Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

środa, 24 sierpnia 2016

NS - Rozdział 18 - Prawda cię wyzwoli



Dotrzymując słowa, profesor Lupin zatrzymał dla siebie małą wycieczkę Harry’ego. Harry wyjawił, że Parszywek nie ma palca i całą resztę, którą wiedział o szczurze. Powiedział też Lupinowi, że Hermiona wie o jego podejrzeniach, ale nie o Pettigrew i Blacku. Lupin odprężył się, słysząc to. Naprawdę nie mogli sobie pozwolić, by ktoś jeszcze wiedział, że osoba, która powinna być martwa, wałęsa się po terenie Hogwartu.
Harry powiedział Hermionie, że profesor Lupin zajmuje się tą sprawą, robiąc Harry’emu przysługę. To wydawało się stłumić podejrzenia Hermiony, ponieważ nie wiedziała nic o Mapie Huncwotów, która była teraz w posiadaniu profesora Lupina. Oddał ją z niechęcią, ale Lupin obiecał, że ją odda.
Wielkanoc nadeszła i odeszła bez śladów Blacka czy Parszywka, nie żeby Harry miał czas, by o tym myśleć przy wszystkich zadaniach domowych. Wszyscy już wiedzieli, żeby trzymać się z dala od Hermiony, ponieważ wyglądała na bliską załamania nerwowego. Harry i Ron bardzo się starali robić zadania domowe i pomagać Neville’owi, który również wyglądał na bardzo zestresowanego. Myśl o końcowych egzaminach sprawiała, że Harry się wzdrygał.
Oprócz nadmiaru pracy domowej, Harry miał również codzienne treningi Quidditcha wraz z posiedzeniami nad strategią. Mecz Gryffindor-Hufflepuff był w przyszłą sobotę i wszyscy w wieży Gryfonów czuli podniecenie. Nie wygrali Pucharu od czasu, gdy brat Rona, Charlie, był dawno temu Szukającym. Wygrana przeciw Hufflepuff rozstrzygała Puchar, co oznaczało, że większość ciężaru spadała na Harry’ego i złapanie znicza, ponieważ był wart aż tyle punktów.
Atmosfera tego meczu była zdecydowanie inna niż Harry kiedykolwiek doświadczył. Było pewne napięcie między domami Gryffindor i Hufflepuff, ale nie aż tak dotkliwe jak zwykle między Gryfonami i Ślizgonami. Ravenclaw zdawał się rozdarty między wybraniem strony. Krukoni i Puchoni zwykle byli blisko, a wygrana przeciwko Gryfonom (bardziej Harry’emu Potterowi i jego Błyskawicy) byłaby wielkim impulsem dla moralności Puchonów, ale wygrana Hufflepuff oznaczała stratę Gryfonów, co skutkowałoby możliwością przejścia Pucharu Quidditcha do Ślizgonów. To było coś, co nie mogło się stać.
Rankiem w dniu meczu, Harry obudził się okropnie wcześnie. Słońce ledwie wyłamywało się zza horyzontu, ale Harry wiedział, że nie byłby w stanie wrócić do łóżka. Jego żołądek już był zaciśnięty w supeł. Wyglądając na błonia, Harry zauważył, że wietrzyk nie poruszał drzewami czy Bijącą Wierzbą. Brak wiatru był dobry.
Kontynuując rozglądanie się po błoniach, Harry dostrzegł małe, rude zwierzę, grasujące na trawie. Harry rozpoznał ten ogon i wiedział, że to może być tylko Krzywołap. Patrzył, jak kot zbliża się do lasu i coś wychodzi mu na spotkanie. Oczy Harry’ego rozszerzyły się na widok dużego, kudłatego, czarnego psa, który był mu tak dobrze znany. To był Midnight.
Midnight zna Krzywołapa?
Harry patrzył dalej, jak idą obok siebie, jakby byli starymi przyjaciółmi, rozmawiającymi o wszystkim i o niczym. Wtedy to uderzyło w Harry’ego. A jeśli obsesja Krzywołapa na punkcie Parszywka była z powodu Blacka? Hermiona dawała Krzywołapowi dużo swobody, więc nikt by nie zauważył, gdyby zniknął na kilka godzin, by spotkać się z ukrywającym się Blackiem. A to oznaczało, że Black wiedział, że Parszywek zniknął. Harry mógł mieć tylko nadzieję, że to nie pchnie Blacka do zrobienia czegoś głupiego.
Kiedy w końcu nadszedł czas meczu, wszyscy z zespole byli tak stremowani, że nie mogli myśleć. Przebrali się w stroje do Quidditcha w milczeniu. Oliver miał trudności ze znalezieniem słów do zespołu i dał radę powiedzieć tylko „wiecie, co robić, więc chodźmy wygrać Puchar.”
Gdy weszli na boisko prawie zostali przewróceni przez hałas. Wydawało się, że wszyscy po stronie Gryffindoru jakoś znaleźli sposób, by zwiększyć głośność ich głosu. Drużyna Puchonów wyszła z szatni i zbliżyła się, sprawiając, że Ścigające, Angelina, Alicja i Kate, zaczęły chichotać. Harry spojrzał na nie z zakłopotaniem, a Fred poklepał go po ramieniu.
- Mają ochotę na Szukającego, Diggory’ego – powiedział. – Nie mówi zbyt wiele, więc nie zaczynaj z nim rozmowy podczas meczu.
Harry skinął głową i skupił uwagę na pani Hooch, która kazała kapitanom drużyn, Oliverowi i Diggory’emu, uścisnąć sobie ręce. Zacisnął dłonie na Błyskawicy i wsiadł na nią, czekając na gwizdek sygnalizujący początek gry. Diggory był większy i starszy od Harry’ego, co nie pomagało takiego dnia, jak ten. Według Olivera, Diggory był dość dobry, więc Harry będzie musiał wykorzystać każdą możliwą przewagę.
Z dźwiękiem gwizdka, Harry odbił się i zaczął wznosić wyżej i szybciej niż inni. Znicz został wypuszczony wraz z Tłuczkami. Harry próbował podążyć za małym złotym Zniczem wzrokiem, ale ten szybko zmieszał się z tłumem, znikając z pola widzenia. Dmuchnął kolejny gwizdek, Kafel został wyrzucony w górę i gra się rozpoczęła.
Nie zajęło długo odkrycie strategii gry Puchonów, którą było wyeliminowanie Harry’ego z gry. Harry’emu trudno było mieć oko na Znicza, kiedy cały czas unikał Tłuczków, ale Diggory też go nie widział. Fred i George szybko zauważyli jego rozterkę i bardzo starali się pomóc młodemu Szukającemu, ale to pozostawiało niestrzeżonym Ścigających Gryffindoru, co puchońscy Pałkarze wykorzystywali.
Czystym szczęściem było to, że Harry dostrzegł błysk złota, trzepoczący koło bramek Puchonów. Bez ostrzeżenia, Harry wystartował tak szybko, jak to możliwe, zaskakując obie drużyny. Zmylił kilku członków drużyny Puchonów, gdy przeleciał koło nich tak blisko, że niemal spadli z mioteł. Był prawie na miejscu, kiedy wysoki hałas, gwiżdżąc, wypełnił mu uszy. Znając ten odgłos, Harry szybko zmienił kurs, pozwalając, by Tłuczek poleciał na prawo, tak, gdzie przed chwilą był.
Jednak nie usłyszał drugiego Tłuczka.
Siła całkiem przeciwna do tej, którą Harry czuł wcześniej, posłała go do tyłu i zrzuciła z miotły. Był pewny, że usłyszał kilka trzasków, gdy ból rozbłysnął w całym jego ciele. Tłum zamilkł, gdy Harry zaczął spadać. Wszyscy gracze na boisku zdawali się niezdolni do ruchu. Wszystko wydawało się poruszać w zwolnionym tempie.
Ból był nie do zniesienia. Harry chciał krzyknąć bólu, ale nie potrafił odnaleźć własnego głosu. Zamykając oczy, Harry zmusił mózg do pracy. Nie ma bólu. Nie ma żadnego bólu. Jednym ruchem nadgarstka, Harry dostał w rękę różdżkę i celował w miotłę.
- Accio Błyskawica! – wychrypiał, przypominając sobie jeden z czarów, których uczył się podczas wakacji. Miotła poleciała do niego, gdy wygiął plecy tak, że spadał głową w dół, ignorując iskry bólu, spowodowane tym prostym działaniem. Schował różdżkę i wyciągnął obie ręce, chwytając Błyskawicę, gdy przelatywała obok.
Szybka zmiana kierunku wydawała się wysłać dodatkową falę bólu do cierpienia, które czuł Harry. Jego nogi nadal spadały, co dało Harry’emu pomysł. Używając całego możliwego pędu, Harry zakołysał ciałem tak, że przerzucił nogi przez miotłę, co pozwoliło mu wsiąść na nią i znowu polecieć do Znicza. Cudem nadal był koło bramek Puchonów. Jego ciało wrzeszczało na niego, by się nie ruszał, ale Harry nie słuchał. Nie mógłby. Gra i Puchar były na jego barkach.
Wydawało się, że tylko sekundę później miał w ręce Znicza, unosząc go chwilę, by wszyscy mogli zobaczyć, zanim ramię owinęło się wokół jego brzucha. Ból w jakiś sposób nagle pomnożył się dziesięciokrotnie, uniemożliwiając Harry’emu skoncentrowanie się na czymś innym, niż on.
Głośny gwizdek wypełnił powietrze.
- Gryffindor wygrał! – krzyknęła pani Hooch.
Publiczność wybuchła oklaskami. Drużyna Gryffindoru szybko podleciała do Harry’ego, by mu pomóc. Fred i George byli tam pierwsi i pomogli mu wylądować. W momencie, gdy dotknęli ziemi, cały zespół pomógł Harry’emu się położyć, po tym, jak zaczął kaszleć. Gorzka ciecz wypełniła mu usta. Harry odwrócił głowę na bok i splunął, zdobywając tym kilka sapnięć. Jego głowa zdawała się być uwięziona w burzy zawrotów, zmuszając Harry’ego do zamknięcia oczu.
- Pani Wood, panowie Weasley, proszę się odsunąć! – skarciła ich profesor McGonagall.
Delikatna dłoń dotknęła jego czoła z poufnością, z którą mógł go dotknąć tylko profesor Lupin. Harry jęknął, odwracając głowę w jego kierunku. Nagle poczuł, jakby był unoszony z zmieni i położony na czymś twardym. Ruch spowodował kolejną falę bólu, ale Harry był zbyt nieobecny, by zarejestrować cokolwiek. Był za bardzo uwięziony w obecnym bólu, by rozpoznać kolejny.
Widok Harry’ego Pottera prowadzonego do skrzydła szpitalnego tuż przed Dumbledorem, McGonagall, Lupinem, Ronem i Hermioną był widokiem, którego nikt nie zapomni. Nikt nie miał ochoty na świętowanie.
^^^
Ciepłe promienie słońca na jego twarzy powoli wyrwały Harry’ego z bezsennego snu. Całe jego ciało było obolałe, a coś szczelnie owinięte wokół jego piersi. Otworzył oczy, ale jasność ogarniająca pomieszczenie zmusiła go do zamknięcia ich ponownie. Wyraźny zapach wypełnił powietrze, ostrzegając Harry’ego, że jest w skrzydle szpitalnym. Świetnie. Po prostu genialnie.
Harry powoli otworzył oczy i zamrugał parę razy, aż przyzwyczaił się do mocnego światła. Wydarzenia meczu Quidditcha ponownie odtworzyły się w jego umyśle, przypominając Harry’emu, dlaczego tu jest. Ten głupi Tłuczek! Harry westchnął, gdy zdał sobie sprawę, jak musiało wyglądać jego omdlenie na boisku… ponownie. Wydawało się, że jakoś zawsze to on był tym, który zostawał ranny.
Delikatna dłoń dotknęła jego czoła, odgarniając mu z oczu grzywkę. Spoglądając w górę, Harry dostrzegł rozmytą postać profesora Lupina.
- Dzień dobry, szczeniaku – powiedział miękko Lupin, wsuwając mu na nos okulary. – Nieźle nas przestraszyłeś. Zawsze grasz tak niebezpiecznie?
Profesor Lupin nabrał ostrości, pozwalając Harry’emu zobaczyć, na jak wyczerpanego wyglądał.
- Wygląda pan na zmęczonego – powiedział szorstkim głosem.
- Ależ dziękuję, Harry – powiedział Lupin szczerze. – Może powinieneś zerknąć w lustro. Ten Tłuczek złamał ci dwa żebra, które przebiły lewe płuco powodując wypełnienie go płynem. To było dwa dni temu. Powinieneś posłuchać krążących po szkole plotek. To dość zabawne. Nie sądzę, by twój ojciec kiedykolwiek doświadczył tylu plotek po meczu, nie ważne, jak bardzo się starał.
Harry skrzywił się.
- Nie zrobiłem tego celowo – powiedział, próbując usiąść, natychmiast pchnięty z powrotem przez Lupina. – Nie słyszałem, że nadlatuje i mnie uderzył, proste.
Profesor Lupin usiadł na skraju łóżka.
- Harry, pamiętasz, co się stało po tym, jak spadłeś z miotły? – spytał. – Nigdy nie widziałem takiego wyczynu, nawet zamierzonego, a co dopiero, by się komuś udał. Twój ojciec z pewnością byłby dumny. Z drugiej strony, twoja mama prawdopodobnie zabrałaby ci miotłę za straszenie jej niemal na śmierć.
- A pan? – zapytał Harry z szerokim uśmiechem.
Lupin odpowiedział tym samym.
- Cóż, zostawię swój osąd na później – powiedział, po czym przestał się uśmiechać. – Choć, naprawdę mnie przestraszyłeś, gdy zacząłeś kaszleć krwią. Nie wiem, jak udało ci się złapać Znicza przy tak poważnych obrażeniach.
Harry zamknął oczy i westchnął.
- Mechanizm obronny – powiedział cicho. Nie chcąc tego rozwijać, Harry zorientował się, że lepiej zmienić temat. – Więc, kiedy mogę stąd wyjść?
- Nie wcześniej niż pojutrze – odparł profesor Lupin. – Pani Pomfrey chce być pewna, że przed wyjściem będziesz całkiem wyleczony. Przy przebitym płucu może być wiele komplikacji. Poza tym, mam wrażenie, że nie jesteś zbyt entuzjastycznie nastawiony na spotkanie z pełną uwielbienia publiką.
Harry jęknął z irytacją. Tylko tego potrzebował, by ludzie patrzyli na niego częściej niż zwykle.
- To nie moja wina, że Tłuczek zdecydował użyć mnie jako celu – powiedział. – Chciałbym zobaczyć, jak ktoś z nich ma do czynienia z presją, którą wywierał na mnie Oliver.
Profesor Lupin nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu.
- Nie bierz tego do siebie, Harry – powiedział. – To przycichnie w ciągu kilku dni. – Wyciągnął się i potargał rozmierzwione włosy Harry’ego, wstając. – Prześpij się. Mam wrażenie, że za kilka godzin przyjdą tu Ron i Hermiona, by sprawdzić, co z tobą. Zostawiali cię tylko na posiłki i zajęcia. Normalnie też tak ze sobą walczą?
Harry uśmiechnął się i skinął głową, zamykając oczy.
- Czasem po prostu lepiej odejść tak daleko, jak to możliwe – powiedział.
 Lupin zdjął Harry’emu okulary i położył je na stoliku. Naciągnął kołdrę na jego pierś i lekko uścisnął mu ramię.
- Wezmę to pod uwagę – powiedział cicho. – Odpręż się, szczeniaku. Zasłużyłeś na to.
^^^
Profesor Lupin miał rację co do wielbicieli. Wydawało się, że wszyscy chcieli pogratulować Harry’emu wygrania meczu i Pucharu Quidditcha dla Gryffindoru. Oliver praktycznie skakał z radości, co miało tendencję straszyć wielu Gryfonów. Żaden z nich jeszcze nie widział tak szczęśliwego siódmoklasisty.
Cedric Diggory i reszta jego kolegów z drużyny wiele razy przepraszali Harry’ego za odniesione obrażenia, co Harry uznał za głupie. Każdy, kto grał w Quidditcha wiedział o ryzyku. Harry z pierwszej ręki doświadczył wielu zagrożeń. To była gra. To nie tak, że puchońscy Pałkarze próbowali go celowo zabić, czy coś w tym stylu.
Gryfoński zespół nie był tak wyrozumiały. Większość z nich (zwłaszcza bliźniacy Weasley) patrzyli na Harry’ego jak na młodszego brata, a więc i kogoś, kogo muszą chronić. Przez niemal tydzień, cały zespół Puchonów padał ofiarą różnych kawałów. Nie było to nic wrednego, czy niezwykle żenującego, tylko nieszkodliwa zabawa, która miała udowodnić, że jeśli zadzierasz z Harrym Potterem, zadzierasz z całym zespołem.
Szaleństwo szybko ucichło i wszyscy wrócili do koncentrowania się na nadmiarze zadanej pracy domowej. Czerwiec nadszedł szybko, a wraz z nim świadomość nadchodzących egzaminów, które były tuż za rogiem. Nie było ani śladu Midnighta od rana w dniu finału Quidditcha, co sprawiało, że Harry zastanawiał się, czy Black odszedł, nie żeby go obwiniał. Osoba, której szukał, teraz uciekła.
Pogrążony w myślach o tym całym bałaganie, Harry siedział na kolacji, bezmyślnie bawiąc się jedzeniem. Hermiona ponownie była nie do wytrzymania przez jej ciągły stres o zajęcia, a Ron znowu dociekał niemożliwego planu Hermiony. Pewne rzeczy się nie zmieniają. Szczerze mówiąc, Harry był ciekaw, jak Hermiona sobie z nim radziła, ale nie miał zamiaru zaczynać się wtrącać… zwłaszcza teraz. Po tym wszystkim, był ostatnią osobą, która miałaby krytykować zachowywanie tajemnicy.
Odgłos otwieranych drzwi wyrwał Harry’ego z myśli. Spoglądając w górę, zobaczył wchodzącego Hagrida z uśmiechem na ustach, co tego roku było częstym widokiem. Choć Dumbledore miał oko na zajęcia Hagrida, nie było wątpliwości, że olbrzym uwielbiał uczyć swojego przedmiotu. W przeciwieństwie do Wróżbiarstwa, Harry naprawdę lubił Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami. Hagrid miał z pewnością unikalne spojrzenie na „salę lekcyjną”.
Hagrid zatrzymał się, docierając do nich i uśmiechnął się do całej trójki.
- Hej Harry, Ron, Hermiono – powiedział radośnie. – Mam coś dla cię, Ron. – Sięgnął do swojej wielkiej kieszeni i wyciągnął małą, drgającą kulkę futra. – Żem go znalazł koło chaty, się ukrywał. Powinieneś się bardziej troszczyć o swoje zwierzątko.
Oczy Harry’ego rozszerzyły się w szoku, gdy szczęśliwy Ron wyciągnął ręce i wziął zwierzaka, w kółko dziękując Hagridowi. Spoglądając na Hermionę, Harry zobaczył, jak zagryza wargę w zdenerwowaniu, patrząc na niego. Czekała aż wykona pierwszy ruch. Nie martw się. Zrobię to. Z ruchem nadgarstka, różdżka znalazła się w dłoni Harry’ego. Wiedział, że musi działać szybko, zanim Parszywek zauważy, co robi. Jeśli Parszywek… eee… Pettigrew wie, nigdy więcej nie zobaczą tego szczura.
Tak szybko, jak to możliwe, Harry wskazał różdżką na szczura.
- Drętwota! – krzyknął, wstając. Szczur zwiotczał, pozwalając Harry’emu dobrze się przyjrzeć niesławnemu brakującemu palcu. To naprawdę Parszywek.
- Harry! – krzyknął Ron. – Czemu to zrobiłeś?
Harry zignorował go, spoglądając na stół nauczycielski na profesora Lupina i skinął głową. Lupin zerwał się na równe nogi i podbiegł do profesora Dumbledore’a i szybko wyszeptał to, co było prawdopodobnie krótkim streszczeniem sytuacji. Dumbledore patrzył przez moment na profesora Lupina, po czym na Harry’ego, jakby cicho pytał o potwierdzenie. Harry przez chwilę spoglądał na dyrektora, po czym zerknął na Hermionę.
- Potrzebujemy Krzywołapa, Hermiono – powiedział cicho. – Proszę?
Hermiona tylko przytaknęła i wybiegła z cichej Wielkiej Sali. Wszyscy patrzyli na tę scenę z zakłopotaniem. Profesor Dumbledore zauważył to i wstał.
- Harry, Ron, wierzę, że musimy omówić parę rzeczy w moim biurze – powiedział uprzejmie. – Proszę zabrać zwierzaka.
Harry pociągnął na nogi Rona , który przyciskał teraz Parszywka do piersi i wyciągnął go z Wielkiej Sali. W momencie, gdy drzwi się zamknęły, Harry sięgnął do torby i szybko wyciągnął kawałek pergaminu, pióro i atrament. Klęcząc, Harry zanurzył pióro w tuszu i zaczął pisać na pergaminie.
Midnight,
Znaleźliśmy Parszywka. Jak najszybciej przyjdź do zamku, jako Midnight. Jesteśmy na zewnątrz Wielkiej Sali.
Harry
- Harry, co się dzieje? – chciał wiedzieć Ron. – Co zrobiłeś Parszywkowi? Dlaczego Dumbledore chce nas widzieć?
Zakorkowując atrament, Harry spojrzał na Rona i zobaczył zakłopotanie oraz gniew. A będzie tylko gorzej, wiesz.
- Ron, obiecuję, że to wyjaśnię, ale chcę to robić raz – powiedział, chowając pióro i atrament do torby. – Tylko oszołomiłem Parszywka. Nie chciałem, by ponownie uciekł.
Odgłos biegnących kroków odbił się echem w korytarzu. Harry odwrócił się w stronę dźwięku, widząc szybko zbliżającą się Hermionę z Krzywołapem w ramionach. Ron zacisnął dłoń na Parszywku i cofnął się o krok.
- Nie! – krzyknął. – Trzymaj tę bestię z daleka!
Harry przewrócił oczami, zginając kawałek pergaminu.
- To nie tak, jak myślisz, Ron – powiedział i spojrzał na Hermionę. – Połóż go. Mam do niego prośbę. – Zignorował zaciekawione spojrzenie Hermiony, patrząc prosto na kota. – Krzywołap, proszę żebyś jak najszybciej zabrał to do swojego przyjaciela. Rozumiesz?
Krzywołap zamruczał, biorąc zgięty pergamin z ręki Harry’ego i wybiegł z zamku, znikając w ciemności. Gdy Harry wstał, wiedział, że wkrótce będzie musiał wyjawić wszystkie sekrety przyjaciołom. Miał nadzieję, że zrozumieją, dlaczego trzymał ich w nieświadomości i mu wybaczą.
Czekali w milczeniu niecałe pięć minut, zanim w ciemności pojawiły się dwie postacie. Jedną był Krzywołap, a drugą wielki, kudłaty, czarny pies Midnight. Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu ulgi. Midnight go nie zostawił.
- Harry! – krzyknął Ron, cofając się o krok. – To Ponurak!
Harry przewrócił oczami, podchodząc do psa i klękając.
- Tylko profesor Lupin wie o tobie, Midnight – powiedział. – Myślę, że to jedyny słuszny sposób. Proszę, zostań w tej formie, póki tego nie wyjaśnię, dobra? – Midnight skinął głową. – Świetnie – powiedział Harry i wstał. – Chodźmy. Dumbledore na nas czeka.
Midnight został przy boku Harry’ego, gdy szli do gabinetu Dumbledore’a, gdzie czekał na nich profesor Lupin. Hermiona teraz niosła Krzywołapa, a Ron wciąż ściskał Parszywka, jakby od tego zależało jego życie. Lupin spojrzał na Midnighta i skinął głową, w odpowiedzi otrzymując to samo.
- Jesteś na to gotowy, Harry? – zapytał profesor Lupin.
Harry westchnął.
- Bardziej nie będę – przyznał.
Lupin ścisnął uspokajająco ramię Harry’ego, zanim wymamrotał hasło. Posąg powoli odsunął się, ukazując schody. Lupin szedł przodem, a za nim nastolatki ze swoimi zwierzętami. Otworzył drzwi do gabinetu Dumbledore’a, po czym odsunął się z drogi, przepuszczając nastolatków przed sobą.
W środku był Dumbledore wraz z McGonagall i Snapem. Harry powstrzymał jęk. Po prostu wiedział, że profesor Snape znajdzie sposób, by to utrudnić. Ujawnienie swoich działań będzie trudne, nawet bez złośliwych komentarzy Snape’a na temat tego, jakim jest aroganckim łamaczem reguł, jak jego ojciec.
- Widzę, że przyprowadziłeś kilku gości, Harry – zauważył Dumbledore uprzejmie.
Harry przytaknął.
- To jest Midnight – powiedział patrząc na psa. – Eee… może zechcielibyście usiąść.
Midnight usiadł pierwszy, zdobywając tym uśmiechy Dumbledore’a i McGonagall. Profesor Lupin przyciągnął wystarczająco krzeseł dla wszystkich, ale sam nie usiadł. Podszedł do Harry’ego i stanął u jego boku. Harry spojrzał na Rona, zanim spuścił wzrok na podłogę. To go zniszczy.
- W porządku, Harry – powiedział Dumbledore cierpliwie. – Remus nas poinformował, że uważasz, że Parszywek nie jest tym, czym się wydaje.
Harry ponownie przytaknął.
- Najpierw muszę przeprosić, że nie byłem całkiem szczery – powiedział, spojrzał na Rona i Hermionę, po czym znowu spuścił wzrok, - z wami wszystkimi. Obwiniałem się za moje… er… problemy rodzinne i moje zniknięcie. Przez tydzień, Midnight był moim jedynym przyjacielem. Powiedziałem mu wszystko. Całkowicie mu ufałem. Kiedy tam był, czułem się bezpiecznie.
- To zrozumiałe, Harry – powiedziała profesor McGonagall. – Byłeś w beznadziejnej sytuacji, ale nie powinieneś się obwiniać. Twój wuj nie miał prawa wyładowywać gniewu na tobie.
- Wiem o tym – odparł Harry. – Wiem, że zrobił źle, każąc mi pracować ciężej niż domowemu skrzatu przy… kondycji, w jakiej byłem. Teraz to wiem, ale wtedy Midnight był jedynym, kto naprawdę słuchał i traktował mnie jak normalną osobę. Nie byłem Chłopcem, Który Przeżył czy dziwakiem, więc szybko zdobył moje zaufanie. Był jedynym, kto wiedział, gdzie chowam pracę domową i różdżkę. Tylko on był w pokoju, gdy wuj Vernon został zaatakowany.
Profesor Dumbledore spojrzał na psa z ciekawością.
- Rozumiem – powiedział spokojnie. – Kiedy to zrozumiałeś, Harry?
Ręka spoczęła na jego ramieniu i uścisnęła je, przypominając Harry’emu, że nie był sam.
- Em, mówił pan, że Black użył mojej różdżki – szepnął. – To było jedyne wyjaśnienie. Po tym, wierzyłem w każdą rzecz, którą mówiono o Blacku. Dlatego tak ciężko pracowałem. Czułem się zdradzony przez kogoś, kto miał być moim przyjacielem. Aż do Bożego Narodzenia, gdy powiedziałem Ronowi i Hermionie o moim życiu w domu, zacząłem mieć wątpliwości. Nie rozumiałem, dlaczego człowiek, który zdradził moich rodziców, miałby uratować mnie przed wujem, a potem ostrzec mnie w Halloween. Musiałem wiedzieć, dlaczego zdradził moich rodziców.
Hermiona sapnęła.
- Harry, coś ty zrobił? – zapytała z lękiem.
Spojrzał na Midnighta, który popatrzył na niego „oczami szczeniaczka”.
- Pewnego wieczoru, po treningu Quidditcha, zobaczyłem Midnighta – powiedział nerwowo. – N-nie wiedziałem, co robić. Ponieważ nie zdawał sobie sprawy, że znam prawdę, wysłałem go do lasu, by na mnie czekał. Podczas następnego wypadu do Hogsmeade, wykradłem się z zamku i spotkałem z nim.
- Co zrobiłeś? – zawołała Hermiona, zrywając się na równe nogi. – Harry, jak mogłeś? Jak mogłeś zrobić coś takiego?
- Panno Granger! – skarciła ją profesor McGonagall. – Proszę się kontrolować.
Harry odetchnął, próbując utrzymać spokój. To było trudniejsze niż kiedykolwiek to sobie wyobrażał.
- Wiem, że to było ryzykowne i głupie – powiedział Harry drżącym głosem. – Ale to było coś, co musiałem zrobić. Poszedłem do lasu, a gdy go zobaczyłem, ja…eee, oszołomiłem go i, eee… jakby go obezwładniłem. Kiedy go obudziłem, zażądałem odpowiedzi. To, co mi powiedział, było ostatnią rzeczą, jakiej się spodziewałem.
- Mogę to sobie wyobrazić – powiedział Dumbledore z zaciekawieniem, po czym spojrzał na Midnighta. – Syriuszu, myślę, że to odpowiedni czas, byś się ujawnił.
Z cichym pop Midnight zmienił się w mężczyznę. Powoli wstał, nie odrywając wzroku od Dumbledore’a. Profesorowie McGonagall i Snape natychmiast wyjęli różdżki, podczas gdy Ron i Hermiona krzyknęli z przerażeniem. Black wyglądał na trochę bardziej wykończonego, niż kiedy Harry widział go ostatnim razem, ale nie śmiał nic powiedzieć na ten temat.
- Nie wiń go, Dumbledore – powiedział Black chłodno. – Co miał zrobić, kiedy wszyscy ukrywali przed nim prawdę? Powiedziałem my prawdę, której wy nie potrafiliście dostrzec dwanaście lat temu. Jak w ogóle mogłeś uwierzyć, że zdradziłem Lily i Jamesa? Wiesz, że Harry był całym moim światem, zanim zabrałeś go z dala ode mnie.
Profesor Dumbledore westchnął.
- Musisz przyznać, Syriuszu, że nikt nigdy by nie pomyślał, że poprosiłeś Petera – powiedział spokojnie. – Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Chciałem ich chronić – odpowiedział Black. – Nie mieliśmy pojęcia, kto był szpiegiem. Mogłeś tego nie zauważyć, ale patrzysz na ludzi w taki sposób, że to cię zdradza. Kiedy mieliśmy zebrania, zawsze patrzyłeś na mnie trochę dłużej niż na innych. Pomyśl o tym, Dumbledore. Wiesz, jak bardzo nienawidzą mojej rodziny. Nigdy bym nie dołączył do nich we wspieraniu Voldemorta. Powinieneś przynajmniej żądać procesu.
- Syriuszu – ostrzegł profesor Lupin. – Nie teraz. Wyjaśnij resztę historii. Później możesz dać upust złości.
Black przytaknął.
- Jak było widać, jestem animagiem – powiedział. – Tak samo jak James i Peter. James był jeleniem, a Peter… - spojrzał na Rona, - jest szczurem. Nie zabiłem go. Wrobił mnie w morderstwo tych mugoli i uciekł, zmieniając się zaraz po tym, jak odciął sobie palec.
Ron popatrzył na Blacka z szeroko otwartymi oczami.
- Nie! – krzyknął. – Parszywek był w mojej rodzinie od…
- …dwunastu lat – przerwał mu Black. – Dość długo żyje, jak na szczura. Peter musiał znaleźć rodzinę czarodziejów, która by go przyjęła, żeby mógł wiedzieć o każdych nowych wiadomościach na temat jego pana. Nikt nie wiedział, że jest szczurem, więc miał doskonałą przykrywkę, póki nie nadszedł odpowiedni czas.
Profesor Dumbledore wstał powoli i przeniósł wzrok na Lupina.
- Wiedziałeś o tym, Remusie? – zapytał zaciekawiony.
Profesor Lupin przyciągnął Harry’ego bliżej i szczelnie owinął ramiona wokół nastolatka.
- Harry zwierzył mi się o wycieczce do lasu – powiedział. – Kiedy byliśmy w szkole, stworzyliśmy mapę Hogwartu, która pomagała nam w naszych figlach. Harry dostał ją w swoje ręce i zobaczył Petera w zamku, w nocy, gdy zniknął Parszywek. Mapa nigdy nie kłamie. Jedynym wyjaśnieniem tego, że Harry zobaczył Petera było to, że jest on żywy.
Profesor Dumbledore wyciągnął różdżkę.
- Remusie, Syriuszu, proszę cofnijcie się z Harrym i Hermioną – polecił. – Ron, proszę połóż szczura na ziemi i dołącz do przyjaciół.
Ron niechętnie zrobił to, co mu kazano i stanął obok Hermiony, jak najdalej od Blacka. Profesor Lupin nadal trzymał ramiona wokół Harry’ego, podczas gdy Black położył dłoń na barku Lupina. Dla całej trójki był to moment prawdy. Cała ich przyszłość od tego zależała.
Błysk niebiesko-białego światła wystrzelił z różdżki Dumbledore’a i uderzył w Parszywka. Nastąpił kolejny błysk, po czym wszyscy patrzyli, jak szczur zmienia kształt. Powoli zmienił się w małego mężczyznę, który miał cienkie, niechlujne włosy z dużą łysiną na czubku głowy. W żaden sposób nie przypomniał mężczyzny ze zdjęcia, które Harry miał w albumie, w wyjątkiem twarzy. Ta twarz niewątpliwie należała do Petera Pettigrew.
- Wielkie nieba! – zawołała profesor McGonagall. – To prawda.
- Na to wychodzi – powiedział Dumbledore z nutką żalu w głosie. – Myślę, że to najwyższy czas usłyszeć, co ma Peter do powiedzenia. – Wskazał różdżką na drzwi, blokując je, po czym ponownie wbił ją w Pettigrew. – Ennervate.
Peter poruszył się, powoli otwierając oczy. Szybko usiadł i rozejrzał się, stając oko w oko z profosem Dumbledorem, McGonagall i Snapem, którzy stali przed Lupinem, Syriuszem Blackiem i trzema stłoczonymi nastolatkami.
- Witamy z powrotem, pani Pettigrew – powiedział profesor Dumbledore. Nie było uprzejmości w jego głosie. Było jasne, że Dumbledore jest wściekły.
Pettigrew musiał rozpoznać ten ton, bo zadrżał ze strachu.

1 komentarz:

  1. Hej,
    rozdział wspaniały, Harry mimo bólu walczył w tym meczu i złapał znicz... no pięknie, znalazł się parszywek, i okazało się, że Krzywołap i Midnight się przyjaźnią... i tak, tak parszywek to Peter...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń