Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

wtorek, 7 sierpnia 2018

ZS - Rozdział 10 - Lot wolności



Poppy nalegała, żeby Severus został w łóżku przez cały weekend i do poniedziałku, więc musiał odwołać swoje popołudniowe zajęcia z piątym rokiem Ślizgonów i Gryfonów, nie żeby bardzo miał coś przeciwko temu, ponieważ te konkretne zajęcia czasami doprowadzały go na skraj szaleństwa, ale nigdy nie pozwoliłby jej się o tym dowiedzieć. Burczał i zachowywał się tak, jakby dla niego wielkim nadużycie jego uprzejmości było utknięcie w łóżku, odpoczynek i nie manie niczego do roboty, poza nadrobieniem rekreacyjnej lektury i rozmowy z Freedomem, którego skrzydła już niemal zostały wyleczone.
Poppy zignorowała jego protesty, mówiąc surowo:
- Zrobisz, co mówię, Severusie Snape, i pogódź się z tym, bo doskonale wiesz, że mam rację i sam zrobiłbyś to samo uczniowi pod twoją opieką.
No i tu go miała, bo jako że sam był medykiem, przepisałby to samo leczenie – odpoczynek, zdrowe jedzenie z dużą dawką białka i warzyw, mieszaninę eliksirów przeciwbólowych i wzmacniających i zalecił chęć współpracy z Uzdrowicielem.
- Mogę cię zmusić do wszystkich tych rzeczy, poza jedną, panie Snape. Pana podejście pozostawia wiele do życzenia – skarciła go lekko Poppy.
Z pewnością! Zawsze miał okropną postawę wobec innych ludzi, powiedział bezczelnie Freedom.
- Pilnuj swojego nosa, ptaku – warknął pod nosem Severus, po czym odwrócił się z powrotem do uzdrowicielki. – Jeśli muszę zostać w tym przeklętym łóżku, zrobię to, i nie musi mi pani posyłać takiego spojrzenia, madame, nie jestem dłużej pierwszoroczniakiem.
- Mam twoje słowo?
Profesor westchnął cierpiętniczo.
- Tak.
Poppy uśmiechnęła się.
- Dobrze. Teraz weź to, pomoże z drżeniem rąk. – Wyciągnęła fiolkę z białym płynem – uzdrawiającym eliksirem przepisywanym do powstrzymywania drgawek i wstrząsów wynikających z udarów czy innych urazów.
Severus spojrzał na nią z niesmakiem, ale przełknął płyn. Drżenia były następstwem klątwy torturującej i czasami mijał tydzień lub dwa zanim kompletnie zniknęły – to był kolejny powód, dlaczego w sekrecie cieszył się, że nie wróci na zajęcia aż do wtorkowego ranka. Drżenie dłoni były przeszkodą, na którą nie mógł sobie pozwolić z nieprzewidywalnym piątym rokiem.
Potem Poppy zostawiła go samego, więc Severus przywołał książkę z szafki i zaczął czytać. Była to jego stara ulubiona Opowieść o Dwóch Miastach, bo pomimo tego, co myśleli jego uczniowie, nie zawsze czytał o eliksirach albo o sposobach doprowadzania uczniów do szaleństwa, a za to lubił czytać klasyczną mugolską literaturę, jak również jakieś pełne tajemnic powieści.
Freedom siedział na wezgłowiu, co było jego nawykiem, gdy Severus odpoczywał w łóżku.
Dobra książka?
- Tak, choć muszę przyznać, że nie czytałem jej, od kiedy miałem piętnaście lat. Lily, która była moją przyjaciółką w szkole, i jest matką Pottera, dała mi ją w prezencie urodzinowym – powiedział Severus, otwierając na pierwszej stronie.
Miałbyś coś przeciwko, żeby poczytać na głos? – zapytał jastrząb płaczliwym tonem.
- Dlaczego?
Umm… bo lubię brzmienie twojego głosu, przyznał jastrząb.
Severus posłał ptakowi dziwne spojrzenie.
- Lubisz brzmienie mojego głosu?
Uch, tak. Jest jak jedwab… bardzo łagodny. Ale nie musisz, dodał jastrząb, nagle zawstydzony. Gdyby był człowiekiem, zrobiłby się czerwony jak wiśnia.
- Jesteś bardzo dziwnym ptakiem – zachichotał czarodziej. – No dobrze. To zabawne, ale Lily też kiedyś lubiła czytać na głos… - Odchrząknął i zaczął. – Była to najlepsza i najgorsza z epok*…
I tak minął mu czas na czytaniu na głos Dickensa, a potem Tolkiena swojemu chowańcu, który słuchał uważnie i wtrącał swoje własne błyskotliwe opinie.
Przeszli od: Ktoś powinien wydłubać oczy tej wiedźmy madame DeFarge, do Orły są tak przeceniane, Tolkien powinien stworzyć rasę olbrzymich jastrzębi, żeby uratować Gandalfa  ze szczytu Isengardu, my byśmy skopali dupsko Sarumana.
- Merlinie, ale ty jesteś krwiożerczą bestią! Gdzie usłyszałeś takie słowa?
Od ciebie. Ty powiedziałeś Hagridowi, co chcesz zrobić Czarnemu Panu. I nie jestem krwiożerczy, jestem jastrzębiem. Poluję, żeby przeżyć. Czego się spodziewałeś?
Severus nie odpowiedział, bo po prawdzie, nie był już pewny. Był czas, że czasami zapominał, że rozmawia ze zwierzęciem, a nie człowiekiem, póki Freedom nie przypominał mu o tym fakcie pewnymi komentarzami.
Hagrid, Poppy i dyrektor odwiedzili go od czasu do czasu w weekend. Freedom był chłodno uprzejmy dla Albusa, nie wydawał żadnych niegrzecznych odgłosów ani nie próbował ugryźć starszego czarodzieja, ponieważ obiecał Severusowi, że będzie się zachowywał.
Albus był zaskoczony widocznym chłodem ptaka i powiedział:
- Zabawne, ale zwierzęta zwykle mnie lubią.
Severus westchnął.
- Jest temperamentny, Albusie. Tak jak większość jastrzębi. Przylegają do jednej osoby i tyle. Wszystkich innych mogą znosić albo zostawiać.
- Rozumiem. Cóż, przyniosłem ci najnowszy egzemplarz gazety, Severusie. I pudełko czekoladek. Ja zawsze czuję się lepiej po czekoladzie, gdy jestem chory.
Severus grzecznie podziękował dyrektorowi, czekając, aż starszy czarodziej wyjdzie, zanim jakąś zje.
I to nie była jedyna niespodzianka. Kilku Ślizgonów zwietrzyło, że jest chory – Poppy powiedziała kilku osobom, że Snape cierpi na poważny przypadek magicznej grypy, więc uczniowie, w większości dziewczęta, posłały mu kartki z życzeniami powrotu do zdrowia i słodycze. Ktoś miał nawet czelność wysłać mu paczkę lizaków befsztykowych.
Severus prychnął.
- Ach. Wygląda na to, że stara plotka, że jestem wampirem, żyje i ma się dobrze.
Dlaczego mieliby tak sądzić? – zapytał jego chowaniec, pielęgnując swoje szpony.
- Bo zwykle wolę ubierać się na czarno, jestem blady, często włóczę się po nocy i mam ostry charakter – powiedział Severus ze złośliwym uśmieszkiem. – Niektórzy uczniowie się mnie boją, tak jak boi się wampirów.
Ale to śmieszne! Czy wampiry nie piją krwi? A przecież wszyscy widzą, jak jesz przy stole nauczycielskim i wychodzisz na słońce. To nie ma sensu.
- Plotki nie są oparte na logice, Freedom, i to dlatego są plotkami – powiedział mu Severus. – Nie martw się, do tej jednej jestem przyzwyczajony. Razem z tłustym dupkiem i nietoperzem z lochów. To pomaga mojej osobie, jako rzekomemu śmierciożercy.
Och, powiedział ptak, po czym wrócił do czyszczenia się, ale słowa Severusa zasmuciły go. Mętnie przypomniał sobie inny moment, gdy rudowłosy chłopak wskazał na Severusa, gdy był odwrócony plecami i zaśmiał się:
- Szkoda, że Snape nie może nam zrobić przysługi, cholerny tłusty dupek, i jakiejś nocy paść trupem do swojego kociołka!
Z jakiegoś powodu, mógł sobie przypomnieć, jak niemal zgadzał się z drugim chłopcem, a to naprawdę go zaniepokoiło, bo Severus uratował mu życie, był dla niego miły i nigdy nie krzyczał, ani nie próbował go zranić w sposób, w jaki robił to głośny mężczyzna albo gruby chłopak z jego snów.
Później, jego sny stawały się coraz bardziej niepokojące, ale robił wszystko, by odsunąć je na bok, bo teraz potrzebował siły, by jego skrzydła całkowicie się uleczyły.
Szarpnął delikatnie za bandaże, które owinięte były wokół jego skrzydeł i natychmiast został skarcony przez Severusa.
- Freedom! Wiesz, że muszą zostać jeszcze kolejne pięć dni! Zostaw je, i to już.
Dobrze! Nie zamierzałem ich zwyczajnie zerwać. Ale tak strasznie chcę iść polatać, Severusie! Czuję się jak… jak szczur, gdy się tak skradam po ziemi. Potrzebuję nieba.
W tonie ptaka niezaprzeczalnie brzmiała tęsknota.
Severus przywołał do siebie jastrzębia.
- Chodź tu. – Freedom zeskoczył na jego ramię, starając się zrobić to ostrożnie, ponieważ Severus nosił tylko bawełnianą piżamę. Ręka o długich palcach pogładziła pierś jastrzębia. – Wiem, ale jeszcze trochę musisz być cierpliwy, mój przyjacielu. Znowu zawładniesz niebem. Tylko poczekaj.
To jest trudne. Czasami czuję się tak, jakbym miał oszaleć.
- Wiem, jak się czujesz. Uwięzienie na trzy dni w tym łóżku też nie jest przyjemne, bez względu na to, co czytam albo ilu mam gości – powiedział czarodziej ze współczującym dźwiękiem w głosie. – Ale takie jest życie. Możemy tylko zacisnąć zęby i to jakoś znieść. – Kontynuował gładzenie ptaka, póki jastrząb nie obniżył głowy i zaczął leniwie drzemać. – Wkrótce zdejmiemy szyny, zbuntowany podlotku, a potem będziemy mogli zacząć krótki trening latania za przynętą, żebyś je rozprostował, zanim naprawdę polecisz wolno.
Nie mogę się doczekać, wymamrotał sennie jastrząb, przytulając się do głowy Severusa.
- Ja też nie – przyznał Snape, bo od małego chciał zobaczyć lot myszołowa.
Jeszcze pięć dni i czekanie w końcu się skończy.
Severus również odpłynął, a kiedy Twixie przyszła zobaczyć, czy chce coś na obiad, odkryła, że jej pan i jego chowaniec zasnęli, śniąc o locie nad wiatrem.
Ale w końcu Severus poczuł się na tyle dobrze, by wrócić do nauczycielskich obowiązków, więc pozwolił Hagridowi zabrać Freedoma na krótki wypad na zewnątrz, podczas gdy on uczył, ponownie przyzwyczajając ptaka do powietrza, otwartego nieba i słońca. Freedom chłonął słońce i poczucie wiatru w piórach, a jego tęsknota za lataniem wzrosła dziesięciokrotnie.
Zaczął się niecierpliwić i jeść łapczywie, a jego apetyt wzrósł na obietnicę lotu – Severus teraz karmił go połową królika na posiłek, dwoma myszami lub ćwiercią kaczki. Każdego ranka dręczył Mistrza Eliksirów tymi samymi pytaniami: Zdejmiesz dzisiaj szyny? Mogę już latać?
I każdego dnia odpowiedź była:
- Nie.
Aż do słonecznego sobotniego poranka pod koniec stycznia. Severus rzucił na ptaka zaklęcie diagnostyczne, w taki sam sposób, jak robił każdego poranka.
No i? Mogę dzisiaj latać?
- Tak. A teraz nie ruszaj się, bo będę zdejmował zaklęcie przylepca z twoich skrzydeł – nakazał Severus, machając różdżką.
Bandaże opadły, a szyny uderzyły o stół.
Freedom wydał z siebie cichy okrzyk radości. Moje skrzydła! Znowu mogę nimi RUSZAĆ!
Rozłożył je do połowy, krzycząc głośno z radości.
Severus chwycił paski.
- Spokojnie. Nigdzie się nie wybieraj. Najpierw zerknę na twoje skrzydła. – Delikatnie rozwinął pierwsze skrzydło, a potem drugie, upewniając się, że pióra jastrzębia są całe, żadnego nie brakuje ani nie jest złamane.
Freedom prychnął i przygryzł jego rękę. Nic im nie jest. Tylko swędzą.
- Cicho. – Severus postukał je delikatnie, sprawdzając, czy są całe.
Freedom zaczął energicznie je pielęgnować.
Kiedy ptak zakończył czyszczenie skrzydeł, Severus zabrał go na ramię, chwycił przynętę i gwizdek sokolnika, torbę małych kawałków mięsa oraz linę o długości pięćdziesięciu stóp, po czym powiedział:
- Idziemy na zewnątrz i pozwolę ci polecieć na krótki dystans na linie, a potem do mnie wrócisz. Musisz wypracować siłę, zanim pozwolę ci samemu lecieć na tych skrzydłach.
Ej, ale Severusie! Nie jestem psem. Nie potrzebuję smyczy.
- Teraz potrzebujesz. Ta lina jest tak dla mnie, jak dla ciebie. Jeśli zaczniesz słabnąć, mogę ci pomóc, zanim spadniesz.
Moje skrzydła są zdrowe, więc dlaczego miałbym spaść?
- Nie do końca. A teraz przestań narzekać. Chodźmy na zewnątrz.
Severus przeszedł szybkim krokiem przez sekretny tunel obok swoich kwater i stamtąd na tajną polanę, której używał jako schronienia podczas swoich szkolnych lat. Niewielka polana wciąż była ta sama, otoczona przez zasłonę winorośli po jednej stronie i dęby, ale poza tym było tam otwarte niebo.
Freedom zadrżał na nadgarstku Mistrza Eliksirów, jego skrzydła rozwinęły się lekko. Były ciemnobrązowe z kremowobiałym spodem i wykończone czernią. Wiatr leniwie wirował między drzewami i jastrząb pochylił głowę, pierwszy raz od dwóch tygodni pozwalając dzikiej chęci latania zawrzeć w jego krwi. Severus, kiedy mogę polecieć?
- Poczekaj troszkę – powiedział Severus, przyczepiając długą linę do okrągłych zatrzasków przy linkach. Potem zawiesił gwizdek na szyi – sokolnicy zwykle używali gwizdka, by zawołać swojego ptaka albo żeby wzmocnić pewne pozytywne zachowania. – Chcę, żebyś mnie dokładnie posłuchał. Sądzę, że na początek latanie przez piętnaście minut będzie wystarczające, bo chyba nie chcesz za mocno obciążyć mięśni skrzydeł, a kiedy dwa razy dmuchnę w gwizdek, chcę, żebyś wrócił i wylądował na moim nadgarstku. Wtedy cię przebadam i jeśli będzie się wydawało wszystko w porządku, wrócisz w powietrze na kolejne piętnaście minut. W porządku?
Freedom rozważył to, po czym skinął głową. Okej. Mogę teraz polecieć, Severusie?
W odpowiedzi Severus uniósł ramię i podrzucił Freedoma w powietrze.
Jastrząb instynktownie rozpostarł skrzydła i w następnej sekundzie złapał pęd pod skrzydła i poleciał prosto w niebo, wydając z siebie charakterystyczne dla myszołowa kree-eear zachwytu.
Severus poczuł, że jego usta wykręcają się do góry w uśmiechu na widok czystej niezaprzeczalnej przyjemności ptaka i ostrożnie rozwijał smycz – maksymalnie miała długość pięćdziesięciu stóp, a Severus miał nadzieję, że tyle właśnie Freedom poleci tego dnia.
Jastrząb ledwie poświęcił linie jakąkolwiek uwagę, poza zauważeniem, że tam w ogóle jest – był zbyt zajęty odczuwaniem wiatru pod swoimi skrzydłami i doświadczeniem przepływu adrenaliny, która zawsze nadchodziła, gdy leciał. Jego szerokie skrzydła były stworzone do nurkowania, szybowania i leniwego krążenia nad prądami powietrza ponad ofiarą.
Jego bursztynowe oczy widziały wszystko, co działo się pod nim na polanie – szczególnie mysz, która skradała się ze swojej nory za Severusem i obgryzała żołędzia, nie zdając sobie sprawy, że drapieżnik czai się tuż na nim. Freedom stężał.
Chociaż młody jastrząb nigdy na nic nie polował, jego instynkt, by to uczynić, był w nim tak silny, że krążył i obserwował mysz przez niekończące się dwie minuty, podczas gdy pragnienie ataku rosło w jego piersi, aż nie mógł go już dłużej zignorować.
Runął z nieba z wyciągniętymi szponami w tak niesamowicie szybkim nurkowaniu, że Severus niemal to przegapił.
- Freedom! – krzyknął Mistrz Eliksirów z przerażeniem, sądząc w pierwszym momencie, że jastrząb spada, wirując w panice, tylko by sobie uświadomić, że jastrząb nie jest w niebezpieczeństwie, ale poluje.
Mysz zapiszczała i próbowała ukryć się, ale niewiele rzeczy mogło dorównać nurkującemu myszołowowi i szpony Freedoma wkrótce zakończyły życie głupiutkiej myszy.
Freedom stanął nad martwą myszą, uniósł jeden szpon i zaskrzeczał tryumfalnie. Udało mi się! Sam zabiłem mysz! Widziałeś to, Severusie?
- Dobra robota! – pochwalił Mistrz Eliksirów, podchodząc i uśmiechając się lekko do ptaka. – Chcesz ją teraz zjeść czy wolisz ją zatrzymać na potem, jako przekąskę?
Freedom rozważył pytanie przez jakieś dwie sekundy, zanim zaczął rozdzierać mysz na kawałki. Lot, mimo że krótki, uczynił go bardzo głodnym i był całkiem z siebie dumny, że zdołał samodzielnie złapać swój posiłek. Umiem polować! Umiem latać! Dokładnie jak prawdziwy jastrząb, pomyślał z satysfakcją, przełykając ciepłe mięso.
W kilka minut dokończył mysz, po czym wyczyścił szpony i dziób na pobliskim dębie.
Potem znów wzleciał w powietrze i przeleciał nad głową Severusa zachwycającymi kręgami, póki Mistrz Eliksirów nie gwizdnął dwa razy w gwizdek.
Chociaż nie chciał opuszczać nieba, Freedom posłuchał gwizdka, ponieważ czuł, że jego skrzydła zaczynają robić się ciężkie. Zleciał w dół małymi spiralami, póki nie wylądował z lekkim uderzeniem na wyciągniętej pięści Mistrza Eliksirów.
Ale krawędź jego szponu złapała się w skórzaną rękawicę i niemal spadł. Zatrzepotał mocno skrzydłami i Severus złapał go drugą ręką, zanim zdążył mieć wypadek, popychając go delikatnie do góry, aż zdołał usadowić się prawidłowo na rękawicy.
- Spokojnie. Nie spiesz się tak.
Jastrząb wyglądał na nieco zakłopotanego, pochylając lekko głowę. Merlinie, ale to było głupie! – syknął. Szpon mi się zaczepił.
- Wiem. Mimo wszystko, jak na pierwszy raz, dobrze się spisałeś. – Severus rzucił zaklęcie diagnozujące, po czym powiedział Freedomowi, że wszystko jest uleczone i w normie. Freedom zadrżał ze szczęścia.
Czy to oznacza, że mogę teraz latać kiedykolwiek chcę?
- Nie do końca, mój przyjacielu. Musisz na nowo zbudować siłę w skrzydłach, zanim pozwolę ci samotnie latać. Dlatego mam sprzęt do sokolnictwa, żebym mógł ci pomóc ćwiczyć takie podstawy.
Severus delikatnie pomacał całe skrzydła, starając się wyczuć, czy pojawiły się jakieś obrzęki wzdłuż stawów, ale z mięśniami wszystko było w porządku.
- Każdego dnia będziemy organizować takie krótkie loty jak dzisiaj, może najlepiej będzie wczesnym rankiem, co  powinno odbudować twoje napięcie mięśniowe, które straciłeś, gdy zostałeś ranny.
Jak długo? – zapytał Freedom. Po ponownym odkryciu nieba, nie był chętny, by znowu z niego zrezygnować, nawet jeśli to, co mówił Snape, miało sens.
- Tydzień powinien wystarczyć – nadeszła odpowiedź czarodzieja.
Freedom kłapnął z irytacją dziobem, ale nie protestował. Wiedział, że lepiej nie jęczeć na temat jednego z nakazów Snape’a – profesor nie znosił jęczenia. W porządku. Póki będę mógł trochę latać, sądzę, że mogę poczekać tak długi czas.
Snape uniósł brew.
- Dziękuję, Wasza Wysokość, za pańską zgodę – powiedział sarkastycznie. – Nie żebym jej potrzebował. Jako twój sokolnik i opiekun, jestem odpowiedzialny za twoje zdrowie i nie będę ryzykował, że zedrzesz szpony, dlatego że jesteś zbyt niecierpliwy, by dać skrzydłom czas na przystosowanie się do latania.
Jastrząb prychnął. Powiedziałem, że będę ostrożny, Severusie. Nie musisz robić się tak bardzo nadopiekuńczy.
- Nie jestem nadopiekuńczy, tylko stwierdzam fakty – powiedział nagle Severus.
Oczywiście, że tak.
Severus zignorował ten komentarz, po czym zdecydował, że opowie Freedomowi nieco więcej o polanie, mając nadzieję, że to jakoś zajmie jastrzębia. Spojrzał w kierunku nieba.
- Ta polanka jest dla mnie specjalna. Podczas szkoły była to dla mnie bezpieczna przystań, kiedy byłem celem moich prześladowców, jak również dzieliłem ją z moją najlepszą przyjaciółką, Lily. Przychodziliśmy tu, żeby się uczyć i zawsze przychodziłem tutaj, gdy byłem zdenerwowany – siedzenie tutaj zwyczajnie sprawiało, że czułem się lepiej. W tym miejscu jest coś pogodnego i uspokajającego i to nie zmieniło się, od kiedy byłem chłopcem – zauważył Mistrz Eliksirów, siadając na miękkiej trawie.
Freedom odprężył się, pozwalając, by dziwny spokój wypełnił jego duszę, wciąż mając w niej czystą wolę polowania, i przysnął w słońcu, pozwalając promieniom przeniknąć przez jego pióra, aż do mięśni.
Severus patrzył na jastrzębia z krzywym uśmiechem na twarzy, w głębi duszy zadowolony, że ptak był w stanie ponownie wzbić się w niebo. Kiedy pierwszy raz wyrzucił jastrzębia z pięści, cicho modlił się, by ptak był w stanie utrzymać się w górze, i ku jego nieustającej satysfakcji, Freedomowi się udało. Był to jeden z niewielu przypadków, kiedy Snape mógł sobie przypomnieć, że był z siebie dumny. Urodził się perfekcjonistą i był swoim własnym najgorszym krytykiem. W jego sercu było ziarno wątpliwości, obawiał się, że wydarzy się coś niespodziewanego i Freedom nie będzie w stanie latać prawidłowo, albo wcale. Ale zapierający dech w piersiach wzlot jastrzębia raz na zawsze rozwiał jego wątpliwości, a Severus cichutko pozwolił sobie na niewielki uśmiech triumfu.
Uratowanie komuś życia było całkiem dobrym uczuciem, zamiast obserwowanie, jak ten ktoś ginie. Choć raz ciężar poczucia winy stał się lżejszy i miał nadzieję, że tej nocy będzie śnił o latającym Freedomie, zamiast o tych wszystkich, których nie udało mu się uratować ze szponów Czarnego Pana.
Podczas następnego tygodnia, podczas gdy piątoroczni przygotowywali się do nadchodzących SUMów, a także pojawiły się setki plotek na temat miejsca pobytu zaginionego Harry’ego Pottera, każdego ranka Severus zabierał Freedoma na polanę i latał z nim przez krótki czas, choć gdy minął tydzień, pozwolił jastrzębiowi na dłuższe loty. Czasami Hagrid towarzyszył mu podczas tych wycieczek, zachwycony wyzdrowieniem jastrzębia.
Nauczył Severusa, jak używać przynęty, by skłonić szybującego jastrzębia do powrotu na ziemię. Przynętą był długi skórzany sznurek, do którego końca było przyczepione nieco drewna z piórami. Hagrid przywiązał do niego również nieco surowego mięsa i nakłonił jastrzębia do zbadania tego, kręcąc nim dookoła, ponieważ drapieżne ptaki polowały, obserwując ruch na ziemi.
- Zawsze powinieneś go nakarmić przed lotem, ale nie za bardzo. Niech będzie nieco głodny, więc przyjdzie do przynęty i będzie zadowolony z przysmaku, który dasz mu w nagrodę.
Najważniejsze, żeby jastrząb otrzymał pozytywną nagrodę za każdym razem, gdy odpowiedział na gwizdek Severusa albo przynętę, bo jastrząb, w przeciwieństwie do psa, nigdy nie pozostawał tam, gdzie nie był chciany albo gdzie był źle traktowany. Nie żeby Severus kiedykolwiek myślał o złym traktowaniu swojego chowańca. Podczas tygodni, gdy zdobył ptaka, niezwykle polubił jastrzębia, aż nie odkrył, że trudno mu sobie przypomnieć, jak to było, zanim Freedom wkroczył w jego życie. Był samotny i zgorzkniały, pomyślał, a następnie odepchnął od siebie tą introspekcję, woląc skoncentrować się na nauce, jak oswoić Freedoma, jak sokolnicy mówili, gdy przyzwyczaili i wytrenowali ptaka, by dla nich polował.
Z powodu więzi i eliksiru Jastrzębiej Mowy, którym ciągle poił się Severus, Freedom szybko nauczył się wszystkiego, co mężczyźni chcieli go nauczyć. Uwielbiał przekąski z królika, gołębia i kurczaka, ale odkrył, że aprobata Severusa cieszy go nawet bardziej niż jedzenie. Ciche słowa czarodzieja: „Dobrze!” i „Dobra robota!” albo czułe potarcie jego piersi lub grzbietu wypełniało pewne nienazwane głęboko ukryte w nim uczucie – tęsknotę, której nawet do tej pory nie znał.
Przed Severusem, nikt nigdy nie zauważał, czy dobrze się spisałem, czy nie, a jeśli to robili, nie mogę sobie tego przypomnieć. A w snach, mógł sobie przypomnieć, jak do głośnego mężczyzny dołącza jazgocząca kobieta i marudny, gruby chłopak, i zawsze krzyczą na niego i mówią, że był nic nie wartym dziwakiem, który zasługuje na śmierć. Niepewnie podzielił się jednym z epizodów ze swoim magicznym mistrzem, a Severus przypuszczał, że ci ludzie mogli być dawnymi właścicielami Freedoma, a jeśli tak było, Freedom powinien się cieszyć, że już dłużej nie był pod ich opieką.
- I całe szczęście, że nie wiem, kim są ani gdzie mieszkają, bo w innym przypadku, mogliby szybko odkryć, co się dzieje z prymitywnymi potwornymi wałkoniami, którzy źle traktują mojego chowańca – powiedział ponuro Severus, a jego oczy wypluwały lodowatą pogardę oraz mroczną furię. Jastrząb był zadowolony, że nie był wrogiem Snape’a.
Freedom nauczył się „warować” nad Severusem, co oznaczało, że krążył nad czarodziejem, czekając na jego gwizdek, by zaatakować przynętę, a potem Severus wykorzysta to zachowanie, podczas polowania na żywą zdobycz, przyzwyczajając młodego tropiciela do cierpliwości i nie uderzania zbyt szybko na zdobycz, co zapewnia udane polowanie. Większość jastrzębi łapała zdobycz dwa lub trzy razy na pięć prób, ale stosunek ten wzrastał, gdy ptak pracował z sokolnikiem.
Freedom uwielbiał latać za przynętą, chwytając się jej mocno, a potem pożerając kęs na jej końcu. Czasami Severus rzucał ją szeroko, wymagając, by Freedom wzniósł się wysoko, a następnie zanurkował lub zbliżył się do niego, zmuszając jastrzębia, by szybował i krążył bardziej precyzyjnie. Kilka razy na początku tygodnia, Freedom ominąłby przynętę, będąc zbyt niecierpliwym, ale pod koniec tygodnia, jastrząb nurkował do przynęty jak strzała i uderzał w nią za każdym razem.
Severus zrobił z tego pewien rodzaj gry, używając dłuższej przynęty i oglądając, ile razy wciągu dziesięciu minut jastrząb był w stanie ją złapać, podczas gdy obracał ją szybko lub wolno, dalej i bliżej. Dokładność Freedoma była zdumiewająca – jastrząb zdołał nawet kilka razy złapać przynętę w powietrzu, sprawiając, że Hagrid wyszczerzył się.
- Masz tutaj przebiegłego łowcę, Severusie. Niewiele jastrzębi może zrobić to w locie, takich młodych, jak on.
Severus poczuł niezwykłe ukłucie dumy na słowa Hagrida, niemal jak rodzic, kiedy słyszy, jak ktoś chwali jego dziecko, że świetnie radzi sobie w sporcie.
- Tak, jest świetnym lotnikiem. Sądzę, że jest niemal gotów na puszczenie go luzem.
Freedom sunął leniwie ponad nimi, czekając aż Severus rzuci przynętę. Powtarzające się ćwiczenia i świeże powietrze spowodowały, że jastrząb przybrał na wadze, a jego ciemnobrązowe pióra były błyszczące i lśniące od dobrego zdrowia.
Hagrid uniósł wzrok na jastrzębia i skinął głową.
- Tak. Pięknie rozkwitnął. Przeszedł długą drogę, Severusie.
- To prawda – zgodził się czarodziej, spoglądając na drapieżnika z czułością. – Bardzo długą drogę od na wpół martwej kupki piór, którą znalazłem w trawie tamtego wieczora.
Hej! Przestań gadać i rzuć to już, Sev!
- Nie pusz się tak – odkrzyknął Severus, przewracając oczami. Zaczął obracać przynętę dookoła głowy, a następnie w dół, w kierunku ziemi. Ptak teraz nazywał go Sevem, od kiedy Mistrz Eliksirów pewnego leniwego poranka wyznał, że Lily kiedyś tak go nazywała. Minęły lata, odkąd się do niego tak zwracano, ale Severus odkrył, że nie ma nic przeciwko, by ptak używał skróconej formy, ponieważ uważał Freedoma bardziej za przyjaciela, niż kiedykolwiek Lily.
Zadął w gwizdek, sygnalizując, że Freedom może nurkować.
Jastrząb zamknął skrzydła i zanurkował, otwierając je natychmiast, zanim sięgnął pierzastej przynęty i chwycił ją mocno swoimi szponami. Ha! Znowu ją dorwałem! Szybko schylił głowę i zjadł kęs surowego mięsa z kurczaka na końcu przynęty – swoją nagrodę za trafienie w cel.
Hagrid i Severus wymienili spojrzenia. Tak, młody samiec jastrzębia był gotowy do samotnego lotu.
- Jutro – ogłosił Severus. – Jutro go puszczę. – Zmarszczył brwi. – Mam tylko nadzieję, że zdecyduje się na powrót, zamiast odlecieć.
- Och, wróci do ciebie, Severusie. Ten ptak ma z tobą najściślejszą więź, jaką kiedykolwiek widziałem.
- Skąd wiesz? Nigdy nie miałem chowańca i nikt stąd nie miał nigdy jastrzębia.
Hagrid wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Ale kiszki mi mówią, że Freedom cię nie zostawi. Nawet dla otwartego nieba. Może odlecieć, ale zawsze wróci. Jego dom jest tutaj, z tobą.
Severus miał nadzieję, że Hagrid miał rację.
Tej nocy Snape spał niespokojnie, śpiąc o zdejmowaniu linki i dawaniu jastrzębiowi jego wolności, tylko po to, by obserwować, jak ptak odlatuje, nigdy więcej nie widziany. Widzisz? – wyśmiewał go niepewny głos. Nie ma znaczenia, ile czasu i wysiłku włożysz w coś albo kogoś, wszyscy ostatecznie cię zostawiają. Eileen, Lily, a teraz Freedom. A potem jesteś sam, jak zawsze, Severusie Snape.
Obudził się z poczuciem mdłości, ale szybkie spojrzenie na ptaka, leżącego koło jego głowy szybko przywróciło mu równowagę. Odkąd odzyskał swoje skrzydła, Freedom zwykle w nocy wybierał spanie blisko Severusa, zamiast na swojej żerdzi w salonie. Zwykle ptak sypiał na wezgłowiu ponad nim, ale od czasu do czasu Snape znajdował go na dodatkowej poduszce obok jego głowy, jak kura na grzędzie.
Leżenie nie było czymś, co jastrząb zwykle robił, ale kiedy ptakom się zdarzało, oznaczało to, że są całkiem zrelaksowane i spokojne oraz całkowicie ufali, że są bezpieczne i prawdopodobnie nie zostaną zaatakowane.
Widząc taki pokaz zaufania u ptaka, wkrótce Snape odpędził motyle w brzuchu i kilka minut później ponownie zasnął.
Jastrząb i czarodziej obudzili się dokładnie w tej samej chwili, więc Severus powitał swojego chowańca serdecznym:
- Dzień dobry. Jesteś gotów, by w końcu polecieć wolno?
Freedom otrząsnął się, rozciągając skrzydło i nogę po tej samej stronie, po czym po przeciwnej, zanim odpowiedział: Byłem na to gotowy tygodnie temu, Sev! Pospiesz się i się ubierz, niebo wzywa.
Severus zdołał uśmiechnąć się lekko na widok entuzjazmu ptaka i choć raz posłuchał chowańca.
Freedom zjadł kawałki bażanta, które dał mu Severus, po czym szybko przeszedł na jego pięść i usiadł cicho.
- Założę ci kaptur, tylko na wypadek, gdyby coś cię zaskoczyło. Nie chcę, żebyś wleciał w ścianę – powiedział Severus, zdejmując kaptur z jego miejsca na szafce nad żerdzią.
Nigdy nie wleciałbym w ścianę celowo! Myślisz, że czym jestem, głupcem?
- Nie, ale ostatnio Irytek lubił się czaić i uznał za zabawne wydawanie głośnych dźwięków i straszenie zasmarkanych pierwszaków. Oraz innych niczego nie spodziewających się ludzi i ptaków.
Humph! Nie boję się żadnego ducha! – oznajmił z oburzeniem Freedom, po czym poddał się surowemu spojrzeniu Snape’a, pokornie opuszczając głowę i pozwalając profesorowi założyć kaptur.
Akt zakapturzenia jastrzębia dał Severusowi czas, by się uspokoić, ponieważ ponownie zaczął czuć nerwy, ale zmusił się do wyjścia z kwater i zejścia drogą na polankę.
Było całkiem wcześnie rano, pierwsze promienie słońca ledwo malowały niebo na różany kolor, powietrze było rześkie i nieco chłodne. Snape owinął się swoim czarnym płaszczem i ruszył żwawo na centrum polanki.
- No i jesteśmy – poinformował cicho jastrzębia.
Potem zsunął kaptur i Freedom mógł się rozejrzeć.
Drżenie tęsknoty przebiegło przez niezwiązanego jastrzębia. Mogę polecieć, Severusie?
Snape przełknął ciężko. To był moment prawdy.
Wyrzucił jastrzębia z pięści.
Freedom wzbił się w olbrzymie sklepienie nieba, wyżej i wyżej, aż nie zniknął w drzewach.
Mistrz Eliksirów sapnął, gdyż obserwowanie lotu jastrzębia wyglądało jak zobaczenie odlatującego kawałka jego duszy. Zapierało dech w piersiach, upokarzało i przerażało w tym samym czasie, bo teraz jastrząb mógł zrobić, co tylko będzie chciał.
Severus osłonił ręką oczy, ale nie mógł zobaczyć, gdzie zniknął myszołów. Poczuł, jak żołądek przewraca mu się na drugą stronę i nagle pożałował, że zgodził się spuścić jastrzębia z liny. Co jeśli Hagrid się mylił i więź nie była wystarczająca, by zawołać z powrotem ptaka? Severus nie mógł zrobić nic, jeśli jastrząb wybierze nie wracać. Chwycił przynętę odrętwiałymi palcami i powstrzymał się od krążenia po polanie.
Trzydzieści minut. Dam mu trzydzieści minut, zanim go zawołam. A potem zobaczymy, co jest dla niego ważniejsze – moja przyjaźń czy latanie. Jego dłoń zacisnęła się na skórzanym pasku. Dałem słowo i nie mogę się go teraz wyprzeć. Mogę tylko czekać.
Freedom złapał pęd powietrza i poleciał prosto w stronę serca słońca, a przynajmniej tak się wydawało. Latanie zwyczajnie tak wysoko i tak szybko, jak tylko chciał i to, że nie musiał być do niczego przywiązany, było czystą błogością. Liczył się tylko wiatr i pozwolił sobie stać się jego częścią, tańcząc i wirując wokół niego, co powodowało u niego zawroty głowy.
Krążył i szybował, ciesząc się uczuciem wolności, bo mógł iść, gdzie tylko chciał i nikt go nie wezwie. Spojrzał w dół i zobaczył daleko pod sobą Hogwart, a kropka, którą było Czarne Jezioro otaczała poranna mgła. Zamek wyglądał na tak malutki z góry, a jezioro było zaledwie kropeczką na zielonym krajobrazie. Wszystko było nieruchome, skowronki, wróble i rudziki zatrzymały się i zamarły, kiedy odlatywał, a teraz jedynym dźwiękiem, który go otaczał, był cichy szept wiatru i uderzenia wody o brzeg, gdy powiewy targały powierzchnię jeziora.
Myszołów rdzawosterny zaczął krążyć nad jeziorem, jego bystre oczy dostrzegły cień macki nad powierzchnią, gdy olbrzymia kałamarnica obudziła się, by wygrzewać się w słońcu. W piersi Freedoma drgnęła chęć psoty, więc jastrząb obliczył w głowie, jak szybki musiałby być, by klepnąć kałamarnicę, zanim ta znajdzie się ponownie pod wodą.
Krążył wyżej, po czym zaczął lecieć tak szybko, jak się odważył przy ukośnej trajektorii lotu.
Musnął ciemną wodę - jego szpony ledwie podrapały powierzchnię – wydając z siebie jastrzębi okrzyk ostrzeżenia, a potem wzniósł się w powietrze jak smuga światła, a jego szpony zacisnęły się bardzo delikatnie na macce kałamarnicy.
Mam cię! Niespodzianka!
Kałamarnica roztrysnęła wodę w szoku, wskakując pod jej powierzchnię.
Freedom wydał z siebie piskliwy okrzyk zwycięstwa i ponownie wspiął się w niebo – jego skrzydła lśniły jak jakieś magiczne stworzenie, gdy słońce odbiło się od kropel wody pod nim.
Kreee-aar!
Wiedział, że głupotą jest ogłaszanie w taki sposób swojej obecności – ostrzegłby całą swoją zdobycz w promieniu dziesięciu metrów, że myszołów gdzieś się w pobliżu czai, ale nie mógł się oprzeć.
Był tak pełen radości, że niemożliwym było utrzymanie spokoju, a jakoś nigdy nie był tym poważnym.
Leciał coraz wyżej w oszałamiająco rozentazjuzmowanej spirali - jego serce waliło w rytm uderzeń jego skrzydeł – umiejętnie ujeżdżając wiatr. Nie wiedział, skąd wie, jak to robić, ale pozwolił świadomemu umysłowi odejść na chwilę, a potem przejął nad nim władzę instynkt i nagle wiatr był na jego rozkazy.
Robił pętle i nurkował, zaskakując stado gęsi migrujących na południe – zagęgniły na niego z dezaprobatą, nazywając niegrzecznym smarkaczem, ale on tylko machnął ogonem w ich stronę i wystrzelił, śmiejąc się bezczelnie.
Jestem Freedom i potrafię latać szybciej niż którykolwiek z was! Złapcie mnie, jeśli potraficie!
Rozmazał się, lecąc z największą prędkością, która bliska była pięćdziesięciu pięciu mil na godzinę, ponieważ był animagiem – mógł latać szybciej niż zwyczajny jastrząb, bo był ukształtowany przez magię, jak również był nieco silniejszy.
Wystrzelił jak z procy dookoła szarego, górskiego szczytu, a potem skierował się z powrotem w stronę zamku, zerkając uważnie na wszystko, co poruszało się po ziemi.
Nagle jego oczy wyłapały ruch, więc skierował się w jego kierunku.
To był królik, który właśnie wynurzał się z nory – jego różowy nosek drgał.
Freedom powoli zniżył tor lotu, krążąc w milczeniu.
Królik pociągnął nosem, po czym zaczął ostrożnie skakać, skubiąc nieco gorzkiej trawy.
Freedom, przypominając sobie lekcje z Severusem, uniósł się, pozwalając królikowi oddalić się od domu, po czym zanurkował.
Ale królik był szybszy niż przynęta i skręcił.
Szpony Freedoma tylko musnęły jego grzbiet, odrywając kępkę futra, po czym zwierzak zniknął, pędząc z powrotem w kierunku króliczej nory.
Ach, kurczę! Nie trafiłem!
Ptak uderzył mocno skrzydłami, wlatując z powrotem na wysokość jakiś trzydziestu stóp, nieco rozczarowany, że został przechytrzony przez królika, ale jego radość z tego, że potrafił latać wkrótce wyparła to uczucie.
Zrobił pętlę wokół wież Gryffindoru i Ravenclawu, przemknął koło Sowiarni, budząc kilka sów, które zahukały na niego gniewnie, żeby odleciał i bawił się gdzieś indziej, cholerny utrapieniec!
Freedom zignorował je – były tylko marudnymi złośnikami i nie doceniały piękna dnia.
Zwolnił, płynąc leniwie, nagle zmęczony od szaleńczego sprintu po niebie. Słońce cudownie ocieplało jego plecy, więc unosił się, pozwalając, by przeniknęło do jego kości. Czuł się cudownie zrelaksowany i spokojny, choć jego żołądek lekko burczał.
Potem przenikliwy gwizd, niemal zbyt przenikliwy, by był słyszalny dla ludzkiego ucha, rozdarł powietrze.
Freedom drgnął i gwałtownie odwrócił się w przeciwną stronę.
Huh? To brzmiało jak Severus.
Dopiero wtedy przypomniał sobie, że zostawił ubranego na czarno czarodzieja samego na polanie.
Wspiął się wyżej, kierując się w stronę ciemnozielonej plamy, którą był Zakazany Las.
Severus przyłożył gwizdek do ust i dmuchnął.
Czekał minutę, jego oczy skanowały niebo.
Nie ma Freedoma.
Niebo było puste, poza kilkoma sporadycznymi chmurami.
Severus poczuł, że jego serce staje.
Jastrzębia nie było.
Dmuchnął ponownie.
Wciąż nic.
Minęły dwie minuty.
Ogarnęło go gorzkie rozczarowanie, powodując, że jego żołądek się zwinął.
Powinienem był wiedzieć, że to jest zbyt piękne, by było prawdziwe. Nie wróci. Jest mile stąd, lecąc wolno, tak jak powinien i zapomniał o mnie. Nie potrzebuje  mnie, może polować samodzielnie, znajdzie dzikiego jastrzębia, który zostanie jego towarzyszem i nigdy nie wspomni głupiego czarodzieja, który uleczył jego skrzydła, choć może pewnego dnia opowie o mnie swoim pisklakom…
Snape potrząsnął głową, zaciskając szczękę. Byłem głupcem, mając nadzieję, że ze mną zostanie.
Rzucił ponowne spojrzenie w górę, bo pewna jego część wciąż ośmielała się mieć nadzieję…
A potem pojawił się Freedom, jego skrzydła zalśniły pięknie w słońcu.
Severus okręcił wabik nad głową, modląc się, by jastrząb pamiętał jego treningi i to, co dzielili.
Myszołów zaczął krążyć.
Potem zanurkował, nacierając na przynętę, by następnie zacisnąć się na pięści Severusa z hukiem skrzydeł.
Cześć, Sev! Miałem niesamowity poranek! To było wspaniałe, absolutnie wspaniałe.
Severus patrzył na jastrzębia, czując zbyt wielką ulgę, by coś powiedzieć.
Freedom odwrócił głowę, patrząc Mistrzowi Eliksirów prosto w oczy.
Uch, Severus? Wszystko w porządku? Masz okropnie dziwny wyraz twarzy.
- Ty… wróciłeś.
Oczywiście. Dlaczego miałbym nie wrócić? Należę tutaj, do ciebie. Freedom przechylił głowę ze zdziwieniem. Umieram z głodu! Masz jakiegoś królika?
Snape zamrugał w osłupieniu, a nagłe odkrycie sprawiło, że był lekko oszołomiony. Freedom wrócił do niego. Więź się utrzymała. Jastrząb wybrał jego zamiast wolności. Był prawdziwym chowańcem Snape’a.
Severus! Halo! Masz jakiegoś królika albo kurczaka w tym swoim woreczku? Bo to całe latanie pobudza apetyt, a czuję ochoty, by teraz polować, więc mógłbyś mi trochę dać? Zanim zejdę z głodu?
Severus pogrzebał w sakiewce przy jego pasie, w końcu wyjmując  kilka dużych kawałków kurczaka. Podał je głodnemu jastrzębiowi, a potem zrobił coś, co robił rzadko, coś, co pewnie oszołomiłoby połowę uczniów Hogwartu.
Severus spojrzał na swojego chowańca i uśmiechnął się szeroko, a to zmieniło jego cyniczną twarz w taką, która, na chwilę, była radosna i niewinna, tak jak dawno temu, gdy kochał pewną rudowłosą czarownicę.
Uderzenie serca później ten wyraz twarzy zniknął i sarkastyczna maska powróciła na swoje miejsce, ale Freedom widział to i zapamięta ze zdziwieniem, choć nie zrozumie dlaczego, aż nie miną dwa tygodnie.



*Karol Dickens „Opowieść o dwóch miastach”, tłumaczenie Tadeusz J. Dehnel



Witam po dość długiej przerwie od tłumaczeń. Mam nadzieję, że się kolejne tłumaczenie uda mi się dodać za niecały tydzień, a będzie to prawdopodobnie rozdział Ciężaru Przeznaczenia. 
Zaczęłam teraz pracować na dwunastki i czasem są to nocki, więc w nocy pracuję, a w dzień odsypiam, więc nie mam za wiele czasu dla siebie na cokolwiek, więc prawdopodobnie stanie się tak, że jednak nie będę w stanie ani pisać, ani tłumaczyć. (Swoją drogą rozdział HPiPDP mam już prawie skończony, ale jakoś nie umiem się zabrać do ostatniej części, którą do niego zaplanowałam... -_- Może jeszcze dzisiaj to skończę, ale nic nie obiecuję.)

2 komentarze:

  1. Bardzo podobały mi się wszystkie loty Freedoma. Czekam też na pdp. Dalej czuj wenę pozdrowienia Agnieszka 😀

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, Freedom bardzo ufa Severusowi, więź przetrwała tak Severus bardzo źle się poczuł na myśl, że jednak jastrząb odleciał... wybrał wolność niż jego ale wrócił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń