Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

niedziela, 14 stycznia 2018

NDH - Rozdział 60


- Tato – jęknął Harry. – Nie mogę wrócić dzisiaj wieczorem do wieży. Hermiona powiedziała, że przepyta mnie z historii magii, a ja się nie uczyłem.
- I wyobrażasz sobie, że pomogę ci wymigać się od szkolnych obowiązków? – zapytał sucho Snape.
- To tylko historia magii – narzekał Harry. – Przecież nikt się nią nie przejmuje. – Na widok wyrazu twarzy ojca, pospiesznie poprawił swoje zdanie. – Dobra, dobra. Przecież nikt oprócz ciebie i Hermiony się tym nie przejmuje. Poza tym, jeśli zostanę to razem z Draco możemy popracować nad zadaniem na eliksiry.
- Masz ponad tydzień na oddanie zadania z eliksirów i mniej niż dwa dni do testu z historii – zauważył Snape z irytującą logiką. – Właśnie dlatego spędzisz dzisiejszy wieczór z panną Granger, ucząc się historii. Wciąż zostało kilka godzin do godziny policyjnej, a z pomocą panny Granger, będziesz w stanie nauczyć się materiału i odpokutować swoje poprzednie lenistwo.
Harry otworzył usta, by sprzeciwić się ojcu, ale ogień buchnął w kominku i rozległ się głos Lucjusza Malfoya.
- Severusie, tu Lucjusz. Mogę przejść? Chodzi o Draco.
- Chwileczkę – zawołał Snape. Malfoy mógł zmienić strony, ale to nie oznaczało, że chciał go w pobliżu Harry’ego częściej, niż to konieczne. Odwrócił się do chłopca. – Dyskusja skończona. Zabierz rzeczy i wracaj do wieży.
Harry naburmuszył się, ale wiedział, że lepiej nie kłócić się z tatą, kiedy używa tego tonu. Poza tym, jego tata był całkiem zdolny do skarcenia go przed ojcem Draco, a to byłoby upokarzające, zwłaszcza, że Draco powiedział, że jego ojciec jest prawdziwym pedantem, jeśli chodzi o maniery.
Harry pobiegł do pokoju, by zabrać torbę, ale gdy dotarł do drzwi korytarza, ciekawość sprawiła, że zatrzymał się, by posłuchać. Nie do końca podsłuchiwał, uspokoił swoje sumienie. Pan Malfoy powiedział, że chodzi o Draco, prawda? Więc czyż nie jest to dla niego ważne, skoro Draco to jego przyjaciel, i powinien dowiedzieć się, o co chodzi? Jeśli Draco wpadł w kłopoty, jaki przyjaciel nie zaniósłby mu ostrzeżenia? A jeśli było to coś, cóż, osobistego albo zawstydzającego, wtedy Harry będzie trzymał buzię na kłódkę i pozwoli tacie sobie z tym poradzić, skoro jest Opiekunem Domu Draco.
Usłyszał ryk sieci fiuu, a potem kulturalny ton pana Malfoya.
- Severusie. Dziękuję za pozwolenie na przyjście.
- Usiądź, Lucjuszu – zaprosił Snape. – Powiedziałeś, że chodzi o Draco. Jest jakiś problem? Może to ma coś wspólnego ze śmiercią Bellatrix? Rozmawiałem z chłopcem i zapewniam cię, że nic mu…
- Drętwota!
Szczęka Harry’ego opadła, gdy rozbrzmiał krzyk. Usłyszał ciężki huk, jakby ciało uderzające o dywan i zamarł, mając mimo wszystko nadzieję, że jego tata tylko zanurkował, by się ukryć. Ale nie rozległy się hałasy pojedynku – żadnych klątw i przeciwzaklęć rzucanych w jedną i drugą stronę – tylko ponowny ryk kominka. Harry zaczął skradać się do przodu, zastanawiając się, czy pan Malfoy już odszedł, gdy nagle przestraszyły go strasznie dwa dziwne głosy.
- No, to nie było takie trudne, prawda? – zadrwił pierwszy. – A powinien być świetny w obronie.
- Pospiesz się – rozkazał drugi. – Praktycznie mogę poczuć smród Dumbledore’a. Z każdą minutą łatwiej mu jest się zorientować, że jesteśmy w jego cudownym zameczku.
- Spokojnie. Musimy tylko rzucić na niego Enervate i Imperiusa, a gdy tylko odzyska bachora Malfoya, zabieramy ich obu do Czarnego Pana i…
Harry usłyszał wystarczająco. To byli śmierciożercy i przyszli tu po jego tatę! Harry okręcił się wokół framugi i krzyknął:
- Expelliarmus!
Jedna odziana w szaty postać poleciała do tyłu, a różdżka drugiej wyleciała z jego uścisku, ale pan Malfoy tylko stał jak marionetka. Harry okręcił się, by zmierzyć się z nim, a to pozwoliło drugiemu śmierciożercy odzyskać różdżkę.
- Diffindo!
- Protego! – Harry obronił się przed klątwą, ale potem ten pierwszy również odzyskał różdżkę, a wywarczane Drętwota posłało Harry’ego na ziemię obok Snape’a.
- Hej, czy to dzieciak Malfoya? – zapytał z nadzieją pierwszy śmierciożerca.
- Idiota. Spójrz na Malfoya. Widziałeś jego żonę. Naprawdę sądzisz, że dwójka platynowych blondynów mogą mieć czarnowłosego dzieciaka? – Drugi śmierciożerca odwrócił nieprzytomne ciało i zagwizdał cicho. – A nich mnie. Popatrz na bliznę… to Harry Potter.
- Och – odpowiedział jego partner zawiedzionym tonem. – Więc wciąż musimy rzucić na Snape’a Imperiusa, huh?
Pierwszy śmierciożerca chwycił mocniej różdżkę i zawalczył o cierpliwość, by nie przekląć dawnego kolegi.
- Wiem, że długo byłeś w Azkabanie, Lestrange, ale chyba możesz spróbować zmusić mózg do pracy? Myślisz, że kogo Czarny Pan wolałby mieć: chłopca, który przeżył, czy bachora Malfoya? Zawsze możemy złapać dzieciaka Malfoya następnym razem – przecież nie mają specjalnych osłon, by go chronić. Musimy wydostać się stąd z Potterem i Snapem, zanim ktoś się zorientuje, co się dzieje. Wyciągaj ten świstoklik. Malfoy! Chodź tu!
^^^
Snape jęknął i chwycił się za głowę. W imię Merlina, co…? Ostatnią rzeczą, jaką pamiętał była rozmowa z Lucjuszem Malfoyem, a potem nagle jego głowa eksplodowała. Spróbował potrzeć skronie, ale zorientował się, że jego kostki i nadgarstki są związane, a on sam leży na brudnej ziemi. Jęk dochodzący z odległości kilku stóp, zwrócił jego uwagę, więc zmrużył w jego kierunku oczy. Harry!
Co tu robił Harry… i gdzie dokładnie było „tu”? Chłopiec powinien być w wieży, ucząc się do historii z mądralińską, a nie tu z… Snape rozejrzał się i zamarł.
Byli na powietrzu, na cmentarzu, sądząc po rozsianych wokoło, porozwalanych nagrobkach. Było źle. Nieskończenie gorsze było to, że leżeli na środku kręgu odzianych w szaty i maski śmierciożerców, których twarze były dziwnie oświetlone przez płonące z boku ognisko. Ale o wiele, wiele gorszy był fakt, że na tronie, promieniejąc, jak jakiś zdemoralizowany monarcha, siedziała Bellatrix Lestrange, której oczy świeciły czerwienią, a rysy dziwnie zniekształcały się w okropnie znajome, chytre spojrzenie.
Snape prawie nie potrzebował mrowienia w lewym ramieniu, by wiedzieć, kto na nich patrzy.
- Tato? – głos był słaby, ale równy.
- Harry! – Odwrócił głowę. Chłopiec był blady, ale miał śmiałe spojrzenie na twarzy. Snape nigdy nie był dumniejszy z gryfońskiej natury syna niż w tym momencie. – Nic ci nie jest?
- Boli mnie głowa – przyznał Harry, rozglądając się. – A-a tobie?
- Ach, co za podnosząca na duchu więź ojca z sssssynem – uśmiechnął się ironicznie Czarny Pan ze swojego tronu.
Harry zmrużył oczy w kierunku postaci.
- Kim jesteś?
-Nie rozpoznajesz mnie, bachorze? – warknął Voldemort. – Twoi rodzice trzy razy mi się oparli, a ty już jesteś bliski takiego samego wyniku.
Oczy Harry’ego rozszerzyły się.
- Jesteś Voldesnort? Ale jesteś dziewczyną!
Czarny Pan wyglądał na zbitego z tropu.
- Tylko opętałem jedną z moich sług, póki moje nowe ciało nie będzie gotowe – wyjaśnił defensywnie.
Harry zmarszczył nos.
- Tak, ale dziewczyna? Znaczy, czyli musisz wciąż robić… no wiesz… i to wszystko, jak dziewczyna?
Z pierścienia śmierciożerców rozległo się pospiesznie zdławione parsknięcie, a rysy Voldemorta wykrzywiły się we wściekłości.
- Crucio! – krzyknął, wskazując wściekle w kierunki chichoczącego, a kilku śmierciożerców wrzasnęło i upadło na ziemię, drżąc.
- Nie denerwuj go! – syknął Snape do Harry’ego, zanim chłopiec mógł powiedzieć coś jeszcze. Harry przełknął ciężko i pokiwał głową.
- Mój panie – zaczął Snape, mając desperacką nadzieję, że znajdzie coś – cokolwiek – co mogłoby przekonać Czarnego Pana do wypuszczenia Harry’ego. – To…
- Ach, zdrajca przemówił. – Voldemort zszedł ze swojego tronu i podszedł do Snape’a. – Będziesz błagał o życie, zdrajco? Tak, jak twój dobry przyjaciel? – Wystarczył jego ostry gest i dwaj śmierciożercy rzucili związanego, poobijanego i zakrwawionego Lucjusza Malfoya tuż obok Snape’a.
Snape spojrzał na niego, a jego umysł gorączkowo pracował. Najwyraźniej ogień w Azkabanie był przykrywką do ucieczki i w jakiś sposób Malfoy był albo stał się w to zamieszany. Desperacko starał się zorganizować jakikolwiek plan…
- Byłem pod Imperiusem, Severusie – wydyszał Lucjusz, a krew wyciekła kącikiem jego ust. Niegdyś przystojna twarz była teraz zdeformowana cięciami i oparzeniami, a jego prawa ręka była obdarta ze skóry do nadgarstka. – Przysięgam… nie chciałem…
Snape odwrócił się od niego i skupił uwagę na Czarnym Panie.
- Mój panie – zaczął bez zająknięcia, – jestem pewny, że możemy osiągnąć jakiś rodzaj…
Voldemort podszedł i kopnął go w twarz.
- Żygam już sssspiskującymi Śśśślizgonami – warknął, wracając na tron. Gryfoni przynajmniej buntują się i umierają. – Odwrócił się do Harry’ego. – A ty, mój mały nemezissss? Też będziesz próbował przekonać mnie, żebym darował ci twoje marne życie? Też będziesz płaszczyć się przede mną i całował moją szatę?
- Jesteś… jesteś… chorym pojebem! – krzyknął Harry, używając najgorszej zniewagi, jaką mógł wymyślić. – Nie krzywdź mojego taty, głupi sukinsynu!
Snape starał się oczyścić umysł, ignorując krew, która kapała mu na oko z rany na skroni. Był ledwo świadom tego, że Harry krzyczy coś do Czarnego Pana, a śmierciożercy wrzeszczą głośno z oburzeniem, ale jego umysł wciąż wirował od kopnięcia w głowę.
- Mój panie! – W jakiś sposób udało mu się przekrzyczeć śmierciożerców. – To tylko głupi dzieciak, wcale nie tak wielki jak ty sam. Z pewnością, jeśli zaatakujesz teraz chłopca, podczas gdy jest tak młody, to nie poprawi twojego statusu. Nie jest wart twojej uwagi. Wypuść go i…
- Och, nie, Severusie. Obiecałem moim wiernym sługom wielkie emocje. Pomogą mi ukarać dwójkę zdrajców, a potem będą świadkiem mojego odrodzenia.
- Twojego… - wykrztusił Snape.
- Tak, mój wstrętny Mistrzu Eliksirów. – Niejasne rysy Bellatrix wykrzywiły się w jakiegoś rodzaju okropny, kokieteryjny uśmiech. – Nawet bez twojej pomocy, znalazłem sposób, by żyć ponownie, cały z moimi mocami, nie tylko zamieszkały w chętnego sługę. Jesteśmy tu, by użyć kości mojego dawno nieopłakanego ojca i krwi mojego wroga. No, no, mamy wielki wybór, prawda?
- Proszę – zaczął rozpaczliwie Snape.
- Ale wiesz, Severusie, rytuał nie zawiera żadnych zastrzeżeń, co do tego, czy krew musi pochodzić od żywego czy martwego, a jestem pod pewnym wrażeniem obrazu zawiązania mojego wroga nad kociołkiem i podcięciem mu gardła, by krew wypełniła eliksir. Czy to będzie odpowiedni koniec dla zdrajcy, Severusie? Osuszony z krwi jak zarzynany wieprz? – Voldemort obserwował go dokładnie, a Snape zwalczył panikę. – Ale widzę, że cenisz życie chłopca ponad własne. Ach, jak bardzo upadłeś, mój smutny, mały Ślizgonie. Gdzie zniknęła cała twoja wściekłość i nienawiść? Stałeś się słaby i miękki, jak sam Dumbledore.
Snape napiął więzy, ale było to bezużyteczne.
- Nie! Nie możesz!
Oczy Voldemorta zwęziły się.
- Wszyscy powinniście wiedzieć, że lepiej mi tego nie mówić, Severusie. – Różdżka Czarnego Pana skierowała się na Harry’ego z szybkością atakującego węża. – Avada Kedavra!
- NIE! – krzyknął Snape, ale było już za późno. Martwy Harry upadł do tyłu, a jego otwarte oczy wpatrywały się niewidząco w nocne niebo.
Zupełnie zniszczony Snape był ledwie świadom tego, że Lucjusz zaczął monotonnie, bezsilnie przeklinać, ani radosnego okrzyku śmierciożerców. Skulił się, a jego ciało zadrżało rozdzierającymi serce szlochami.
^^^
- Minervo, przecież wiesz, że nie mogę iść polować na kolejny horkruks bez moich puchatych, niebieskich skarpetek – zbeształ ją Dumbledore, wchodząc do swoich kwater. – Szybciutko je znajdę. Skrzaty domowe wiedzą,  co do nich czuję.
- Albusie, zaczynam rozumieć, dlaczego nigdy się nie ożeniłeś – powiedziała Minerva z pełnym cierpienia westchnięciem, opierając się o framugę drzwi.
- No, no, moja droga, wszyscy mamy swoje małe dziwactwa – zacmokał.
- Niektórzy dziwniejsze niż inni – odparła.
- DYREKTORZE! MINERVO! JEST TAM KTO? – W kominku pojawiła się spanikowana twarz Molly Weasley.
- Co się dzieje, Molly? – Dumbledore i McGonagall podbiegli do fiuu, zapominając o skarpetkach.
- Uważajcie, idziemy! – W kolejnej sekundzie, Molly i Artur wydali z kominka.
- Chodzi o Harry’ego i Severusa! – wyjaśnił Artur, bardzo starając się zachować spokój. – Na naszym rodzinnym zegarze pokazuje, że są obaj w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
- Próbowaliśmy do nich zafiukać, ale nikt nie odpowiada – zaszlochała Molly, wykręcając dłonie. – Co się może dziać?
Dumbledore uniósł dłoń.
- Zobaczę, czy zamek wie, gdzie oni są. – Zamknął oczy, ale chwilę później otworzył je z ponurą miną. – Nie ma ich ani w zamku, ani na szkolnych błoniach. Minervo, wezwij resztę. Musimy spróbować się dowiedzieć, gdzie zniknęli.
Gdy inni się gromadzili, Amelia Bones zawołała przez kominek.
- Dyrektorze! Gdzie jest Harry Potter? Wszystko z nim w porządku?
- Właśnie to próbujemy ustalić, pani Bones. Dlaczego pani pyta? – odpowiedział Dumbledore.
- Proszę się odsunąć. – Chwilę później, do biura dyrektora przeszli najpierw Bones, a potem Moody i Shacklebolt. – Snape dał mi ten amulet krótko po moim wyborze – wyjaśniła Bones, wyciągając mrugający dysk. – Działa na podobnej zasadzie jak rodzinny zegar i Snape powiedział, że jeśli zacznie mrugać znaczy, że Harry jest w niebezpieczeństwie. Chciał, by ktoś spoza Hogwartu był w stanie mieć oko na chłopca.
Twarz Albusa stała się jeszcze bardziej zrezygnowana.
- Chciałbym móc panią uspokoić, ale wydaje się, że zarówno Harry, jak i Severus, zaginęli.
Kadra – Remus, Syriusz, Filius, Pomona i Poppy – szybko przybyli w odpowiedzi na wezwanie Minervy, a Artur wezwał również Billa i Charlie’ego z ich domów. Z pomocą zamkowych duchów i portretów, szybko udało im się ustalić, że nikt nie widział ani Snape’a, ani Harry’ego, od chwili, gdy obaj weszli do kwater.
- Cóż, już ich tam nie ma – potwierdził Moody, wracając do biura Albusa. – Znalazłem w pokoju torbę chłopca i trochę sadzy, co wskazuje, że ktoś niedawno używał fiuu. Ślad brudu sugeruje, że nikt nie wracał jednak przez fiuu i sądzę, że wyczułem lekki ślad magii świstoklika. Choć nie mogę tego przysiąc.
Syriusz zbladł.
- Zostali zabrani świstoklikiem? Więc mogą być wszędzie!
Dumbledore i Bones wymienili ostrożnie spojrzenia bez wyrazu.
- Cóż – zaczął Albus, uważnie dobierając słowa. Przerwał mu trzask i nagle na stole przed nim stanął skrzat. – Dziękuję, ale niczego nie zamawiamy – powiedział Dumbledore, siląc się na uprzejmy ton.
- Ja nie jest tu, by was karmić, panie Dumbledore sir – powiedział skrzat domowy z wyrzutem. – Ja jest tu, żeby się dowiedzieć, czy to, co duchy mówią to prawda. Czy pan Mistrz Eliksirów sir i pan Harry Potter sir zniknęli?
W tym momencie dyrektor rozpoznał w małym skrzacie tego, który był związany z Harrym. Westchnął.
- Tak, obawiam się, że to prawda i próbujemy ich znaleźć, więc jeśli wybaczysz nam…
- Zgredek pomaga znaleźć pana Mistrza Eliksirów sir i pana Harry’ego Pottera sir – powiedział mężnie skrzat. – Zgredek używa magii skrzatów, by znaleźć swoich mistrzów.
- Jeśli zostali uprowadzeni, znajdują się za potężnymi osłonami – burknął Moody. – Myślisz, że mimo wszystko ich znajdziesz?
- Magia skrzatów domowych jest bardzo, bardzo potężna panie Strasznooki sir – skarcił go Zgredek. – Nie chce pan myśleć, że nasza magia jest mała, bo my jest mali.
- Jeśli potrafisz ich znaleźć, Zgredku, to proszę, zrób to – wtrącił się Albusa, zanim stary auror mógł poczuć się urażony nowym tytułem.
Zgredek skinął głową i zniknął z trzaskiem.
- Albusie, jeśli skrzaty nie znajdą Harry’ego, jakie mamy opcje? – zapytała błagalnie Molly.
Shacklebolt odchrząknął.
- Już postawiłem wszystkich aurorów w stan największej gotowości, Molly. Zobaczymy, czy wprowadzimy w to Niewymownych. – Bones skinęła głową ze zgodą. – Mogą mieć kilka pomysłów.
Przez długi moment nikt nic nie mówił, gdy każdy próbował wymyślić jakiś sposób, by pomóc. Wtedy powrócił Zgredek.
- Znaleźliśmy ich, panie Dumbledore sir! – zrelacjonował z podekscytowaniem. – Mój pan Harry Potter sir i pan Mistrz Eliksirów sir są razem, więc było to bardzo proste. Ale, och, są z jakimiś bardzo, bardzo złymi ludźmi, panie Dumbledore sir. Wy musieć zabrać ich teraz.
- Skąd wiesz, że to źli ludzie, Zgredku? – zapytała szybko Bones.
- Noszą złe szaty, które pan M… które noszą źli ludzie.
- Złe szaty? – naciskał Shacklebolt.
Zgredek pokiwał głową tak mocno, że jego uszy głośno klepnęły w jego głowę.
- Czarne płaszcze i maski. Robią straszne rzeczy, gdy noszą te ubrania!
- Śmierciożercy! – powiedział Syriusz, wyglądając, jakby mu było niedobrze. – I mają Harry’ego i Snape’a!
- Zgredku, możesz nas tam zabrać? – zapytał Dumbledore.
Zgredek wykręcił ręce z rozpaczą.
- Och, Zgredek przeprasza, panie Dumbledore sir, ale pan Harry Potter sir i pan Mistrz Eliksirów sir są za bardzo potężnymi, czarodziejskimi osłonami. Nie pozwalają na aportację czy świstokliki. Skrzaty domowe mogą użyć magii, by dostać się na krawędź osłon, a wiemy, że nasi mistrzowie są w środku, ale nie byliśmy w stanie dostać się bliżej nich. I jest tam bardzo wiele złych czarodziei. Jeśli się tam przeniesiecie, źli czarodzieje będą mieć czas, by zranić pana Harry’ego Pottera sir i pana Mistrza Eliksirów sir, zanim będziecie w stanie przedostać się przez osłony. Ja bardzo przeprasza, że nie może przenieść was bliżej, by ich uratować! – I Zgredek zaczął targać się za uszy i wyć z rozpaczy.
Minerva chwyciła zrozpaczonego skrzata, zanim bardziej się ukarał, ale wtedy każdy instrument w gabinecie Dumbledore’a zaczął szaleć, a medalion Bones rozbłysnął jak słońce, po czym stał się czarny.
- Co jest? Co się dzieje? – Szmer głosów powoli ucichł, gdy każdy dostrzegł popielatą twarz Dumbledore’a.
- C-co to oznacza, Albusie? – Syriusz w końcu odnalazł głos i zadał pytanie, które wszystkim chodziło po głowach.
- To oznacza – powiedział Albus przez sine wargi, – że Harry Potter nie żyje.

CDN…


6 komentarzy:

  1. O NIE NIE ON ŻYJE JA PIERDOLE ZABIŁ TYLKO JEDNA DUSZE DRUGA ŻYJE TO JASNE JAK SŁOŃCE CIEKAWE JAK HARRY ROZWALI CZARNEGO PANA A MOŻE TO BĘDZIE SEVERUS ALE ROZDZIAŁ I KOŃCZYSZ W TAKIM MONECIE CZYTAJĄC PRZEDNIE ROZDZIAŁY WIEDZIAŁAM ŻE TO DO TEGO ZMIERZ A JA PPIERDU MA NADZIEJE ŻE KOLEJNY ROZDZIAŁ DODASZ JUTRO CZEKAM NA NIEGO NO MASAKRA A Z TEGO MALFOYA TO TAKI IDIOTA ŻE SZOK JUTRO SPRAWDZAM CZY JEST KOLEJNY ROZDZIAŁ JESTEŚ WIELKA ŻE TŁUMACZYSZ POZDRAWIAM GOSIA

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurczę, ostro! Myślę jednak, że Harry jakoś ocaleje - nie dość, że Voldzio chciał go zabić PRZED rytuałem, czyli wtedy kiedy jeszcze teoretycznie nie mógł tego zrobić (magia Lily), to w dodatku Sev chciał go uratować (co pozwala mi przypuszczać, że nałożył na Harry'ego podobną barierę co Lily). No i Sev - cudowny, kochany Sev, który szczerze pokochał syna <3 Jestem nim zachwycona, choć chciałabym już kolejny rozdział, żeby jak najszybciej byli uratowani <3
    Pozdrawiam!
    http://herbaciane-wspomnienie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Wowwowwow
    Całkiem przez przypadek znalazłam tego bloga ale musze przyznać jestem zachwycona serio. Rozdziały są genialne i tak strasznie mnie wciągnęły ze nie wiem! Nie moge się doczekać kolejnego rozdziału 😀 Pozdrawiam Cieplutko i weny życzę
    FangirlRe

    OdpowiedzUsuń
  4. O masakra!! no to szok, myślałam, że Harry ich pokona.!!
    Mam nadzieje że się obudzi, nio nie mogę się doczekać co będzie dalej!:)
    Życzę weny, Magda:)

    OdpowiedzUsuń
  5. NIEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!! Nie ma tak!! Żyje, żyje, żyje!! To tylko horkruks w nim umarł!! AAAAAAAAAAGGHHHHH!!!!! HAARRYYYYY!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejeczka,
    wspaniale, och rozśmeszył mnie Harry z tym Voldesnortem i to że będąc dziewczyną zalatwia tak sprawy, tak to nie może się skończyć, Harry nie mógł zginąć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń