Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

czwartek, 7 grudnia 2017

SR - Rozdział 20 - Powrót sług


Voldemort odwrócił się od Harry’ego i podszedł do Barty’ego Croucha Jr., nie patrząc nawet drugi raz na Pettigrew, który wciąż leżał na ziemi, krwawiąc. Crouch zwrócił twarz ku Voldemortowi, wciąż na kolanach i z pochyloną głową. Dało się słyszeć syczenie, ostrzegając Harry’ego, że wielki wąż się poruszył. Harry obserwował, jak wąż pełznie w jego kierunku i zatrzymuje się u jego stóp, obserwując go, wyzywając go do tego, by się poruszył, żeby mógł w niego uderzyć. Harry ostrożnie spojrzał z powrotem na Voldemorta i zobaczył, że Crouch podaje mu różdżkę.
Przez chwilę Voldemort po prostu trzymał różdżkę w dłoni, jakby przypominał sobie, jakie to uczycie, po czym skierował wzrok na Croucha.
- Wyciągnij rękę – rozkazał. W tym głosie nie było miejsca na sprzeciw. Crouch posłusznie wyciągnął lewą rękę i podciągnął rękaw do łokcia, odsłaniając coś, co wyglądało jak ciemnoczerwony tatuaż, przypominający Mroczny Znak, o którym Harry czytał w „Proroku Codziennym”. Był to ten sam znak, który pokazał się na niebie po Mistrzostwach Świata w Quidditchu – czaszka z wężem wychodzącym z ust. Voldemort przyjrzał się mu bliżej i uśmiechnął.
- Wrócił – syknął. – Teraz zobaczymy, jak wielu głupio odwróciło się przeciw mnie.
Bez ostrzeżenie Voldemort dotknął znaku na ramieniu Croucha. Harry poczuł kolejny wybuch bólu z blizny na czole, gdy Crouch wrzasnął. Tak szybko, jak ból się pojawił, zniknął. Pochylając głowę i oddychając ciężko, Harry zmusił się, by spojrzeć na Voldemorta i Croucha, by zobaczyć, jak Czarny Pan odsuwa swoją rękę od teraz całkiem czarnego znaku.
Voldemort wyprostował się i rozejrzał po cmentarzu z okrutnym uśmiechem na twarzy. Jego postawa przywoływała na myśl złe przeczucia, jednak była w jakiś sposób niecierpliwa. Harry nie chciał myśleć o tym, na co Voldemort czekał, ale to nie powstrzymało jego umysłu przed snuciem możliwości. Kimkolwiek byli „oni”, Harry wiedział, że służyli Voldemortowi. Pytaniem było, jakim typem sługusów byli?
Po kilku minutach, Voldemort zwrócił twarz z powrotem do Harry’ego, a jego zły uśmiech poszerzył się.
- Harry Potter – syknął. – Siedzisz na grobie mojego zmarłego ojca. Był mugolem i tylko głupcem – podobnym do twojej matki. Oboje służyli tylko celowi, niczemu więcej. Twoja matka zmarła, by cię ratować, a ja zabiłem swojego ojca, tylko by zapewnić sobie jego pożytek po śmierci. Mój ojciec odwrócił się od mojej matki, kiedy dowiedział się, że jest czarownicą… całkiem jak twoi krewni odwrócili się od ciebie.
Oczy Harry’ego rozszerzyły się na to zdanie. Voldemort wiedział o wuju Vernonie i ciotce Petunii? Co jeszcze Pettigrew i Crouch mu powiedział? Jak wiele wiedział o Remusie i Syriuszu? Czy wiedział o wybuchach? Czy wiedział o treningu, jaki zorganizowali mu Syriusz i Remus? Myśl, że Voldemort wiedział o nim tak wiele sprawiła, że Harry poczuł mdłości.
- Och, tak, moi szpiedzy poinformowali mnie o wszystkim o tobie, Harry Potterze – kontynuował Voldemort z chłodnym śmiechem. – Zostałeś zabrany od twojego okrutnego wujostwa i oddany zdrajcy krwi i wilkołakowi. Nie martw się. Oboje łatwo mogą odwrócić się, by podążyć za mną. – Harry zbladł na ten komentarz. – Zemszczono się już na twoim wuju. Ale potrzebowano zgody tego kochającego mugoli głupca, by to zrobić, zamiast wziąć sprawy w swoje ręce. Sam zemściłem się na swoim ojcu. Moja matka zmarła wydając mnie na świat. Musiałem dorastać w mugolskim sierocińcu, ponieważ ojciec zostawił moją matkę, zanim się urodziłem. Dzielimy to samo imię, wiesz? Tom Riddle. Nie umiem się doczekać, kiedy zostawię je za sobą.
Dźwięk szeleszczących szat ostrzegł zarówno Harry’ego, jak i Voldemorta, że przybyli inni.
- W końcu wróciła moja prawdziwa rodzina – wyszeptał Voldemort. Ubrane w czarne płaszcze postacie pojawiły się między grobami z trzaskiem, dźwiękiem czarodziejskiej aportacji. Nosili białe maski oraz kaptury na głowach, ukrywając wszystko, co mogłoby ich zidentyfikować. Powoli zaczęli się poruszać, jeden za drugim, w kierunku Voldemorta, upadając na kolana, by dotknąć i pocałować rąbek jego szaty, jednocześnie nazywając Voldemorta „mistrzem”.
Gdy powitali Czarnego Pana, stanęli z tyłu i wycofali się; utworzyli okrąg wokół grobu, do którego przywiązany był Harry. Rozglądając się nerwowo, Harry dostrzegł dziury w okręgu. Ci ludzie nosili takie same szaty, jak Crouch i Pettigrew, skłaniając chłopca do wniosku, że ci… mężczyźni byli śmierciożercami, lojalnymi wyznawcami Voldemorta.
Voldemort przyjrzał się postaciom, nie wyglądając na ani pod wrażeniem, ani rozczarowanego zgromadzeniem.
- Witajcie, moi śmierciożercy – powiedział cicho. – Minęło trzynaście lat, od kiedy zostaliście ostatni raz wezwani, a jednak przyszliście, jakby nie minęła ani chwila. Zjednoczeni pod Mrocznym Znakiem, który wszyscy nosicie… ale czy na pewno? – Powoli rozejrzał się po zakapturzonych postaciach, niemal jakby badał swoich zwolenników zwykłym spojrzeniem. – W powietrzu czuć poczucie winy – rzekł w końcu. – Wielu z was nim cuchnie.
Jego głos zmienił się w oskarżający.
- Każdy jeden z was jest zdrowy i potężny – syknął. – Nie widzę powodu, dlaczego nikt mnie nie szukał, czarodzieja, któremu przysięgliście lojalność. Musiałem czekać na kogoś takiego jak Glizdogon, aż przyjdzie do mnie, ponieważ wszyscy inni wrócili do społeczeństwa, twierdząc, że są niewinni czynów, których dokonali z własnej wolnej woli. Być może poczuli potrzebę dołączenia do szlam, mugoli i Albusa Dumbledore’a.
Kilku członków kręgu potrząsnęło głowami, podczas gdy inni poruszyli się niespokojnie, ale Voldemort zignorował ruch.
- Opuszczenie przez tych, którzy zadeklarowali mi swoją wieczną lojalność, było rozczarowaniem – powiedział, – a ja nie lubię rozczarowań. – Kilku członków spróbowało się poruszyć, ale wydawało się, że coś powstrzymuje ich przed opadnięciem na kolana i błaganiem o litość. – Nawet nie próbujcie błagać o wybaczenie. Żaden z was na nie nie zasługuje. Zajmie wam trzynaście lat spłacenie tych trzynastu lat zdrady. Glizdogon już pewną część długu spłacił, a Barty był uwięziony przez swojego ojca, póki go nie uratowałem.
Crouch z wdzięcznością skłonił głowę, potwierdzając zdanie Voldemorta. Pettigrew wciąż leżał na ziemi, ściskając kikut ręki i chlipiąc.
- Pomogłeś mi powrócić, Glizdogonie – powiedział Voldemort, zwracając się do Pettigrew. – Mimo całej swojej bezwartościowości i tchórzostwa, pomogłeś mi, a Lord Voldemort zawsze nagradza tych, którzy mu pomagają.
Voldemort uniósł różdżkę i zakręcił nią w powietrzu, pozostawiając po sobie pasek srebra. Powoli srebro zaczęło przyjmować kształt, formując się w coś, co wyglądało jak srebrna, ludzka ręka. Kiedy skończył ją kształtować, powoli opuściła się i przytwierdziła do krwawiącego ramienia Pettigrew. Cisza wypełniła powietrze, gdy Pettigrew przestał szlochać. Spojrzał w dół i wpatrywał się ze zdumieniem w nową srebrną dłoń, po czym dopadł na kolanach do Voldemorta i pocałował dół jego szat.
- Dziękuję, mój panie, dziękuję – wyszeptał Pettigrew, po czym wstał i zajął miejsce w kręgu.
- Ja nigdy nie łamię danego słowa, Glizdogonie – powiedział Voldemort. – Lepiej o tym pamiętaj. – Potem Voldemort odwrócił się do mężczyzny po prawej od Pettigrew. – Lucjuszu, jestem zaskoczony, że przybyłeś tak szybko. Wykonałeś swoje zadanie po mistrzowsku. Myślałem, że gdy obecność Barty’ego w Hogwarcie została odkryta, moje plany zostały zrujnowane. Przyprowadziłeś do mnie tego, kogo potrzebowałem. Zostaniesz nagrodzony.
Śmierciożerca, do którego mówił, pochylił głowę z szacunkiem. Oczy Harry’ego rozszerzyły się, gdy to usłyszał. Lucjusz Malfoy był odpowiedzialny za jego obecność w tym miejscu? Lucjusz Malfoy tu był? To on rzucił na Viktora klątwę Imperius, zmuszając go do torturowania Cedrica? Myśl o Cedricu utrudniła Harry’emu oddychanie, gdy poczuł, że jego oczy pieką od łez.
- Ufam, że nie użyłeś czegoś tak prostego, jak świstoklik, który może zostać namierzony – dodał Voldemort.
- Nie, mój panie – powiedział stanowczo Malfoy, pochylając głowę. – Zaklęcie transportowe z czujnikiem powiadamiającym założonym na Pucharze. Nikt nie podejrzewał obecności zaniepokojonego naczelnika szkolnego.
Voldemort skinął głową, jakby spodziewał się takiej odpowiedzi.
- To by wyjaśniało, jak ten niepotrzebny przybył bez dotykania przedmiotu – powiedział, po czym skierował się w kierunku dużej przerwy obok Malfoya. – Lestrange’owie… zostali uwięzieni za swojego mistrza, zamiast zwrócić się przeciw niemu. Zostaną nagrodzeni, kiedy Azkaban upadnie. Oczywiście dementorzy do nas dołączą, wraz z olbrzymami i mrocznymi stworzeniami, których wielu się boi. – Voldemort przemieścił się, aż nie zauważył największej z przerw. – Ach, tu brakuje pięciu – powiedział z namysłem. – Trzech nie żyje, jeden jest zbyt wielkim tchórzem, by do mnie wrócić, a ostatni mnie opuścił. Zapłaci za zdradę swoim życiem.
Czarny Pan powoli odwrócił się do Harry’ego, a na jego bezwargich ustach uformował się okrutny uśmiech.
- Jestem pewny, że wielu z was zauważyło, że mamy gościa – powiedział, podchodząc do nastolatka. – Harry Potter jest, oczywiście, moim gościem honorowym. Wielu z was myślało, że zwykłe dziecko spowodowało mój upadek. Tej nocy straciłem swoje moce i ciało, z powodu czegoś, co przeoczyłem. Jego matka umarła, starając się go uratować, zapewniając mu ochronę, przez którą nie mogłem skrzywdzić chłopca.
Ból z blizny Harry’ego wzmagał się przy każdym kroku Voldemorta. To uniemożliwiało mu myśleć. Musiał przypomnieć sobie, by oddychać. W Harrym była pewna część, która chciała, by Voldemort zwyczajnie zakończył to, podczas gdy druga wrzeszczała na niego, by wymyślił jakiś sposób na ucieczkę z powrotem do Hogwartu… do opiekunów i przyjaciół.
Voldemort zrobił kolejny krok i wyciągnął rękę, by dotknąć twarzy Harry’ego.
- Poświęcenie jego matki zostało w nim – powiedział. – Stara magia, którą głupio przeoczyłem, ale to już nie ma znaczenia. Ochrona zniknęła. – Bez dalszych ceregieli, Voldemort dotknął policzka Harry’ego, zwiększając ból, który już promieniował z blizny. – Mój błąd… idiotyczne poświęcenie kobiety, które odwróciło moją klątwę, wyrywając mnie z ciała z niewyobrażalnym bólem, w końcu zostało naprawione. Już dłużej nie jestem czymś słabszym od ducha, a kimś żywym. Już dłużej nie muszę opętywać zwierząt czy innych ludzi, jak robiłem cztery lata temu, próbując ukraść Kamień Filozoficzny – próba ta również została udaremniona przez Harry’ego Pottera. Już dłużej nie muszę polegać na słudze, który uciekł przed byłymi przyjaciółmi, by utrzymywać mnie przy życiu.
Kilku śmierciożerców z zawstydzeniem poruszyło się do przodu i do tyłu, ale Voldemort nie zauważył tego.
- Widzisz, Harry Potterze, los zawsze sprzyja Lordowi Voldemortowi – powiedział Czarny Pan z szerokim uśmiechem. – Dowiedziałem się o Turnieju od Berthy Jonkins, czarownicy z Ministerstwa, która miała pecha wpaść na Glizdogona. Ujawniła też lokalizację wiernego śmierciożercy. Jej umysł i ciało po tym już nie były takie same. Musiałem się jej pozbyć. – Wyraz odrazy na twarzy Harry’ego sprawił tylko, że zły uśmieszek Voldemorta poszerzył się. – Widziałeś, czym byłem przed odrodzeniem. Zauważyłeś zmianę sprzed paru lat wstecz, prawda… Harry? Widzisz, dzięki zaklęciu, które wynalazłem, małej pomocy Nagini i eliksirowi, uwarzonemu na podstawie krwi jednorożca i jadu węża, byłem w stanie powrócić do formy niemal ludzkiej. Ponieważ Dumbledore zniszczył Kamień Filozoficzny, musiałem użyć innych środków – niezłego kawałka Czarnej Magii. Kość mojego ojca, ciało sługi i krew wroga… był jedyny wybór, jakiego wroga powinienem wykorzystać. Ochrona twojej matki jest teraz również w moich żyłach.
Harry patrzył na Voldemorta z niedowierzeniem. Przeszedł przez wyparcie. Czuł zbyt wielki ból, by to się nie działo. Czuł się tak, jakby jego głowa miała w jakimś momencie rozpaść się na pół, prawe przedramię pulsowało bólem, a jego mięśnie krzyczały z wyczerpania. Prawdę mówiąc, Harry nie wiedział, jak wiele mógł jeszcze znieść. W tym momencie stracenie przytomności wyglądało na całkiem dobry pomysł.
- Nieźle walczyłeś, Harry Potterze – powiedział Voldemort, brzmiąc na niemal dumnego. – Zbagatelizowałem to, co zdrajca krwi i wilkołak mogli nauczyć cię w tak krótkim czasie. – Przez chwilę zerknął w dół na szyję Harry’ego, a jego oczy zwęziły się z dezorientacji. – A co to takiego? – zapytał Voldemort, rozpinając kołnierzyk Harry’ego, by ujawnić naszyjnik. – No, no, jesteś pełen niespodzianek, prawda, Harry?
Voldemort owinął swoje długie palce wokół naszyjnika i pociągnął, rozrywając zapięcie i jego uchwyt wokół szyi Harry’ego. Stanął prosto i spojrzał na naszyjnik z bliska.
- Okazuje się, że Dumbledore jest pełen sekretów. – Skierował swoje czerwone oczy na Harry’ego. – Tłumienie magii czternastolatka. Nigdy nie myślałem, że nadejdzie dzień, w którym ten kochający mugoli głupiec będzie się bał zwyczajnego nastolatka. Musisz być bardzo potężny, skoro Dumbledore uciekł się do tego.
Oczy Harry’ego zwęziły się, patrząc na Voldemorta. Wiedział, że to nie prawda. Nie był potężny. Dumbledore się go nie bał. Remus, Syriusz i Dumbledore mówili mu to wiele razy, że jego magia zwyczajnie dorastała zbyt szybko. Wybuchy wywoływały u niego ból, więc naszyjnik nosił, by to powstrzymać. Nie było w tym nic specjalnego.
Oczywiście, nie zamierzał tego powiedzieć Voldemortowi.
- Może zobaczymy, jak potężny jesteś – zaproponował Voldemort, unosząc różdżkę i kierując ją w Harry’ego. – Crucio!
Ból był gorszy niż cokolwiek innego, co czuł wcześniej. Każdy mięsień, kość i narząd były jak w ogniu, sekundy od eksplozji. Harry natychmiast zamknął oczy i starał się myśleć… starał się zignorować ból, ale to było zbyt trudne. Chciał zemdleć… chciał umrzeć… chciał to zakończyć. O tak wiele prosił?
Tak szybko, jak ból nadszedł, odszedł. Głowa Harry’ego poleciała do przodu, a więzy jako jedyne trzymały go od upadku. Mógł słyszeć śmiech, ale to była ostatnia rzecz, na jaką Harry zwracał uwagę. Czuł wstyd. Wystarczyła jedna klątwa Cruciatus, a on się poddawał. Błagał, by nadeszła śmierć. Zawiódł Syriusza i Remusa. Zawiódł profesora Dumbledore’a.
- Jaka szkoda – powiedział Voldemort, odrzucając naszyjnik na bok. – Wydaje mi się, że Dumbledore przecenił twoją wartość, Harry Potterze. Przez te wszystkie lata uciekałeś mi dzięki szczęściu i niczym więcej. Udowodnię swoją potęgę, zabijając cię tu i teraz, ale nie w taki sposób. Dam ci szansę na bronienie się, skoro teraz wiem, do czego jesteś zdolny. Glizdogonie, rozwiąż go. Barty, znajdź jego różdżkę.
Pettigrew i Crouch posłuchali rozkazu. Pettigrew ukląkł przed Harrym, wyciągnął mu knebel z ust, po czym rozwiązał więzy nową, srebrną ręką. Dało się w ciszy słyszeć krzyk Croucha, ostrzegając Harry’ego, że Crouch znalazł jego różdżkę. Zanim Harry się zorientował, co się dzieje, został gwałtownie pociągnięty do góry, a w jego dłoń została wepchnięta różdżka. Unosząc głowę, Harry zauważył, że krąg śmierciożerców zmniejszył się, uniemożliwiając mu jakąkolwiek ucieczkę. Uścisk Harry’ego wokół różdżki zacieśnił się, kiedy wyprostował okulary na twarzy. Jeśli miał umrzeć, będzie stał prosto na swoich nogach. Miał  jedną ostatnią szansę, by Syriusz i Remus byli z niego dumni.
- Nie mam wątpliwości, co do tego, że twój zdradziecki chrzestny nauczył cię, jak się pojedynkować – powiedział cicho Voldemort. – To będzie interesujące dowiedzieć się, czego jeszcze mógł cię nauczyć, choć te wszystkie żarciki mogą być teraz mało użyteczne. – Kilku śmierciożerców zachichotało na ten komentarz. – Ukłoń się, Harry.
Harry przewrócił oczami i ukłonił się delikatnie, nie spuszczając wzroku z Voldemorta, który odpowiedział ukłonem. Wiedział, że nieposłuszeństwo nie jest dobrą drogą. Voldemort wiedział, że mógł się fizycznie bronić, ale nie miał pojęcia, że jego trening z Syriuszem i Remusem nie składał się z żartów. Musiał wymyślić plan, a trzymanie Voldemorta z daleka było całkiem dobrym na tą chwilę.
- Więc pojedynkujmy się – powiedział Voldemort, unosząc różdżkę.
Harry spodziewał się, że Voldemort zadziała szybko i pochylił się, gdy Voldemort posłał w niego szybką klątwę. Usłyszawszy krzyk „nieszczęśliwego” śmierciożercy, który oberwał klątwą zamiast niego, Harry wiedział, że był to Cruciatus. Harry szybko wyprostował się i wskazał różdżką w Voldemorta.
- Reducto! – krzyknął, ale Voldemort szybko stworzył tarczę, by ochronić się przed zaklęciem.
- Imponujące, Harry, ale do tego trzeba czegoś więcej – powiedział spokojnie Voldemort.
Z różdżki Voldemorta wystrzeliły dwa promienie światła. Harry zdołał uniknąć pierwszego, ale nie miał tego szczęścia z drugim. Natychmiast poczuł ból, ponownie przepływający przez jego ciało. Jak najszybciej Harry zamknął oczy i wycofał się do swojego umysłu. Ból nagle zmalał, a on opadł na kolana. Piekący ból w całym ciele był teraz podobny do bólu złamanej kości. Harry przygryzł dolną wargę, by powstrzymać się od krzyku bólu. W końcu zniknął, a Harry zorientował się, że czuje krew w ustach. Przygryzł wargę zbyt mocno
Harry powoli uniósł wzrok na Voldemorta, który patrzył na niego zwężonymi oczami. Najwyraźniej ktoś nie był zadowolony z braku reakcji na jego klątwę.
- Wydaje mi się, że klątwa nie była dla ciebie dość mocna – powiedział w końcu Voldemort. – Nie ważne. Jestem pewny, że z czasem znajdziemy dobrą dawkę. Co powiesz, Harry? Jak się czujesz, będąc tak szalonym, jak Longbottomowie?
Harry pozostał cicho. Czy on właśnie powiedział Longbottomowie? Skup się na zadaniu przed tobą! Ściskając mocniej różdżkę, Harry powoli uniósł się na nogi. Był zdeterminowany, by zakończyć to na stojąco, jak jego rodzice wiele lat temu.
- Odpowiedz mi! – krzyknął Voldemort. – Imperio!
Zaklęcie szybko uderzyło w Harry’ego. Podobnie jak na zajęciach obrony, Harry poczuł, że jego wolna wola go opuszcza, ale zawalczył, by ją zachować. Nagle poczuł ciepło wypełniające ciało, a zaraz za nim falę energii. Pamiętał to uczucie, a teraz nie miał naszyjnika wokół szyi, by to kontrolować. Pierwsze uczucie nicości zniknęło, gdy złamał gwałtownie połączenie z klątwą Imperius, odsyłając Voldemorta na kilka kroków do tyłu.
Voldemort patrzył na Harry’ego rozszerzonymi oczami. Wszyscy śmierciożercy, którzy widzieli oczy Harry’ego zauważyli, na co Czarny Pan patrzy. W tych intensywnie zielonych oczach pojawił się nienaturalny błysk. Moc w tych oczach była przerażająca. Wyglądało to niemal tak, jakby bardzo stary i potężny czarodziej umieścił swoje oczy i moc w ciele nastolatka.
- Być może zbyt szybko cię osądziłem, Harry Potterze – powiedział z uśmiechem Voldemort. – Z pewnością jesteś potężny. Oparłeś się dzisiaj dwóm Niewybaczalnym. Dołącz do mnie, Harry. Mogę dać ci więcej, niż ten głupiec, Albus Dumbledore. Pomogę ci wyszkolić twoją magię na potężną broń. Pomyśl, co moglibyśmy zdziałać razem. Naprawdę wierzysz, że jesteś jedynym magicznym dzieckiem, źle traktowanym przez mugoli? Nie są nas godni, Harry. Zasługują na to, by być zniszczonym.
Harry nie musiał zastanawiać się nad tym.
- Nigdy do ciebie nie dołączę, Voldemort – powiedział, brzmiąc na bardziej pewnego siebie, niż się czuł. – Zabiłeś moich rodziców. To z twojego powodu zostałem do nich odesłany.
Voldemort syknął ze złości, unosząc różdżkę, ale Harry już się poruszał. Wskazując różdżką w grupę śmierciożerców, Harry posłał w nich zaklęcie Reducto, tworząc dziurę, przez którą mógł przebiec. Wystrzeliły klątwy, ale w jakiś sposób Harry wiedział, gdzie były i był w stanie poruszać się tak, by nic go nie uderzyło. Było to niemal tak, jakby mógł wyczuć, co nadchodzi. Zmieniając kierunek, Harry zanurkował pod osłonę, a potem podczołgał się do innego nagrobka i ukrył za nim.
- Nie można zmieniać zasad, Harry – skarcił go głośno Voldemort, podchodząc bliżej. – Znajdę cię, a wtedy umrzesz jak twoi rodzice, tak jak twój przyjaciel, którego Barty musiał zabić z twojego powodu.
Harry poczuł, że jego dłonie zaciskają się w pięści. Voldemort nie namiesza mu teraz w głowie. Ustawiając swoje ciało, Harry wciął oddech i wypuścił go uspokajająco, czekając. Voldemort się zbliżał. Był dziesięć stóp od niego… pięć… trzy… dwie… jedną. W mgnieniu oka, Harry zerwał się na nogi, wyskoczył w powietrze, podciągając nogi do piersi, po czym wypchnął je z jak największą siłą do przodu w klatkę piersiową Voldemorta. Voldemort zatoczył się, a Harry wylądował w niskiej, skulonej pozycji.
Następny ruch zdawał się być w zwolnionym tempie. Gdy Harry wstał, Voldemort odzyskał równowagę. W tym samym momencie, ich różdżki uniosły się i skierowały w przeciwnika. Po cmentarzu rozbrzmiały dwa głosy. Nastolatek krzyknął: „Expelliarmus”, podczas gdy wysoki głos Voldemorta – „Avada Kedavra”. Zielone światło morderczego zaklęcia uderzyło w czerwone oszałamiacza.
Harry nagle poczuł, że jego różdżka wibruje mu w dłoni i zacisnął na niej uścisk. Nie puści… nie mógł puścić. Promień złotego światła nagle połączył dwie różdżki oraz czerwień dochodzącą od Harry’ego oraz zieleń od Voldemorta. Spoglądając na Czarnego Pana, Harry zobaczył, że Voldemort jest równie zszokowany, co on.
Kiedy Harry już myślał, że nie może być dziwniej, poczuł, że jest unoszony z ziemi wraz z Voldemortem i został przeniesiony na kawałek ziemi wolnej od nagrobków. Dało się słyszeć głosy śmierciożerców, którzy prosili Voldemorta o rozkazy. Stworzyli wokół nich krąg i wyciągnęli różdżki, gotowi wypalić w Harry’ego.
Jeśli to możliwe, złote połączenie między ich różdżkami dostrzegło to i natychmiast rozdzieliło się na niezliczone pasma, które wygięły się nad Harrym i Voldemortem, tworząc rozjaśnioną, złotą kopułę, oddzielającą ich od śmierciożerców. Nikt nie mógł ingerować w to, co się teraz działo. Harry i Voldemort byli teraz sami.
Voldemort krzyknął coś do swoich sługusów, ale Harry nie mógł zrozumieć, co. Był zbyt skupiony na tym, by utrzymać uścisk na różdżce, chwytając ją mocno obiema rękami. Dźwięk wypełnił jego uszy, znajomy dźwięk, który znał zbyt dobrze… to był śpiew feniksa. Harry zamknął oczy i słuchał. Piękny dźwięk z niekontrolowaną energią dały mu nadzieję. Nagle przypominał sobie drugie zadanie, gd użył drugiego wybuchu  do wypchnięcia zaklęcia z różdżki. Czy to teraz zadziała?
Wibracje jego różdżki drastycznie się zwiększyły. Otwierając szybko oczy, Harry zobaczył, że promień między nimi zmienił kształt. Teraz pojawiły się duże kulki światła, powoli poruszające się w kierunku różdżki Harry’ego. Musiał odepchnąć je do Voldemorta. Zamykając ponownie oczy, Harry skupił się na swojej różdżce i odepchnął kuleczki. Mógł poczuć, jak powoli poruszają się w stronę Voldemorta. Wylewał coraz więcej energii, skupiając się całkowicie na zadaniu. Powoli wibracje z jego różdżki zmniejszyły się wyraźnie, pozwalając Harry’emu otworzyć oczy i unieść wzrok na przeciwnika.
Różdżka Voldemorta wibrowała teraz gwałtownie, gdy złoty koralik połączył się z jej końcem. Dało się słyszeć rozbrzmiewający krzyk, gdy coś, co wyglądało jak dłoń, należąca do gęstego, szarawego ducha wynurzyło się z różdżki Voldemorta, a zaraz za nią głowa, pierś i ramiona. To był korpus Cedrica Diggory’ego. Harry niemal upuścił różdżkę z powodu szoku, obserwując, jak reszta Cedrica wychodzi z różdżki. Wyglądał zbyt stale, by być duchem, ale czym innym mógłby być?
Cedric stanął, zerkając na złoty promień łączący różdżki, po czym odwrócił się do Harry’ego.
- Wytrzymaj, przyjacielu – powiedział, a jego głos brzmiał niemal jak echo, przypomnienie czegoś, co Harry zapomniał.
Rozległ się kolejny krzyk, gdy kolejny… został wypchnięty z różdżki Voldemorta w podobny sposób, co Cedric. Był to staruszek, który wyglądał dziwnie znajomo, jak Harry zwyczajnie nie potrafił dopasować imienia do twarzy. Dlaczego nie mógł sobie przypomnieć? Mężczyzna miał w ręce laskę, pochylając się na niej i spoglądając na widok przed sobą. Przesunął się do boku Cedrica i spojrzał na Voldemorta.
- Więc on jest czarodziejem – powiedział ze zdumieniem mężczyzna, po czym odwrócił się do Harry’ego. – Walcz dalej, chłopcze. To on mnie zabił.
Harry został ocalony od odpowiedzi przez kolejną postać – czy cokolwiek to było – wynurzającą się z różdżki Voldemorta, ale tym razem była to kobieta. Harry wiedział, że jej nigdy wcześniej nie widział. Była wysportowana, nieco niższa od niego. Również zerknęła na scenę przed nią, po czym odwróciła się do Harry’ego.
- Wytrzymaj, Harry – powiedziała, a jej głos odbijał się tak, jak Cedrica i staruszka. – Nie puszczaj!
Trzy postacie zaczęły krążyć wokół kopuły, rzucając słowa otuchy w stronę Harry’ego i zdania, których Harry nie mógł usłyszeć, do Voldemorta, ale sądząc po spojrzeniach na ich twarzach, Harry wiedział, że nie były to przyjemne słowa. Z różdżki Voldemorta wyłoniła się kolejna głowa i w momencie, gdy Harry ją zobaczył, oddech uwiązł mu w gardle. Nic nie mogło go na to przygotować.
Szary cień kobiety z długimi włosami opadł na ziemię, wstał i spojrzał na niego. Dolna warga Harry’ego trzęsła się, a jego oczy wypełniły łzami. Patrzyła na niego jego matka.
- Wytrzymaj, synku – powiedziała łagodnie. – Twój ojciec nadchodzi… po prostu wytrzymaj, mój drogi.
Gdy jego matka dokończyła prośbę, Harry zobaczył postać wyłaniającą się z różdżki Voldemorta. Obecność rozmierzwionych włosów nie pozostawiła wątpliwości. James Potter opadł na ziemię i wyprostował się. Spojrzał na wiązką łączącą różdżki, zanim podszedł do Harry’ego, który czuł, że łzy spływają po jego twarzy. To było zbyt wiele. Harry mógł poczuć kolejny wybuch energii, który musiał zostać uwolniony.
- Musisz być silny, Harry – powiedział James, a jego głos odbijał się jak głosy reszty. – Kontroluj to, co czujesz. Twoja magia jest częścią ciebie, nie walcz z nią.
Harry spróbował skinąć głową, ale to było zbyt wiele. Harry krzyknął, odrzucając głowę do tyłu, a moc większa niż wszystko, wystrzeliła z jego różdżki, przez złote połączenie w Voldemorta. Nagle jedna wiązka stała się dwiema… dwie stały się czterema. Voldemort wrzasnął boleśnie, ale nie puścił różdżki. Ciało Harry’ego wypełnił ból, zwłaszcza w piersi. Co się działo?
- Zerwij połączenie, Harry! – krzyknął James. – Musisz to zrobić!
- Nie umiem! – zawołał chłopak, zerkając na swojego ojca. – Nie pozwoli mi!
- Harry, to twoja magia – powiedziała Lily, zbliżając się. – Tylko ty możesz ją kontrolować. Złam połączenie, a potem użyj tej potężnej magii, którą teraz czujesz, by zmienić Puchar w świstoklik. Wyobraź sobie hogwardzkie boisko do Quidditcha i powiedz Portus. To jedyny sposób, by uciec, synku.
Harry skinął głową, ale zrobienie tego było łatwiejsze do powiedzenia, niż do zrobienia.
- Harry, proszę, zabierz moje ciało z powrotem do moich rodziców – powiedział cicho Cedric. – Potrzebują zakończenia, tak jak ty.
Harry skinął ponownie, gdy kolejny wybuch mocy wypełnił jego ciało, ale zamiast tego szarpnął różdżkę, która wydawała się wybuchnąć. Z głośnym boom, Harry poczuł potężną siłę, uderzającą w jego pierś i posyłającą go do tyłu, tak samo, jak Voldemorta. Złota wiązka zniknęła, gdy Harry przeleciał przez powietrze z niesamowitą prędkością. Zanim się zorientował, jego plecy zderzyły się z ziemią, wysyłając w jego ciało kolejny ból. Całe jego ciało wrzasnęło z bólu, jego płuca wydawały się zaprzestać pracy, ale Harry wiedział, że musi się ruszyć.
Harry powoli przeturlał się na brzuch i rozejrzał się w poszukiwaniu Pucharu i ciała Cedrica, które były nie tak daleko przed nim. Ignorując protesty ciała, Harry wstał i ruszył do celu. Jego płuca błagały o powietrze. Jego głowa była zbyt ciężka, by trzymać się prosto. Harry wiedział, że był na skraju stracenia przytomności, ale zmusił swoje ciało do dalszego poruszania. Musiał to zrobić. Jego rodzice i Cedric liczyli na niego.
Kiedy Harry dotarł do celu, upadł na kolana, chwytając lewą ręką Cedrica za rękaw, a prawą wskazując różdżką w puchar. Zamykając oczy, Harry skupił się na boisku do Quidditcha, aż nie mógł go dokładnie widzieć w umyśle, po czym mruknął:
- Portus. – Oparł dłoń na Pucharze i natychmiast poczuł szarpnięcie w okolicach pępka. Jego oczy były zamknięte, podczas gdy cmentarz rozpłynął się w wirze kolorów. Udało mu się.
 Chwilę później Harry poczuł, że wbija się w ziemię, co wywołało kolejny ból w jego ciele. Leżał twarzą do dołu na grubej trawie, czekając, aż pochłonie go ciemność. Nie będąc już w stanie kontrolować kończyn, Harry zwolnił uścisk na Cedricu i różdżce, gdy tylko odległe dźwięki wypełniły jego uszy. Dwie pary rąk odwróciły go powoli. Dłoń dotknęła jego twarzy, ale Harry nie poruszył się. Nie miał żadnej energii.
- Harry, Harry, słyszysz mnie? – zapytał gwałtownie znajomy głos. – Harry, proszę, spójrz na mnie!
Zanim Harry mógł cokolwiek zrobić, ramiona uniosły go i pociągnęły go czyjejś piersi. Poczuł, że jest kołysany w przód i tył, co wysyłało ból przez jego plecy, które uderzyły już w drzewo i ziemię. Zbierając każdą możliwą siłę, Harry zmusił swoje oczy do otwarcia częściowo i zobaczył, że to Syriusz go kołysze. Wiedział, że nie ma wiele czasu. Nie trzeba było być geniuszem, by wiedzieć, że jeśli się nie będzie oddychało, umrze się. Harry powoli wyciągnął lewą rękę i złapał luźno płaszcz Syriusza, sprawiając, że jego ojciec chrzestny podskoczył w szoku i spojrzał na Harry’ego z ulgą.
- Harry, przestraszyłeś mnie – powiedział szybko Syriusz. – Trzymaj się. Poppy już idzie.
- S-Syriuszu, p-próbowałem – wyskrzeczał słabo Harry. Już słabe oświetlenie wydawało się znikać w ciemności. – P-Petti-grew… Crouch… prób-owałem… uratow-wać… Cedrica… prze… przepraszam… on wró-ócił… Spro-owadzili go… go z powrotem… - Ból, wyczerpanie i brak powietrza stały się dla Harry’ego zbyt wielkie i jego ramię opadło bezwładnie, uwalniając płaszcz Syriusza i opadając na ziemię. Oczy Harry’ego zamknęły się, a głowa opadła do tyłu. Żaden oddech nie uciekł z pomiędzy jego warg.
Na bardzo wiele lat, nikt nie będzie w stanie zapomnieć sceny przed ich oczami, gdy obserwowali, jak Syriusz Black, ze łzami spływającymi w dół jego twarzy, błaga swojego bezwładnego chrześniaka, by wrócił. Remus Lupin w końcu był w stanie wyciągnąć chłopca, który przeżył z ramion Syriusza i pobiec z nim do skrzydła szpitalnego w desperackiej próbie uratowania mu życia. Cedric Diggory został ogłoszony martwym i wyglądało na to, że Harry Potter był tylko kilka chwil od podążenia za nim. Nikt w Hogwarcie nie czuł ochoty na świętowanie.



Tak, to jest przedostatni rozdział :D Ostatni dodam jeszcze dzisiaj wieczorem, więc liczę na jak największą liczbę komentarzy ^^

2 komentarze:

  1. No i Voldek się doczekał i dostał kopa w tyłek całość jest podobnie opisana jak w orginale ale ta wersja bardziej mi odpowiada weny życzę Agnieszka 😀

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    wspaniały rozdział, uda im się go uratować, prawda? walczył wspaniale z Voldemortem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń