Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 7 stycznia 2018

NDH - Rozdział 59


Lucjusz Malfoy spiorunował wzrokiem widok za oknem, nie zwracając uwagi na jego piękno i ponuro zakręcił ognistą whiskey w szklance. Minęły miesiące, od wizyty Snape’a i zlecenia, żeby zlikwidował rządy Knota, a półkrwi o haczykowatym nosie nie zrobił nic oprócz posłania mu sowy od tego czasu.
Nie był przyzwyczajony do bycia odsuniętym na bok i gorzko rozgniewał go fakt, że jego nowi sojusznicy wyraźnie mu nie ufali. Nawet jego dziedzictwo nie budziło żadnych pełnych podziwu spojrzeń. Mimo wszystko, jeśli Malfoyowie byli starą rodziną, Blackowie – nie mówiąc o Dumbledore’ach – byli starożytni. Poza tym, że mu nie ufano i traktowano nieco nowobogacko w sprawie pochodzenia, był także wyśmiewany przez idiotów z Jasnej strony za jego przeszłość.
Koronną zniewagą było to, gdy zdał sobie sprawę, że Syriusz Black czuje się moralnie od niego lepszy, do tego stopnia, że nazwał go zboczeńcem, ponieważ miał pewne… gusta. Dlaczego nikt nie dostrzegał, że Black miał identyczną historię? Czyż przez siedem lat nie dręczył Snape’a? Pogoń Jamesa Pottera za Lily Evans nie była tak prostolinijna, jak skupienie Blacka na Snape’ie, a jednak nagle Black wyrażał oburzenie, ponieważ Malfoy torturował kilku mugoli. Przecież ataki Blacka na Snape’a nie były na rozkaz Czarnego Pana; Malfoy przynajmniej miał wątpliwą wymówkę, choć nikt jej nie uznawał.
Dlaczego musieli robić wyjątek w jego historii? Sam Snape był śmierciożercą!
Lucjusz zacisnął zęby, gdy pomyślał o Snape’ie. A mówiąc o szczycie hipokryzji… Nawet ignorując dawną lojalność mężczyzny do Voldemorta, tłusto włosy nikt był legendą wśród dawnych i obecnych uczniów Hogwartu z powodu jego radości z wywoływania u dzieci łez swoim okrutnym językiem. Jego nieustanne prześladowanie wszystkiego, co gryfońskie było, nawet dla innych Ślizgonów, dość przesadzone. Jak śmiał łajać Malfoya? Co dawało mu prawo roszczenia pretensji w sprawie wyższości etycznej, jak jakiegoś rodzaju życzliwy i zrównoważony Święty Mikołaj?
Głupi Czarny Pan. Gdyby tylko nie pozwolił, żeby pokonało go dziecko, nic z tego by się nie wydarzyło. Choć, mówiąc szczerze, jeśli Snape miał rację i On zrobił horkruksy, to życie jako jeden z jego sługusów prawdopodobnie byłoby mniej przyjemne, niż Lucjusz oczekiwał.
Malfoy westchnął. Dołączenie do Czarnego Pana było złym pomysłem. Teraz mógł to przyznać, gdy dłużej nie obawiał się jego zawsze w gotowości Crucio albo nieustannego obmawiania i niestałej lojalności wśród śmierciożerców. Och, odnosił sukcesy w tym środowisku jako jeden z bogatszych i bardziej arystokratycznych zwolenników Czarnego Pana, jak również był całkowitym draniem, ale pomogło mu też to, że – w tym czasie – nie miał własnych dzieci. Musiał przyznać, że po narodzinach Draco, zaczął mieć wątpliwości, czy Voldemort naprawdę był najlepszą rzeczą, jaka mogła przydarzyć się jego rodzinie. To znacznie ułatwiło twierdzenie, że był pod Imperiusem, choć jego naturalna ostrożność nie pozwoliła mu na zerwanie z Czarnym Panem, aż do teraz.
Jednak teraz, kości zostały rzucone. Nawet jeśli Voldemort ponownie powstanie, Snape nigdy nie pozwoli mu na powrót do Czarnego Pana. Wyjawiłby obietnicę lojalności Malfoya, gdyby Lucjusz wykazał jakąkolwiek skłonność do wycofania się, a Malfoy widział, jak Czarny Pan radził sobie z nawet domniemanymi zdrajcami, nie mówiąc o takich, którzy się przyznali. Zadrżał. Nie, dla niego nie było powrotu.
To oznaczało, że najważniejsze dla niego jest teraz – uch – wkradnięcie się do nowej grupy.
W przeciwieństwie do Knota, Snape nie był pod wrażeniem tego, że Malfoy, cóż, jest Malfoyem i ku irytacji Lucjusza, Snape nie prosił go również o nic, co zapewniłoby mu władzę nad nim. Nie, pierwszy raz w życiu, Lucjusz potrzebował dobrej opinii przy tej mieszaninie Gryfonów, szlam i zdrajców krwi – ludzi, których, przez większość swojego życia, traktował bardziej za parę dla skrzata domowego niż równych sobie. A co grosze, to oni patrzyli na niego z pogardą. Ogromna wściekłość sprawiła, że wpadł w furię. Kusiło go, by pozostać za osłonami dworu i cieszyć się piwnicą z winem, podczas gdy idioci pozabijają się nawzajem.
A jednak wiedział, że to nigdy nie nastąpi. Ani nie miał osobowości, ani chęci, by ześlizgnąć się w bezsilne zapomnienie, nie mówiąc o zostawieniu Draco bez wyniosłej pozycji, która była dla niego sprawą pierworodnego. Nie, musiał zrobić coś, by pokazać tej przeciętnej grupie, że jest czegoś wart.
Nie był nawet pewny, kto jest w obozie Snape’a; wstrętny drań grał zbyt blisko siebie. Ale było pewne prawdopodobieństwo, że ojciec chrzestny bachora był sprzymierzeńcem, nie mówiąc o tym ubogim wilkołaku, a nawet jeśli – jak twierdził Snape – nie był dłużej w kieszeni Dumbledore’a, Mistrz Eliksirów musiał, przynajmniej uważać starca bardziej za przyjaciela niż wroga.
Więc co on, Lucjusz Malfoy, mógł zrobić, by udowodnić raz na zawsze swoją lojalność i wartość swojej nowej stronie? Co umocniłoby jego pozycję i awansowało go na członka ich wewnętrznego kręgu, żeby nie marnował się, jak wątpliwy zdrajca, którego lojalność zmieniała się w zależności od jego interesu, a nie jakiś głupich, gryfońskich ideałów?
Lucjusz rozważył ostrożnie to pytanie. Jakie miał umiejętności, których mogło brakować Światłu? Z pewnością Snape nie przeciągnąłby zbyt wielu Ślizgonów na swoją stronę, a to oznaczało, że wśród sprzymierzeńców Snape’a istnieje prawdopodobnie niedobór pewnego rodzaju bezwzględności. Och, Snape był dość zimnokrwisty dla kogokolwiek – Lucjusz był tego pewny – ale jako ktoś, kto osobiście skorzystał ze ślepej wiary Dumbledore’a w dobroć innych, był skłonny założyć się, że większość idiotów po jego nowej stronie było zbyt wrażliwych na czynne działanie. Nawet podczas ostatniej wojny, ci idioci z Zakonu Feniksa unikali Niewybaczalnych, preferując zaklęcia rozbrajające i oszałamiające. W rezultacie, wciąż cieszył się wolnością, a Lestrange’owie bełkotali z powodu dementorów zamiast spędzić ostatnią dekadę jako pokarm dla robali albo unosić się za Zasłoną.
Hymm. To był pomysł.
Jeśli – a raczej kiedy – Czarny Pan powróci, jednym z jego pierwszych zadań z pewnością będzie zebranie najwierniejszych zwolenników. Skoro on i Snape nie byli już dłużej w tej kategorii, kto inny miałby się zakwalifikować? Oczywiście, Lestrange’owie i Carrowowie, nie wspominając o innych, jak Greyback i Dołochow… Ale gdyby coś stało się z tymi wiernymi kilkoma ludźmi, baza mocy Voldemorta znacznie by osłabła i byłoby mu o wiele trudniej i zajęłoby mu dłużej odrodzenie się.
Wyśledzenie Carrowowów i innych potężnych śmierciożerców byłoby prawdopodobnie długim i niebezpiecznym procesem, ale Lestrange’owie byli łatwym łupem. Związani łańcuchami w Azkabanie, osłabieni przez dementorów… jak trudno będzie ich zlikwidować? To praktycznie zabicie z miłosierdzia.
Co więcej, to, że Bella wciąż istniała, było szkodliwe dla Lucjusza i jego rodziny. Nawet jeśli porażka Czarnego Pana z Potterem została przepowiedziana przez jakiegoś rodzaju proroctwo albo zwariowanego jasnowidza, posiadanie w Azkabanie szalonej ciotki mogło tylko utrudnić awans Draco w przyszłych latach. Ponieważ Bella odmówiła pełnego wypełnienia warunków rodzinnych przez spokojne umieranie w więzieniu, powinien jej towarzyszyć w tej drodze. I tak nigdy nie lubił tej suki.
Dość łatwo będzie przedostać się cichaczem na wyspę, potem kilka rozsądnie podłożyć kilka zaklęć duszących i hokus pokus! Trzech mniej śmierciożerców. Nie mógł sobie wyobrazić, że Amelia Bones głęboko przyjrzy się tej sprawie – przecież nie zaczęła pełnego śledztwa w sprawie śmierci Pettigrew – a nawet gdyby to zrobiła, łatwo było przekupić strażników albo może zobliviatować kilku po drodze.
Potem, gdy wieści się rozniosą, cicho odpowie Snape’owi prawdziwą historię. Nie miał iluzji, że Mistrz Eliksirów będzie ponuro zadowolony. Postępowanie Snape’a w sprawie Knota udowodniło, że nie dzielił głupich przekonań Dumbledore’a, że niehonorowo jest planować do przodu. A z tego, co powiedział mu Draco o śmierci szczura, podejrzewał raczej, że Snape był doświadczony w aranżowaniu „dogodnych” wypadków, kiedy pasowało to do jego celów. Malfoy był bardzo zainteresowany zniknięciem Podsekretarki z zeszłego semestru, po tym – według Draco – jak groziła Potterowi.
Nie, Snape był Ślizgonem i mało prawdopodobne, by czepiał się środków, które wykorzystał Lucjusz, póki ich koniec pasował do jego planów. I realizując swoje plany cicho i skutecznie, Lucjusz udowodni, że można mu ufać z bardzo „delikatnymi” sprawami. Uniósł brew. Mógł nawet stać się głównym egzekutorem Snape’a, używszy dość okrutnego terminu. Ale naprawdę, komu innemu Snape mógł zaufać w tych mniej porządnych planach? Och, Gryfoni i szlamy ustawią się w szeregu między Potterem a AK podczas ognia bitwy, gdyby do tego doszło, ale kto pośród nich byłby chętny podciąć kilka gardeł, przed oficjalnym rozpoczęciem bitwy?
Lucjusz wyszczerzył się i upił drinka, bardzo z siebie zadowolony. To był wspaniały plan. Za jednym zamachem pozbyłby się kilku niepożądanych krewnych i jednocześnie zapewniłby sobie pozycję wśród nowych sprzymierzeńców. Co mogło pójść źle?
^^^
Dokładnie tak, jak się spodziewał, kilka dni później Lucjusz nie miał problemów z dostaniem się do Azkabanu. Choć nowa administracja ledwo odpowiedziała na jego ogniste wezwania, wciąż znał wielu ludzi z czasów, kiedy zgadał się z Knotem. Główny strażnik Azkabanu był satysfakcjonująco chętny do zadowolenia Malfoya, więc łatwo było przekonać kretyna, że był tam w sekretnej misji „sprawdzania faktów” dla nowej Minister. Dostarczył mu prywatną eskortę na wyspę, omijając wszystkich innych strażników. Lucjusz wyszczerzył się do siebie – szybkie zaklęcie przed rozstaniem i nikt nie będzie wiedział, że w ogóle tam był.
- Być może zanim przejdziemy do oficjalnego tournee, mógłbym poprosić o przysługę – powiedział uprzejmie, szarpiąc swoje piękne, skórzane rękawiczki. – Jak wiesz, moja żona ma tu… krewnych…, a kiedy się dowiedziała, że robię wizytację, błagała mnie, żebym spojrzał, co z nimi. – Lucjusz ledwo zdołał wypowiedzieć te słowa bez szydzenia. Narcyza prędzej upiecze ciasto dla skrzatów domowych Malfoyów niż zapyta o dobrobyt Bellatrix.
Dorastanie z socjopatyczną siostrą nie było zabawne, a hormonalne zmiany z czasów dorastania spowodowały spustoszenie w zdrowiu psychicznym Belli. Narcyza nienawidziła i bała się swojej siostry i tylko żałowała, że kobieta – i jej małżonek oraz szwagier – nie dostała Pocałunku lata temu.
- Och, naturalnie – chlusnął współczująco strażnik. – Pewnie to strasznie trudne dla tej biednej kobiety, że jej droga siostra jest tutaj.
Lucjusz uśmiechnął się lekko. Gdyby Narcyza usłyszała, że ten nisko urodzony dureń mówi o niej „biedna kobieta”, przeklęłaby mu jajca.
- Dziękuję za tę wyrozumiałość.
Po kilku minutach drogi, znaleźli się przed celą Bellatrix. Naczelnik otworzył ciężkie wrota i gestem zaprosił go do środka.
- Jest pan tak miły – wymamrotał Lucjusz. Po czym: – Drętwota!
Naczelnik upadł jak skała, a Lucjusz, pogardliwie potrząsnąwszy głową, przeszedł nad jego leżącą twarzą do dołu postacią i wszedł do celi.
Dzikie, skołtunione, czarne włosy, rozbiegany wzrok, śmiertelna bladość. Lucjusz westchnął. Tak, w całości była Blackiem.
- Bellatrix, moja droga, wyglądasz… źle – uśmiechnął się ironicznie.
Czarownica przestała ślinić się na tyle długo, że zdołała unieść na niego swoje oszalałe oczy.
- Lucjusz? Tchórz! Zdrajca! Odstępca! Czarny Pan będzie cię niszczył i ćwiartował za zdradę! Twierdziłeś, że byłeś pod Imperiusem, kiedy powinieneś z dumą głosić jego moc?
Lucjusz przewrócił oczami.
- Fanatyzm jest tak burżuazyjny, droga szwagierko – odparował. – Pragmatyzm jest o wiele bardziej efektywną umiejętnością przetrwania, choć jest za późno, byś mogła się tego dowiedzieć.
- Nadal możesz czuć skruchę, Lucjuszu! – wydyszała Bellatrix, pociągając za swoje więzy. – Uwolnij mnie, a twoje przeszłe grzechy zostaną wybaczone, zanim powróci Czarny Pan.
- Uwolnić cię? – zadrwił. – Nie sądzę. Zdaje mi się, że jesteś nieco nie w temacie, Bello. Musiałaś nie słyszeć, że twój ukochany pan już próbował powrócić.
Bella zesztywniała, a jej wyraz twarzy stał się bardziej skupiony.
- Co? Powrócił?
- Cóż, w pewien sposób – przyznał Lucjusz. – Opanował profesora Hogwartu, próbując ponownie stać się w pełni cielesnym. Niestety, po raz kolejny został pokonany przez bachora Potterów i teraz jest – jak każdy może powiedzieć – unoszącym się nierealnym cieniem. Och, i Potter zdołał również zabić jego chowańca?
- Nagini nie żyje? – sapnęła Bella.
- Z rąk dziecka – zgodził się pogardliwie Lucjusz. – Pettigrew również nie żyje. Nowa Minister, Amelia Bones, jest mocno węszącą aurorką, która jest równie paranoiczna. Sprawy nie układają się dobrze dla twojego mistrza, Bello.
- On jest również twoim mistrzem! – krzyknęła z oburzeniem.
- Już nie – zadrwił. – Znalazłem dla siebie i rodziny lepszą opcję. Być może zdecydowałaś się przylgnąć do utraconego snu, ale reszta z nas ruszyła do przodu. Dla Czarnego Pana nie ma już realnej nadziei, a ja upewniłem się, że nazwisko Malfoyów wróci do siebie po plamie, jaką wywołała nasza przeszłość.
- Jak śmiesz? – Wściekłe spojrzenie Bellatrix niemal wystarczyło, by podpalić stal. – Zapłacisz za to, Lucjuszu.
- Tak, tak – machnął lekceważąco ręką. – Skoro tak mówisz. – Rozejrzał się po celi. – Muszę przyznać, że twoje otoczenie słabo oddaje twoją wiarygodność. – Otrząsnął się. Fajnie było się chełpić, ale miał rzeczy do załatwienia. – Cóż, droga Bello, powiedziałbym, że to przyjemność, ale naprawdę nie było. Twoja śmierć będzie najlepszą rzeczą, jaką zrobiłaś dla swojej rodziny.
Twarz Belli skręcił się, ale ku zaskoczeniu Lucjusza, nie był to wyraz nienawiści, ale żałości.
- N-nigdy nie zamierzałam zranić Cyzi – wyszeptała.
Lucjusz uniósł brwi.
- Usłyszawszy historie z waszego dzieciństwa, raczej ciężko mi w to uwierzyć, Bello. Ani moja żona, ani mój syn, nie będą opłakiwali twojego odejścia.
- Draco… mój siostrzeniec… - Oczy Belli zamgliły się. – Widziałam go tylko raz.
- A czego się spodziewałaś? Odcięłaś głowy wszystkim lalkom Narcyzy. Naprawdę sądziłaś, że poprosi cię, byś go niańczyła? – Lucjusz uniósł różdżkę. – Żegnaj, Bel…
- Czekaj! – Wysunęła ręce tak daleko, jak pozwalały jej na to kajdany. – Masz rację. Byłam ślepa. Pozwoliłam, by moje oddanie względem Czarnego Pana przeważyło nad obowiązkami względem rodziny. Teraz to widzę.
- Tak – zgodził się sucho Lucjusz, – bycie po tej stronie różdżki prowadzi do niezwykłych objawień.
- Pozwól mi naprawić to dla małego Draco – błagała Bellatrix. – Wiesz, że wciąż jestem zamożną kobietą.
Nić chciwości wsunęła się w mózg Lucjusza. Wiedział, że w słowach Belli jest prawda.
- O czym ty mówisz? – zapytał, nie opuszczając różdżki.
- Nie zostawiłam testamentu, zanim mnie złapali – powiedziała szybko Bella. – Jeśli mnie zabijesz, moja fortuna powróci do Lestrange’ów i trafi do jakiegoś dalekiego krewnego z Australii albo Kanady. Pozwól mi napisać testament. Uczynię Draco moim jedynym spadkobiercą i cała fortuna pójdzie do niego. – Posłała mu wszystko wiedzące spojrzenie. – Jeśli mój mąż i szwagier mnie uprzedzą, wtedy Draco odziedziczy nie tylko moje własne pieniądze, ale również całą fortunę Lestrange’ów.
Lucjusz rozważył to. Już był bogaty, ale nigdy nie można być zbyt zamożnym. A Lestrange’owie mieli podobno niemal tyle samo mrocznych artefaktów, co sami Malfoyowie. Jeśli Draco wszystko odziedziczy, miałby niespotykaną kolekcję, a zdobyta wiedza umocniłaby jego podstawową siłę.
Lucjusz przyjrzał się czarownicy przed nim. Była żałosna. Dziesięć lat z dementorami nie były dla niej zbyt miłe i podejrzewał, że bezlitosna ekspozycja na ich działanie mogła również sprawić, że pierwszy raz kobieta doświadczyła skruchy. Merlin jeden wie, ile w jej poprzednim życiu było demonów, które pozwalały dementorom ją torturować i być może zdołali wywrzeć na nią jakiś wpływ. Choć wydawało się to nieprawdopodobne, trudno było sobie wyobrazić, żeby ktokolwiek – nawet Bella – pozostała nietknięta przez dziesięć lat ciągłego wystawienia na ich działanie.
I jakie było ryzyko? Tak, w pewnym momencie Bella była uznawana za topową pojedynkowiczkę, ale od dekady nawet nie trzymała w dłoni różdżki, a przez sposób, w jaki drżała i trzęsła się, trudno było uwierzyć, że samo jej imię wystarczało, żeby wywołać lęk w sercach aurorów z całego kraju.
A to, że napisze testament pomoże przekonać wszystkich, że jej śmierć była spowodowana zadana samej sobie, prawdopodobnie spowodowana poczuciem winy wywołanym przez dementorów… Lucjusz skinął głową do siebie. To było warte opóźnienia.
Machnął szybko różdżką, a na brudnym łóżku obok czarownicy pojawiło się pióro i pergamin.
- Dziękuję – westchnęła z wdzięcznością.
Lucjusz wykrzywił się. Patos zawsze go obrzydzał.
- Pospiesz się.
- Jakie jest pełne imię Draco? Draco Lucjusz Malfoy? Nie chcę, by ktokolwiek był w stanie powstrzymać mojego siostrzeńca przed otrzymaniem spadku – paplała Bella, unosząc pióro. Zaczęła pisać, ale ciężkie kajdany pokonały ją. Spojrzała bezsilnie na Lucjusza.
Parsknął. Jak upadali potężni. To była duma Voldemorta? Jego najbardziej oddana służąca? Teraz nie była w stanie dojść do tego, jak napisać pełne zdanie i się podpisać. Z pogardą usunął kajdany z jej rąk.
- Mam ci podyktować słowa? – zapytał.
Nawet nie zauważył, kiedy zerwała się z łóżka.
Następnie wiedział, że został powalony na ziemię przez krzyczącą, plującą, szarpiącą nim furię. Chwyciła jego różdżkę, zanim  naprawdę zorientował się, co się dzieje, a potem zbiła ją w miękkie ciało pod jego brodą. Chłodne oczy Belli paliły się kilka cali od niego.
- Zawsze byłeś tak aroganckim głupcem, Lucjuszu – splunęła Bella. Jej oddech był równie cuchnący jak dementora. – Sądzisz, że jesteś sprytniejszy od innych. Zawsze się guzdrasz, niechętnie brudząc sobie rączki, jesteś tak wybredny w zaklęciach czyszczących i upewniasz się, że nic nie pokrwawi ci butów. Nigdy nie rozumiałeś prawdziwej mocy. Gardzisz wszystkim, poza magią. Drwiłeś z biednego McNaira za jego zamiłowanie do noży i kpiłeś z Rabastana za używanie gołych pięści. Nigdy nie rozumiałeś, że czysta potęga jest zarówno magiczna i fizyczna. Założyłeś, że jestem słaba bez mojej różdżki. Że łatwo mnie pokonasz, jeśli nie użyję mojej magii. Jesteś ślepym głupcem, Lucjuszu, a ja upewnię się, że rzeczywistość splunie ci w oczy w momencie, gdy uwolnimy się z tego przeklętego miejsca.
- N-nigdy nie uciekniesz z wyspy – wysapał Lucjusz. – Zbyt wiele straży…
Bella zachichotała i potarła policzkiem o jego policzek.
- Och, mój uroczy szwagier mnie ocali – zanuciła. – A kiedy wezmę różdżkę tego głupiego aurora, którego tak miło dla mnie oszołomiłeś, to zarówno ja i Rudolf będziemy uzbrojeni. Ponieważ jasno pokazałeś, że jesteś tu, by nas zabić, raczej wątpię, by było tu obecnych wiele ludzi. To będzie łatwe, bardzo łatwe, Lucjuszu… A potem, znajdziemy mojego Pana i zobaczysz, jaką karę ma dla zdrajców.
^^^
Następnego ranka, Snape i Flitwick zwołali resztę Opiekunów Domów na spotkanie.
- Czy wszyscy widzieli dzisiejszego Proroka? – zapytał Flitwick pierwszy raz bardzo ponurym tonem.
OGIEŃ I ŚMIERĆ W AZKABANIE, wrzeszczał nagłówek.
- Wcześnie rano mówiliśmy z panią Minister – kontynuował Snape, – zamiast polegać na relacji z gazety. Niestety, wydaje się, że w historii jest nieco prawdy. Ogień rozgorzał w jednej z cel i szybko się rozprzestrzenił. Naczelnik i inny auror zostali zabici, prawdopodobnie próbując powstrzymać ogień, a trzech więźniów zostało spalonych w ich celach. Auror Shacklebolt mówi, że wciąż starają się złożyć w całość to, co się stało, ale biorąc pod uwagę rozmiar zniszczeń, możliwe, że nigdy tego do końca nie zrozumiemy.
- Och, boże – Sprout potrząsnęła głową. – To straszne.
- Auror, który zginął, był wujem trzeciorocznej dziewczynki z Hufflepuffu – powiedział łagodnie Flitwick. – Rodzice Emmy Foster skontaktowali się ze mną dziś rano. Po południu chcą, żeby zafiukała do domu.
- Biedne dziecko – rozpaczała Sprout. – Przekażę jej wieści.
- Z tego, co wiemy, naczelnik nie miał bezpośrednich powiązań z Hogwartem, ale więźniowie… - Flitwick przerwał.
- Kim są? – zapytał Remus.
- Trójka Lestrange’ów – odpowiedział krótko Snape. – Chłopak Longbottomów prawdopodobnie zareaguje na tą wiadomość, zobaczy się, czy pozytywnie, czy negatywnie.
Remus skinął głową.
- Wezmę go na stronę, zanim dojdzie to do opinii publicznej.
- Jego babka pewnie tańczy gigę – skomentował cierpko Flitwick. – Interesujące będzie zobaczyć, jak chłopiec to przyjmie, ale biorąc pod uwagę jego, ach, bardzo nerwową naturę, może potrzebować dnia lub dwóch, zanim poradzi sobie z tą wiadomością.
- Z tego, co zrozumieliśmy, ogień całkowicie strawił cele – kontynuował Snape. – Ich ciała zostały całkowicie skremowane; nie zostało nic, na co Augusta Longbottom mogłaby splunąć.
Sprout zzieleniała.
- Opanuj się, Severusie!
- Powiem również Syriuszowi. Nie mam pojęcia, jak to może na niego wpłynąć – zauważył Remus. – Z tego, co wiem, jego cela była w pobliżu tych spalonych. Mógł mieć szczęście, że wtedy uciekł.
- Czy Draco Malfoy nie jest czasem siostrzeńcem Bellatrix Lestrange? – zapytała Sprout. – Wiem, że Narcyza nigdy nie była bliska siostrze, ale czy ta wiadomość na niego wpłynie?
Snape pochylił głowę.
- Porozmawiam z nim, ale ponieważ Bellatrix została uwięziona, zanim chłopiec miał dwa lata, mało prawdopodobne, że coś do niej odczuwał.
- Smutno powiedzieć, ale w pewnym sensie, to może najlepsze, co mogło się stać – powiedziała Sprout, a zakłopotanie wstąpiło na jej zwykle miłą twarz. – Życie w Azkabanie musiało być dla nich udręką i być może ich śmierć zamknie pewne rozdziały w życiach ich ofiar i rodzin. To wielka strata, gdy czyjaś śmierć przynosi tylko radość i ulgę. – Potrząsnęła głową. – Takie straszne marnowanie potencjału.
- Prędzej opłakiwałbym śmierć mandragory poświęconej na mój eliksir – odparł cierpko Snape. – To nie były wprowadzone w błąd duszyczki, Pomono. Byli stworzeniami Sami Wiecie Kogo i dobrze się przy tym bawili.
Puchonka spiorunowała go wzrokiem.
- To wciąż smutne, Severusie.
Przewrócił oczami.
- Niech będzie.
^^^
Kiedy Remus przekazał wiadomość Neville’owi, wilkołak został wielce zaskoczony przez uśmiech rozbłyskujący na twarzy chłopca.
- I dobrze! – powiedział ostro. – Mam nadzieję, że cierpieli i spłonęli powoli.
- Neville – upomniał go sfrustrowany Remus. – Jestem pewny, że nie mówisz serio.
Neville spojrzał na niego z ciekawością.
- Nie wie pan, co zrobili moim rodzicom, profesorze? Gdyby to oni zabili rodziców Harry’ego, jakby się pan czuł?
Remus poczuł, jak jego wilk wyrywa się na to pytanie i westchnął.
- Chciałbym obserwować, jak wiją się w agonii – przyznał. – Ale nie jestem z tego dumny.
- Ja też nie – powiedział powoli Neville. – Ale wciąż cieszę się, że nie żyją.
Remus nie odpowiedział, tylko pociągnął chłopca do uścisku i przez długi czas siedzieli w ciszy.
^^^
- Dzięki Merlinowi! – westchnął Draco z ulgą. – Jesteś pewny? Zwariowana ciotka Bella naprawdę nie żyje?
Snape uniósł brew.
- Widzę, że jest pan zdruzgotany tą wiadomością, panie Malfoy.
Draco nieco się zakłopotał.
- Cóż, po prostu słyszałem kilka historii, które matka mówiła ojcu… I mieliśmy skrzata domowego, który mówił mi, gdy byłem mały, że mam szczęście, że matka nie jest jak ciocia Bella. To wystarczało, że gdy byłem mały, miałem koszmary, że do mnie przyjdzie.
Snape pomyślał, że w starciu straszaka z Bellatrix Lestrange, każde rozsądne dziecko błagałoby o porwanie przez straszaka.
- Ale twoi rodzice nie mówili o niej otwarcie?
Draco wyglądał, jakby ktoś go znieważył.
- Raczej nie chwalilibyśmy się jakimś powiązaniem z Azkabanem, profesorze!
Snape uśmiechnął się ironicznie.
- Oczywiście, że nie.
Nagle na twarzy Draco pojawiło się zamyślenie.
- Choć… jest rodziną – powiedział powili. – Znaczy była. I to naprawdę bliską.
- Czego pan chce, panie Malfoy? – wycedził Snape. Rozpoznawał śladu ślizgońskiego spisku.
- Cóż, biorąc pod uwagę mój smutek z powodu śmierci ciotki, mogę potrzebować chwili przerwy albo nawet zwolnienia na nadchodzące zadania – powiedział Draco z nadzieją.
- Możesz mieć jeden dodatkowy dzień na napisanie wszystkich esejów na ten tydzień. Żadnych przedłużeń na egzaminy, ani nieusprawiedliwionych nieobecności – odpowiedział Snape. Spojrzał przenikliwie na wężyka. Mimo wszystko, chciał nagrodzić za taką przebiegłość… – I podejrzewam, że jeśli tego wieczora poczujesz się zbyt wyczerpany, by zjeść kolację w Wielkiej Sali, możesz zamiast tego iść do kuchni z kilkoma najbliższymi przyjaciółmi, którzy wsparliby cię w czasie żalu.
Draco wyszczerzył się, wychodząc na lekcje.
- Dziękuję! Mogę poprosić skrzaty, żeby przygotowały dla nas specjalne ciasto?
- Draco, możemy być Ślizgonami, ale nie jesteśmy chamscy. Zadowolicie się zwykłym deserem – skarcił go Snape.
- Poproszę Harry’ego, by zapytał – mruknął buntowniczo Draco, wychodząc z biura.
^^^
Lucjusz rozejrzał się po cmentarzu i wiedział już, że jest martwy. Bellatrix oszołomiła go w swojej celi, a kiedy doszedł do siebie, ogień lizał już ściany korytarza, a Rabastan i Rudolf stali przy jego boku, każdy trzymając różdżkę w dłoni. Jeden z nich rzucił na niego Imperio, a następna rzecz, którą był pewny było to, że pokazywał im jego własną drogę ucieczki z wyspy, zabrał do jednej z posiadłości Malfoyów, gdzie mogli się umyć i ubrać oraz opowiedział im wydarzenia z ostatnich dziesięciu lat. Potem Bellatrix użyła swojego Mrocznego Znaku, by skontaktować się z Lordem Voldemortem, a potem znalazł się tu, umysł ponownie należał do niego, a śmierć patrzyła w oczy.
- Aaachhhhhh – jęknęła Bellatrix z rozkoszy i satysfakcji, gdy czarno-zielona chmura ogarnęła ją. Mgła przez chwilę wirowała wokół niej, po czym stopniowo zanikała, sprawiając, że jej rysy były dziwnie zniekształcone.
Rozejrzała się po cmentarzu, a serce Lucjusza zatrzymało się, gdy jej oczy – mające teraz szkarłatny kolor – przeszły na niego.
- Lucjuszzzz – wyszeptała, a jej głos nabrał syczącego tonu. – Dołączyłeśśśś do zzzzdrajcy Ssssnape’a i porzuciłeśśśś mnie.
Lucjusz starał się nie stracić kontroli nad pęcherzem. Znał ten głos. Znał te oczy. O ile Bella go przerażała, ten strach był niczym w porównaniu do tego, co czuł teraz, bo Bella już dłużej przed nim nie stała.
- Tak – zaśmiało się stworzenie. – Widzę, że ssssię zorientowałeś. Jesssstem Lord Voldemort. Moja lojalna ssssłużąca zaoferowała mi ssssswoje ciało, które jest wssspaniałe ze sssswoimi magicznymi umiejętnośśśściami. Possssłuży mi przez ten krótki czassss, póki sssssię nie odrodzę.
Lucjusz rozejrzał się dziko po okręgu, ale zobaczył tylko zachwyt i ulgę na dwóch tuzinach twarzy, które otaczały polanę. Była tam elita śmierciożerców – wszyscy, którzy wiele wycierpieli od zniknięcia Voldemorta i którzy tęsknili za jego powrotem. Tu nie znajdzie żadnych sprzymierzeńców.
- Proszę, mój panie, mogę wydłubać mu oczy, jak obiecałam? – poprosił głos Belli. – Jest wiele rzeczy, które możemy zrobić, by go ukarać.
- Już, już, cierpliwośśśści, mój zwierzaczku – odpowiedział sam sobie Voldemort w straszliwym monologu. – Mógłbym go jeszcze trochę wykorzyssssstać.
- Proszę, mój panie – wysapał Lucjusz. – Wybacz mi! To chwilowe szaleństwo. Snape musiał dosypać coś do mojego picia! Nigdy nie wybrałbym…
- Cisza, Lucjuszu! – warknął Czarny Pan. – Nie myśl, że jestem głupcem. Wiesz, jak karzę tych, którzy stanęli przeciwko mnie.
- Pozwól mi zacząć, mistrzu – wymruczała Alecto Carrow. Nigdy nie dbała o niezbyt dobrze ukrytą pogardę, jaką żywił do niej i jej brata elegancki czystokrwisty.
- Nie – warknął Voldemort. – Mam plan dla Lucjusza. Może być użyteczny.
- Będę, panie! Będę – przysiągł gorączkowo Malfoy. – Powiedz mi, czego chcesz, a ja to załatwię.
Voldemort zaśmiał się lekko.
- Ach, Lucjuszu, zmiękłeś od czasu, gdy ostatni raz ssssię widzieliśmy. Naprawdę myśśśślisz, że powierzę ci wszyssssstko? Nie, sssssłyszałem, że się mnie wyparłeś, twierdząc, że byłeś pod Imperiusssssem. Sądzę, że to nieźle pasuje, bo teraz będziesz wykonywać moje rozkazy pod Imperiussssem.
- Panie, przysięgam ci… nie musisz rzucać na mnie klątwy. Wielbię cię i chcę tylko odpokutować za moje…
- Naprawdę, Lucjuszu? Więc chętnie oddasz mi swojego ssssyna i ssspadkobiercę w zastaw za twoje zbrodnie? – Voldemort wybuchnął ochrypłym śmiechem na widok twarzy Lucjusza. – Tak myślałem – uśmiechnął się ironicznie. – Imperio!

CDN…


4 komentarze:

  1. o jaaa.. a myślałam, że ten plan wypali:o no no ciekawe jak to się potoczy, może uda mu się dać info Severusowi:)
    Pozdrawiam, Magda:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Naiwny Lucek ma za swoje, mam tylko nadzieję, że Severus się zorientuje i nie da zrobić krzywdy ani sobie, ani Harry'emu!

    OdpowiedzUsuń
  3. "To był wspaniały plan.(...) Co mogło pójść źle?" Już wcześniej czułam, że może mu się to nie udać, a to "Co mogło pójść źle?" tylko wzmocniło moje podejrzenia... No i masz Lucek placek... *wzdycha*
    Jak wyżej - też mam nadzieję, że Sev się zorientuje i zapobiegnie ewentualnym krzywdom...

    Arrrghh!! A już było tak pięknie - tyle horkruksów zniszczonych, Knot wywalony na zbity pysk, oficjalnie zaadoptowany Harry, coraz więcej sprzymierzeńców Seva... No właśnie - za pięknie. Kurde!! :/
    Lucjusz naprawdę nie powinien się brać za planowanie... - cholernie mu to nie wychodzi!!!
    Urghh!!

    Pozdrawiam, życzę ENY, CZASU i CHĘCI i powodzenia na sesji, bo to już prawie za chwilę (;-;)!

    P.S. <>
    Hahahahaha!!!! XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka,
    rozdział jest wspaniały, no tak Lucjusz i ta jego próżność, jak widać Bellatrix nie jest tak szalona jak by się wydawało...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń