiągnąć.
- Harry, co się dzieje? – zapytała natychmiast Hermiona.
Harry wyszedł na korytarz i wziął głęboki oddech. Tu się nic nie dzieje.
- Wszystkich proszę o pozostanie w swoich przedziałach i trzymajcie zamknięte drzwi! – ogłosił, po czym spojrzał przez ramię na przyjaciół w przedziale. – To się tyczy także was.
Oczy Hermiony rozszerzyły się z przerażeniem.
- Harry, nie! – krzyknęła, wybiegając za nim. – Jeszcze nie jesteś zbyt silny!
Harry sapnął, gdy intensywne zimno wzmogło się, sprawiając, że trudno było oddychać. Chwyciwszy się ściany dla wsparcia, Harry zamknął oczy i skupił się.
- Hermiono, nie kłóć się ze mną – skarcił ją Harry. – To dementorzy. Czuję, że nadchodzą. Ty nie wiesz, jak się przed nimi bronić. Ja wiem!
Czując, jak powraca mu równowaga, Harry otworzył oczy i napotkał jej spojrzenie z determinacją, o której wcześniej sobie nie zdawał sprawy. Hermiona niechętnie skinęła głową i wycofała się do przedziału. Powracając do tematu, Harry zaczął ostrożnie iść w kierunku przodu pociągu. Czuł, że zimno intensywnieje. Zaczął drżeć, więc zacisnął mocniej rękę na różdżce.
Nagle jedno z wejść do pociągu otworzyło się, ukazując dwóch de mentorów, próbujących wejść do pociągu. Wysoki śmiech wypełnił jego uszy. Harry natychmiast uniósł różdżkę, skupiając się na wakacjach z Syriuszem i Remusem i krzyknął: „Expecto Patronum!”. Srebrne światło wypełniło korytarz tak intensywnie, że Harry musiał odwrócić wzrok. Kiedy światło zgasło, Harry otworzył oczy i zobaczył, że ponownie ma dwóch srebrnych kompanów. Po jego lewej stanął srebrny wilk (Lunatyk), podczas gdy po jego prawej był wielki, srebrny pies (Midnight). Patrząc prosto przed siebie, Harry widział srebrnego jelenia, ścigającego dementorów. Jednym ruchem różdżki zamknął i zakluczył drzwi. Przynajmniej oni nie mogą wrócić.
Ostry chłód zmniejszył się, ale Harry wiedział, że będzie potrzebował nieco czekolady. Wzdychając z ulgą, Harry spojrzał na swoich towarzyszy i uśmiechnął się.
- Chcę, żebyście oboje przeszukali pociąg i upewnili się, że wokół nie kręci się więcej dementorów – pouczył Harry. – Potem możecie znikać.
Usuwając się z drogi, Harry obserwował, jak Midnight i Lunatyk biegną na przód pociągu, po czym zawracają i powracają na koniec, wyglądając tak, jakby tylko się ścigali. Gdy tylko dotarli na koniec pociągu, spojrzeli ostatni raz na Harry’ego, po czym zniknęli w powietrzu. Harry powrócił do przedziału i zapukał w drzwi.
- Sprzątanie – zawołał.
Hermiona otworzyła drzwi przedziału i spiorunowała Harry’ego wzrokiem, wyraźnie nie podzielając jego poczucia humoru. Karciła go wzrokiem tak intensywnie, że Harry nigdy nie sądził, że to w ogóle możliwe, a przynajmniej od Hermiony.
- To nie jest czas na żarty – zbeształa go.
- Okej – powiedział Harry, wzruszając ramionami. – Następnym razem powiem: „Jestem dementorem i przyszedłem tu wyssać wasze dusze, więc wpuśćcie mnie”. – Ron i Ginny zachichotali na ten komentarz. – Chcę, żebyście zebrali Prefektów, by sprawdzili przedziały. Upewnijcie się, że nikomu nic nie jest, zwłaszcza pierwszorocznym. Dajcie im czekoladę, jeśli będzie taka potrzeba. Ja zamienię słówko z konduktorem. Dwa razy w ciągu trzech lat…
- Da się zrobić, Harry – powiedział Ron, wchodząc na korytarz. – Krzyknij, gdybyś czegoś potrzebował.
Harry kiwnął głową i skierował się na przód pociągu. Nie mógł uwierzyć, że to dzieje się ponownie. Na szczęście, nie był już na tej samej pozycji, co dwa lata temu. Tym razem wiedział, co robić i jak się bronić. Teraz musiał tylko zorientować się, dlaczego w pierwszej kolejności znaleźli się w tej sytuacji. Ignorując szepty, które wypełniły powietrze, Harry dotarł do drzwi i otworzył je powoli. Spodziewał się zobaczyć konduktora skulonego w kącie i cierpiącego na wpływ dementorów.
To, co Harry w rzeczywistości zobaczył, było całkowicie inne. Szczupły, siwowłosy konduktor leżał na ziemi, a jego niebieskie oczy patrzyły w górę bez życia. Harry powoli ukląkł i pomacał puls, ale nie znalazł żadnego. Konduktor był martwy. Nagły ruch z prawej przyciągnął uwagę Harry’ego. Bez namysłu, Harry zadziałał, wskazując różdżką w kierunku ruchu i krzyknął:
- Drętwota!
Wysoka postać odziana w czerń z białą maską na twarzy zablokowała zaklęcie, zanim wystrzeliła czerwony grot w kierunku Harry’ego. Schodząc mu z drogi, Harry zerwał się na nogi, gotów, by się bronić. Musiał coś wymyślić. Dementorzy to jedno, ale śmierciożercy? Co, do licha, miał zrobić, mając pociąg pełen ludzi? Ktoś zostanie ranny.
- Poddaj się, Potter – syknął śmierciożerca. – Nie chciałbyś, żeby ktoś inny umarł z twojego powodu.
Harry odetchnął ostro na ten komentarz, ale nie zrobił żadnego ruchu. Wydawało się, że Voldemort i jego zwolennicy byli świadomi, że Harry cenił sobie życia innych ponad swoim, ponieważ Voldemort drwił z Harry’ego na temat śmierci Cedrica, gdy się pojedynkowali. Śmierciożerca najwyraźniej stracił cierpliwość i wypalił kolejne niewypowiedziane zaklęcie w stronę Harry’ego. Odsuwając się szybko, Harry błędnie obliczył swoje kroki i potknął się o ciało konduktora… wpadając prosto w czekające ramiona śmierciożercy.
Chwytając Harry’ego za szatę, śmierciożerca ostro wyciągnął Harry’ego z pociągu, po czym machnięciem różdżki zamknął drzwi i okna pociągu, żeby nikt się nie wydostał. Harry próbował się uwolnić i natychmiast poczuł ból, gdy coś twardego uderzyło go w tył głowy. Upuszczając różdżkę, Harry poczuł, jak jego ciało wiotczeje, walcząc o zachowanie świadomości. Nie mógł zemdleć. To byłby jego koniec.
Zbliżające się kroki dotarły do uszu Harry’ego.
- No w końcu – syknął wściekły głos. – Musimy się stąd zabierać.
Od strony pociągu dało się słyszeć dudnienie, brzmiące jak uderzenia pięści o nietłukącą się powierzchnię. Harry mógł tylko założyć, że ci, którzy zostali w pociągu, obserwowali wszystko, co się dzieje. No dalej, Potter! Rusz się! Nie mógł na to pozwolić. Nie mógł pozwolić im się zabrać. Nigdy więcej nie zobaczy Syriusza, Remusa, Rona i Hermiony. Nie! Jestem od tego silniejszy! Muszę być!
Mocne uczucie mocy zalało Harry’ego, odpychając zawroty głowy. To było podobne do drobnych wybuchów, które czuł podczas lata, ale zamiast czekać, aż to minie, Harry wiedział, że musi to wykorzystać. To była teraz jego jedyna nadzieja. Zanim którykolwiek śmierciożerca się zorientował,  co się dzieje, Harry przekręcił swoje ciało, by patrzeć w górę, uwalniając prawe ramię i milcząco przywołując różdżkę w wyciągniętą rękę. Sekundę później łapiąc różdżkę, Harry skoczył na nogi, a potem w powietrze, podciągając nogi i kopiąc porywacza w twarz. Kiedy porywacz potknął się, Harry odwrócił się do jego wspólnika i wypalił szybkie zaklęcie oszałamiające, a zaraz potem zaklęcie wiążące.
Wspólnik upadł na ziemię, a Harry skierował uwagę na porywacza w samą porę, by uniknąć uderzenia oszałamiającym czarem. Zaczął się pojedynek. Śmierciożerca wypalał jedną klątwę za drugą, podczas gdy Harry odbijał je i manewrował między nimi, podskakując, kiedy to było konieczne. Minęło dobre dziesięć minut, gdy Harry zaczął czuć ból w piersi. Pocił się i ciężko oddychał. Harry wiedział, że nie będzie w stanie wytrzymać wiele dłużej. Musiał podjąć ofensywę, bo pozostanie w defensywie do nikąd nie prowadziło.
Robiąc krok w prawo, Harry wypalił zaklęcie wiążące, a śmierciożerca wystrzelił zaklęcie redukujące. Obaj poruszyli się, by uniknąć zaklęć, ale śmierciożerca przewidział to i wystrzelił kolejne Reducto… którego Harry nie dostrzegł, póki nie było za późno. Uderzyło ono mocno Harry’ego w prawy bok. Ból przeszył całe ciało Harry’ego i chłopak upadł na kolana, chwytając się za bok w desperackiej próbie zatrzymania jak największej ilości krwi.
Łapiąc z trudem oddech, Harry uniósł wzrok i zobaczył, że śmierciożerca podchodzi bliżej, a wokół nich zaczął padać deszcz. Siedząc na kolanach, Harry obserwował, jak śmierciożerca podchodzi do niego wolnym krokiem. Prawa ręka Harry’ego spoczywała na ziemi, tak jakby chciał zachować równowagę, ale w rzeczywistości ukrywał w niej różdżkę. To była jego ostatnia szansa. Mógł mieć tylko nadzieję, że zaskoczy śmierciożercę.
- Nie jesteś teraz tak potężny, co, Potter? – splunął śmierciożerca, robiąc kolejny krok. – Nie martw się, nie zamierzamy cię zabić… na razie. Musimy tylko odkryć, co zrobiłeś naszemu mistrzowi.
No, dalej, dalej, naciskał bez słów Harry. Śmierciożerca zrobił kolejny ostrożny krok, a zaraz za nim następny. Tuż po trzecim kroku, Harry szybko wycelował różdżką w śmierciożercę i krzyknął: „Drętwota!”, a zaraz potem: „Petrificus Totalus”. Kończyny śmierciożercy przywarły do jego boków, gdy upadał na ziemię, sztywny jak deska. Harry odetchnął z ulgą i opuścił ramię. Spojrzał ze zmęczeniem na pociąg, a deszcz zaczął się wzmagać, zanim zamknął oczy i opadł na ziemię.
Dało się słyszeć dźwięk tłuczenia szkła. Będąc zbyt wyczerpanym, by się poruszyć, Harry mógł tylko słuchać. Usłyszał dźwięk rozmów, po czym tupot biegnących kroków. Harry jęknął, gdy dwie pary rąk ostrożnie przekręciły go na plecy.
- Trzymaj się, Harry – powiedział Fred Weasley, a ramiona wsunęły się pod jego barki i nogi. Jednym płynnym ruchem, chłopak uniósł go w powietrze i zaniósł z powrotem do pociągu.
Zanim został wciągnięty do wnętrza przez czekających uczniów, Harry był całkiem przesiąknięty. Fred i George wspięli się do środka i ponownie jak najostrożniej unieśli Harry’ego. Okno zostało naprawione, gdy Fred i George wynosili Harry’ego z przedziału i w dół korytarza, który był dość wąski, ale w jakiś sposób bliźniacy zmieścili się. Harry walczył teraz, by nie zasnąć, ponieważ wiedział, że jeszcze nie minęło niebezpieczeństwo.
- Tutaj – rozległ się gwałtowny głos Hermiony.
Fred i George weszli do dużego przedziału i ostrożnie posadzili Harry’ego na krześle, które wyglądało tak, jakby zostało powiększone, by całe ciało Harry’ego mogło się na nim zmieścić. Harry jęknął, gdy ktoś oderwał jego rękę od rany i powoli uniósł jego koszulkę. Dało się słyszeć kilka syknięć i westchnięć, gdy obserwatorzy ujrzeli ranę. Harry poczuł, jak do jego rannego boku zostaje dociśnięte coś mokrego, przez co sapnął ostro, gdy ból rozszedł się po jego ciele.
- Przepraszam, Harry! – powiedziała Hermiona szybko.
Harry potrząsnął powoli głową, otwierając całkowicie oczy i zobaczył wokół siebie tłum. Próbując złapać oddech, Harry spojrzał bezpośrednio na Hermionę, ponieważ to ona była najbliżej.
- Musisz wysłać… wiadomość do Dumbledore’a – powiedział ze zmęczeniem. – Konduktor nie żyje. Wyślij Hedwigę. Powiedz jej, że jestem ranny. Ona będzie wiedziała, co zrobić.
- Ja to zrobię – powiedziała Ginny, po czym wybiegła z przedziału.
Harry zauważył Rona, stojącego za Hermioną, z szokiem wypisanym na twarzy.
- Ron, znajdź mój kufer – powiedział, brzmiąc nieco logiczniej. – Znajdź lusterko i skontaktuj się z Syriuszem. Może znaleźć się tu szybciej niż Dumbledore. Zabierz Freda i George’a, jeśli potrzebujesz pomocy. – Trójka Weasleyów skinęła głowami i wybiegła z wagonu. Harry zamknął oczy i pozwolił, by jego głowa oparła się o krzesło, gdy uderzyła w niego fala zawrotów głowy. Zaczęła docierać do niego utrata krwi.  – Zbierzcie starsze roczniki i idźcie do młodszych roczników. Pierwszaki muszą być przerażone.
Łagodna dłoń spoczęła na jego czole.
- Nie martw się, Harry – powiedziała Angelina Johnson, Gryfonka z siódmego roku i członkini drużyny Quidditcha. – Zajmiemy się tym. Oszczędzaj siły. Potrzebujemy naszego szukającego, jeśli chcemy w tym roku wygrać Puchar Quidditcha. – Potem wstała i skierowała się do tłumu. – Słyszeliście Harry’ego. Odpowiadamy za młodszych od nas. Siedmioroczni niech poszukają pierwszaki w przedziałach i zostaną z nimi. Szósty rok zajmie się drugim, a piąty – trzecim. Hermiona i Weasleyowie zostaną tutaj z Harrym, póki nie nadejdzie pomoc.
- Słyszeliście ją, a teraz jazda – ogłosił tenorowy głos. – Prefekci powinni patrolować korytarze, dla bezpieczeństwa.
Wszyscy, oprócz Hermiony, wyszli z przedziału, rozmawiając cicho ze sobą. Harry dosłyszał kilka słów jak: „Nie mogę uwierzyć, że to się stało” oraz „Widziałeś, co on zrobił?”, ale nie miał energii, by się zorientować, kto to mówił. Jego umysł przypominał mętny bałagan. Harry wiedział, że jeśli nadejdzie kolejne zagrożenie, będzie bezradny i to przerażało go bardziej, niż kiedykolwiek miałby przyznać. Nie znosił bezradności. Nie znosił bycia ofiarą.
Niedługo po tym, jak wszyscy wyszli, powróciła Ginny, podciągnęła krzesło i wzięła lewą rękę Harry’ego w dłoń, ponieważ prawą Harry  wciąż trzymał różdżkę.
- Hedwiga jest w drodze – wyjaśniła. – Nie wiem, jak szybko dotrze przez ten deszcz, ale jeśli którakolwiek sowa może to zrobić, jest to Hedwiga.
- Syriusz będzie tak wściekły – powiedziała nerwowo Hermiona. – Nie powinniśmy ci byli pozwolić iść samemu sprawdzić, co z konduktorem, Harry. Jak moglibyśmy być tak głupi? Kto inny umożliwiłby dementorom zaatakowanie pociągu? Powinniśmy byli cię chronić. Remus i Syriusz nigdy nam nie wybaczą… nigdy nie wybaczą profesorowi Dumbledore’owi. Och, nie! Zabiorą cię ze szkoły!
- Hermiono, zamknij się! – powiedziała Ginny z irytacją. – Powinniśmy uspokajać Harry’ego, a nie panikować!
- Hermiona panikuje? – zapytał Ron, wchodząc do przedziału. – Panna głos-rozsądku panikuje? – Przyciągnął krzesło i usiadł koło Ginny. – Syriusz i Remus są w drodze. Remus powiedział, że skontaktuje się z Zakonem, gdy tylko uspokoił Syriusza na tyle, by mogli się aportować. Dobrze, że to nie moja mama się z nim skontaktowała. Wyszorowałaby mu usta mydłem… wielokrotnie. Och, Fred i George stoją jako straż na zewnątrz… na wszelki wypadek.
Harry otworzył częściowo oczy i spojrzał na Rona.
- Dzięki – powiedział cicho, po czym ponownie zamknął oczy. Wiedział, że musiał cały czas mówić albo straci przytomność. – Wygląda na to, że miałaś rację, Hermiono. Nie byłem wystarczająco silny.
- Eee, Harry, chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, co się stało – powiedziała ostrożnie Hermiona. – Widzieliśmy pojedynek. Był niesamowity. Żaden z nas nie wytrzymałby tak długo, jak ty. To byli śmierciożercy, a ty… cóż… zostałeś ranny, a pokonałeś ich obu. Nie przeszedłeś jeszcze SUM-ów, a pokonałeś dwóch śmierciożerców w pojedynku!
- Dobrze, że Remus i Syriusz dawali ci te prywatne lekcje – dodał Ron. – Eee, poza raną, wszystko w porządku, Harry? Znaczy, wyglądało na to, że bolało cię podczas pojedynku.
Harry przemyślał to. Naprawdę trudno mu było ocenić, czy cokolwiek jeszcze go boli z powodu bólu, który palił jego bok. Wiedział, o czym mówi Ron. Ron chciał wiedzieć, czy dementorzy i zmierzenie się ze śmierciożercami nie było zbyt wielkim wyzwaniem dla jego serca. Pamiętał ból w klatce piersiowej podczas pojedynku, ale naprawdę nie potrafił powiedzieć, czy teraz czuje jakikolwiek ból w tej okolicy.
- Nic mi nie jest, Ron – powiedział w końcu Harry. – Nie martw się.
- GDZIE ON JEST? – wrzasnął głos, który Harry i Weasleyowie znali za dobrze.
- Tutaj, Syriuszu – odpowiedziała nerwowo Ginny Weasley.
Syriusz wszedł do przedziału i odetchnął głęboko na widok, który miał przed sobą. Harry leżał na powiększonym krześle z koszulką podciągniętą do góry, podczas gdy Hermiona trzymała przesiąkniętą krwią szmatkę przy ranie na jego prawym boku. Ron i Ginny natychmiast usunęli się z drogi, żeby Syriusz mógł podbiec do Harry’ego. Harry częściowo otworzył zmęczone oczy i zobaczył zaniepokojoną twarz Syriusza.
Zmuszając się do uśmiechu, Syriusz przeczesał palcami włosy Harry’ego.
- Już wszystko dobrze, Rogasiątko – powiedział łagodnie. – Lunatyk wkrótce tu będzie z pomocą. – Potem odwrócił się do obserwujących nastolatków. – Gdzie ci aurorzy? Zabiję ich.
Ron, Hermiona i Ginny spojrzeli na Syriusza ze zdezorientowaniem.
- Jacy aurorzy? – zapytała Hermiona. – Skontaktowaliśmy się najpierw z wami, bo Harry miał lusterko.
Oczy Syriusza zwęziły się w gniewie.
- W pociągu powinni być dwaj aurorzy, żeby was chronić, dzieciaki – syknął. – Dumbledore zapewnił mnie, że będziecie mieli jakąkolwiek ochronę. Chcecie mi powiedzieć, że w tym pociągu nie było żadnej ochrony? Pozostawił pociąg pełen dzieci, by broniły się same przed dementorami i śmierciożercami?
- Eee… cóż… tak naprawdę sami się nie broniliśmy – powiedział Ron, unikając spojrzenia Syriusza. – Harry nas obronił. Nakazał nam zostać w naszych przedziałach, gdy nadeszli dementorzy, po czym poszedł porozmawiać na ten temat z konduktorem. To wtedy przyszli śmierciożercy. Oni…eee… wyciągnęli Harry’ego i zrobili coś, że wszyscy utknęliśmy w pociągu.
Syriusz warknął nisko. Harry jęknął, sięgając i dotykając ramienia Syriusza. Nie zniósłby, gdyby jego przyjaciele zapłacili za jego wybory.
- To nie ich wina, Syriuszu – wymamrotał Harry. – Nie wiedzieliśmy, że są tu śmierciożercy.
Kierując z powrotem uwagę na chrześniaka, Syriusz westchnął i ukrył twarz we włosach Harry’ego, owijając ramię wokół górnej części jego ciała tak, by nie spowodować chrześniakowi kolejnego bólu.
- Wiem, Rogasiątko – powiedział miękko. – To nie powinno się zdarzyć. Nie powinieneś był bronić pociągu pełnego dzieci. Sam wciąż jesteś dzieckiem, wiesz?
- Tutaj są, Remusie! – zawołał Fred, ostrzegając Harry’ego i Syriusza, że Remus przyszedł z pomocą. Syriusz odsunął się, gdy Remus wbiegł do przedziału i ukląkł obok Harry’ego. Odsunął zakrwawioną tkaninę i skrzywił się na widok rany Harry’ego.
- Trzymaj się, dzieciaku – powiedział łagodnie Remus. – Wyleczymy cię w mgnieniu oka. Nie martw się. Tonks jest na zewnątrz z pomocnikami i zajmuje się napastnikami. Zachowywała się niemal tak strasznie jak ty, Syriuszu, gdy powiedziałem jej, co się stało. Przysięgam, że Blackowie mają charakterek, gdy ktoś, na kim im zależy, ma kłopoty.
- Nie zabawne, Lunatyku – ostrzegł Syriusz.
- Kto powiedział, że żartuję? – odpowiedział Remus. – Syriusz, unieś go, żebym mógł go zabandażować. Musimy powstrzymać krwawienie.
Harry poczuł, jak ramię unosi jego ramiona i powoli podciąga go do góry, żeby jego górna część ciała nie była na krześle. Ból przeszedł przez całe ciało Harry’ego, sprawiając, że skrzywił się, a jego głowa opadła na lewo i spoczęła na ramieniu Syriusza. Harry pozwolił oczom się zamknąć i zaczął odpływać. Pomoc nadeszła. Syriusz powiedział coś do Remusa, ale brzmiało to zbyt niewyraźnie, by mógł to zrozumieć. Wszystko zdawało się odpływać… włącznie z bólem, gdy Harry tracił przytomność.


4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobry rozdział,wkurza mnie Dumbel. Biedny Harry,jak zwykle wszystko na jego głowie. Czekam na kolejne rozdziały. Powodzenia w tłumaczeniu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet rok szkolny jeszcze się nie zaczął a tu już takie wydarzenia mam nadzieję że komuś się za to obrębie. Cały pociąg ma teraz wyobrażenie że śmierciożercy atakują dzieci pozdrawiam weny życzę Agnieszka 😀

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniale, Harry niesamowicie sobie poradził, dobrze że nie dał się sprowokowaćalfloyowi no to ciekawe gdzie niby są ci aurorzy, którzy mieli być w pociagu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń