Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

poniedziałek, 29 stycznia 2018

TJBP - Rozdział 5


Z trzaskiem, Narcyza i Draco wylądowali w domu, o którym nikt nie wiedział. Razem przejrzeli rzeczy, które skrzaty zdołały uratować, czego było więcej, niż na początku myśleli. Z uśmiechem, Narcyza zagoniła skrzaty do pomocy w rozkładaniu jej ciuchów i rzeczy. Instruując, gdzie dać poszczególne rzeczy, minęła cała noc, zanim skończyli. Została ostatnia torba, a gdy ją otworzyli, sapnęli. Były w niej pieniądze z Dworu Malfoyów. Oboje zdali sobie sprawę, że musiał być na niej jakiś urok. Odnaleźli kopertę, Narcyza otworzyła ją i przeczytała głośno:
- „Oto klucz do skarbca Blacków, tylko jednego. Kiedy umrę, oczywiście dostaniecie więcej. Mimo wszystko, jesteście Blackami; nie odmówiłbym wam waszego dziedzictwa. Życzę wam powodzenia w przyszłości. Draco, zobaczymy się w Hogwarcie, ale nie wiem, kim wtedy będę. Muszę podjąć decyzję, czy pójdę tam jako Snape czy Potter. Nienawidzę Dumbledore’a i Snape’a; żałuję, że nie zostałem przydzielony do Hufflepuffu. Czyż nie byłby to dobry żart? Sławny Harry Potter w Hufflepuff! W każdym razie, do zobaczenia. Harry Bez-Nazwiska.”
Kiedy Narcyza skończyła czytać list, łza spłynęła po jej policzku. Miała pewne pojęcie, co czuł Harry. Sama ledwie znała własnego ojca. Wiedziała, jak to jest, kiedy rodzic żyje, a nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Zastanawiała się tylko, co teraz Harry zamierzał wysadzić. Czytała w gazetach o wybuchach, myśląc, kto mógłby to robić. W pewnym sensie, cieszyła się, że się martwiła, że ona lub Draco zostaną wysadzeni na jednym ze spotkań. Dzięki temu miała zajęcie i wymówki, by unikać spotkań.
Ale minęło dużo czasu, zanim wprost powiedziała Lucjuszowi: „nie, on nie idzie”. Draco miał zrobić jej za to krzywdę. Gdy odmówił, Lucjusz wpadł w furię, zamknął ich w lochach i karał klątwą Cruciatus. Po torturach, Draco wciąż odmawiał przyjęcia znaku. Narcyza nie mogła uwierzyć w odwagę swojego synka. Była szczęśliwsza, że do nich nie dołączył, niż kiedykolwiek to okazała.
Dostali Proroka Codziennego, ale przez następne kilka dni, nic w nim nie było. Harry musiał zdobyć bomby, ponieważ żadna mu już nie została, a mijały dwa dni, zanim zostawały zamówione. Miał dzisiaj szczęście, ponieważ miało się odbyć wielkie spotkanie z niemal trzystoma śmierciożercami, w tym wewnętrznym kręgiem. Snape również miał tam być.
^^^
Harry wrócił ze sklepu po odebraniu materiałów wybuchowych. Nawet Zakon nie był świadom tego, że wyszedł, dzięki cichej aportacji i pelerynie niewidce. Użył również kilka zaklęć zmieniających wygląd, ponieważ nie chciał, żeby teraz ktoś go rozpoznał. Włożył bomby w stworzone przez siebie sekretne miejsce, nie chcąc ich pod obluzowaną deską pod swoim łóżkiem.
Wziął dwie, po czym zniknął i pojawił się w domu, gdzie miało się odbyć spotkanie śmierciożerców. W chwili, gdy podłożył pierwszą bombę, usłyszał dźwięki aportacji. Szybko podłożył drugą i wyszedł, by przejść przez gąszcz, za którym kończyły się osłony. Był tylko pięć stóp od sali tronowej Czarnego Pana, która była niczym otwarty garaż. Sala tronowa była na otwartej przestrzeni z drzwiami, które prowadziły do lochów. Miejsce było niezłym pobojowiskiem.
Zanim się zorientował, przybyli nowi rekruci. Oczywiście nie było Draco, ale Snape wyglądał gorzej w znoszonym ubraniu. Jego syn nie chciał mieć z nim niczego wspólnego oraz myślał, że jego chrześniak nie żyje. Odbiło się to na niegdyś dumnym i agresywnym mężczyźnie. Nie rozmawiali jeszcze ze Snapem, pomyślał tylko Harry. Wszyscy wyglądali tak, jakby chcieli być gdziekolwiek indziej w tym momencie.
Voldemort pojawił się ostatni i wszyscy śmierciożercy pokłonili się mu. Harry poczuł, że jego serce tli się. Jego ojciec był najodważniejszym mężczyzną, jakiego znał. Nie tylko okłamywał Czarnego Pana, ale też kłaniał mu się, mimo że wiedział, że jest złym szaleńcem półkrwi. Oddech ugrzązł mu w gardle, a łzy zapiekły w oczy na myśl, że nigdy się nie dowie, jak bardzo Harry go pokochał. Harry nie zamierzał mu mówić ani dawać znać. Nikt nie wiedział, że Harry przewidział swoją śmierć na trzy tygodnie przed wakacjami. Los ostrzegł go, a on przyjął ostrzeżenie do serca. Pokazano mu różne zakończenia, ale źle zrozumiał cały sens. Mógł zmienić przyszłość, jeśli tego chciał. Harry tylko zaakceptował swój los i nawet nie myślał o innych swoich wizjach. W jednej razem z Sevem mieszkają razem, w drugiej umiera, a Sev popełnia samobójstwo po stracie syna. Wyglądało na to, że w rodzie Snape’ów był jasnowidz i został stłumiony, gdy zrobili z niego kopię Jamesa Pottera.
- Moi nowi rekruci, podejdźcie – powiedział Voldemort. Jego wężowy głos miał rozkazujący ton, który również nie miał w sobie ostrzeżenia, ale tego wieczora nie miał dostać tego, co chciał. Żaden nie podszedł, tylko potrząsnęli głowami.
Severus czuł dumę z ich powodu, ale wolał, żeby stali się śmierciożercami, niż żeby stracił dziś większość Slytherinu. Niestety Czarny Pan miał dzisiaj sprawy do załatwienia, więc syknął do Severusa.
- Wracaj do Hogwartu, Severusie. Niech starzec myśli, że zostali zwerbowani. – Potem odwrócił się do innych, podczas gdy Snape wciąż nie zniknął. – A wy sprawcie, żeby zmienili zdanie. Zróbcie wszystko, ale nie zabijajcie. – Po czym zniknął z trzaskiem.
- Słyszeliście pana, ludzie. Zabawmy się – powiedział Nott, który był wiernym sługą. Zraniłby własnego syna, gdyby nie działania Harry’ego, choć nie wiedzieli o tym.
Harry wykradł się, wciąż pod peleryną, wciskając monety w dłonie rekrutów. Marszczyli brwi, ale i tak trzymali je w dłoniach, wiedząc, że jest tam ktoś, ale nie będąc pewnymi, czy chce im pomóc, czy przeciwnie. Zaryzykowali, że to zbawiciel i nie chce ich zranić. Wcisnął jedną w dłoń Severusa Snape’a i wypowiedział słowo aktywujące świstoklik. Harry sprawił, że wyglądało to tak, jakby Severus aportował się na zewnątrz, po czym aktywował świstokliki rekrutów i zniknęli. Snape odwrócił się, a jego oczy rozszerzyły się, gdy zobaczył, że jest z rekrutami, którzy sprzeciwili się Czarnemu Panu. Pozostali śmierciożercy obserwowali, jak młody mężczyzna przebiega przez pomieszczenie, naciskając przycisk. Peleryna Niewidka leżała w jego ramionach. Została przywołana, ale Harry zdołał przywołać ją z powrotem. Poruszał się szybko, nie chcąc zostać złapanym przez śmierciożerców albo dać im szansę na ucieczkę, zanim wybuchnie bomba.
Wszyscy upadli, gdy głośny wybuch rozwalił dom. Rekruci wylecieli w powietrze, a kilku z nich złamało ręce lub nogi. Wszyscy zobaczyli postać, która nie była śmierciożercą, która upada, po czym podnosi się i znika z trzaskiem. Sev przeklął się, że nie przyjrzał się facetowi bliżej. Budynek wybuchnął z wewnętrznym kręgiem w środku, oraz ponad trzystoma śmierciożercami. Wkrótce nie zostanie żaden. Wiedział, że jeśli Voldemort będzie miał szczęście, ostanie mu pięćdziesięciu sześciu śmierciożerców, rozsianych po świecie.
Severus aportował się na Grimmauld Place i zwołał zebranie. Dumbledore przybył, gdy tylko to usłyszał, tuż za nim była McGonagall, a potem drzwi otwierały się i zamykały, gdy wpadała do środka reszta Zakonu. Zamknąwszy i zabezpieczywszy drzwi, wszyscy usiedli. Severus nie mówił, póki nie wypił kilku szklanek brandy. Nie mógł uwierzyć, jak bliski był dzisiaj śmierci.
- Severusie, co się stało? – zapytał Dumbledore. Wszyscy słuchali uważnie, nie chcąc przegapić ani jednego słowa, które miało zostać wypowiedziane. Dumbledore cieszył się, że w końcu dostanie jakieś informacje od mężczyzny; ostatnio Voldemort był zbyt cichy. Nie był świadom tego, że nie dostanie świetnej informacji, ale dla Severusa, była najlepsza.
- Trzysta śmierciożerców zginęło w kolejnej z kryjówek Czarnego Pana – powiedział Severus, ciesząc się oszołomionymi wyrazami twarzy reszty. W zamachach zginęła już setka, ale trzysta to strasznie dużo. Jak ostatnim razem, Szalonooki uśmiechnął się ironicznie; cieszył się, że mieli to z głowy.
- Jak to się stało, Severusie? Zacznij od początku! – powiedział Dumbledore. Bardziej przypominało to Severusowi rozkaz, co mu się nie podobało, ale i tak odpowiedział.
- Jak zwykle poszedłem na spotkanie. Kazano mi sprowadzić nowych rekrutów z domu Notta do sali tronowej, a potem wszedł Voldemort. Wszyscy odmówili przyjęcia Mrocznego Znaku – powiedział Severus, brzmiąc na dumnego. – Czarny Pan naskoczył na nich, ale powiedział, że ma kolejne spotkanie. Co to za pilna sprawa, nie wiem. Potem deportowałem się na zewnątrz – Severus wciąż nie był świadom tego, że wydostał się świstoklikiem. – Nowi rekruci byli tuż za mną. Nie wiem, czy deportowali się, czy użyli świstoklika. Zanim mogłem coś wymyślić, cały dom wybuchnął. Upadłem, a inni zostali ranni, to na pewno. Słyszałem kilka łamanych kości. Nie mogłem im pomóc. Nie zaakceptowali znaku; mam tylko nadzieję, że jakoś się stamtąd wydostali. Potem ktoś wyszedł z budynku i jak sądzę to była osoba, która wysadziła wszystko, ale nie przyjrzałem się jej, przepraszam – powiedział Severus, kończąc historię.
- Dziękuję, Severusie – powiedział Dumbledore. Błyski dawno opuściły jego oczy. Opadł na krzesło, dziękując bogom, że Voldemorta tam nie było, bo wiedzieliby o tym. – Co z aurorami? Znaleźli jakieś wskazówki, co do tego, kto to robi? – zapytał Dumbledore, który teraz był bardzo zdesperowany. Musiał znaleźć tego, kto to robi, zanim zniszczy ciało Voldemorta i pośle jego duszę w świat. Nie będzie mógł zabić Harry’ego, jeśli Voldemort nie będzie miał swojego ciała. Wtedy nie będzie to miało sensu.
- Wciąż nie ma żadnych wskazówek, Albusie. Przepraszam. Nie ma nic, bez wzglądu na to, jak się staramy! – powiedziała Tonks. Shacklebolt skinął głową, zgadzając się z nią.
Niedługo potem, spotkanie Zakonu zakończyło się i wszyscy opuścili Grimmauld Place. Dyrektor wyglądał, jakby miał się zaraz załamać, podobnie jak McGonagall.
^^^
Harry aportował się do swojego pokoju. Z westchnięciem ulgi, poszedł się umyć, by pozbyć się zapachu dymu z ubrań i skóry. Po tym, poszedł coś zjeść, ale zdołał wcisnąć w siebie tylko kanapkę. Nie mógł uwierzyć w to, jaki jest zmęczony, ale czego można się spodziewać, kiedy ciągle miał wizje wywołane Voldemortem? Z ziewnięciem, udał się do spania.
Harry przespał całą noc. Nawet wściekłość Voldemorta, która była większa niż kiedykolwiek, po stracie trzystu sługusów, nie zakłóciła mu snu. Wyładował wściekłość na mugolach, ale Harry nic z tego nie czuł. Spał wyczerpany i nie zamierzał budzić się wkrótce.
^^^
Severus teleportował się z Grimmauld Place pod bramy Hogwartu. Wkroczył majestatycznie do środka, mimo że nie czuł się w ten sposób; był zbyt wyczerpany. Z ziewnięciem, usiadł i wypił dziewięć równych łyków brandy, cały czas siedząc ze zdjęciem, które miał od zawsze i o nim pamiętał.
Było to zdjęcie Lily Evans-Snape, Harry’ego Snape’a i Severusa. Razem. Harry był w ramionach ojca, a Lily trzymała Neville’a. Byli bliskimi przyjaciółmi z Frankiem i Alicją. Snape naprawdę ciężko starał się przejąć opiekę nad Nevillem, gdy Longbottomowie zostali przeklęci do szaleństwa; Neville miał tylko rok. Severus tylko myślał o tym idealnym czasie, mając nadzieję, że pewnego dnia jego syn zrozumie, dlaczego to zrobił. Nie rozumiał, jak Harry może nie zauważać, co zrobił dla jego dobra; porzucił syna, by Harry mógł mieć normalne życie.


2 komentarze:

  1. Tym razem Severus miał szczęście że nie wyleciał w powietrze pozdrawiam weny życzę Agnieszka 😀

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, obydwaj żyją w nieswiadomosci, powinien być jakiś sposób żeby wjasnili wszystko...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń