Ważne

Zanim zaczniecie czytać jakikolwiek tekst, warto poszukać go w zakładkach. Często tłumaczenia są kontynuowane przeze mnie po kimś innym - w takich wypadkach podaję tylko linki do pierwszych rozdziałów, więc warto zerknąć, czy dane opowiadanie nie jest czasem już zaczęte gdzie indziej. Dzięki temu nie dojdzie do nieporozumień i niepotrzebnych pytań, typu: "A gdzie znajdę pierwsze rozdziały?" Wszystko jest na blogu, wystarczy poczytać ;)
Po drugie, nowych czytelników bardzo proszę o zerknięcie do zakładki "Zacznij tutaj" :) To również wiele ułatwi :D
Życzę wam miłego czytania i liczę, że opowiadania przypadną wam do gustu.
Ginger

środa, 14 czerwca 2017

MNK - Rozdział 5 - Przebacz mi moje grzechy


Hermiona spędziła mniej niż dziesięć minut w pomieszczeniu z heptagramem, a potem Ron natychmiast trafił za drzwi.
- Chcieli tylko, żebym potwierdziła historię Harry’ego o Pettigrew – wyjaśniła Hermiona, kiedy pan Weasley zapytał jej, co się stało. - Nie zadawali mi żadnych pytań, miałam tylko potwierdzić, że go widziałam.
Zanim wyłonił się Ron, minęło trochę więcej czasu, podczas gdy Harry siedział z ramionami pomiędzy kolanami, patrząc na podłogę w kratę. Podniósł głowę na tyle, by zobaczyć Rona, kiedy głośny trzask obwieścił jego przybycie.
- Nie pytali mnie o Syriusza – powiedział swojemu ojcu. Opadł na krzesło obok Harry’ego. – Tylko o Parszywka. I tak im powiedziałem, że widziałem Syriusza we Wrzeszczącej Chacie; nie jestem pewny, czy w ogóle mnie słyszeli.
- Pan Weasley?
Harry podniósł wzrok na nieco dłużej. Inglebee stał tuż za drzwiami do pomieszczenia z heptagramem.
- Tak? – Pan Weasley uniósł brew z zaskoczeniem. Inglebee uśmiechnął się.
- Rada uprasza się o pana oświadczenie.
- Spytali mnie, czy tu jesteś – powiedział Ron.
- Rada została namówiona zeznaniami pana syna – wyjaśnił formalnie Inglebee, - by uzyskać więcej informacji od innego członka rodziny Weasleyów. Zgadza się pan?
- Tak, oczywiście – mruknął pan Weasley. Inglebee skinął głową i odsunął się na bok, by przepuścić go przodem, ale zanim się odwrócił, spojrzenie pana Weasleya przeskoczyło od Rona i Hermiony, lądując na Harrym. – Nie wychodźcie z korytarza.
- Dobrze – odpowiedziała Hermiona. Pan Weasley uśmiechnął się lekko i wyszedł. Inglebee podszedł za nim, a potem rozległo się echo zamykanych drzwi. Hermiona odwróciła się do Lupina. – Jak pan myśli, co to oznacza? – zapytała.
 Lupin potrząsnął głową.
- Nie wiem…
- Ale to musi być dobra wiadomość, nie sądzi pan? – zapytała, pochylając się. – Takie skupienie na Pettigrew. To jest podejrzane – że Parszywek zniknął, kiedy zobaczyliśmy Pettigrew i Syriusza, a oni pewnie poprosili pana Weasleya, żeby zaświadczył, że…
- Hermiono – przerwał jej napięty głos Lupina. Jego twarz była bledsza niż rano. – Nie wiem – powtórzył cicho, a Hermiona zarumieniła się. Lupin spróbował się uśmiechnąć, ale wyszło blado. Wrócił do chodzenia w kółko. Harry zobaczył, jak Hermiona wymienia z Ronem spojrzenia, ale żaden z nich nic nie powiedział. Harry wrócił do patrzenia na podłogę, mocno zaciskając dłonie.
To musiały być dobre wieści, prawda? Tak samo jak pytanie Rona o Pettigrew, a nie przepytywanie go i Hermiony o prawdę we wcześniejszych zdaniach Harry’ego. Może uwierzyli…
Ale Harry nie potrafił dokończyć myśli. Nawet jeśli mu uwierzyli, to nic nie znaczyło. I może chcieli tylko mieć rozsądny dowód, że Pettigrew był mordercą.
Więc mogli wierzyć, że Syriusz chciał zemsty.
Harry wykręcił ręce między kolanami, póki nie było to bolesne. Były zaczerwienione; bolesne przez stałe nadużywanie ich przez cały dzień. Jak długo to zajmie? Czy już zdecydowali, czy użyją Myślodsiewni? Może zdecydowali, że tego nie zrobią?
Harry ścisnął mocniej palce, koncentrując się na napięciu, które zrobiło się wzdłuż jego ramion, przez barki i na sposobie, jaki sprawiało to, że jego skronie pulsowały. Cokolwiek, by zagłuszyć wszystko inne.
- Remus Lupin?
Harry uniósł wzrok. Głos Inglebee’a był chłodniejszy, jego twarz ostrożna i pozbawiona przyjaznego uśmiechu, który posłał wszystkim innym.
Harry nawet nie zauważył powrotu pana Weasleya, ale patrzył na Inglebee’a ze zmarszczonymi brwiami.
Lupin nic nie powiedział, tylko podszedł do drzwi. Inglebee cofnął się. Harry nie potrafiłby powiedzieć, jak ten ruch był inny od tych, kiedy pozwalał innym przechodzić przed siebie, ale w jakiś sposób był. Usta Lupina były zaciśnięte w wąską linię, a twarz absolutnie pozbawiona wyrazu, kiedy przechodził przez próg.
Inglebee czekał, aż Lupin całkiem się oddali, zanim za nim podążył, a jego przyjemne usta zwinęły się z niesmakiem.
Przez dłuższą chwilę na korytarzu była cisza, po czym Hermiona parsknęła:
- Jest fanatykiem!
Pan Weasley potarł ze zmęczeniem oczy.
- Tak – powiedział. – I obawiam się, że takie przyjęcie nie jest niczym niezwykłym, jeśli chodzi o Remusa. – Potrząsnął głową, jakby ją oczyszczał i usiadł naprzeciw Harry’ego. – Jak się masz? – zapytał cicho.
Harry wzruszył ramionami i spytał:
- O co pana pytali?
- Miałem tylko potwierdzić czas Rona, w którym był obecny Parszywek; kiedy wszedł do naszej rodziny i ostatni raz, kiedy go widziałem. – Spojrzał na drzwi, westchnął i dodał: - Są świadomi tego, jak niezwykłe jest dla szczura żyć tak długo, jak Parszywek.
Harry skinął mocno głową.
- Czy oni… - Przełknął, bardzo chcąc zignorować rozbłysk nadziei w swojej piersi, ale zacisnął zęby i tak czy owak spytał: - Czy oni pytali o coś jeszcze?
- Nie. – Pan Weasley oparł plecy o krzesło. – Z wyjątkiem tego, czy Parszywek nie miał palca.
To było coś.
Harry natychmiast zagłuszył zbłąkane myśli. Nie będąc dłużej w stanie pozostać nieruchomo, zaczął chodzić ścieżką, którą wyznaczył Lupin, nie spoglądając na drzwi oraz na przyjaciół.
Nie miał pojęcia, ile czasu minęło, zanim Lupin pojawił się na korytarzu, ale Ron chrapał cicho na krześle, a Hermiona i pan Weasley zaczynali przysypiać. Ich głowy poderwały się, gdy tylko głośny trzask przerwał ciszę.
Harry przestał chodzić, tylko dlatego, że gdy zobaczył twarz Lupina, mrowiący strach zaczął rozprzestrzeniać się wzdłuż jego palców.
- Remus? – Pan Weasley dotknął ramienia Lupina. I nawet gdy pan Weasley pchnął go na krzesło, ręce i nogi Lupina trzęsły się tak bardzo, że Harry poczuł mdłości, patrząc na niego.
- Co się stało?
Lupin potrząsnął głową.
Harry złapał się najbliższej ściany.
- Syriusz? – Tylko to mógł powiedzieć, a jego głos był tak chrapliwy, że ledwo dało się go rozpoznać. Nie. Nie mogliby…
- Nie – powiedział Lupin tym samym zduszonym tonem, który towarzyszył mu cały dzień. – Nie, wszystko z nim w porządku. To tylko…
Harry zamknął oczy, a całe jego ciało ugięło się z ulgi, tak że nie słyszał nawet reszty tego, co powiedział Lupin. Nakręcając na palce swoją grzywkę, aż jego paznokcie nie wbiły się w skórę głowy, wziął głęboki oddech w swoje dłonie. Skupił się tylko na uczuciu gorącego oddechu na swoich zaciśniętych dłoniach.
Syriusz żył. Nie pozwolił sobie dodać więcej do tej myśli.
Podskoczył, kiedy dłoń opadła na jego ramię. Był to pan Weasley, którego wyraz twarzy wyrażał coś między zmartwieniem a ulgą.
- Rada robi sobie godzinną przerwę – powiedział, zatrzymując się na trosce. – Zaprosili ciebie i Remusa, żebyście do nich dołączyli, kiedy was wezwą.
Harry potrząsnął głową, jak byk zahipnotyzowany peleryną matadora.
- Co to oznacza.
- Nie wyjaśnili – powiedział Lupin ze swojego krzesła. – I pozwolili mi tylko dlatego, że Augusta ich poprosiła.
Próbując zrozumieć, co to może oznaczać poza uprzedzeniem do wilkołaków, zapytał:
- Żeby oglądać resztę procesu? – Pomimo  że to coś nie było nazwane procesem.
- Nic mi nie powiedzieli. – Lupin przełknął. – Spędzili wiele czasu, zadając mi pytania o czasy w Hogwarcie. I pytania o to dlaczego Peter miałby… dołączyć do śmierciożerców.
- Ale to…
- Nie wiem, jak poważnie przyjęli moje odpowiedzi – odpowiedział Lupin z goryczą i przeprosinami w głosie. – Nie jestem pewny, czy byłem jakkolwiek przydatny… - Przerwał.
- Nie pytaliby pana, gdyby nie myśleli, że pana zeznania mogą okazać się przydatne – wtrąciła cicho Hermiona. Lupin nie odpowiedział.
- Chcesz tam wejść, Harry?
Harry zwrócił wzrok na pana Weasleya. Była tylko jedna odpowiedź.
- Tak – powiedział cicho i zanim mógł zobaczyć reakcję innych, odwrócił się ostro i zajął miejsce jak najdalej od małej grupy, ponownie zaciskając dłonie na kolanach i spoglądając prosto przed siebie.
Nie zawołaliby mnie, żebym oglądał śmierć Syriusza. Ale mimo że Harry tak pomyślał, wcale w to nie wierzył.
^^^
Atakowali go dementorzy. Ale nie ważne jak szybko biegł, nie mógł uciec. Wszystko było białe, Syriusz stał kilka kroków z tyłu, patrząc na niego z rozczarowaniem i zmarszczonymi brwiami. I nie ważne, jak głośno Harry go wołał, jego chrzestny nie przychodził.
Skulił się na podłodze, gdy świszczenie dementorów wypełniło jego uszy. Sprawiając, że drżał.
Drżał tak mocno, że zastukał zębami.
- Harry.
Teraz dementorzy wołali jego imię. Otworzył usta, by krzyknąć, ale z jego własnych ust uciekł zmartwiony głos.
- Harry!
Dementorzy i Syriusz zaczęli znikać, a gdy Harry otworzył powieki, zaszczypały. Twarz Lupina była tak blisko, że Harry zderzył się ze ścianą, gdy odskoczył do tyłu. Wargi Lupina wykrzywiły się dziwnie, podczas gdy Harry próbował skupić się na długim korytarzu i nieoznakowanych drzwiach na jego końcu.
Na zewnątrz stał Inglebee z rękami splecionymi za plecami, jakby zamierzał stać tam całą noc.
- Są gotowi? – Harry przełknął kilka razy, ale nie znalazł śliny. Lupin skinął głową, a ten nienaturalny układ wciąż powracał na jego usta, gdy do końca się wyprostował. Harry wstał na trzęsących się nogach, w których krew nie za bardzo krążyła i przeszedł koło swoich przyjaciół i pana Weasleya – wszyscy opuścili głowy we śnie.
- Jest pierwsza – ogłosił wesoło Inglebee, gdy Harry się zbliżył. Harry popatrzył na niego z mętlikiem w głowie i nie będąc gotowym, by zrozumieć, jak długo czekali na korytarzu. Inglebee uśmiechnął się i wskazał, żeby ruszył przed nim.
Drzwi zamknęły się za nimi bez żadnego komentarza dla Lupina. Cała trójka szła szybko i to Harry ustanawiał tempo. Syriusz był na tym samym podeście, ale tym razem siedział prosto, a jego oczy były skupione na wyjściu na korytarz, skąd przyszedł Harry. Jego ramiona nie rozluźniły się, gdy zobaczył Harry’ego.
Pochylił się do przodu na tyle, na ile pozwoliły mu łańcuchy. W jego szarych oczach był strach, a napięcie rozciągało jego rysy w ostrą maskę, gdy podążał wzrokiem za Harrym, idącym do innego podwyższenia pod jedną ze ścian. Gdy Harry podszedł do małych schodków, jego serce biło tak głośno, że mógł sobie wyobrazić, jak jego echo odbija się od siedmiu ścian.
Heptagram był pusty. I nie było linii, które łączyły biurka.
Nikt nie zatrzymałby go od podejścia do Syriusza…
- Jeśli spróbujesz opuścić podium – powiedział Inglebee uprzejmie, - pokój natychmiast cię wyrzuci.
Harry odwrócił się gwałtownie do Krukona, choć w jego słowach nie było złości. Nie było nawet groźby. Inglebee uśmiechnął się ponownie i powiedział:
- Nie ma żadnych konsekwencji za rozmawianie, nawet przez całe pomieszczenie. Rada przyjdzie wkrótce. – Zajął miejsce na zewnątrz heptagramu, a jego przypadkowe stwierdzenie nikogo nie zwiodło.
Pani Longbottom i Remus wpatrywali się w niego; Harry czuł ich spojrzenie, mimo że patrzył na Syriusza.
Syriusz przemówił pierwszy.
- Harry, nie musisz tu być – powiedział, a jego szorstki głos sugerował, że mówił przez kilka godzin. Albo nie dostał wody.
Ściskając tkaninę na kolanach w pięściach, Harry potrząsnął głową.
- Ale chcę.
- Nie mamy pojęcia, co Rada zamierza teraz zrobić – powiedziała pani Longbottom niskim głosem, niemal tak szorstkim jak Syriusza.
Słowa wywołały bunt w piersi Harry’ego i musiał bardzo starannie się skoncentrować, by zostać na miejscu. Nie wyrzucą go.
- Chcę zostać. – Obserwował, jak Syriusz naciąga swoje kajdany, starając się kontrolować swoje wzburzenie i słabość.
- Harry… - wyszeptał, ale nie miał czasu na cokolwiek więcej. Bez najmniejszego dźwięku czy nawet szeptu przemieszczającego się powietrza, członkowie Rady pojawili się na swoich siedzeniach. Pani Bones uniosła różdżkę i narysowała niewidoczny heptagram. Ponownie biurka zostały połączone białymi liniami.
Harry tylko zauważył drugi korytarz prowadzący do pomieszczenia, kiedy wszedł do środka mężczyzna w więziennych paskach, za którym szedł Inglebee, choć Harry nie potrafiłby powiedzieć, kiedy przewodnik go opuścił. Inglebee wskazał obdartemu mężczyźnie, by wszedł w pole heptagramu.
- Panie Asparius-Jones – powiedziała Bones uroczystym głosem, - jesteśmy tu dzisiaj, by ustalić, czy Syriusz Black został niesłusznie uwięziony. Czy zamierza nam pan w tym pomóc?
- Tak – powiedział ponuro mężczyzna.
- Więc zapraszamy – powiedziała Bones i tak jak w przypadku Harry’ego, pojawiło się krzesło. – Nazywam się Bones. Czy został pan naznaczony znakiem Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać?
Asparius-Jones pokiwał głową z szeroko otwartymi oczami.
- Możemy go zobaczyć? – zapytał Roggins.
Asparius-Jones przełknął tak głośno, że Harry aż się wzdrygnął. Nie odpowiadając, więzień szarpnął swój lewy rękaw aż do łokcia. Rada przyjęła to bez czegoś więcej oprócz drgnięcia.
- Kiedy pan go dostał, panie Asparius-Jones? – zapytał czarodziej wyglądający jak królewicz.
- W sty-styczniu… tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego siódmego.
- Jest pan pewny?
Więzień szybko skinął głową.
- Czy był pan świadkiem, jak jakikolwiek inny czarodziej przyjmował znak? – zapytał Roggins.
- T-trójki.
- Kogo?
Asparius-Jones ponownie ciężko przełknął, ale potem uniósł brodę i powiedział wysokim głosem:
- Severus Snape przyjął znak tej samej nocy, co ja. Widziałem jeszcze tylko dwójkę… - Zwilżył językiem usta. – Bertrama Greengrass i Petera Pettigrew.
- Kiedy?
- W lipcu – powiedział z wahaniem Asparius-Jones. – Tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego pierwszego. Tego samego roku, gdy… - Jego niebieskie oczy rozejrzały się po pomieszczeniu, zanim wyszeptał, - Czarny Pan zginął.
- I jest pan pewny, że byli to Bertram Greengrass i Peter Pettigrew? – zapytała Bones.
- Tak. – Więzień uśmiechnął się, ale uśmiech zniknął tak szybko, jak się pojawił. – Pettigrew płakał, gdy jego skóra się paliła.
Bones przez dłuższy moment patrzyła na niego, po czym wskazała przez heptagram na Syriusza.
- Rozpoznaje pan tego mężczyznę?
Harry zesztywniał, bez tchu czekając na odpowiedź.
Asparius-Jones popatrzył na Syriusza, ale w końcu pokręcił głową
- Nie.
- Wie pan, kim on jest? – zapytał Roggins.
- A powinienem?
Nikt nie odpowiedział.
- Dziękuję – powiedziała w końcu Bones, - może pan iść.
Oczy mężczyzny rozszerzyły się i otworzył usta, ale słowa zostały zdławione, nawet jeśli je wypowiedział. Zniknął, jakby nigdy go tam nie było.
Harry popatrzył na puste krzesło. Nie miał pojęcia, czy zeznania Aspariusa-Jonesa pomogły czy zaszkodziły. Rada wydawała się chcieć udowodnić, że Pettigrew był śmierciożercą.
Żeby udowodnić, że Syriusz się zemścił, zaśmiał się wściekły głos w głowie Harry’ego.
- Panie Dubois – głos Bones włamał się w myśli Harry’ego, uciszając głos. Skupił się i zobaczył, że Inglebee wchodzi do pomieszczenia z kolejnym mężczyzną. Mężczyzna  miał bardzo duże uszy i bliznę, przecinającą jego twarz po przekątnej.
- Proszę kontynuować.
Mężczyzna z bliznami uznał rozkaz z energicznym skinięciem i podszedł do Syriusza.
- Rada poprosiła mnie, żebym wyciągnął pana wspomnienia z nocy trzydziestego pierwszego października roku 1981 – powiedział Dubois. – Pan zezwoli?
Syriusz przekręcił głowę, aż nie znalazł oczu Harry’ego.
- Twoi rodzice – wyszeptał przez pokój i nikt nie próbował go powstrzymać. – Nie patrz.
Harry skinął głową. Syriusz spróbował uśmiechnąć się ponownie, ale łzy lśniące w jego oczach zaciemniły to. Harry przygryzł wnętrze policzka. Syriusz zamknął oczy i pozwolił, żeby zabrano mu wspomnienie.
Dubois delikatnie wyciągnął srebrny wąsik ze skroni Syriusza, kierując się pewnymi krokami w stronę granicy heptagramu. Z machnięciem nadgarstka, wspomnienia plusnęły na środek heptagramu. Harry ponownie spojrzał na Syriusza, po czym obserwował, jak płyn rozprzestrzenia się powoli, by pokryć podłogę, zatrzymując się dopiero, gdy dotarł do białych linii. W następnej chwili, czując się jakby spadał, Harry znalazł się na zewnątrz, otaczał go płaszcz nowy, mimo że nadal siedział na tym samym krześle.
Razem z wszystkimi członkami Rady – wszystkimi, którzy siedzieli w pomieszczeniu z heptagramem.
Potem Syriusz nabrał ostrości, o wiele młodszy Syriusz – wersja ze wspomnienia, bez głębokich linii szpecących jego twarz, choć w tych oczach też był strach. Włosy falowały za nim i Harry w końcu zauważył, że był na motorze i leciał. Harry obserwował, nie będąc w stanie przestać patrzeć, a wtedy motor ryknął, a Syriusz wylądował na trawiastej ziemi, zeskoczył i potknął się kilka razy, biegnąc do drzwi.
Wpadł przez nie, wołając:
- James!
Nie poruszając się, Harry podążył za nim do kuchni i do salonu, gdzie Syriusz zatrzymał się.
- James… - Szloch złapał za gardło Syriusza i Harry zacisnął oczy. – James – wyszeptał ponownie Syriusza, a wszyscy odczuli jego ból. Rozległ się inny, gaworzący odgłos, a potem dziecięcy płacz przeciął powietrze. Harry otworzył usta, obserwując, jak Syriusz wspina się szybko po schodach, a wszyscy w pomieszczeniu z heptagramem podążają za nim.
- Lily… boże… Harry… Harry, bogu dzięki… - Syriusz przestał mówić sensownie, kiedy wyciągał kwilące dziecko z łóżeczka i przytulił je do piersi. Kołysał się w tył i w przód. Jego palce delikatnie były wplątane w czarne włoski.
Harry patrzył na nich zauroczony. Jego ojciec chrzestny trzymał go tak delikatnie, nos miał schowany w dziecięcych włoskach, kołysał się, a jego własna maleńka piąstka zacisnęła się na koszulce Syriusza, kiedy płacz zmiękł w czkawkę.
- Ciii… już dobrze, kochany – nucił Syriusz. – Wszystko będzie dobrze… Jesteś bezpieczny, kochany, bezpieczny… Syriusz jest tutaj.
Zabrał koc z łóżeczka i owinął go wokół chłopczyka.
- Chodź, kochany – wyszeptał, – musimy się stąd wydostać…
Szybko wyszli na podwórko, choć Syriusz zatrzymał się w salonie. Jego wargi zadrżały, kiedy oczy podążyły do drzwi – do Jamesa, jak przypuszczał Harry, ale nie spojrzał w tamtą stronę.
Syriusz owinął ramiona wokół zawiniątka z głuchym szlochem, po czym odwrócił się i wyszedł szybko. Gdy już siedział na motocyklu, na podwórze wpadł Hagrid z wielkimi łzami w oczach i urzeczywistniła się rozmowa i kłótnia, o której raz mówił Harry’emu. Ale tym razem, protesty Syriusza znaczyły coś zupełnie innego.
- Zostanie ze mną – powiedział ostro Syriusz.
- Rozkazy Dumbledore’a – powtarzał uparcie półolbrzym, nie ważne ile razy Syriusz sprzeciwiał się choć wyglądał, jakby żałował, że musi to zrobić.
- Dlaczego? – zapytał Syriusz. – Będzie ze mną bezpieczny.
Hagrid potrząsnął głową.
- Dumbledore powiedział, że Harry musi być teraz z siostrą Lily. Powiedział, że będzie tam najbezpieczniejszy; że nic go tam nie zrani.
Syriusz przyciągnął chłopca opiekuńczo do piersi.
- Uważa, że ktoś po niego przyjdzie? – zapytał ostro.
- Dumbledore powiedział tylko, że Harry będzie tam teraz bezpieczy.
Syriusz badał dużą twarz, łagodne oczy, których nikt nie mógłby źle zrozumieć. Hagrid czekał cierpliwie.
- W porządku – westchnął w końcu Syriusz, a Harry poczuł zimny nóż, przeszywający jego pierś na te rozstrzygające słowa. – Skoro Dumbledore sądzi, że tak teraz będzie najlepiej – powiedział cicho Syriusz, wciąż drżącym głosem. – A jeśli sądzi, że możemy jakoś sprawić, by Harry był bezpieczny to chcę pomóc.
Hagrid skinął głową z ulgą. Syriusz przesunął Harry’ego w ramionach.
- Słyszałeś, Harry? – wyszeptał miękko. – Hagrid zabierze cię gdzieś, gdzie będziesz bezpieczny. Tylko do czasu, aż upewnię się, że zawsze będziesz bezpieczny, w porządku, kochany?
Chłopczyk zabulgotał, a łzy zaświeciły w oczach Syriusza.
- Będzie dobrze – obiecał. – Hagrid się tobą zajmie – powiedział miękko, po czym pocałował różowy policzek.
Oglądając toczące się wspomnienie, Harry wbił paznokcie w kolana, starając się nie spuścić twarzy. Przegrał walkę, gdy Syriusz przeniósł jego młodsze ja w ramiona Hagrida i niemowlak zaczął płakać.
- Wszystko w porządku – powiedział mu chrapliwie Syriusz. – Będzie dobrze… Zabierz mój motocykl – zaskrzeczał do Hagrida. – Nie będę go potrzebować.
Hagrid spojrzał na niego niepewnie.
- Jesteś pewny?
- Zabieraj – wychrypiał Syriusz. Wyciągnął łagodnie dłoń i pogłaskał nią grzywkę Harry’ego, gdy Hagrid usiadł na siedzenie motoru. – Uważaj na niego.
Maleńki Harry wciąż wył z niezadowolenia, gdy Hagrid zwiększył obroty silnika i uniósł się z ziemi. Syriusz obserwował motor, aż zniknął z pola widzenia, zakrył dłonią usta, a jego ciało trzęsło się w kończącą się, październikową noc.
Gdy zniknęli, obrócił się w miejscu. Harry i reszta popłynęli razem z nim przez kalejdoskop kolorów, aż stężał wokół nich kolejny pokój. Był goły, z bardzo zużytymi meblami, ale czysty.
- Remus? – zawołał ochryple Syriusz, gdy tylko się pojawił. Za Harrym, Lupin wydał z siebie dźwięk, który mógł być tylko nazwany skomleniem, ale Harry nie potrafił oderwać oczu od wspomnienia chrzestnego.
Dało się słyszeć dźwięk niepewnych kroków, schodzących po schodach. Twarz Syriusza natychmiast zmieniła się i znikomym ruchem wyciągnął różdżkę.
- Syriusz – pisnął Pettigrew, wyciągając puste dłonie w powietrze, – to tylko ja!
Ramię Syriusza, w którym trzymał różdżkę, napięło się.
- Komu podałeś adres Jamesa? – zapytał trzęsącym się głosem. Peter zbladł, ale potrząsnął głową.
- Łapo, n-nie wiem, o co ci chodzi.
Twarz Syriusza wykrzywiła się we wściekłości.
- Oni nie żyją! – krzyknął. – James i Lily nie żyją, a ja wiem, że to twoja wina, Peter! Byłeś ich Strażnikiem Tajemnicy! Komu powiedziałeś? Mów!
Koralik potu spłynął ona oko Harry’ego i nie zobaczył zaklęcia Pettigrew, ale usłyszał je, usłyszał rozbrzmiewające „Confringo!”. Zaklęcie minęło Syriusza, zamiast tego redukując kanapę do kupki drzazg.
- Impedimenta! – krzyknął Syriusz, ale Pettigrew już biegł w dół po schodach. Następne zaklęcie Syriusza niemal dotarło do jego ramienia, ale w ostatniej sekundzie skręcił na bok i wypadł przez drzwi. Syriusz zaklął siarczyście i pobiegł za nim, unikając kolejnego, źle wymierzonego Confringo. Ścigał swojego przyjaciela wzdłuż pustej ulicy, otoczonej małymi domkami. Pettigrew odwrócił się ostro tuż przed sklepem na końcu dobrze zadbanej ulicy i zamiast wznowić pościg, Syriusz odwrócił się w miejscu, depotrując się z trzaskiem i pojawiając tuż przed Pettigrew.
Jakaś kobieta krzyknęła, gdy Syriusz pojawił się znikąd. Żaden z mężczyzna zdawał się nie zauważyć naocznych świadków, bo większość z nich uciekała. Syriusz rzucił na Pettigrew klątwę Zwieracza Nóg. Pettigrew szybko usunął się z drogi i krzyknął, uciekając:
- Morderca! Zabiłeś ich, Syriuszu! Swoich własnych przyjaciół! Morderca!
Twarz Syriusza wykrzywiła się w zdezorientowaniu i to rozkojarzenie wystarczyło. Harry obserwował z przerażeniem, jak Pettigrew rzuca klątwę łamiącą kości w tłum oniemiałych gapiów. Rozległ się dźwięk ciała rozdzieranego przez kości i samych łamiących gnatów. Ludzie łamali się w pół.
Krew wylała się na ulicę.
Harry czując odruch wymiotny, zamknął oczy na tą rzeź. Wysoki śmiech sprawił, że otworzył je ponownie. Pettigrew wskazywał różdżką na swój własny palec, a po wypiszczanym słowie, palec oderwał się od kości i upadł na ziemię, turlając się tuż pod czarne buty Syriusza.
Syriusz, ze szklistymi oczami i otwartymi ustami, popatrzył na palec, nawet nie spoglądając na Pettigrew, kiedy ten wyrzucił z siebie: „Pulsus!”. Tak jakby kij do baseballa zderzył się z jego żołądkiem, oczy Syriusza wywróciły się w głąb czaszki i mężczyzna złożył się w pół z niskim stęknięciem, a ulica wokół nich zaczęła się rozmywać.
Twarze Pettigrew i Syriusza – krew… Wszystko zawirowało razem i Harry odetchnął głęboko, gdy znów zobaczył heptagram. Nikt nic nie powiedział, a Harry natychmiast zaczął szukać wzroku chrzestnego. Syriusz pochylał głowę, a jego ramiona się trzęsły.
- Panie Dubois – powiedziała Bones i pierwszy raz nie brzmiała na opanowaną. Jej monokl zwisał z jej palców.
- Tak, proszę pani? – zapytał nierówno Dubois.
Bones wyprostowała się. Założyła z powrotem monokl i powiedziała swoim zwykłym, głębokim tonem:
- Przygotował pan Veritaserum? – Kiedy Dubois skinął głową, Bones odezwała się do aurorów: – Odeskortujcie więźnia do heptagramu.
Syriusz poderwał głowę na ostre szarpnięcie aurorów. Jego łańcuchy brzęczały głośno, kiedy schodził po schodach. Kiedy spojrzał w oczy Harry’ego, szybko spuścił wzrok, a Harry łatwo mógł odczytać wstyd z każdej linii jego ciała. Harry zacisnął pięści, chcąc powiedzieć ojcu chrzestnemu, że nie ma się czego wstydzić. Poczuł nagły przypływ nienawiści do Rady za to, że kazywali mu to znosić.
I do patrzących spode łba aurorów, którzy popchnęli Syriusza za granicę heptagramu.
Syriusz potknął się i zdołał złapać równowagę na tyle, że upadł tylko na kolana – kajdany nie pozwoliły mu wstać.
- Proszę pokazać język – powiedział Dubois, a jego ciało drgało z niepokoju.
Niezbadany, smutny dźwięk uciekł spomiędzy ust Syriusza, ale wykonał polecenie. Dubois wyciągnął tylko rękę nad granicznymi liniami i wlał trzy krople jasnego płynu na język Syriusza.
- Co to jest? – zapytał Harry, zanim zdołał się powstrzymać. Bones spojrzała na niego i nie odpowiedziała.
- To zmusi Syriusza do prawdomównych odpowiedzi – wymamrotał Lupin. Harry po raz pierwszy dostrzegł, że oczy jego profesora są czerwone, chociaż Lupin wciąż patrzył prosto przed siebie.
- Panie Black – głos Bones wypełnił pomieszczenie, - jesteśmy tutaj, by stwierdzić, czy był pan niesprawiedliwie uwięziony. Czy zamierza nam pan pomóc w naszych ustaleniach?
- Tak – syknął Syriusz, jakby coś go przenikliwie bolało. Harry pochylił się do przodu, czując większy ból niż wtedy, gdy Syriusz opuszczał ogród Weasleyów.
- Czy był pan Strażnikiem Tajemnicy Potterów?
- Przez jakiś czas – odpowiedział szeptem Syriusz. – James i Lily… - Jego szczęka zadrżała. – Zmienili mnie na Petera.
- Petera jakiego? – zapytał Roggins.
- Pettigrew…
- Dlaczego?
Syriusz potrząsnął głową, a łzy zaczęły palić go w oczy.
- Myślałem, że będą bezpieczniejsi. Byłem celem.
- Jest pan śmierciożercą?
- Nie!
Rada siedziała nieruchomo, nieporuszona ostrym zaprzeczeniem. Zanim mogli go o to poprosić. Syriusz podciągnął rękaw, ukazując bladą skórę i nic więcej.
- Czy chciał pan zemścić się na Peterze Pettigrew, kiedy znalazł pan ciało Jamesa Pottera?
Jego „nie” było ledwie słyszalne.
Roggins pochylił się do przodu.
- Chciał pan go zabić?
Twarz Syriusza wykrzywiła się. Zamknął oczy.
- Tak – wyszeptał. Serce Harry’ego jakby spadło. Usiadł bardziej prosto i zignorował to uczucie.
Roggins skinął głową.
- Zabił go pan, panie Black?
Syriusz pokręcił głową i powiedział równie cicho:
- Nie.
- A chciałby pan to wtedy zrobić?
Syriusz nie odpowiedział przez długi czas.
- Nie – wyszeptał w końcu.
- Dlaczego nie? – zapytała ze zdumieniem czarownica bez palca.
Syriusz otworzył oczy. Spojrzał prosto na Harry’ego i powiedział:
- Nie zaryzykowałbym tego, że nie mógłbym zająć się Harrym. W pełni zamierzałem po niego wrócić, gdy tylko odzyskam Remusa i pójdę do Dumbledore’a – powiedział szybko. – Nigdy bym cię nie zostawił z Hagridem, gdybym wiedział, co się wydarzy, Harry. Musisz w to uwierzyć. Nigdy nie pozwoliłbym mu zabrać cię do tych ohydnych ludzi. Proszę, uwierz mi…
Jego głos tracił siłę, zanikając do kolejnego płytkiego szeptu.
Harry przełknął.
- Wiem – powiedział tak wyraźnie, jak tylko potrafił, czyli całkiem niewyraźnie.
- Panie Black – powiedziała cicho Bones, a Syriusz niechętnie spojrzał na nią. – Czy którekolwiek z pana zaklęć uderzyło w niewinnych postronnych podczas pana pojedynku z Peterem Pettigrew?
- Nie – powiedział, choć wydawało się, że jego gardło może poddać się w każdym momencie.
Bones patrzyła na niego przez dłuższą chwilę.
- Rado Siedmiu – mruknęła i wyciągnęła ręce, jakby próbowała przyciągnąć bliżej resztę inkwizytorów. Inni wokół heptagramu zrobili to samo. Stali z dłońmi skierowanymi ku sufitowi i zamkniętymi oczami.
Nikt nic nie mówił. Harry nie miał pojęcia, jak długo siedział. Jak długo Syriusz czekał na kolanach. A kiedy już Harry był pewny, że dłużej tego nie zniesie, inkwizytorzy otworzyli oczy i czternaście ramion powróciło na biurka.
- Zostaliśmy dziś tutaj wezwani – powiedziała Bones, a jaj głos wypełnił pomieszczenie, – żeby stwierdzić, czy Syriusz Black został niesprawiedliwie uwięziony, za pośrednictwem jakichkolwiek środków, które Rada uzna za słuszne.
- Przyprowadziłam jeszcze kilku świadków… - zaczęła pani Longbottom, ale Bones przerwała jej uniesieniem ręki.
- Nie potrzebujemy dalszych dowodów – powiedziała cicho. – Podjęliśmy decyzję.
Decyzję? Jak podjęli decyzję tak szybko?
Nawet nie zadali wielu pytań. Gniew szybko rozprzestrzenił się po ciele Harry’ego. Złapał za brzegi fotela, pochylając się do przodu jak tylko mógł. Jego oczy wwiercały się w panią Bones. Bez jakiejkolwiek cierpliwości czekał, aż kontynuuje.
Proszę, uwierzcie mu.
- Syriuszu Black – kontynuowała Bones, – Rada Siedmiu orzeka, że w 1981 roku został pan niesłusznie uwięziony. Zostaje pan oczyszczony ze wszystkich zarzutów i jest pan wolny.
Oczyszczony.
Słowo brzęczało w pomieszczeniu, owijając się wokół niego jak wełna, aż Harry nie czuł zupełnie nic.
Koło kolan Syriusza pojawiła się rolka pergaminu.
- Pana chrześniak jest teraz pod pana opieką – dodała Bones. – Życzę wam obu powodzenia. – I po tych słowach siedmiu inkwizytorów zniknęło.
Zniknęły także kajdany Syriusza; teraz od ścian odbijał się dźwięk szelest pergaminu, na którym Syriusz zacisnął palce.
Harry podniósł się na nogi oszołomiony, podczas gdy Syriusz próbował wstać. Harry obserwował jak przez mgłę, jak Remus zbiega po stopniach. Czując ołów w nogach, podążył tą samą ścieżką.
Obserwował, jak Remus przytula Syriusza i oboje szeroko się uśmiechają. A potem Syriusz odwrócił się do Harry’ego z wielkim, wyczekiwanym uśmiechem na twarzy. Wyciągnął ramiona, wyglądając tak, jakby jego twarz miała pęknąć z powodu szczęścia. Ale Harry nie potrafił do niego podejść. Jego twarz była tak sztywna, że aż bolesna i zdał sobie sprawę, zaciskając palce w pięści, że nigdy nie był tak zły.
Wtedy coś w Syriuszu oklapło. Bardzo powoli jego ramiona opadły do boków.
Pierś Harry’ego wznosiła się i opadała, kiedy patrzył na swojego chrzestnego.
- Jak mogłeś to zrobić? – zapytał przez zaciśnięte wargi.
Syriusz zrobił krok w jego stronę.
- Harry…
- Nie. Mogli posłać do ciebie dementorów – powiedział Harry tak ostro, że zapiekło go gardło. – Albo co najmniej wysłać z powrotem do Azkabanu!
- Wiem…
- Nie miałeś prawa tego zrobić – krzyknął Harry. – Nawet nie mnie zapytałeś! – Harry miał gwałtowną ochotę uderzyć ojca chrzestnego prosto w szczękę. Jego dłonie trzęsły się i nawet mógł wyobrazić sobie tą satysfakcję.
- Przepraszam – powiedział ochryple Syriusz. – Nie zdawałem sobie sprawy, że to stanie się tak szybko. I musiałem coś zrobić…
- Nie musiałeś! – Harry wiedział, że histeryzował, ale nie wydawało się, żeby mógł się powstrzymać. – Nic mi nie było z Dursleyami! Cały czas ci to powtarzałem! Mogłeś zginąć!
- Wiem…
Ale Harry’ego nie obchodziło to, co Syriusz wie. Zrobił pełen gniewu krok w stronę ojca chrzestnego. Syriusz nie ustępował, co tylko rozjuszyło Harry’ego.
- Mogli cię zabić, gdy tylko przybyłeś! – krzyknął. – Mogłeś iść prosto w zasadzkę! – Syriusz nie zareagował, a że krzyk nie był ratunkiem, przeszedł w pełen bólu szept. – Mogłeś zostać zabity. Co ja bym wtedy zrobił?
Syriusz przełknął ślinę.
- Jestem tutaj teraz. Jestem bezpieczny. – Wyciągnął rękę, przesuwając ją powoli, aż Harry poczuł jej mocną siłę na ramieniu. – Jestem bezpieczny – powtórzył Syriusz, schylając głowę, by spotkać oczy Harry’ego. – Razem możemy iść do domu.
Razem.
Harry zamrugał nagle wilgotnymi oczami, a jedyne co potrafił to niepewnie przytaknąć. Oczy Syriusza błyszczały, kiedy położył dłoń na tyle głowy Harry’ego i przyciągnął go bliżej.
- Och, Harry – mruknął. Cokolwiek więcej chciał powiedzieć, straciło się w ciszy, kiedy Harry owinął wokół niego ramiona i wtulił twarz w jego ramię.
Wsłuchiwał się w szalone tempo bicia jego serca, aż w końcu zwolniło. Potem przekręcił szyję, żeby móc znowu oddychać. Czekał, aż będzie w stanie wypowiedzieć jakieś słowa i powiedział cicho:
- Mogę z tobą zostać?
- Tak – wyszeptał Syriusz przez mokry śmiech. Zacisnął ramiona. – Tak – powiedział ponownie. – Cokolwiek zrobimy, zrobimy to razem.



5 komentarzy i dodaję ostatni rozdział :)

6 komentarzy:

  1. Proszę następny

    OdpowiedzUsuń
  2. Chce następny rozdział !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy następny? Nie mogę się doczekać

      Usuń
    2. Następny !!! :)

      Usuń
  3. Hej,
    o tak cudownie Syriusz jest już unieeinniony, w końcu skorzystali z zeznań tego śmierciożercy jsk i z myśloodsiewni i verasitum...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń