Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

piątek, 19 maja 2017

NDH - Rozdział 35


Czterdzieści minut później, przeklinał sam siebie. Nie ze względu na nieprzerwany strumień bezsensownego bełkotu, który najwyraźniej Albus uznawał za kojący, ale dlatego, że byli już w Wielkiej Sali od dwudziestu minut, a nie było żadnego śladu bachora, choć reszta studentów zebrała się już dawno temu.
Co on sobie myślał? Mały potwór był Gryfonem oraz osobą, która już pęczniała z dumy z powodu własnych umiejętności, przeżywając spotkanie zarówno z trollem jak i Czarnym Panem. Dlaczego w ogóle wyobrażał sobie, że bachor zrobi to, co mu kazano? Niewątpliwie poszedł najprostszą drogą do szczura młodego Weasleya i albo zamordował zaklęciem nieszkodliwe zwierzę albo został brutalnie zabity przez czarodzieja, który zdradził jego rodziców.
Siedzenie było szaleństwem. Poderwał się i ruszył w stronę wieży Gryffindoru.
Tymczasem, przy jednym z uczniowskich stołów, Ron, Draco i Hermiona głęboko dyskutowali o ostatnim meczu Armat. Ku irytacji chłopców (i radości dziewczyny), kara Hermiony, którą odbyła za akcję z trollem zapewniła jej, że była w stanie włączyć się do rozmowy i poprawić ich statystyczne notowania.
- Mówię tylko, Ronaldzie, że fakt, że Armaty nie złapały znicza w ich ostatnich osiemdziesięciu siedmiu meczach wskazuje, że ich szukający nie jest szczególnie utalentowany! – twierdziła.
- Były tylko osiemdziesiąt trzy mecze, Miono! – kłócił się Ron z gorączkowością kogoś, kto wie, że a. jest w błędzie i b. jego kwestia i tak jest dyskusyjna.
- Och, jakby to robiło wielką różnicę – Draco wywrócił oczami. – Dlaczego wciąż nalegasz, że to ich rok, Weasley? Oni nawet nie… hej, patrzcie! Po Sali lata znicz! – wskazał go ręką, a reszta podążyła za jego wzrokiem.
- Tak! – ryknął Ron. – Co tutaj robi znicz?
Ich okrzyki szybko zwróciły uwagę zarówno uczniów jak i nauczycieli, ale zanim ktokolwiek zdołał się poruszyć, do Sali wpadł Harry… na swojej miotle.
Harry wpadł w gorącą pogoń za zniczem, pozornie nie zwracając uwagi na spustoszenie, które przy okazji robił. Przewrócił kilka talerzy z daniami przez swój niski lot, niemal rozwalając sobie czaszkę przez jedno ostre szarpnięcie, odbił się od sufitu w jednym punkcie i stracił kilka włosków, kiedy przez jedną, zatrzymującą serce sekundę, otarł się o dalszą ścianę.
W międzyczasie, uczniowie krzyczeli, wiwatowali i nurkowali pod stoły, kiedy śmigał nad nimi i wzdłuż stołów, za małą złotą piłeczką. Pojawiły się skrzaty, żeby temu zaprotestować, ale po tym, jak jeden niemal został przejechany (przeleciany?) przez Harry’ego, zdecydowały się wrócić do kuchni. Kilku nauczycieli, w tym Snape, próbowali złapać chłopaka zaklęciem, ale unikał magii równie skutecznie, co fizycznych przeszkód.
Po piorunujących czterech minutach, Harry dosiągł ręką znicza, a wszyscy westchnęli z ulgą, kiedy wylądował bezpiecznie w przejściu między stołem profesorskim a uczniowskimi. Harry wyszczerzył się do uczniów i z dumą zamachał zniczem, wywołując ryki aprobaty. (Należy zauważyć, że Hermiona siedziała, marszcząc brwi, przez cały czas tego dowodu uznania.)
Wiwaty urwały się nagle, gdy Snape, blady z wściekłości, wstał. Mając wrażenie, że nagle wszystkie oczy skupiły się na czymś za nim, Harry poczuł się raczej jak postać w mugolskie horrorze. Powoli odwrócił się i wzdrygnął, dostrzegając wyraz twarzy jego opiekuna. Gdy reszta szkoły obserwowała bez tchu, Snape podszedł do małego chłopca, który nagle w kontraście wydał się jeszcze mniejszy. Później, zarówno nauczyciele jak i studenci zgodnie zgodzili się, że nigdy wcześniej nie widzieli tak rozwścieczonego Snape’a.
Gdy tylko bachor znalazł się w zasięgu jego ręki, Snape chwycił go za ramię, okręcił go i złożył donośnego klapsa na tyłku Harry’ego, co sprawiło, że cała Sala skuliła się ze współczucia.
Ku jego wielkiemu upokorzeniu, Harry nie mógł powstrzymać głośnego krzyku na pieczenie, które rozkwitło na jego pośladkach. To był prawdziwy klaps!
- Co ty sobie myślałeś? – Syk Snape’a rozniósł się po całym pomieszczeniu, a sam jego ton sprawił, że kilku pierwszorocznych zaczęło chlipać i kulić się. Większość obserwujących była przekonana, że spotkanie Harry’ego z Quirrellem/Voldemortem nie mogło być aż tak straszne jak jego obecna konfrontacja z rozwścieczonym Mistrzem Eliksirów.
- Przepraszam – Harry przełknął, - ale to było wyzwanie. Musiałem to zrobić. To sprawa honoru!
- KTO CIĘ WYZWAŁ? – Na ryk Snape’a, wszyscy uczniowie zbledli.
- N-nie mogę powiedzieć – zdołał wykrztusić Harry. Nawet wiedząc, że profesor zdawał sobie sprawę tego, że była to tylko gra, nadal był nierozsądnie przestraszony.
- Och, powie pan, panie Potter. Obiecuję to panu. – Jedwabista groźba sprawiła, że kilka – zupełnie niewinnych – dzieci zaczęło płakać, a kiedy jego złowrogie spojrzenie przeskanowało stoliki uczniów, wszyscy w Sali stali się śmiertelnie nieruchomi.
Wewnętrznie Snape uśmiechał się szyderczo, obserwując, jak kilku podejrzanych trzęsie się i potrząsa głowami w rozpaczliwej próbie zapewnienia go o swojej niewinności. Weasleyowie, Wood, Flint i Draco wydawali się szczególnie sparaliżowani tym, że zakłada, że to oni byli w części winni, więc upewnił się, że ich w szczególności spiorunował wzrokiem. Wciąż to mam, pomyślał z wyższością, patrząc, jak wszyscy uczniowie – poza bachorem, który wciąż wykręcał się z jego uścisku – trzęsą się przed nim.
- Dowiem się – powtórzył głosem, który rozniósł się po cichej komnacie, - a kiedy to zrobię, o ciemnych i okrutnych konsekwencjach będzie się mówić latami. – Teraz większość z najmłodszych Puchonów chlipało z przerażenia, a nawet jego węże były zdecydowanie zielone. Wiedzieli, lepiej niż inni, co się stało tym, którzy narazili się na jego niezadowolenie.
Gdy już zeskanował Salę ostatnim złowieszczym spojrzeniem, Snape odwrócił się z powrotem do Harry’ego. Wyrwał miotłę z ręki chłopca i zmniejszył ją, zanim bachor mógł zrobić więcej niż zaskowyczeć w proteście.
- To zostanie ze mną, panie Potter! – zawołał, wkładając maleńką miotłę do kieszeni szaty. – A skoro jesteś zbyt tępy, żeby nie opierać się samobójczym wyzwaniom innego małego idioty, oznacza to, że jesteś zbyt niedojrzały, żeby pozwolić ci mieszkać jak inni uczniowie. Będziesz mieszkał w moich kwaterach jak głupi chłopczyk, którym jesteś, póki nie udowodnisz, że jesteś godny zaufania, by żyć bez mojego stałego nadzoru.
- Nieeeee! – Harry wyrywał się z głośnym sprzeciwem, podczas gdy reszta szkoły zaczęła szeptać z podekscytowaniem. Snape zignorował ich i pociągnął chłopca, który wciąż gorzko protestował. Kiedy drzwi zamknęły się za nimi, hałas stawał się głośniejszy w miarę, jak uczniowie i nauczyciele zaczeli odważniej dyskutować o tym, co się właśnie stało.
Dumbledore podniósł się szybko, zamierzając iść za nimi. Powinien spodziewać się czegoś takiego. Narażenie Harry’ego na jego ojca chrzestnego niewątpliwie sprowokowała go do psot, a Albus miał silne podejrzenie, że to Syriusz wyzwał Harry’ego, by zachował się w tak zły sposób. Musiał wiedzieć, że to rozjuszy Severusa, a kara, którą Severus musiał wymierzyć, bo nie miał innego wyboru, tylko odsunie chłopca od surowego profesora tuż w ramiona „swawolnego” ojca chrzestnego. Albus westchnął. Syriusz bez wątpienia miał powody, by być przykrym, ale miał nadzieję, że nie zaangażuje Harry’ego w zemstę. Odwracanie dziecka przeciwko Severusowi mogło głęboko zranić Mistrza Eliksirów, ale ostatecznie skrzywdzi to też Harry’ego.
Cóż, cokolwiek podejrzewał, że mógłby lub powinien obwinić Syriusza, teraz musiał dostać się do kwater Severusa. Ufał Ślizgonowi całkowicie, ale każdy rodzic mógł stracić panowanie i powiedzieć albo zrobić coś, czego będzie później żałował. Wątpił, by Severus zranił Harry’ego fizycznie – odłóżmy na bok ten jeden epizod, Snape był zbyt przerażony, że zmieni się w swojego ojca, używając kar cielesnych – ale język mężczyzny praktycznie kapał kwasem, kiedy był zdenerwowany i mimo całej niezwykłej poprawy, którą poczynił Harry, od kiedy przyjechał do Hogwartu (albo, by być szczerym, od kiedy był pod skrzydłami Snape’a),  wciąż był bardzo kruchy. Słowna uszczypliwość Snape’a mogła mieć katastrofalne skutki.
Severus był zbyt zirytowany, by pozostawić go z biednym dzieckiem, i podczas gdy Albus mógł popierać punkt widzenia Severusa o podatności Harry’ego na wyzwania, nie mógł pozwolić, żeby zagubiony mężczyzna zabrał Harry’ego z dormitorium. Z pewnością bardziej tradycyjny szlaban i może strata punktów będzie… Ku jego zaskoczeniu mocna ręka złapała go za ty szaty i zatrzymała go, zanim mógł odejść od stołu.
- O, nie, Albusie – powiedziała mu McGonagall ze stalowym błyskiem w oku. – Siadaj z powrotem.
- Ale… Ale, Minervo… - zaprotestował, tak oszołomiony jej interwencją, że automatycznie opadł z powrotem na krzesło. Z pewnością powinna już teraz walić w drzwi Snape’a, żądając zwrotu jej lwiątka!
- Opiekowałeś się chłopcem przez dziesięć lat, Albusie, i nie będziemy rozmawiać o wyniku. Daj teraz Severusowi szansę kierować Harrym tak, jak uważa to za słuszne.
Dumbledore otworzył usta, by się kłócić, ale na widok wyrazu twarzy Minervy, potulnie zamknął je z powrotem i skupił się na jedzeniu. Mógł być potężny, ale nie osiągnął tak zaawansowanego wieku bez nauki kilku ważnych umiejętności przetrwania, a coś mówiło mu, że kłótnia z Minervą o to byłaby bardzo, bardzo złym pomysłem.
W międzyczasie, Snape rzucił Harry’ego przez drzwi do swoich kwater, po czym sam przez nie przeszedł, rzucając na nie zaklęcia ochraniające. Kiedy byli już bezpieczni, ale zanim zaczął krzyczeć na chłopaka za jego śmiertelny idiotyzm, Harry zaatakował go.
- To bolało! – powiedział Harry oskarżycielsko, ściskając wciąż piekące pośladki. – Chcę eliksir leczniczy! To było prawie tak mocno, jak klapsy wuja Vernona.
- Zasłużyłeś – odparł Snape, ale przywołał odpowiedni eliksir. – Twoja lekkomyślność mogła cię zabić. Latać na miotle – I GONIĆ ZA ZNICZEM – blisko granicy zamku? Zgubiłeś po drodze swój zdrowy rozsądek?
Harry przełknął eliksir i skrzywił się.
- Fuj. Cóż, musiałem zrobić coś wielkiego. Mogę się założyć, że wszyscy o tym teraz mówią – dodał, szczerząc się. – Chłopaki będą o tym gadać w dormitorium całą noc, a Pettigrew o tym usłyszy i nie będzie podejrzewał, dlaczego mnie nie ma.
- Celem wyprowadzenia cię z dormitorium było ochronienie cię – rzekł Snape. – Gdybyś złamał kark, latając w środku zamku, zniszczyłbyś cały ruch.
- To była Wielka Sala – zaprotestował Harry. Nie znosił, gdy profesor się na niego gniewał.
- Nawet jeśli! Miotły – zwłaszcza takie jak Nimbus 2000! – mają zbyt wielkie przyspieszenie, by używać je w zamkniętym pomieszczeniu. Coś ty myślał, niegrzeczny dzieciaku? Przeklnę Blacka za zasugerowanie ci czegoś tak niebezpiecznego!
- Łapa powiedział tylko, że powinienem trochę polatać. Znicz był moim pomysłem – przyznał Harry. Jego nastrój poprawił się, gdy przypomniał sobie lot dookoła Sali i otwarte w podziwie usta wszystkich, kiedy wylądował ze zniczem. Okej, był całkiem niegrzeczny, ale nie można było zaprzeczyć, że był to wspaniały dowcip.
- CO? – Snape zaczął kipieć ze złości i wyciągnął rękę. – Oddaj mi eliksir. Zasługujesz na piekące pośladki.
Harry uśmiechnął się radośnie i pokazał pustą fiolkę.
- Za późno! Już nie piecze!
Snape uniósł brew.
- Więc może muszę ponowić przyczynę pieczenia – powiedział chłodno.
Harry przełknął i pospiesznie usiadł na pobliskiej kanapie.
- Nie można karać dwa razy za to samo – powiedział z wyrzutem, upewniając się, że jego pośladki są dociśnięte do poduszek. Nie sądził, że profesor spełni groźbę, ale nie chciał naciskać. – Przepraszam, profesorze. Szczerze. I niech pan pamięta, że powiedział pan, że nie bije, żeby ranić. Poza tym, wie pan, że zrobiłem to tylko z powodu Pettigrew, prawda? Nie zrobiłbym czegoś takiego tylko dla żartu.
Snape obruszył się, ale uspokoił, bo pomimo tego, jak irytował go bachor, był zadowolony, że Weasleyowie naprawdę wpłynęli na niego. Harry już dłużej nie był sponiewieranym chłopczykiem, który potulnie przyjmował każdą karę, nie zależnie od tego, czy na nią zasługiwał, czy nie.
- Um, profesorze? – zaryzykował Harry, podniesiony na duchu faktem, że nie wyglądało na to, by miał być znowu uderzony. – Kiedy mogę odzyskać miotłę?
- W swoje trzydzieste urodziny – odparł Snape.
Harry nadąsał się.
- To nie fair! To była gra!
- Przez te śmieszne wyczyny łatwo mogłeś zostać ranny i jeśli uważasz, że nie zostaniesz ukarany za tak głupi pomysł to najwyraźniej uderzyłeś się w głowę podczas tego grania pod publikę! Tak lekkomyślne zachowanie jest klasyczne dla ścigającego sławę Jamesa Pottera! – warknął.
Harry ucichnął na ostatnią demonstrację dezaprobaty opiekuna. Wiedział, że jego ojciec często kierował swoje żarty w stronę Snape’a i Harry poczuł się źle, że – mimo że niechcąco – przypomniał swojemu ukochanemu profesorowi o tych nieprzyjemnych wspomnieniach. Myślał, że profesor może będzie trochę zadowolony z jego umiejętności latania, nie wspominając o jego zdolności do wymyślenia tak skandalicznego wyczynu, że cała szkoła o nim mówi. Właśnie próbował pokazać, że nie jest za młody, by pomóc, ale – jak zwykle – wszystko schrzanił. Teraz jego opiekun był na niego wściekły, a Syriusz i Remus prawdopodobnie też będą. Ramiona Harry’ego opadły z przygnębieniem.
Snape to zauważył. Co za irytująco kruche dziecko, narzekał do siebie. James nie przestałby piać i gratulować sobie takiego wyczynu przez kilka dni, a Harry praktycznie zaczynał płakać. Naprawdę – chłopak potrzebował być bardziej gruboskórnym, prychnął, czując się nieprzyjemnie winny. Kto by pomyślał, że prosta dezaprobata może tak wpłynąć na bachora?
- Twoje zachowanie było okropne, Potter – powiedział szorstko. – Gdybyś nie był najbardziej utalentowanym lotnikiem, jakiego Hogwart ma od kilku pokoleń, z pewnością zabiłbyś się przez swoją głupotę.
Harry poderwał głowę na tą pochwałę. Profesor nie mógł być zły, jeśli poświęcił czas na powiedzenie czegoś miłego o Harrym. Poza tym, nie sprzeciwiał się złamaniu szkolnych zasad, tylko temu, że Harry mógł zostać ranny. To pokazywało, że naprawdę lubił Harry’ego, mimo wszystko. Harry uśmiechnął się nieśmiało do opiekuna.
- Chodź, ty kłopotliwy bachorze – skarcił Snape. – Myślisz, że pozwolę ci ominąć obiad? Siadaj w kuchni, a ja zamówię ci talerz wątróbki z brukselką.
- Fuj! – zaprotestował Harry, wiedząc, że groźba opiekuna była pusta. Nawet jeśli Snape zamówiłby tak ohydny posiłek, Harry wiedział, że zdziecinniałe skrzaty domowe podesłałyby coś jeszcze. – Żadnej wątróbki, profesorze! Będę grzeczny!
Faktycznie, mimo narobionego bałaganu w Wielkiej Sali, skrzaty domowe dostarczyły ulubiony posiłek Harry’ego, czyli pieczoną wołowinę z Yorkshire pudding i dwa warzywka. Snape prychnął, gdy pojawiło się na stole i wyraźnie zignorował zachwycony okrzyk Harry’ego.
Oboje siedli spokojnie do swoich posiłków. Harry kręcił się na krześle, radując się tym, że mimo że był wściekły, profesor Snape dał mu eliksir uzdrawiający, by upewnić się, że tyłek go nie boli i znalazł czas, by zauważyć, jak dobrym lotnikiem był Harry. Harry uśmiechnął się promiennie do swojego talerza. Wielu rodziców nie byłoby tak miłych. Dość słyszał już, jak jego rówieśnicy narzekają na swoich rodziców, by wiedzieć, że byli rodzice, którzy, gdy wpadali w złość, mówili swoim dzieciom wiele brzydkich i raniących rzeczy albo bili ich tak, aż byli obolali przez kilka dni albo – gorzej – w ogóle ich to nie obchodziło. Harry przeżył to wszystko u Dursleyów, ale przypuszczał, że to dlatego, że nie był tak naprawdę ich, byli dla niego tacy okropni. Mimo wszystko, wuj Vernon i ciotka Petunia nigdy nie traktowali tak Dudleya.
Zaskoczył się, gdy doszło do niego, że niektórzy rodzice byli tacy dla swoich prawdziwych dzieci. Remus powiedział, że w czarodziejskim świecie byli rodzice, którzy rzucali na dzieci klątwy. Harry zatrząsł się na tę myśl. Jak można było tak dorastać?
Zerknął na profesora Snape’a, który popijał herbatę. Był takim szczęściarzem. Profesor Snape był jedną z najmilszych osób. Uratował Harry’ego od Dursleyów, ocalił dla niego jego ojca chrzestnego i nawet nie obchodziło go to, że sprzeciwił się dyrektorowi i złamał prawo. Był odważny, szlachetny i heroiczny i miły nawet dla ludzi, których nie lubił – na przykład robił dla Remusa eliksir co miesiąc. Nigdy nie tracił nad sobą panowania – choć grał przerażająco dobrze, przyznał cicho Harry – i nie bił Harry’ego bardzo mocno, nawet kiedy powinien, jak wtedy u Weasleyów. Opiekował się też swoim Domem lepiej niż inni nauczyciele – profesor Flitwick, Sprout i McGonagall mogli nie nalegać na ciszę nocną i tego typu rzeczy, ale żaden z nich nie udzielał dodatkowych lekcji, by upewnić się, że prefekci stłumili wszelkie wewnętrzne znęcania się, zanim się jeszcze zaczęły.
Podczas tygodniowego szlabanu po incydencie z Quirrellem, Harry miał wiele okazji, by zobaczyć, jak jego opiekun zajmuje się młodymi wężami – a on wraz z przyjaciółmi nawet mieli zwyczaj zatrzymywania się w pokoju wspólnym Ślizgonów, by zrobić zadania. Nie tylko był dużo cichszy i bardziej sprzyjający nauce od hałaśliwie jowialnego pokoju wspólnego Gryfonów, ale też starsi Ślizgoni naprawdę pomagali młodszym, zamiast stosować filozofię Gryfonów „każdy czarodziej odpowiada za siebie”. Co lepsze, to dawało Hermionie i Draco możliwość sprzeczania się z innymi, przytaczając drobne kwestie, czym oszczędzali Harry’ego, Rona, Neville’a, Vince’a i Greg’a.
Na początku Ron i Harry martwili się, że bez Hermiony, która by ich zamęczała, ucierpią ich szkolne prace, ale profesor Snape – i ślizgońscy prefekci – nie pozwalali im odejść od niechlujnie zrobionych zadań. Kiedy pewnego wieczoru prefekt to zademonstrował, Ron odkrył to, że: 1) gryzmolenie zniczy i mioteł było gorszącym wykorzystaniem czasu nauki oraz 2) siedzenie w żaden sposób nie chroniło przed zaklęciem żądlącym. Ron zaczął gorąco narzekać innym, że prefekt czepia się go, bo jest Gryfonem, ale Neville cicho zauważył, że ten sam prefekt, który właśnie wyraził swoje niezadowolenie z naukowych poczynań Rona teraz zarządza taką samą poprawkę dwójce czwartorocznych Ślizgonów, siedzących przy stole obok, którzy postanowili przedyskutować nadchodzący weekend w Hogsmeade zamiast pracować nad ich zadaniem z arytmancji. Ron gapił się z otwartymi oczami, jak dwaj starsi uczniowie krzyczą i kręcą się, tak jak on, po czym raczej zamyślony wrócił do swojego eseju. (Jak dwaj Ślizgoni, on także dostrzegł, że dużo wygodniej jest spędzić resztę wieczoru, pracując na stojąco.) Końcowym rezultatem było to, że podczas gdy nigdy nie mogliby rywalizować z Hermioną i Draco na najwyższe wyróżnienia, wysiłki naukowe zarówno Harry’ego jak i Rona zdecydowanie się poprawiły – a za tym podążyły zgodnie oceny. Ciocia Molly i wujek Artur nie posiadali się z radości, kiedy profesor McGonagall przesłała im wiadomość, że Rona zdobył specjalną pochwałę za swój ostatni esej z transmutacji.
Harry odkrył także, że pomaganie Vince’owi i Gregowi w zadaniu jest całkiem niezłą zabawą i pomaga mu to zrozumieć lepiej materiał. Nawet Neville przestał tak bać się eliksirów, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że jakkolwiek źle mógł pojmować materiał, był nieskończenie lepszy od Grega. Poza tym, Harry zauważył, że jego opiekun lubi, kiedy w grupie był Ślizgon, który pokazywał się z Harrym, by pomóc Snape’owi przygotować ingrediencje. W innych sytuacjach też była to dobra kombinacja; czystokrwiści znali się na różnych magicznych składnikach, podczas gdy mugolami były często dobre w przygotowywaniu pracy, bo dorastali w rodzinach, gdzie przygotowywali posiłki w sposób mugolski. Choć wszyscy nienawidzili szorowania kociołków i szybko zdali sobie sprawę z tego, że jakiekolwiek sprzeczanie się czy złe zachowanie podczas przygotowywania składników w lochach doprowadzą do długiej znajomości ze szczotką do szorowania Snape’a – i jego ostrym językiem. Nawet Hermiona i Draco nauczyli się unikać kłótni o prawa skrzatów domowych po spędzeniu kilku wieczorów po łokcie w kociołkowych plamach.
Harry ponownie wyszczerzył się. Jego opiekun nie tylko zajął się nim w kwaterach, ale też upewnił się, że on i jego przyjaciele są mile widziani w jego Domu i są traktowani jak inne młode węże. Profesor Snape nadzorował jego pracę, ale nie tylko w eliksirach i marudził, żeby Hary jadł warzywa i wystarczająco dużo spał. I oczywiście złościł się za każdym razem, gdy Harry zrobił coś lekkomyślnego.
Harry wiedział, że było wiele uczniów, których rodzice nie byli ani trochę tak bardzo o nich zaniepokojeni. Czy profesor Snape nie by jedyną osobą, która została z nim w ambulatorium po incydencie z Quirrellem, tylko po to, by być przy Harrym, gdy się obudzi i poczuje zdenerwowanie?
Snape upił łyk herbaty, mając nadzieję, że jego żołądek w końcu się uspokoi i pozwoli mu coś zjeść. Obserwując, jak Harry pędził po Wielkiej Sali, niemal rozbijając się o bezlitosny kamień z jednym niedorzecznym, oszałamiającym szarpnięciem za drugim, spowodował, że jego żołądek burzył się i skręcał. Oczywiście to nic więcej niż oznaka choroby lokomocyjnej, spowodowanej przez tym, że próbował śledzić bachora wzrokiem, by ujarzmić go magiczną liną. Co innego mogło by to być?
Musiał jednak przyznać, że jakkolwiek to było idiotyczne i niebezpieczne, wyczyn znakomicie wykonał swoje zadanie. Nikt – uczeń, nauczyciel czy portret – nie mógł zostać pominięty, żeby o tym usłyszeć albo kwestionować nieobecność Harry’ego w dormitorium. I Harry poradził sobie z całą grą bez zarzutu! Wydawał się być przerażony, kiedy Snape podszedł do niego, a jego wyjęczane protesty, kiedy był ciągnięty przez korytarze sprawiły, że dzwoniło Snape’owi w uszach. Choć było jasne, że to wszystko było grą, biorąc pod uwagę wszystkie żądania Harry’ego, gdy tylko znaleźli się pod ochraniającymi zaklęciami. Kto by przypuszczał, że mały bachor może być taki dwulicowy? Snape przysiągłby, że nawet Dumbledore został oszukany przez występ Harry’ego. To było… zdecydowanie ślizgońskie.
Ta świadomość sprawiła, że kąciki ust Snape’a uniosły się, a mimo że szybko ukrył to za filiżanką herbaty, Harry dostrzegł ulotny uśmiech aprobaty i poczuł ciepło. Widzicie? Profesor był z niego zadowolony.
Przez to, oświadczenie profesora, że ma iść natychmiast po posiłku do pokoju, było jeszcze bardziej niespodziewane.
- Co! Ale dlaczego? – skrzywił się Harry. – Chcę na chwilę tu z panem posiedzieć.
Snape wykrzywił brwi, ukrywając błysk zadowolenia na słowa chłopca.
- Naprawdę, panie Potter? Może zapomniał pan o pana małym pokazie w Wielkiej Sali, ale zapewniam pana, że ja nie – ani też faktu, że nie był pan jeszcze ukarany.
- Dostałem klapsa! – krzyknął Harry.
- Uzdrowiłem cię – odpowiedział opiekun.
- Zabrał mi pan miotłę – przekonywał chłopiec.
- Tak i teraz wysyłam cię do twojego pokoju, gdzie możesz rozważyć swoją głupotę.
Harry naburmuszył się.
- To nie fair.
- To całkiem uczciwe, panie Potter. Podjąłeś się mniej niż nieakceptowanego planu swojego chrzestnego i jednostronnie przyozdobiłeś go lekkomyślnym idiotyzmem. Wieczór spędzony sam w swoim pokoju… - Snape ostrożnie uniknął użycia terminów takich jak „zamknięty” –… pomoże ci rozważyć rozsądek twoich działań. Głupota – powiedział ostro, – zawsze będzie karana, tak jak narażanie swojego zdrowia.
Harry wydął wargi, ale nie potrafił powstrzymać się od lekkiego kręcenia się na krześle. Część z tych zwrotów była nieco ostra…
- Co więcej, podejrzewam, że w każdej minucie pierwszy z długiej kolejki uczniów i nauczycieli zapuka do drzwi, by upewnić się, że nie zostałeś naciągnięty za kciuki i nie jesteś torturowany gorącym węglem. – Harry musiał zachichotać. – Ciężko będzie prowadzić dalej naszą grę, jeśli znajdą cię wygodnie siedzącego na mojej kanapie, chrupiącego herbatniki, kiedy powinieneś być w poważnych kłopotach.
- Ale ja nie chcę iść do pokoju – spróbował ostatni raz Harry, robiąc najlepszą możliwą imitację skomlenia Dudleya razem z jego własnymi „oczkami szczeniaczka”.
Oczy Snape’a zwęziły się, po czym mężczyzna wzruszył ramionami.
- W takim razie, panie Potter, może pan zostać.
- Mogę? – ożywił się Harry.
- Oczywiście. Jeśli decydowanie sprzeciwiasz się bycia ograniczonym tylko do swojego pokoju, możesz spędzić wieczór siedząc tam w rogu, gdzie wszyscy odwiedzający będą mogli być świadkami i ocenić twój wstyd.
Harry drgnął z przerażeniem. Siedzieć w kącie? Jak jakiś nieposłuszny przedszkolak? A ludzie będą mogli go zobaczyć?
- Nie, nie, w porządku – wybełkotał pospiesznie, wycofując się. – Myślę, że ma pan rację z tym pokojem. To całkiem „ojcowska” rzecz. Idę już, idę!
Snape uśmiechnął się ironicznie za uciekającym chłopcem. Gryfoni – nie stwarzają żadnego wyzwania.

CDN…




Uwinęłam się z tym rozdziałem zdumiewająco szybko, teraz biorę się za kolejny rozdział SR ;) 

6 komentarzy:

  1. Ja się nie dziwię, że Snape nabawił się "choroby lokomocyjnej". Ale Harry nieźle się sprawił w postawionym przed nim zadaniu. No. Jeśli wyłączyć z tego narażanie się na niebezpieczeństwo. A w poprzednim rozdziale zapierał się, że wcale tego nie robi :D
    Albus też dobry. Nie ma to jak myśleć jak najlepiej o swoich pracownikach. Jednego podejrzewa o niepanowaniem nad nerwami i przesadną reakcją, a drugiego się boi xD
    Po Sanpe'ie odrazu widać, że jest opiekunem Slytherinu :D
    Czekam na kolejny rozdział~ :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :) Pomysł Harry'ego nieziemski. Latanie za zniczem po Hogwarcie ... Założe sie że Syriusz naprawde chciał to kiedyś zrobić xD. Snape myśle że zareagował bardzo poprawnie ciekawe co będzie dalej.
    Oczywiście czekam teraz na kolejny rozdział SR.
    PS. Kiedy mozna sie spodziewać kolejnego rozdzialu HP i PDP ?
    Lunatyk

    OdpowiedzUsuń
  3. hej wspaniały Harry się spisał sprytnie wykorzystał swój największy atut. Świetnie opisane relacje Harry ciągle jeszcze trochę zahukany w sobie ale coraz bardziej odważny i pewny siebie Severus który już by bez chłopaka nie mógł by żyć ale okazuje to w te swój "uroczy sposób" zastanawiam się czemu nie powiadomili dyrektora o swoim planie. A w ogóle uwielbiam to opowiadani i naprawdę podziwiam twój zapał i włożoną prace w jego tłumaczenie. Czekam z nie cierpliwością na kolejny rozdział.
    pozdrawiam Gosia
    Ps. Liczę po cichu że po skończeniu tego tłumaczenia może dokończysz tłumaczenie "OSIEM" o ile będziesz mieć ochote i czas.

    OdpowiedzUsuń
  4. O kurde... Hahaha!! 😂 Takie coś... No nieźle, Harry, nieźle... Ale to odbijanie się o ściany faktycznie mogłeś sobie darować
    I kolejny raz Sev wrobił Harry'ego... :D Hihihi ;)
    Wgl, wyobraziłam sobie Harry'ego odwracając ego się za siebie jak postać w horrorze... Hehehe XD XD
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! :D
    Życzę ci WENY, CZASU i CHĘCI do dalszego tłumaczenia (i pisania :D)!! Pozdrawiam
    ~Daga ^.^'

    OdpowiedzUsuń
  5. Tym razem akurat niebardzo ogarniam aktualny poziom myślowej i działaniowej incepcji, no ale może kolejny rozdział pozwoli mi ogarnąć co tak naprawdę myśli Severus :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    o tak Harry i jego akcja aby wyjść z dormitorium i zamieszkać u opiekuna... haha Severus i choroba lokomocyjna... widać, że naprawdę martwi się o Harrego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń