Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

sobota, 8 lipca 2017

SR - Rozdział 8 – Niezniszczalne środki ostrożności?


Ostatecznie Ron i Hermiona uratowali Harry’ego, wyciągając go ze skrzydła szpitalnego na kolację. Nie zadawali pytań na temat tego, co się stało wieczorem, co oznaczało, że czekali, aż Harry sam zacznie temat albo już rozmawiali o tym z profesorem Dumbledorem. Znając ciekawość i wytrwałość Rona i Hermiony lepiej niż inni, Harry wybrał drugą opcję.
Idąc w stronę Wielkiej Sali, Harry słuchał, jak Ron i Hermiona w kółko opowiadają o przybyciu dwóch szkół z zeszłego wieczora, Czarze Ognia, która miała wybrać reprezentantów, o tych, którzy włożyli swoje imiona do Czary, razem z tymi, którzy próbowali, ale im się nie udało, jak Fredowi Weasleyowi, George’owi Weasleyowi i ich przyjacielowi, Lee Jordanowi. Najwyraźniej wokół Czary została nałożona linia wieku i ci, którzy nie mieli jeszcze siedemnastu lat, nagle musieli nosić wyjątkowo długie, białe brody. Harry ledwo powstrzymał śmiech, kiedy o tym usłyszał. Fred i George byli tak pewni, że oszukają profesora Dumbledore’a i się dostaną.
- Myślę, że Angelina Johnson jest najlepszym wyborem w Gryffindorze – powiedział Ron, kiedy weszli do Wielkiej Sali. Wciąż była dość pusta, ponieważ kolacja miał być za kolejną godzinę. Angelina była ścigającą w gryfońskiej drużynie Quidditcha. – Jest lepsza niż ten cały Diggory. Wciąż nie mogę uwierzyć, że sądzisz, że jego uczestnictwo to dobry pomysł, Harry. W zeszłym roku niemal cię nie zabił.
Harry powstrzymał irytację, siadając przy stole Gryfonów z Ronem po prawej, a Hermioną po lewej stronie.
- To nie prawda – powiedział, desperacko starając się trzymać swojej cierpliwości. – Co ty byś zrobił, Ron, gdybyś był na jego miejscu. Miałem Błyskawicę. Byłem największym zagrożeniem dla ich drużyny. Najwięcej sensu miało wyrzucenie mnie z gry. Poza tym, nie próbował mnie zabić. Cedric Diggory gra fair. Angelina też. Oboje byliby dobrym wyborem dla Hogwartu.
- Harry ma rację, Ron – dodała rzeczowo Hermiona, wyciągając książkę z torby i przygotowując się do czytania. – To tylko gra. To powinna być przyjacielska rywalizacja między szkołami. Poza tym, Diggory przeprosił za to, co się stało. Dlaczego wciąż cię to denerwuje?
Ron nachmurzył się, zakładając ramiona na pierś jak uparte dziecko.
- Wiesz, było dużo zabawniej, zanim stałeś się rozsądnym Harrym – powiedział z frustracją. – Myślałem, że pan Black i pan Lupin zmienią cię w Huncwota, nie drugą Hermionę.
Harry uśmiechnął się na ten komentarz.
- Syriusz chciał mnie zmienić w Huncwota, Ron – powiedział z rozbawieniem. – Niestety, Remus dopadł mnie pierwszy. To on był tym rozsądnym wśród Huncwotów, kiedy byli w szkole. Chyba od czasu do czasu to on trzymał w ryzach Syriusza i mojego tatę. Nie powiedziałeś Fredowi i George’owi o Lunatyku, Łapie i Rogaczu, prawda?
Ron potrząsnął głową.
- Żartujesz sobie? – zapytał. – Masz pojęcie, co oni by zrobili, gdyby się dowiedzieli, że jesteś synem Huncwota? Masz pojęcie, co zrobiliby, gdyby się dowiedzieli, że pan Lupin i pan Black są Huncwotami? Zażądaliby, żeby im powiedzieli o każdym żarcie, który kiedykolwiek wykręcili i zgadnij, na kim by je testowali: na M-N-I-E, mnie! Mowy nie ma! Nie mam zamiaru być ich królikiem doświadczalnym!
Spoglądając na Hermionę, Harry dostrzegł uśmiech na jej twarzy. Przynajmniej nie był jednym, który uznawał to za zabawne.
- Masz rację, Ron – powiedział Harry zamyślony. – Może powinienem im powiedzieć. Hermiona powiedziała mi o ich planach na założenie sklepu z żartami, a gdyby Syriusz i Remus im pomogli…
- Nie ośmielisz się, Harry – ostrzegł Ron, ale nie dało się zaprzeczyć obecności strachu w jego głosie.
Uczniowie powoli zaczęli wypełniać Wielką Salę. Ron dał Harry’egmu do zrozumienia, że Viktor Krum był jednym z uczniów z Durmstrangu, który próbował dostać się do Turnieju. Harry’emu ciężko było uwierzyć, że Krum wciąż jest w szkole, kiedy słuchał, jak Ron kontynuuje i mówi o tym, że chciałby autograf Kruma i zdobyć się na odwagę, by porozmawiać z międzynarodową gwiazdą Quidditcha.
Harry’emu trudno było zachować ciszę. Nie umiał uwierzyć, w jaki sposób Ron mówi o Krumie. Brzmiało to niemal tak, jak traktowali go bracia Creevey. Naprawdę myślał, że Ron nie da się złapać w to całe szaleństwo wokół sław, ponieważ Ron widział w pierwszej kolejności rzeczywiste skutki. Na szczęście, przybyli ich koledzy z dormitorium, Seamus Finnegan, Dean Thomas i Neville Longbottom, dzięki czemu Ron mógł mówić o swojej obsesji z nimi. Parvati Patil i Lavender Brown przybyły krótko za nimi, zajmując miejsca naprzeciw Harry’ego i Hermiony. Skoro wokół niego rozmawiano, Harry zagłębił się w swoje własne myśli i nadal nic nie rozumiał.
Rozglądając się dookoła, Harry wreszcie zauważył, że Czara Ognia była ustawiona przed miejscem Dumbledore’a przy stole nauczycielskim. Ogromna kobieta, która mogła rywalizować z Hagridem jeśli chodzi o wzrost, siedziała po prawej stronie Dumbledore’a. Nosiła czarną satynę, a długie włosy mocno związała. Jej czarne oczy nigdzie nie patrzyły tak przyjaźnie, jak na Hagrida, kiedy wydawała się skanował tłum uczniów.
Po lewej stronie Dumbledore’a siedział mężczyzna, który nosił futro i miał krótkie, szaro-białe włosy, zaczesane do tyłu. Wydawał się mały, w porównaniu do kobiety, ale nieco wyższy od profesora Snape’a, który siedział po jego prawej. Mężczyzna miał również kozią bródkę, która ukrywała większość jego podbródka. Od czasu do czasu spoglądał na profesora Snape’a, który wydawał się chcieć tylko kompletnie owego mężczyznę zignorować.
Zauważając zdezorientowanie Harry’ego, na widok stołu nauczycielskiego, Hermiona poinformowała go, że ogromna kobieta to Madame Maxime z Beauxbatons, a mężczyzna to profesor Karkaroff z Durmstrangu. Poza dwoma odwiedzającymi nauczycielami, przy stole byli obecni Lugo Bagman i pan Crouch. Harry nie potrafił powstrzymać ulgi na myśl, że Syriusza tu nie ma, ponieważ miałby poważny problem z panem Crouchem.
W końcu przybył profesor Dumbledore i rozpoczął ucztę. Przez to, że stracił niemal cały dzień posiłków, Harry myślał, że będzie umierać z głodu, ale jego umysł nadal zajmował się tym, co się stało zeszłego wieczora i tego popołudnia. Bezmyślnie bawił się naszyjnikiem, który owijał jego szyję, jedząc powoli. Ukrył go przed niechcianym widokiem pod kołnierzykiem koszulki i chciał, by tam pozostał. Nie miał pojęcia, jak ma wyjaśnić to Syriuszowi i Remusowi, nie wspominając o Ronowi i Hermionie.
Ostatecznie talerze zostały wyczyszczone i Salę wypełniła cisza. Wszyscy spojrzeli na stół nauczycielski i obserwowali, jak profesor Dumbledore wstaje, by zwrócić się do swoich odbiorców.
- Skoro wszyscy są najedzeni i napojeni, Czara za chwilę podejmie decyzję – powiedział. – Dla tych którzy będą wybrani, proszę podejść i pójść do komnaty za nami, żeby otrzymać instrukcje.
Nagle zgasły wszystkie świeczki, poza tymi w wydrążonych dyniach. Czara zdawała się świecić błękitno-białymi płomieniami. Napięcie w Sali pogłębiło się, gdy wszyscy czekali. Kilka osób sapnęło, kiedy płomienie zmieniły się na czerwone, a potem iskry wyleciały w górę niemal jak fajerwerki. Sekundę później, wielkie płomienie wybuchły, wyrzucając w powietrze kawałek pergaminu. Dumbledore wyciągnął go z płomieni, ale trzymał blisko światła, by móc przeczytać imię, podczas gdy płomienie wróciły do swojego pierwszego błękitno-białego koloru.
- Pierwszy reprezentant jest z Durmstrangu – ogłosił profesor Dumbledore. – Viktor Krum!
Oklaski wypełniły Salę. Harry zauważył, że Viktor Krum wstaje z miejsca przy stole Slytherinu i idzie do wyznaczonego miejsca. Profesor Karkaroff pogratulował swojemu uczniowi, kiedy ten koło niego przeszedł, klaskając głośniej niż wszyscy inni. Wydaje się, że wszyscy dopingowali Kruma, by był reprezentantem Durmstrangu.
Kiedy hałas zniknął, wszyscy ponownie spojrzeli na Czarę i czekali. Nie musieli długo czekać, aż płomienie zmienią się na kolor czerwony, kiedy wyleci z nich kolejny pergamin. Po raz kolejny profesor Dumbledore złapał go i przytrzymał blisko płomieni, by przeczytać wybranego reprezentanta.
- Dla Beauxbatons – powiedział Dumbledore. – Reprezentantką będzie Fleur Delacour!
Brawa dla drugiego reprezentanta były z pewnością bardziej uprzejme niż za pierwszym razem. Kilka koleżanek reprezentantki zaczęło płakać, kiedy wysoka, młoda kobieta o srebrnych włosach weszła do komnaty, dołączając do Kruma. Harry nie mógł nie zauważyć, że druga reprezentantka przypomina lekko Wilę, ale trzymał buzię na kłódkę. Doświadczenie, jakie miał z Remusem, mówiło mu, że nie wszyscy byli otwarci na półludzi, jeśli właśnie tym była Fleur Delacour.
Po raz trzeci cisza wypełniła salę, kiedy wszyscy skupili się na Czarze. Został tylko jeden reprezentant do wybrania, ten z Hogwartu. Każdy dom czekał w napięciu, chcąc, by to ktoś z nich został wybrany. Wydawało się to trwać wieczność, ale w rzeczywistości po kilku chwilach Czara zmieniła kolor na czerwony, po czym wystrzeliły iskry. Duże płomienie wydały z siebie kawałek pergaminu, zawierający imię ostatniego reprezentanta.
Profesor Dumbledore chwycił pergamin i spojrzał na imię, po czym zwrócił się do personelu i uczniów.
- I z Hogwartu – powiedział uprzejmie. – Cedric Diggory!
Cały stół Puchonów wybuchł oklaskami, wstając wraz z całym stołem Krukonów. Duża część Gryfonów również wstała i zaczęła klaskać. Harry był wśród nich. Cedric wydawał się przytłoczony, kiedy wycofywał się do komnaty, gdzie czekali inni reprezentanci. Powoli aplauz ucichł, pozwalając ponownie przemówić Dumbledore’owi.
- Teraz, gdy zostali wybrani reprezentanci – zaczął Dumbledore, – mam nadzieję, że wszyscy pomożecie im, jak tylko potrzebują. Czasami odrobina zachęty wystarczy, by…
Czara zszokowała wszystkich, ponownie przybierając kolor czerwony. Wybuchło mamrotanie, kiedy wystrzeliły iskry. Po raz czwarty tego wieczora płomienie uniosły się w górę wraz z kawałkiem pergaminu. Profesor Dumbledore ostrożnie wyciągnął go z ognia i przeczytał imię. Cisza wypełniła salę, kiedy Dumbledore zamrugał i odetchnął głęboko. Odchrząknął, po czym uniósł wzrok na uczniów, który czekali z mieszaniną zdezorientowania i zaskoczenia.
- Harry Potter – ogłosił profesor  Dumbledore.
Początkowo Harry pomyślał, że słuch go myli. Przesłyszał się. Musiał. Profesor Dumbledore nie wymówił jego imienia. To był tylko sen… bardzo zły sen, z którego wkrótce się obudzi. To było jedyne wyjaśnienie. Niestety, kiedy wszyscy skupili swoją uwagę na nim, Harry wiedział, że się nie przesłyszał. Wiedział, że ten koszmar jest rzeczywistością.
Harry zamknął oczy, w kończy zaczynając przetwarzać to, co usłyszał.
- Proszę, niech to się nie dzieje – poprosił cicho, ale nie dostał żadnej odpowiedzi, jak się tego spodziewał. Otwierając oczy, Harry nie odważył się rozejrzeć. Nie chciał widzieć ich zszokowanych min, podejrzeń albo wściekłych spojrzeń, które prawdopodobnie właśnie dostawał.
- Harry Potterze – zawołał ponownie profesor Dumbledore. – Proszę podejść.
Harry wstał niechętnie i podszedł do stołu nauczycielskiego, powoli potrząsając głową. Był uwięziony pomiędzy uczuciem niedowierzania i złości. Dlaczego to nie mógł być jeden normalny rok? Dlaczego zawsze musi się wyróżniać? Spoglądając prosto na profesora Dumbledore’a, Harry zauważył, że staruszek dostrzegł jego emocje i wskazał mu, żeby dołączył do reprezentantów w komnacie za stołem. Na twarzy dyrektora nie było uśmiechu. Ani zadowolenia tym wydarzeniem.
Harry nawet nie spojrzał na nikogo innego, podążając tą samą drogą, co trzej poprzedni uczniowie. Wchodząc, Harry nie zwracał uwagi na szczegóły pomieszczenia ani na trzech znajdujących się tam nastolatków. Po prostu podszedł do rogu pokoju i usiadł na podłodze, przyciągając kolana do piersi. Zignorował zdezorientowane spojrzenia od trzech reprezentantów, którzy stali przy kominku.
Pierwszy odezwał się Cedric Diggory.
- Harry? – zapytał z ciekawością. – Harry, wszystko w porządku?
Harry tylko potrząsnął głową i schował twarz w kolanach. Nigdy wcześniej tak okropnie nie chciał zniknąć, jak teraz. Jak, do licha, miał być częścią czegoś, co było przeznaczone dla siedemnastoletnich uczniów? Usłyszał, że ktoś się przybliża i kuca przed nim, ale nie mógł się zmusić, by spojrzeć w górę, by sprawdzić, kto to.
Drzwi ponownie się otworzyły i do środka wpadła spora grupa ludzi. Harry pozostał kompletnie nieruchomo, mimo wszystko mając nadzieję, że nie zostanie zauważony. Wszyscy jednocześnie zaczęli mówić. Harry szybko zakrył rękami uszy, chcąc ich uciszyć. Wiedział, że mówią o nim. Wiedział, że na niego narzekają. Wiedział, że nikt go nie obroni.
- Panie i panowie – powiedział głośno profesor Dumbledore, uciszając sprzeczkę. – Nie potrafię wyjaśnić, jak zostało wybrane imię Harry’ego, ani dlaczego mamy czterech reprezentantów zamiast trzech. I zanim zacznie pan, profesorze Karkaroff, mogę zapewnić, że Harry nie znalazł sposobu na ominięcie Linii Wieku, ani nie przekonał kogoś innego do włożenia do Czary jego imienia. Od wczorajszej kolacji był w skrzydle szpitalnym.
- Więc jak to wyjaśnisz? – zapytał profesor Karkaroff. – Nie może być dwóch reprezentantów Hogwartu, a tylko jeden dla pozostałych szkół.
- Niestety nic nie możemy z tym zrobić – powiedział krótko pan Crouch. – Wyraźnie jest postawiona zasada, że ci, wybrani przez Czarę Ognia, muszą wziąć udział w Turnieju. Ponieważ ogień zgasł, nie wybierzemy więcej reprezentantów, aż do następnego Turnieju.
- Więc musimy to zaakceptować? – krzyknął Karkaroff. – To nie do przyjęcia! Wiedziałem, że to nigdy nie zadziała! Powinienem zabrać moich uczniów i odejść!
- Ale nie możesz, Karkaroff – warknął profesor Moody. – Twój reprezentant musi wziąć udział razem z resztą. To magiczny, wiążący kontrakt. Całkiem wygodnie, nie sądzisz?
- O czym ty mówisz, Moody? – zapytał Karkaroff.
- Cóż, to całkiem oczywiste, jeśli się o tym pomyśli – burknął Moody. – Ponieważ wykluczyliśmy, że Potter wrzucił do Czary swoje imię, jedynym możliwym wyjaśnieniem jest to, że ktoś włożył imię Pottera, wiedząc, że jak wszyscy inni zostanie zmuszony do konkurowania. Będzie musiał zmierzyć się z niebezpieczeństwami, które zostały opracowane na wiedzę siedemnastolatków. Jeśli spojrzysz na Pottera, zobaczysz, że to zdecydowanie ostatnie miejsce, w którym chciałby być.
Jakby na sygnał, wszyscy rozejrzeli się po pomieszczeniu, aż zauważyli kogoś skulonego w rogu obok Cedrica. Profesor McGonagall podeszła szybko do boku Harry’ego, wiedząc, że to ona jest za niego odpowiedzialna, ponieważ był z jej domu i nikt inny nie byłby na tyle mądry, a przecież wizytujący dorośli nie byli świadomi tego, jak Harry blisko jest z personelem.
- Panie Potter, wszystko dobrze? – zapytała.
Harry powoli spojrzał na nią, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu, zauważając, że wszyscy się na niego gapią. Pocierając oczy pod okularami, Harry wiedział już, że nie ma czasu na kompletną szczerość i skinął głową. Mimo to napotkał spojrzenie Dumbledore’a i oboje wiedzieli, że był daleko od stanu „dobrze”.
- Wracając do tematu – ogłosił Bagman, starając się zmienić temat. – Barty, reprezentanci potrzebują swoich instrukcji.
Pan Crouch wydawał się wyrwany z głębokich myśli, kiedy oczyszczał gardło.
- Tak, w pierwszym zadaniu przetestujemy waszą odwagę – powiedział. – Nie dowiecie się, co to będzie, aż do dnia zadania. Dwudziesty czwarty listopada. Żaden z was nie może prosić ani zaakceptować pomocy w zadaniach Turnieju od nauczycieli. Zmierzycie się z waszym pierwszym wyzwaniem uzbrojeni tylko w różdżkę. Kiedy ukończycie zadanie, otrzymacie informację do następnego. Ponieważ Turniej jest bardzo absorbujący, wszyscy jesteście zwolnieni z końcowo rocznych egzaminów. To wszystko, prawda, Albusie?
- Tak myślę – powiedział profesor Dumbledore, kiwając głową. – Wiesz, że z największą radością ugościmy cię w Hogwarcie, Barty…
- Nie, muszę wrócić do Ministerstwa – przerwał mu Crouch. – Młody Weatherby został na służbie i pewnie go to przytłoczyło.
Wszyscy wzięli to jako sygnał do odejścia. Madame Maxime wyprowadziła z pomieszczenia Fleur, a za nią podążył profesor Karkaroff z Viktorem. Harry dostrzegł, że Fleur i Viktor patrzą na niego z mieszaniną podejrzeń i zdezorientowania na twarzach… no, bardziej na twarzy Fleur niż Viktora. Viktor wydawał się mieć tylko jeden wyraz twarzy, dość ponury.
- Cedricu, proponuję, żebyś wrócił do wieży Hufflepuffu – polecił profesor Dumbledore uprzejmym, ale stanowczym tonem. – Myślę, że twoi koledzy z niecierpliwością czekają na twój powrót, by świętować.
Diggory skinął głową i wstał. Obejrzał się na Harry’ego, zanim wyszedł. Kiedy zamknęły się drzwi, Harry wiedział, że ma kłopoty. To, że jest się otoczonym przez profesora Dumbledore’a, McGonagall, Moody’ego i Snape’a z pewnością nie było dobre, nie ważne, kim się było.
Zamykając oczy, odchylając głowę do tyłu, aż uderzyła w ścianę. Popatrzył w sufit, tak naprawdę go nie widząc. Wiedział, że żaden z innych reprezentantów nie uwierzy, że nie ma z tym nic wspólnego, co oznaczało, że cała szkoła również nie da temu wiary. Czy wesprą go? Znienawidzą? Wyśmieją? Harry mówił tylko zadrżeć na tą myśl. To właśnie dlatego w ogóle nie chciał brać w tym udziału.
- Harry, wiem, że nie jestem w stanie powiedzieć nic, co złagodziłoby twoje obawy, ale muszę nalegać, żebyś spróbował nie tracić głowy – powiedział cierpliwie profesor Dumbledore, starając się wyciągnąć z Harry’ego jakieś słowa. – Dowiemy się, kto włożył twoje nazwisko do Czary.
Harry usiadł prosto i spojrzał bezpośrednio na Dumbledore’a.
- A jaki to ma sens? – zapytał zwyczajnie. – Wciąż muszę w tym uczestniczyć. – Westchnął i wstał. Musiał się stąd wydostać. Musiał pomyśleć o tym w samotności. – Zaraz się obudzę – dodał cicho, po czy w ciszy wyszedł. Jasne było, że Harry jest daleki od nie tracenia głowy.
Idąc przez już pustą Wielką Salę, Harry starał się wymyślić jakieś miejsce, gdzie mógłby iść. Wieża Gryffindoru była na ostatnim miejscu. Nie chciał jeszcze zmierzyć się z kumplami. Wszyscy będą albo obrażeni, że osiągnął coś, czego oni nie potrafili, albo będą mu gratulować, że może reprezentować Dom Gryffindora. Harry nie chciał słyszeć ani tego, ani tego.
Zanim Harry się zorientował, znalazł się w Sowiarni z Hedwigą na ramieniu. Spojrzał w ciemność nocy i cicho pomodlił się, żeby to wszystko było żartem, pomimo że w głębi siebie wiedział, że to prawda. Zaczęła go ogarniać panika. Co miał powiedzieć Syriuszowi i Remusowi? Czy mu uwierzą? Czy ktokolwiek uwierzy? Harry z ledwością wierzył, więc jak mógł oczekiwać, że zrobi to ktoś inny? Jego jedyną ochroną było to, że był cały czas w skrzydle szpitalnym. To dlatego uwierzyli mu nauczyciele.
A przynajmniej tak powiedzieli.
Harry westchnął i przechylił się przez poręcz, wciąż patrząc w ciemność. Nie wiedział, kiedy stał się taki sceptyczny wobec wszystkich. Może to wtedy, kiedy odkrył, że jego niewinny ojciec chrzestny był uwięziony przez dwanaście lat bez procesu. Może to wtedy, kiedy odkrył, jak czarodziejski świat strasznie traktuje wilkołaki. Może to przez trening z Syriuszem. Ciężko mu było powiedzieć. Harry wiedział tylko, że jego pogląd na świat się zmienił. Problemem było to, że naprawdę nie wiedział, co jeszcze się zmieniło.
- Zdajesz sobie sprawę, że jest po ciszy nocnej, Potter – powiedział za nim uszczypliwy głos, sprawiając, że Harry podskoczył i odwrócił się, dostrzegając profesora Snape’a. – Boisz się spotkać z czczącą cię publiką?
Harry odwrócił się z powrotem, ponownie wpatrując w ciemność.
- Nic pan o mnie nie wie, profesorze – powiedział cicho. – Gdyby pan wiedział, zrozumiałby, że to ostatnia rzecz, jakiej pragnę. – Usłyszał, że profesor Snape podchodzi parę kroków bliżej i poczuł zdumienie z powodu tego, że mężczyzna jeszcze nie zaczął odejmować punktów Gryffindorowi.
- Ach, tak? – zapytał chłodno Snape, nie pozostawiając żadnych śladów, że naprawdę się o to troszczył. – Więc czego pragniesz?
Zamykając oczy i cicho licząc szybko do dziesięciu, by utrzymać w ryzach swój temperament, Harry wyciągnął rękę i poczekał, aż Hedwiga przesunie się z ramienia na rękę. Gdy tylko usiadła na nowej żerdzi, Harry spojrzał w jej oczy i zerknął na inne sowy. Hedwiga zahukała i odleciała, lądując obok śpiącej, brązowej sowy. Odwracając się, Harry napotkał zimne spojrzenie profesora Snape’a swoimi własnymi, błagającymi oczami.
- Pragnę zniknąć – powiedział Harry szczerze. – Pragnę być jak wszyscy inni… być nikim.
Oczy profesora Snape’a zwęziły się na moment. Wyglądał niemal tak, jakby starał się zrozumieć, czy Harry mówi prawdę, patrząc w oczy nastolatka. Nie czując się komfortowo pod wpływem wzroku Mistrza Eliksirów, Harry odwrócił wzrok i obszedł nauczyciela, chcąc jak najszybciej odejść. Jaki był tego sens? I tak nikt mu nie uwierzy.
- Panie Potter – powiedział profesor Snape, kiedy Harry dotarł do drzwi. – Wszyscy mamy jakieś pragnienia. Problemem jest to, że większość z nas nie będzie ich w stanie zrealizować. Lepiej zaakceptować to, co los daje, niż marnować czas na marzenia, które nigdy się nie ziszczą.
- Wiem – powiedział cicho Harry. – Po prostu nie znoszę tego, że chcę coś, co inni mają zagwarantowane.
Zostawił profesora Snape’a w ogłuszającej ciszy. Wiedział, że Snape zawsze zakładał, że kocha rozgłos, który wziął się z bycia chłopcem, który przeżył. Wiedział, że pewnie wszyscy inni zakładają to samo. Harry został nagle wyrwany ze swoich myśli, kiedy dotarł do Grubej Damy. Wymamrotał hasło, po czym w ciszy wszedł do środka. Rozglądając się, dostrzegł, że wszyscy się poddali, czekając na niego.
Harry nie mógł powstrzymać ulgi.
Tak cicho, jak to możliwe, Harry wbiegł na górę do dormitorium, mimo wszystko mając nadzieję, że jego współlokatorzy już śpią. Wszedł powoli do środka i natychmiast przytłoczyła go ciemność i chrapanie Rona i Neville’a. Cóż, przynajmniej oni śpią, zauważył Harry.
Problemem było to, że Harry był całkiem rozbudzony, bo spał przez większość dnia. Zdjął buty i wycofał się na parapet, patrząc w pochmurną ciemność. W końcu czuł wychodzącą na powierzchnię frustrację i chciał tylko uderzyć w ścianę, jednak wiedział, że pewnie obudziłby większość Wieży… cóż, może wszystkich oprócz Rona.
Harry spędził resztę nocy, starając się nie myśleć o kompletnie niczym, co było łatwiejsze do powiedzenia, niż zrobienia. Zanim nadszedł świt, Harry wewnętrznie przeszedł przez wszystkie możliwe reakcje Rona, Hermiony, Syriusza i Remusa, jakie tylko mogłyby być i żadna nie skończyła się dobrze. Z każdym scenariuszem, wyobraźnia Harry’ego zwiększała się i reakcje jego przyjaciół i rodziny stawały się gorsze.
Patrząc na jezioro, Harry obserwował powolny wschód słońca, oświetlający statek Durmstrangu. Wydawało mu się niemożliwe do uwierzenia, jak wszystko wywinęło się spod kontroli w ciągu dwóch dni. Dwa dni temu Harry musiał martwić się tylko o swoją pracę domową. Cóż, dwa dni temu martwił się też wybuchami magii, ale teraz już się tym zajęto. Jeden krok do przodu, dwa do tyłu.
Opierając głowę o chłodne okno, Harry ponownie starał się nie myśleć. Wiedział, że byli ludzie, którzy mu nie uwierzą. Wiedział, że się wyróżniał tak, jak wtedy, kiedy mieszkał z Dursleyami. Wszyscy będą z niego drwili. To niezwykłe, jak jego życie było podobne, nie ważne, w jakim świecie żył.
Nie będąc w stanie dłużej czekać, Harry zeskoczył z parapetu i podszedł do kufra. Nie zajęło mu dużo czasu znalezienie lusterka, które Syriusz dał mu na wypadek sytuacji kryzysowej, a to zdecydowanie była taka sytuacja. Musiał porozmawiać ze swoimi opiekunami. Potrzebował ich pomocy.
Harry założył buty, chwycił płaszcz i założył go, wychodząc z dormitorium tak cicho, jak do niego wszedł, nie dając nawet znaku, że w ogóle był tu zeszłej nocy. Zeszedł po schodach, przez pokój wspólny, wyszedł z wieży Gryfonów i z zamku. Potrzebował jakiegoś miejsca, gdzie nikt by go nie znalazł przez jakiś czas. Potrzebował miejsca, w którym nikt nie usłyszy krzyku Syriusza.
Siadając przy jeziorze, Harry spojrzał w lusterko w swojej ręce i zawołał swojego ojca chrzestnego, w duchu błagając, by mężczyzna miał swoje lusterko pod ręką. Kiedy nie otrzymał odpowiedzi, Harry zawołał jeszcze raz, tym razem głośniej. Po długiej chwili milczenia, Harry był gotów się poddać, kiedy w lusterku pojawiła się zaspana twarz Syriusza Blacka.
- Harry? – zapytał Syriusz z zakłopotaniem. – Harry, naprawdę musisz przestać naśladować Lunatyka. Nikt o zdrowych zmysłach nie wstaje tak wcześnie w sobotę. – Syriusz milczał przez chwilę, aż jego oszołomienie minęło. Spojrzał uważnie na Harry’ego i zmarszczył brwi. – Spałeś w ogóle w nocy?
- Nie – odpowiedział szczerze Harry. – Syriusz, coś się stało, a ja nie wiem, co robić.
Syriusz potarł oczy, już kompletnie obudzony.
- Miałeś kolejny epizod? – zapytał natychmiast.
Harry potarł kark.
- Nie… tak, miałem jeden, ale to nie dlatego muszę z tobą pomówić – powiedział szybko. – Syriusz, ktoś wprowadził mnie do Turnieju. Przysięgam, że to nie byłem ja. Nie wiem, kto to zrobił, ale Crouch, Bagman i Dumbledore powiedzieli, że muszę w tym wziąć udział. Pomagałeś to zorganizować. Proszę, powiedz mi, że jest jakiś sposób, by się z tego wyplątać.
Syriusz wyglądał na kompletnie zdezorientowanego.
- Zwolnij, Rogasiątko – powiedział. – Zacznij od początku i nie pomijaj żadnego szczegółu.
Więc Harry to zrobił. Powiedział Syriuszowi tak wiele, ile tylko zapamiętał o bólu głowy i o tym, co zrobił profesor Dumbledore, by naprawić ten problem. Potem kontynuował i wyjaśnił, dlaczego niemożliwym jest, by sam zgłosił się do Turnieju i powiedział o wszystkim, co się stało, po tym, jak zostało wywołane jego imię. Powiedzenie, że Syriusz był wściekły to nieporozumienie. Na szczęście, Syriusz nie był zły na Harry’ego.
- Nie mogę uwierzyć, że Dumbledore się z nami nie skontaktował – krzyczał głośno Syriusz. – Naprawdę nie wiem, co możemy zrobić w sprawie Turnieju, ale zaufaj mi, powiem Lunatykowi o wszystkim i z pewnością zamienię też słówko z Dumbledorem. Nie miał prawa wrzucać cię w to całe bagno bez konsultacji ze mną. – Syriusz powściągnął swój język, uspokajając się. – Nie ważne, jakie to będzie trudne, Harry, staraj się o to nie martwić. Wierzę ci. Wiem, że nigdy byś nie włożył swojego nazwiska do Czary. Wyjaśnij przyjaciołom, co się stało. Kiedy zobaczą, jaki jesteś strapiony z tego powodu, będą musieli ci uwierzyć. Jeśli ci nie uwierzą i zaczną cię krytykować, to oznacza, że od początku nie byli naprawdę twoimi przyjaciółmi.
- Syriuszu, co mam zrobić? – zapytał Harry ze strachem. – Jak mam o tym nie myśleć?
- Posłuchaj, Harry, ja z Lunatykiem wkrótce do ciebie spadniemy – powiedział pocieszająco Syriusz. – Coś wymyślimy. Obiecuję.
Teraz Harry poczuł się źle, że powiedział Syriuszowi prawdę. Nie myślał, że Syriusz rzuci wszystko i do niego przyjdzie. Chciał tylko z kimś porozmawiać.
- Syriusz, nic mi nie będzie – powiedział szybko. – Naprawdę. Nie musicie przychodzić. Jestem pewny, że ty i Lunatyk macie ważniejsze rzeczy do roboty…
- Niezła próba, Harry – przerwał mu Syriusz. – Nic nie jest ważniejsze od ciebie. Razem z Remusem będziemy z tobą, zanim się spostrzeżesz. I tak musimy naprostować kilka rzeczy z Dumbledorem. Trzymaj się, dzieciaku.
Harry obserwował, jak Syriusz znika z lusterka. Zimna poranna bryza sprawiła, że Harry zadrżał, zmuszając go to zawinięcia mocniej płaszcza. Wiedział, że nie może tu zostać dłużej, ale naprawdę nie chciał wracać do zamku. To, że Syriusz mu wierzył, to dobra wiadomość. Złą było to, że Syriusz i Remus przyjeżdżali do Hogwartu i pewnie nie będą wtedy w dobrych nastrojach. Pytaniem było, czy Ron i Hermiona też mu uwierzą.
Nie miał pojęcia, jak długo siedział nad jeziorem, po prostu patrząc w przestrzeń. Na płaszcz miał rzucone zaklęcie ogrzewające i nie czuł dłużej porannego chłodu, ale wiedział, że nie może zostać tu na zawsze. Syriusz miał rację. Musiał zająć się czymś innym. Zanurkowanie w pracę domową będzie dobrym wyjściem, ale to również wymagało powrotu do wieży Gryfonów.
A to całkowicie nie wchodzi w rachubę.
Przesunął się tak, by opierać się plecami o skałę i zamknął oczy, słuchając. Słyszał, jak woda uderza o brzeg i statek Durmstrangu, gałęzie drzew szeleszczą na wietrze i odległe hałasy różnych leśnych stworzeń. Skupiając się na tym, Harry czuł, jak się relaksuje. Czuł, jak dopada go wyczerpanie, spowodowane całą nocą na nogach.


Jutro dodam ostatnią miniaturkę z serii MNK, a koło środy będzie rozdział NDH ;) Co do PDP, brak mi weny i motywacji do pisania, także nie wiem, kiedy coś naskrobię :(

EDIT: Zapomniałam, że polscy tłumacze przetłumaczyli nazwisko Karkarowa, bo w angielskiej wersji na końcu są dwa f -_- Nie mam siły szukać błędów, więc na razie zostawię jak jest. W kolejnym rozdziale również będą te przeklęte f, ale potem się poprawię, obiecuję ;)

2 komentarze:

  1. Ciekawy rozdział. Jednak Harry weźmie udział w turnieju... Karkarow mnie troche irytuje w angielskiej pisowni ale da się to wytrzymać. Najbardziej czekam na NDH i PDP. Liczę na to że wena ci wróci jak najszybciej bo musze w końcu wyrobić sobie jakieś zdanie o Dorianie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniały rozdział, no i co? Harry został wybrany, a może Snape zmieni teraz swoje nastawienie do Harrego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń